6 - Poselstwo Jana Chrzciciela do synagogi; obfity połów ryb.doc

(48 KB) Pobierz
JEZUS W DRODZE DO HEBRON

POSELSTWO JANA CHRZCICIELA DO SYNAGOGI.
OBFITY POŁÓW RYB

Jeszcze przed szabatem przybyło od Jana z Macherus kilku uczniów w poselstwie do Kafarnaum. Byli to najdawniejsi i najzaufańsi uczniowie Jana, między nimi bracia Marii Kleofy, Jakób, Sadoch i Heliachim. Przybywszy tu, zwołali do przysionka synagogi przewodniczących i komisję Faryzeuszów i doręczyli im długi, wąski zwój, zwinięty w trąbkę. Był to list Jana, w tonie ostrym pisany, a zawierający wyraźne świadectwo o Jezusie. Podczas gdy Faryzeusze czytali list, i nieco zmieszani jego treścią, to i owo przebąkiwali, zebrał się w koło tłum ludu, co widząc uczniowie, głośno opowiedzieli ludowi, co Jan niedawno mówił w Macherus wobec Heroda, uczniów i licznie zgromadzonej ludności.

Rzecz zaś miała się tak: uczniowie, wysłani przez Jana do Jezusa do Megiddo, powróciwszy z odpowiedzią, powiadomili go o cudach i nauce Jezusa, o prześladowaniu Go ze strony Faryzeuszów, o różnych pogłoskach, krążących o Jezusie, i o tym, jak niektórzy zarzucają Jezusowi, że nie uwalnia go z więzienia. Widząc Jan, że daremnym jest nakłaniać Jezusa do dania świadectwa o Sobie samym, ujrzał się zmuszonym jeszcze raz publicznie poświadczyć, kim jest Jezus. Kazał więc powiedzieć Herodowi, by pozwolił mu mieć mowę do uczniów i do ludu, który się zgromadzi, bo i tak wkrótce już umilknie na zawsze. Herod zezwolił na to chętnie, bo chciał zyskać życzliwość ludu i wpoić weń przekonanie, że Janowi nie dzieje się krzywda w niewoli. Wpuszczono więc na dziedziniec zamkowy wszystkich uczniów i tłumy ludu. Sam Herod i jego przewrotna, nieprawa żona, siedzieli na podwyższeniu, otoczeni orszakiem żołnierzy. Wreszcie wyszedł Jan z więzienia i z wielkim zapałem zaczął nauczać o Jezusie.

"Ja sam mówił, przyszedłem tylko przygotować Mu drogę i nikogo innego nie głosiłem, tylko Jego. Wy jednak w zatwardziałości swojej nie chcecie Go uznać. Czyście zapomnieli, co nauczałem o Nim? Powtórzę wam to jeszcze raz dokładnie, bo koniec żywota mego już bliski." Słowa te nadzwyczaj wzruszyły słuchaczów, a wielu uczniów nawet płakało. Herod także zaniepokoił się i zakłopotał, bo ani mu jeszcze przez myśl nie przeszło skazywać Jana na śmierć; miała wprawdzie takie pragnienie jego nałożnica, lecz umiała obłudę swą doskonale pokrywać i uchodzić za najlepszą.

Jan tymczasem mówił dalej z wielką gorliwością; przypominał obecnym cud, jaki miał miejsce przy chrzcie Jezusa, świadczący o tym, że Jezus jest ulubionym Synem Boga, przepowiedzianym przez proroków. Co Jezus uczy, to pochodzi od Ojca Jego, co On czyni, czyni i Ojciec, i nikt nie dostanie się do Ojca, tylko przez Niego. Zbijał potem Jan zarzuty, stawiane Jezusowi przez Faryzeuszów, szczególnie co do gwałcenia szabatu. Każdy musi szabat święcić, lecz właśnie gwałcą go oni, nie słuchając nauki Jezusa, Syna Tego, który szabat ustanowił. Wiele jeszcze podobnych rzeczy mówił Jan, wskazując na Jezusa jako na tego, bez którego nie można być zbawionym, bo kto nie wierzy weń i nie słucha Jego nauki, potępionym będzie na wieki. Upominał potem uczniów, by udali się do Jezusa, by w zaślepieniu nie stawali przy nim na progu świątyni Bożej, lecz weszli do jej wnętrza.

Skończywszy naukę, wysłał część swych uczniów ze znanym nam listem do synagogi w Kafarnaum. W liście tym dawał jeszcze raz wyraźne świadectwo Jezusowi, że jest Synem Boga i wypełnieniem obietnicy i że, co naucza i czyni, jest słusznym i świętym; odpierał wszystkie zarzuty Faryzeuszów, groził im sądem i zaklinał, by nie odtrącali od siebie zbawienia. Dał jeszcze drugi takiż list uczniom i kazał przeczytać go ludowi i powtórzyć wszystko, co on tu mówił. Jak widzieliśmy, spełnili uczniowie wiernie to polecenie. Przed synagogą ze-brały się niezmierne tłumy ludu, bo w ten szabat szczególnie wielki natłok był w Kafarnaum.

Ze wszystkich stron zgromadzili się tu żydzi. Wszyscy słuchali radośnie uczniów, gdy ci powtarzali im słowa Jana o Jezusie, na wszystkich twarzach malowała się radość, a wiara umocniona na nowo wstąpiła w ich serca. Wobec takiego usposobienia tłumów nie mogli Faryzeusze nic wskórać i musieli ustąpić; wzruszali wprawdzie ramionami i chwiali głowami na to wszystko, ale udawali życzliwych. Dla zaznaczenia jednak swej powagi, rzekli do uczniów Jana: "Nie wchodzilibyśmy Jezusowi w drogę, gdyby nie naruszał prawa i nie zakłócał spokoju. Prawda, że dziwną i cudowną władzę ma w Sobie, musimy jednak zważać na porządek, a wszystko ma swoje granice. Jan jest dobrym człowiekiem, ale trzymany w niewoli, nie obeznany jest dobrze ze wszystkim; z resztą w ogóle bardzo mało miał stosunków z Jezusem.

Tymczasem zaszedł szabat. Wszyscy udali się do synagogi, gdzie też poszedł Jezus z uczniami. Słuchano tu Jego nauki z wielkim podziwem. Mówił zaś Jezus o sprzedaniu Józefa I Mojż. 37, 1- 41 i o pismach proroka Amosa 2, 6 - 3, 9, gdzie grozi Izraelitom karą za grzechy. Nie przeszkadzano Mu wcale; Faryzeusze słuchali z tłumioną w sercu zawiścią, ale i z mimowolnym podziwem. I ich wzruszyło nieco świadectwo Jana, dane Jezusowi wobec wszego ludu. Nagle dał się słyszeć w synagodze straszliwy ryk. Przyprowadzono bowiem do synagogi pewnego opętanego z Kafarnaum, a ten dostał naraz napadu i wrzeszcząc, rzucił się na obecnych, chcąc ich kąsać.

Jezus zwrócił się w stronę jego i rzekł: "Milcz! wyprowadźcie go!". W jednej chwili uspokoił się opętany, a gdy go wyprowadzono, położył się przed synagogą na ziemi, drżąc z bojaźni. Jezus tymczasem, skończywszy naukę sabatową, wyszedł z synagogi, a przystąpiwszy do owego opętanego, uwolnił go od złego ducha. Poczym udał się z uczniami do domu Piotra, stojącego nad jeziorem, gdyż tam większy panował spokój niż gdzie indziej. W nocy wyszedł jak zwykle, na modlitwę. Między wszystkimi chorymi, uzdrowionymi przez Jezusa, nie widziałam nigdy właściwych obłąkanych; jeśli byli tacy, to tylko jako opętani przez złego ducha.

Faryzeusze pozostali jeszcze w synagodze i szperali w różnych starych księgach proroków, szczególnie Malachiasza, z którego jeszcze najwięcej wiedziano; badali ich naukę i żywot, porównywali naukę Jezusa, a jednak musieli Mu przyznać pierwszeństwo przed nimi i podziwiać Jego moc; w końcu jednak znaleźli i w Jego nauce coś do zganienia.

Następnego ranka nauczał Jezus znowu w synagodze wobec licznie zgromadzonych tłumów. Tymczasem jednak tak się pogorszyło Marii Kleofasowej, że Najświętsza Panna posłała po Jezusa do synagogi, prosząc Go o natychmiastową pomoc. Jezus udał się zaraz na przedmieście do domu Piotra, koło chorej zebrani byli synowie i bracia chorej, Maryja i wdowa z Naim. Szczególnie odczuwał to nieszczęście ośmioletni synek chorej z trzeciego małżeństwa z Jonaszem, młodszym bratem teścia Piotra, któremu Jonasz pomagał w zajęciach rybackich, a umarł pół roku temu. Przyszedłszy do domu, przystąpił Jezus do posłania chorej, wycieńczonej zupełnie gorączką, pomodlił się i włożył na nią rękę; poczym ujął ją za ramię i rzekł, by przestała być chorą.

Następnie kazał dać jej napić się co i przekąsić. Podobnie postępował Jezus ze wszystkimi chorymi, a miało to przypominać Przenajświętszy Sakrament, który później ustanowił. Jezus przeważnie potrawy te błogosławił. Nie do opisania była radość synów, a szczególnie małego Symeona, gdy Maria Kleofy wstała zupełnie zdrowa i zaraz zaczęła usługiwać chorym; Jezus bowiem wyszedł już był i zaczął uzdrawiać licznie koło domu zebranych chorych. Byli to po największej części nieuleczalnie chorzy, o których nie miano już żadnej nadziei wyzdrowienia, przyniesieni z dalekich stron, a nawet z Nazaretu niektórzy znajomi Jezusa z czasów młodości.

Niektórzy byli tak słabi, że na pół martwych przynoszono ich na plecach przed Jezusa. Przybyli tu także uczniowie Jana, którzy przynieśli pismo do synagogi i pokornie oskarżali się sami, że dotychczas byli Mu niechętni, a to z tego powodu, że nie ujął się za ich mistrzem, wziętym do niewoli. Opowiadali, jak ostro pościli dla uproszenia Boga o natchnienie Jezusa, by uwolnił ich mistrza. Jezus pocieszał ich serdecznie i chwalił przed nimi Jana, jako najświętszego z ludzi.

Rozmawiając potem z uczniami Jezusa, zapytywali się, dlaczego Jezus sam nie chrzci tak jak ich mistrz, który tyle sobie trudu przy tym zadawał. Odrzekli im na to uczniowie Jezusa: "Jan chrzcił, bo jest chrzcicielem, Jezus zaś uzdrawia, bo jest Zbawicielem, Jan przecież nie uzdrawiał, bo inne miał zadanie.

Przybyli też z Nazaretu do Jezusa uczeni zakonni i prosili Go uprzejmie, by odwiedził przecież i ich miasto; zachowywali się tak, jakby chcieli się usprawiedliwić z tego, co tam zaszło. Jezus odrzekł im na to, że żaden jeszcze prorok nie miał znaczenia w swej ojczyźnie. Poczym udał się do synagogi i nauczał aż do końca szabatu. Wychodząc, uzdrowił Jezus jeszcze jednego ślepego.

Domem Piotra na przedmieściu zarządza jego żona; w drugim zaś, nad jeziorem, gospodarzą jego teściowa i pasierbica. Jezus wyszedł z domu na modlitwę, a uczniom-rybakom pozwolił na ich prośbę udać się na jezioro na nocny połów; było bowiem przy takim zdumiewającym natłoku obcych, wielkie zapotrzebowanie ryb. Potrzeba było także przewoźników, bo wielu ludzi przeprawiało się z jednego brzegu na drugi.

Wyszedłszy na połów, łowili uczniowie całą noc, a nad ranem przewozili jeszcze ludzi. Jezus tymczasem z resztą uczniów zajęty był rozdzielaniem jałmużn między ubogich, uzdrowionych niedawno chorych i biedniejszych podróżnych. Nauczał przy tym, pocieszał i upominał, rozdając sam wszystko, własnoręcznie co kto potrzebował. Rozdzielano suknie tkaniny, nakrycia, chleb i pieniądze. Wszystko to dostarczyły niewiasty ze swych zapasów zebranych z datków dobroczynnych. Uczniowie nosili podarki w koszach i rozdzielali stosownie do rozkazu Jezusa.

Nieco później nauczał Jezus nad jeziorem w miejscu, gdzie Piotr zwykł był łowić ryby. Łodzie Piotra i Zebedeusza stały niedaleko brzegu, zaś uczniowie-rybacy czyścili na brzegu sieci, w oddaleniu od rzeszy. Łódka Jezusa kołysała się na falach w pobliżu wielkich łodzi. Brzeg w tym miejscu był wąski, zamknięty z tyłu stromą skałą, a że ludzie zebrali się licznie, więc ścisk powstał nadzwyczajny. Widząc to Jezus, skinął na rybaków, by przyciągnęli Jego łódkę. W tym czasie zbliżył się do Niego pewien uczony z Nazaretu, który przybył tu z chorymi, uzdrowionymi wczoraj i rzekł: "Mistrzu, pójdę wszędzie za Tobą, gdzie tylko się zwrócisz!" Jezus odrzekł mu na to: "Liszki mają swe nory, ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił.

Wsiadłszy na łódkę, kazał Jezus od-bić nieco od brzegu, a płynąc wzdłuż i zatrzymując się co chwila, nauczał słuchaczów zebranych na brzegu; mówił kilka przypowieści o królestwie Bożym, tak np. o nieprzyjacielu, siejącym kąkol w pszenicy i o podobieństwie królestwa niebieskiego do sieci, zarzuconej w morze. Wieczór już zapadał, gdy Jezus rzekł do Piotra, by wyprowadził łodzie na głębinę i zapuścił sieci. Na to odrzekł Mu Piotr z pewnym zniechęceniem: "Całą noc pracowaliśmy i nic żeśmy nie ułowili; jednak na Twoje słowo zapuszczę sieci." Zabrali więc zaraz sieci na łodzie i wypłynęli na jezioro. Jezus tymczasem rozpuścił lud, i wziąwszy z sobą Saturnina, syna Weroniki, przybyłego tu wczoraj, i kilku innych uczniów, popłynął w swej łódce za łodzią Piotra; po drodze objaśniał im jeszcze raz przypowieści, a gdy wypłynęli na pełną wodę, wskazał im miejsce, gdzie mają zarzucić sieć, poczym przepłynął w Swej łódce przez jezioro w stronę, gdzie stał dom Mateusza.

Tymczasem zapadła noc. Rybacy zarzucili sieć, a dla łatwiejszego rozpoznawania zapalono na kraju łodzi, od strony sieci, pochodnie. Poczekali chwilę, a potem zaczęli płynąć ku Chorazin, ciągnąc sieć za sobą. Zaraz z początku poczuli, że sieć musi być pełna, bo ciężar był niezwykły; z trudem dopłynęli na płytsze miejsce, gdzie sieć spoczęła na dnie. Na wierzch nie mogli jej jednak wydobyć, bo pod ciężarem ryb zaczęła się rwać.

By ulżyć ciężaru, popłynęli w małych czółenkach i zaczęli rękami wybierać ryby w mniejsze sieci i skrzynie, przyczepione wolno do łodzi. Do pomocy wezwali rybaków Zebedeusza, płynących obok na łodzi, którzy także zaczęli wybierać ryby z sieci. Tak obfity połów, jaki im się jeszcze nigdy nie zdarzył, wprawiał wszystkich w zdumienie i przerażenie. Piotra zastanowiło to szczególnie; poczuł, że dotychczas nie dość jeszcze ocenili Jezusa; cała ich troska o dobry połów nie była nic warta, całodzienne ich trudy daremne były, a oto na jedno słowo Jezusa więcej ułowili ryb, niż kiedy indziej przez całe miesiące.

Ulżywszy ciężaru, przybili do brzegu i wyciągnęli sieć; i znowu przestrach ich ogarnął na widok takiego mnóstwa ryb. Piotr zaś, zawstydzony, upadł na twarz przed Jezusem, stojącym na brzegu, i rzekł: "Panie! odejdź ode mnie, bom grzeszny człowiek!" - "Nie lękaj się, Piotrze!" - rzekł mu Jezus - na przyszłość będziesz łowczym dusz ludzkich." Mimo to przygnębiony był bardzo Piotr swą nędzą i zbytnią troską o zysk. Działo się to między godziną trzecią a czwartą rano i właśnie zaczynało dnieć.

Powybierawszy ryby z sieci, położyli się uczniowie w łodziach do snu. Jezus zaś udał się z Saturninem i synem Weroniki na wschód i wyszedł na północny kraniec grzbietu górskiego, na którego południowym końcu leży Gamala. Okolica tu pagórkowata, zarosła krzewami. Po drodze dawał Jezus towarzyszom wskazówki co do sposobu modlenia się i kazał im zastanowić się nad tym, poczym odłączył się od nich i poszedł na odosobnione miejsce. Oni zaś spoczywali, to chodzili, to modlili się.

Ci drudzy uczniowie tymczasem zajęci byli przez cały dzień rybami. Sporą część rozdzielono między ubogich, mnóstwo zakupili poganie, a resztę przewieziono do Kafarnaum i do Betsaidy. Wszystkim opowiadali przy tym to cudowne zdarzenie. Obecnie doszli już do przekonania, że osobista ich troska o wyżywienie się do niczego nie prowadzi, że wszystko od Jezusa zależy. Niedawno uciszył Swym głosem burzę, a oto teraz ryby, posłuszne Mu, dały się złowić w takiej ilości.

Rozprzedawszy ryby, popłynęli znów na wschodni brzeg, a że Jezus powrócił już z obu uczniami z dziennej wędrówki, więc wszyscy razem popłynęli do Kafarnaum. Wylądowawszy, poszedł Jezus do domu Piotra na przedmieściu i tu do późna w noc przy świetle pochodni uzdrawiał opuszczonych nieczystych chorych obojga płci. Byli to tacy, których nie wolno było wraz z innymi publicznie przyprowadzać, i dlatego uzdrawiał ich Jezus podczas nocy na podwórzu Piotra. Niektórzy między nimi już od wielu lat żyli w zupełnym opuszczeniu zdała od społeczeństwa ludzkiego. Resztę nocy przepędził Jezus na modlitwie.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin