8 - Jair i jego córka; uzdrowienia.doc

(48 KB) Pobierz
JEZUS W DRODZE DO HEBRON

JAIR I JEGO CÓRKA. UZDROWIENIA NIEWIASTY, DWÓCH ŚLEPYCH I FARYZEUSZA

Jair, przełożony nad synagogą, znajdował się tam wówczas także, pełen smutku i wyrzutów sumienia. Córka jego, niebezpiecznie chora, była powtórnie bliską skonu, niebezpieczniejszego jak za pierwszym razem, gdyż było niejako karą za grzechy jej i rodziców. Już poprzedniego szabatu popadła była we febrę. Matka jej i siostra, wraz z matką Jaira odpłaciły się lekkomyślnością za pierwsze uzdrowienie a nawet za dobrodziejstwo to wcale Jezusowi nie podziękowały; Jair zaś, będąc chwiejnym i słabym i aż nadto uległym swej urodziwej i próżnej żonie, dał sobą we wszystkim rządzić. W domu panowała lekkomyślna gospodarka kobiet, które zazwyczaj zajęte były tylko strojeniem się na sposób pogan.

Skoro dziewczyna po raz pierwszy wyzdrowiała, kobiety razem z nią śmiały się i szydziły z Jezusa. Niewinność, którą dotychczas dziewczynka się odznaczała, nie jaśniała już dawnym blaskiem. Obecnie dostała febry, gorączka niezwykle ją trawiła, a w ostatnim tygodniu była w ciągłym majaczeniu, słowem bliską była śmierci. Rodzice widzieli w tym karę za swą lekkomyślność, lecz nie chcieli się do tego przyznać. Widząc jednak bliską śmierć córki, matka zawstydzona i zaniepokojona, rzekła do Jaira! "Zmiłuje się też Jezus jeszcze raz nad nami?" i nalegała nań, by Go jeszcze raz o to prosił. Lecz Jair wstydził się pokazać Jezusowi i czekał aż do soboty, gdy będzie nauczał; miał bowiem silną wiarę, że Jezus, skoro tylko zechce, może mu dopomóc. Również było go wstyd prosić Jezusa o to we dnie wobec ludzi. Gdy Jezus wyszedł z synagogi, powstał koło Niego niezmierny natłok.

Mnóstwo ludzi i wielu chorych chciało się do Niego zbliżyć. Jair, zbliżywszy się, upadł przed Nim, zasmucony, i prosił usilnie, by się jeszcze raz raczył zmiłować nad jego już umierającą córką. Jezus przyrzekł mu to. Wtem nadszedł jeden z domowników Jaira, wysłany przez panią domu, która, strapiona długą nieobecnością męża, sądziła, że Jezus nie chce go wysłuchać. Posłaniec doniósł, że córka już nieżywa, lecz Jezus kazał mu tylko ufać i być dobrej myśli. Zmrok już zapadał, a koło Jezusa ciągle był natłok. Teraz przyprowadziły do synagogi służebnice ową niewiastę, cierpiącą na krwotok, która niedaleko stąd mieszkała. Inne niewiasty, które, choć nie w tym stopniu cierpiące, jak ona, w południe, wśród natłoku przy przewozie, za dotknięciem się szaty Jezusowej uzyskały zdrowie, rozmawiając z nią o tym, silną w niej obudziły wiarę.
Spodziewała się, że wieczorem, gdy Jezus będzie wychodził z synagogi, wśród natłoku ludzi będzie się mogła niepostrzeżenie Go dotknąć. Jezus, czytając jej myśli, szedł powoli. Wtedy ona niewiasta, wraz z córką, Leą i wujem tejże męża, przybliżyła się do Niego, siadła na kolanach, a oparłszy się jedną ręką na ziemi, drugą dotknęła się szaty Jezusowej, i w oka mgnieniu uczuła się zupełnie uleczoną. Jezus jednak zatrzymał się, spojrzał na uczniów i zapytał: "Kto się Mnie dotknął?" Na to odrzekł Piotr: "Pytasz, kto się Ciebie dotknął? Widzisz, iż lud prze na Ciebie." Lecz Jezus odrzekł: "Ktoś Mnie się dotknął, gdyż czuję, że siła wyszła ze Mnie." Przy czym spojrzał wokoło, a gdy się lud trochę rozstąpił, nie mogła się owa niewiasta dłużej ukryć. Przybliżyła się przeto do Jezusa i w trwodze rzuciła Mu się do nóg, mówiąc, iż ona to zrobiła i że cierpiąc od długiego czasu na krwotok, za dotknięciem się Jego uleczoną została. Błagała Go, aby jej przebaczył. Wtedy Jezus rzekł do niej: "Bądź spokojna, córko, wiara twoja cię uzdrowiła. Idź w pokoju i bądź wolna od cierpień." Wówczas odeszła uzdrowiona, wraz z swymi krewnymi.

Niewiasta ona nazywała się Enue, liczyła lat 30 i była bardzo wynędzniałą i bladą. Nieboszczyk, jej mąż, był żydem. Jedyna córka, jaką miała, wychowywała się u wuja, który właśnie wraz z nią przyszedł do chrztu i jej szwagrową, imieniem Leą, której mąż jest zaciekłym Faryzeuszem. Związek małżeński, w który owdowiała Enue chciała ponownie wejść, nie był po myśli jej bogatych krewnych, dlatego też się jej sprzeciwiali.

Przyspieszając kroku, zdążał Jezus do domu Jaira. Towarzyszyli Mu uczniowie, Piotr, Jakób, Jan, Saturnin i Mateusz. W przedsionku domu stało mnóstwo narzekających i płaczków. Przechodząc obok nich, nie powiedział im już Jezus: "ona śpi tylko", lecz poszedł dalej. Matka Jaira, żona jego i jej siostra wyszły w zasłonach żałobnych naprzeciw Niemu. Zostawiwszy na podwórzu Saturnina i Mateusza, udał się Jezus w towarzystwie Piotra, Jakóba i Jana, wraz z Jairem, żoną tegoż, i matką do izby, gdzie leżała umarła. Obecnie leżała ona w innej, szczuplejszej izdebce, aniżeli poprzedniego razu. Miejsce, w którym leżała, znajdowało się teraz za ogniskiem. W ogrodzie kazał Sobie zerwać Jezus gałązkę, jako też przygotować miednicę z wodą, którą pobłogosławił. Zwłoki zmarłej, odrętwiałe, przedstawiały widok o wiele nie przyjemniejszy, aniżeli poprzednio. Dawniej widziałam jej duszę blisko ciała, teraz nie widziałam jej wcale.

Przedtem powiedział Jezus: "Ona śpi", teraz nie powiedział nic. Była nieżywa. Jezus, umaczawszy gałązkę w pobłogosławionej wodzie, pokropił nią umarłą dzieweczkę, następnie modląc się, ujął ją za rękę i rzekł: "Dzieweczko, tobie mówię, wstań!" W chwili, gdy Jezus się modlił, widziałam, jak dusza jej w postaci czarnej kuli weszła do jej ust. Podniosła oczy, wyprostowała się za ujęciem ręki przez Jezusa i wstała z łoża. Jezus oddał dziewczynkę rodzicom, którzy wśród płaczu do nóg Mu się rzucili. Potem kazał Jezus przynieść jej co do zjedzenia, a mianowicie winogron i chleba. Gdy przyniesiono co Jezus rozkazał, wskrzeszona jadła i rozmawiała. Jezus napominał rodziców do wdzięczności względem Boga za takie dobrodziejstwo, do porzucenia rozkoszy światowych i czynienia pokuty, przypomniał im obowiązek wychowania wskrzeszonej dzieweczki tak, aby nie popadła w śmierć wieczną.

Zganił im całe ich postępowanie i lekkomyślność, z jaką przyjęli pierwszą łaskę, skutkiem czego w tym krótkim czasie córka ich naraziła się na śmierć cięższą, bo na śmierć duszy. Wskrzeszona do życia płakała ze wzruszenia. Jezus przestrzegał ją przed wszelkim grzechem, przed pożądliwością oczu, dodając i to, że spożywszy z chleba, który był pobłogosławił, na przyszłość już więcej służyć nie powinna ciału, ale natomiast pożywać winna z chleba żywota; powinna pokutować, mieć silną wiarę, modlić się i spełniać pobożne uczynki. Słowa te wywołały w rodzicach dzieweczki zupełną przemianę. Jair przyrzekł we wszystkim być posłusznym Jego rozkazom; również żona jego wraz z wszystkimi obecnymi przyrzekli poprawę, płacząc i dziękując. Jair zupełnie przemieniony, rozdał natychmiast część swych dóbr między ubogich. Córce jego było na imię Salome.

Z powodu wielkiego napływu ludzi przed dom Jaira, polecił Jezus temu ostatniemu, aby nie czyniono niepotrzebnego rozgłosu i opowiadania. Takie polecenia dawał On bardzo często uzdrowionym, a czynił to z różnych powodów. Najczęściej zaś dlatego, że zbytnie przechwalanie się i rozgłaszanie doznanej łaski przeszkadzało skupieniu duszy w rozmyślaniu miłosierdzia Bożego. On zaś życzył Sobie, by uleczeni w cichości myśleli o poprawie a nie biegali wszędzie, ciesząc się nad miarę z otrzymanego zdrowia, przez co bardzo łatwo w grzech wpaść mogli. Często nakazywał także milczenie w tym celu, by uczniów nauczyć pogardy sławy a spełniania dobrych uczynków jedynie z miłości ku Bogu; albo znowu dlatego, aby nie przysparzać ludzi ciekawych i niespokojnych, jako też, by się nie cisnęli do Niego tacy chorzy, których samo tylko pragnienie pozbycia się choroby do Niego pociągało, ale nie wiara. Wielu bowiem przychodziło tak, jakby tylko chcieli doświadczać; tacy popadali później w grzechy i chorobę, jak to miało miejsce w domu Jaira.

Po tym wszystkim wyszedł Jezus wraz z pięciu uczniami tylną częścią domu, by w ten sposób ujść natłoku u drzwi. Pierwsze uleczenie w domu Jaira odbyło się za dnia, dzisiejsze wieczorem po szabacie, przy świetle lamp. Dom Jaira leżał w północnej stronie miasta, Jezus zaś udał się w stronę północno zachodnią ku wałom. Pomimo to wyśledziło Go dwóch ślepych wraz z przewodnikami. Skoro Go tylko spostrzegli, pospieszyli za Nim, wołając: "Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami!" Jezus tymczasem wszedł do jednego domu w wale, należącego do pewnego zaufanego męża, sprawującego w tej dzielnicy miasta urząd stróża.

Uczniowie także tutaj niekiedy gościli, a miał ów dom także wyjście po drugiej stronie miasta. Ślepi jednakże weszli za Jezusem do domu, błagając: "Jezu, Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami!" Wtedy Jezus, zwróciwszy się do nich, rzekł: "Wierzycie, iż Ja mogę to uczynić?" Oni odpowiedzieli: "Tak, Panie!" Wówczas wyjął z kieszeni flaszeczkę napełnioną balsamem czy oliwą, i nalał z niej trochę do małej, ciemnej i płytkiej miseczki. Następnie, trzymając ją na dłoni lewej ręki, wsypał nieco gliny, zmieszał wielkim i wskazującym palcem ręki prawej i pomazał oczy ślepych, mówiąc: "Niech się stanie według waszego pragnienia!" Wtedy owi ślepi otworzyli oczy, widząc wszystko, a upadłszy Mu do nóg, dziękowali. Jezus również i im zakazał cudu tego rozgłaszać. Uczynił to zaś obecnie dlatego, aby tłum aż tu za Nim się nie cisnął i aby Faryzeuszom nie dawać powodu do gniewu. Jednakowoż już owo wołanie ślepych o pomoc zdradziło było Jego w tej okolicy obecność, a także uzdrowieni od ślepoty rozgłaszali wszędzie szczęście, jakiego dostąpili.

Tymczasem ludzie z okolicy Seforis, dalecy krewni Anny, przyprowadzili doń człowieka niemego, który był od diabła opętany. Związawszy mu ręce i opasawszy sznur koło ciała, wlekli go w ten sposób, był bowiem zupełny i obrzydliwy szaleniec. Był to Faryzeusz, należący do komisji, która Jezusa śledziła, nazywał się Joas, a był jednym z owych, z którymi Jezus dyskutował w szkole leżącej między Seforis, a Nazaretem.

Przed 14 dniami opętał go szatan, mianowicie wtedy, gdy Jezus wracał z Naim. Człowiek ów wbrew własnemu przekonaniu, i chcąc się tylko pochlebić innym Faryzeuszom, rzucał na Jezusa bluźnierstwa, że musi posiadać diabła, skoro krąży jak szalony po kraju. W Seforis dyskutował z nim Jezus o rozwodzie małżeńskim. Był to wielki grzesznik. Obecnie, gdy go przyprowadzono, zerwał się na Jezusa, lecz Pan, skinąwszy ręką, rozkazał szatanowi wyjść z niego. Na to drgnął cały ów opętany, a czarna para wyszła z ust jego. Potem upadł przed Jezusem na kolana wyznając swe grzechy i prosząc o przebaczenie. Jezus przebaczył mu wszystko, na pokutę zadając mu kilka dni postu i jałmużny. Miał się na dłuższy czas wstrzymać od niektórych potraw, których żydzi najwięcej używali, jak np. od czosnku. Zdumienie ogarnęło wszystkich, uważano bowiem za rzecz najtrudniejszą wypędzić niemego diabła.

Faryzeusze mieli z nim już dosyć kłopotu. Gdyby go przed Jezusa nie byli przyprowadzili jego domownicy, to Faryzeusze z pewnością byliby go nigdy do Niego nie dopuścili. Najwięcej gniewało ich, że nawet jeden z ich grona szukał pomocy u Jezusa i pomoc tę znalazł, wyznając publicznie swe grzechy, w których oni także uczestniczyli. Po odejściu owego opętanego, rozeszła się w Kafarnaum wieść o tym uzdrowieniu; ludzie mówili powszechnie, że o takich cudach w Izraelu nie słyszano. Faryzeusze srożyli się jednak, mówiąc: "On wypędza szatany mocą ich księcia."

Jezus wyszedł wraz z uczniami tylnymi drzwiami domu, obszedł zachodnią część miasta, i poszedł aż do domu Piotra na przedmieściu, gdzie przepędził noc. W owych dniach dał Jezus ponownie wobec uczniów świadectwo o Janie Chrzcicielu. Jest on czysty - mówił - jak anioł, do ust jego nie weszło nigdy nic nieczystego, z ust nie wyszedł żaden grzech, żaden fałsz. A kiedy Go pytali, czy też długo jeszcze Jan żyć będzie, rzekł Jezus, że umrze, gdy czas jego przyjdzie, a ten jest już niedaleki. Tym zasmucili się uczniowie bardzo.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin