Pokora.pdf

(328 KB) Pobierz
Microsoft Word - Pokora
POKORA W REGULE ŚW. BENEDYKTA
Pokora była dla mnichów zawsze podstawowym kryterium pozwalającym ocenić
czyjąś duchową wielkość. Jeżeli komuś brakowało pokory, nie był uznawany za
mistrza życia duchowego, choćby nawet dokonywał cudów i praktykował
najbardziej surową ascezę. Z tego powodu nauka pokory należała do
najważniejszych zadań mnicha. Starcy mówili: „Koroną mnicha jest pokora” (2 Apo
XXIII 12[1098]).
W Regule św. Benedykta co chwilę spotykamy się z odniesieniem do niej. Powinna
ona charakteryzować wszystkich mnichów, zaczynając od opata, przeora, szafarza,
dziekanów, rzemieślników, furtiana, aż do ostatniego brata. Jest ona znakiem
autentycznego przyjęcia zasad życia monastycznego i dlatego jest podstawowym
kryterium przyjmowania braci do wspólnoty.
Siódmy rozdział Reguły św. Benedykt poświęcił w całości pokorze. Nie przypadkiem
ten rozdział jest najdłuższym rozdziałem w całej Regule . Zamyka on pierwszą jej
część omawiającą najważniejsze zasady duchowe życia monastycznego. W rozdziale
o pokorze św. Benedykt mówi o tym, czym pokora jest, i wskazuje jednocześnie jej
zasadnicze cechy. Tekst jest na tyle klasyczny, że warto go w całości przeanalizować.
Dynamika pokory
Bracia, Pismo Święte woła do nas: Każdy bowiem kto się wywyższa, będzie poniżony, a
kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 14,11). Słowami tymi poucza nas, że wszelkie
wynoszenie się jest rodzajem pychy. Jej to wystrzega się Prorok, który mówi: Moje
serce nie pyszni się, Panie, i oczy moje nie patrzą wyniośle. Nie gonię za tym, co wielkie,
albo dla mnie zbyt jest wysokie . Co by się jednak stało, gdybym nie myślał pokornie,
gdybym wynosił moją duszę? Postąpiłbyś z moją duszą, jak z małym dzieckiem na łonie
jego matki (Ps 130,2 Wlg – RegBen 7,1–4).
Zasada: Każdy bowiem kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie
wywyższony (Łk 14,11), jest podstawowym prawem życia duchowego. Niestety nie
zawsze o niej pamiętamy. Z obserwacji widzimy, że często ci, którzy się wynoszą, są
w społeczeństwie uznawani i szanowani, a ludzie pokorni, niemający tupetu,
nieumiejący walczyć o siebie, są zapomniani, a często nawet upokarzani. Takie
obserwacje wydają się przeczyć prawdziwości tej zasady. Oczywiście można
przytoczyć szereg pozytywnych przykładów, gdy człowiek pokorny doszedł do
wielkiego uznania, ale pewnie można by przytoczyć wiele przykładów odwrotnych,
kiedy właśnie pyszni zdobywali laury i uznanie ludzi. I w życiu doczesnym tak się
działo i pewnie będzie tak nadal. Sformułowania: „będzie poniżony” i „będzie
wywyższony” oznaczają, że to Bóg go odpowiednio poniży lub wywyższy. I wcale
nie ma mowy o poniżeniu lub wywyższeniu na tym świecie.
Przytoczona zasada najwyraźniej ukazuje swoją prawdziwość na przykładzie postaci
Najświętszej Maryi Panny. W Magnificat śpiewała:
Wielbi dusza moja Pana
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej .
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny;
a Święte jest Jego imię (Łk 1,46–49).
Bóg spojrzał na „uniżenie” i uczynił „wielkie rzeczy”! W Jej życiu objawiło się to w
sposób doskonały, ale zauważmy, nie w życiu doczesnym! Na ziemi nie znalazła
wielkiego uznania. Uznanie takie pojawiło się dopiero po wiekach. Dzisiaj Kościół
widzi w Niej Królową nieba!
„Wywyższenie” i „uniżenie” można oczywiście zamienić miejscami, ustawiając
odwrotnie hierarchię wartości, i wówczas można się tak „uniżać”, by być w tym
uniżeniu „największym”. Niezależnie od wstępnego założenia co do tego, na czym
polega wielkość, a na czym małość, u podstaw wywyższania się jest porównywa-
nie się z innymi według ustalonej miary. W prawdziwej pokorze natomiast, jak już
mówiliśmy, nie ma żadnego porównywania się. Droga każdego z nas jest zupełnie
inna. Każdy powinien odnaleźć swoje miejsce i powołanie w życiu. Każde
powołanie z kolei jest służbą dla innych i z tej służby czerpie swoją godność.
Z kolei naszym życiem rządzą takie same prawa duchowe. I jeżeli uważamy się za
mądrych we własnych sprawach, grzeszymy wyniosłością. Zazwyczaj staramy się
wówczas uzyskać potwierdzenie naszej wspaniałości przez uznanie w oczach
innych. Zamiast skoncentrować się na dobru naszej posługi, przejmujemy się opinią
innych. Warunkiem prawdziwego wzrostu jest pokora, świadomość skromności
własnych dokonań przy jednoczesnej świadomości, że to Bóg w nas dokonuje praw-
dziwego dobra. Dlatego pokora przejawia się skromnością i spokojną ufnością w
Boże miłosierdzie na wzór „dziecka na łonie jego matki”.
Tak więc, bracia, jeżeli chcemy osiągnąć szczyt wielkiej pokory i jeśli chcemy
szybko dojść do tego wywyższenia w niebie, do którego dochodzi się przez
uniżenie w życiu ziemskim, musimy, wstępując do góry po stopniach naszych
czynów, wznieść ową drabinę, która ukazała się we śnie Jakubowi. Na niej to
widział on zstępujących i wstępujących aniołów (por. Rdz 28,12). Nie ulega
wątpliwości, że to zstępowanie i wstępowanie oznacza po prostu, iż wynosząc się,
schodzimy w dół, wstępujemy natomiast ku górze przez pokorę.
Ustawiona drabina to nasze życie na świecie, które Pan podnosi ku niebu, gdy
serce stanie się pokorne. Dwoma bocznymi żerdziami tej drabiny są, jak sądzimy,
nasze ciało i dusza, a wzywająca nas łaska Boża umieściła w nich różne szczeble
pokory i karności zakonnej, po których do góry wstępujemy (RegBen 7,5–9).
Starając się omówić pokorę w języku dążenia do doskonałości, dochodzimy do
paradoksów. Są one zawarte już w przytoczonej wypowiedzi Pana Jezusa: kto się
wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 14,11). Spotykamy
tutaj przeciwstawną dynamikę. Wydaje się, że problem polega na samym schemacie
mówienia opartym na koncepcji wstępowania do góry. Sam schemat jest bardzo
dawny, poprzedza najstarsze teksty biblijne. Mówi o tym między innymi biblijna
opowieść o wieży Babel, która ma niewątpliwie wcześniejsze wzorce. Od
niepamiętnych czasów człowiek na szczytach gór i wzgórzach składał Bogu ofiary.
Kierunek w górę oznaczał kierunek zbliżania się do Boga, bo Bóg mieszka w niebie.
Stąd tak mocno zakorzeniony w języku religijnym schemat wstępowania w górę.
Jednak pokora (łac. humilitas ) oznacza uniżenie, dosłownie zbliżenie do ziemi (łac.
humus ) – czyli kierunek dokładnie przeciwny. Stąd „szczyt pokory” jest pojęciem
paradoksalnym, zawierającym sprzeczność – szczyt tego, co jest uniżeniem.
Na to wszystko nakłada się możliwość obłudy: nazywanie się „sługą” przy
jednoczesnym wywyższaniu się, jak to mamy z ministrami w rządzie (minister to po
łacinie tyle co sługa!). Niemniej św. Benedykt przejmuje z tradycji ten język i
wyrażenia, starając się mówić o pokorze językiem paradoksów: „Nie ulega
wątpliwości, że to zstępowanie i wstępowanie oznacza po prostu, iż wynosząc się,
schodzimy w dół, wstępujemy natomiast ku górze przez pokorę” (RegBen 7,7).
Warto przyjrzeć się nieco obrazowi drabiny. Dla nas drabiną są zazwyczaj dwie
żerdzie ze szczeblami pomiędzy nimi. Tak widzi tę drabinę św. Benedykt. Trudno
sobie jednak wyobrazić na takiej drabinie aniołów wstępujących i zstępujących
jednocześnie. Musieliby to robić po dwóch stronach drabiny, depcząc sobie po
nogach i rękach. Natomiast istnieje inny rodzaj drabiny z jedną żerdzią i szczeblami
na przestrzał. Po takiej drabinie aniołowie mogliby chodzić w dół po jednej stronie
drabiny i w górę po drugiej, już bez przeszkadzania sobie wzajemnie.
Prawdopodobnie jednak Jakubowi we śnie nie ukazała się ani jedna, ani druga
drabina, ale coś na kształt piramidy ze świątynią na szczycie, do której po zboczu
prowadziły schody. Takie piramidy istniały w tym czasie w Mezopotamii. Przy czym
do świątyni wstępowało się jednymi schodami, a innymi się z niej schodziło. Ten
zwyczaj później odnosił się także do świątyni w Jerozolimie. Nie można było z niej
wychodzić tą samą bramą, którą się do niej wchodziło.
Współczesne wyobrażenie o przedmiocie potrafi zmienić sens wypowiedzi. Dalszy
tekst rozwija podaną wizję, nadając konkretny sens alegoryczny samej drabinie.
Dwie żerdzie stają się symbolem „ciała i duszy”, a szczeble symbolem pokory i
karności zakonnej, „po których do góry wstępujemy”. W ten sposób cała wizja, jak
się wydaje, przyjmuje charakter ascetyczno-moralny, co odbiega od wyjściowego
obrazu zaczerpniętego z Księgi Rodzaju. Niezależnie bowiem od tego, czym była i
jak wyglądała „drabina”, sen Jakuba wskazywał na zupełnie inną prawdę: mówił o
istnieniu w tym miejscu styku nieba z ziemią. Po przebudzeniu Jakub stwierdził: O,
jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba! (Rdz
28,17). Po wiekach wykorzystał ten sam obraz Pan Jezus, mówiąc o takim
połączeniu nieba z ziemią w sobie:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów
Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego ( J 1,51).
Nie wiadomo, na ile św. Benedykt tak widział ten symbol drabiny. Jeżeli jednak tak
go przyjmiemy i odniesiemy za św. Benedyktem do pokory, to wskazuje on na
„zetknięcie się nieba z ziemią” w pokorze. Kto staje się pokorny, w tym następuje
otwarcie się nieba. I przeciwnie, kto wzrasta w pychę, przybliża się do otchłani, czyli
piekła, bo pycha jest zasadniczym grzechem Szatana i mieszkańców piekła.
Bardzo ważna jest prawda, że wstępujemy do góry „po stopniach naszych czynów”
(RegBen 7,6). Pokora wyraża się przez konkretne postawy i czyny. Nikt z nas nie
wie, czy jest pokorny, czy nie. Możemy to rozpoznać po naszych reakcjach na
spotykające nas wydarzenia. Najlepiej to widać po reakcjach na przykre dla nas
sytuacje. Mnisi dawniej próbowali pokorę braci przez obelgi, poniżenie,
lekceważenie, itp. Jeżeli ktoś nie potrafił tego właściwie znieść, wiadomo było, że nie
ma w sobie pokory.
Bojaźń Boża i straż serca
O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed
oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać. Zawsze pamięta o
wszystkim, co Bóg nakazuje, i ustawicznie w sercu swoim rozważa zarówno ogień
piekielny palący tych, którzy Bogiem wzgardzili, jak i życie wieczne
przygotowane dla tych, którzy Boga się boją. Każdej zatem chwili wystrzega się
błędów i grzechów popełnianych myślą, językiem, rękami, nogami, czy to wolą
własną; a broni się przed pożądaniami ciała. Człowiek powinien być przekonany,
że Bóg z nieba patrzy nań zawsze i o każdej porze, a także, iż czyny jego w
każdym miejscu rozgrywają się przed oczami Bożymi, aniołowie zaś w każdej
chwili donoszą o nich Bogu (RegBen 7,10–13).
Bojaźń Pańska w księgach Starego Testamentu wiąże się ściśle z mądrością. Ona jest
jej początkiem i prawdziwą treścią. O powiązaniu bojaźni Pańskiej z pokorą czytamy
w Księdze Przysłów: Zapłatą za pokorę i bojaźń Pańską, jest bogactwo, chwała i życie (Prz
22,4). Pokora jest fundamentem mądrości. Święty Benedykt widzi pokorę od razu
powiązaną z rozeznaniem i respektowaniem najważniejszej prawdy życia: „że Bóg z
nieba patrzy nań (tj. na człowieka) zawsze i o każdej porze, a także, iż czyny jego w
każdym miejscu rozgrywają się przed oczami Bożymi” (RegBen 7,13). Właśnie w
relacji do Boga ostatecznie rozstrzyga się to, co najważniejsze w naszym życiu: życie
lub śmierć w ich wymiarze ostatecznym. Nie ma dla nas niczego ważniejszego nad
właściwą więź z Bogiem. Świadomość tej prawdy i wyciągnięcie z niej praktycznego
wniosku jest mądrością. Ale jednocześnie na tym polega najważniejszy wymiar
pokory, czyli otwarcia się na prawdę. Bez widzenia właściwej hierarchii wartości i
bez zachowania w życiu odpowiednich proporcji w naszym działaniu nie można
mówić o autentycznej pokorze.
Pierwszym wymiarem bojaźni Bożej jest troska, by nie grzeszyć, bo grzech niszczy
naszą więź z Bogiem: „Każdej zatem chwili wystrzega się błędów i grzechów
popełnianych myślą, językiem, rękami, nogami czy to wolą własną; a broni się
przed pożądaniami ciała” (RegBen 7,12). Czujność obejmuje wszystkie wymiary
życia, poczynając od myśli. W nich mają początek wszelkie nasze działania. Dla
mnichów właśnie myśli były podstawowym polem walki ze złem. Opanowanie
myśli jest największą sztuką. Następnie język, który według św. Jakuba jest ogniem,
sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało,
i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia (Jk 3,6). Kto go opanował, jest
mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało (Jk 3,2).
Tego właśnie chce nas nauczyć Prorok, gdy ukazuje nam Boga zawsze obecnego w
naszych myślach, mówiąc: Boże, co przenikasz serca i nerki (Ps 7,19). A w innym
miejscu: Pan zna ludzkie zamysły (Ps 94 [93],11). Gdzie indziej jeszcze: Z daleka myśli
moje pojmujesz (Ps 139[138],3)i Myśl człowiecza będzie sławić Ciebie (Ps 75,11 Wlg).
Pragnąc czuwać nad swymi przewrotnymi myślami, niechaj brat „użyteczny”
powtarza zawsze w swoim sercu: Wtedy będę wobec Niego bez skazy i winy się
ustrzegę (Ps 18[17],24 – RegBen 7,14–18).
Bóg jest zawsze obecny w naszych myślach! Święty Benedykt zgodnie z
wcześniejszą tradycją podkreśla prawdę, że Bóg zna nasze myśli. Natomiast Jego
obecność przede wszystkim jest dla nas szansą odkrycia Jego woli, Jego sposobu
widzenia i reagowania na sytuacje, jakie nas spotykają. Dokonuje się to w
sumieniu. Można by zatem streścić te wskazania św. Benedykta wezwaniem: chciej
uznać swoje sumienie, rozpoznać jego głos i nim się kierować. Pragnienie uznania
swojego sumienia oznacza, że Boże spojrzenie na nasze wnętrze przyjmujemy za
rozstrzygające kryterium przy podejmowaniu decyzji. Inaczej w naszym sercu
utrzymuje się bunt i w związku z tym lęk przed Bożym spojrzeniem. Bóg jednak
nie narzuca swojego spojrzenia, nie stara się nas przekrzyczeć w dialogu
wewnętrznym. Wręcz przeciwnie, aby Jego delikatny głos usłyszeć, musimy się
uciszyć, wniknąć w Jego widzenie. Nasze zdecydowanie jest dla Niego bramą
pozwalającą w pełni przemówić.
Czuwanie jest podstawową cnotą chrześcijanina. Przede wszystkim zawiera się w
nim skierowanie ku temu, czego oczekujemy, tak jak to było w przypadku dobrego
sługi z Ewangelii. Zatem przede wszystkim powinno być skupieniem się na
słuchaniu delikatnego głosu Boga. Ale nie da się tego zrobić bez umiejętności
rozeznania tego, co jest fałszywym głosem, mową, która prowadzi na manowce.
Czuwanie praktycznie będzie zatem polegało na odróżnianiu dobrych myśli, uczuć,
wyobrażeń od złych. W tradycji monastycznej takie czuwanie nazywa się „strażą
serca”. Jest ono podstawowym ćwiczeniem mnicha. Dzięki niemu z czasem Bóg
pozwala usłyszeć swoje głębokie wezwanie, które przepełnia serce i powoduje, że
budzi się w nas nasze najgłębsze „ja”. Można je w sobie odkryć jedynie w pokorze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin