Z prądem II - Widzieć znaczy Wierzyć.pdf
(
722 KB
)
Pobierz
688281021 UNPDF
Rozdział 1
Święta Bożego Narodzenia minęły w spokoju. Po głośnym ataku na Hogwart
działania Voldemorta zupełnie ustały. Według powszechnej opinii mógł on być
nawet martwy. Pogłoski mówiły, że klęska oznaczała dla niego śmierć; miał tylko
tyle siły, by deportować się gdzieś i umrzeć.
Knot nie mógł być bardziej zadowolony. Cieszył się, że te wydarzenia miały
miejsce w czasie trwania jego kadencji. Dzięki temu mógł zaznaczyć w swojej
mowie, że utrzymywał aurorów w ciągłej gotowości, co dawało Zakonowi
możliwość wezwania ich w każdej chwili.
Nie mogło być lepiej. Knot zatarł ręce, usiadł za biurkiem i zabrał się za
czytanie dokumentów czekających na jego podpis. Przejrzał pierwszy i skrzywił
się.
Ostateczny akt uniewinnienia Syriusza Blacka i przyznanie mu Orderu Merlina
Drugiej Klasy. Ministra nieszczególnie interesowały losy tego człowieka, ale
wolałby nadal widzieć byłego skazańca w więzieniu. Black, znikając w cudowny
sposób z Azkabanu, zrobił z niego głupca. A czegoś takiego Knot nigdy nie
zapominał i nie wybaczał.
Odkąd udowodniono, że tamten jest bohaterem, nikt zdawał się nie pamiętać
tej szczególnej pomyłki. Wszyscy widzieli w nim zasłużonego członka Zakonu.
Minister podpisał dwa dokumenty ozdobnym, pełnym zawijasów pismem i
dotknął je różdżką. Rozjarzyły się srebrzystym światłem. Po chwili poświata
zniknęła, a obok jego podpisu wykwitła pieczęć.
Treść następnego dokumentu na stosie jeszcze mniej mu się podobała.
Przyznanie Orderu Merlina Drugiej Klasy Severusowi Snape’owi. Dumbledore
dawał do zrozumienia, że chciałby, aby ten odrażający, mroczny człowiek został
uhonorowany odznaczeniem pierwszej klasy, lecz to było poza dyskusją. Gdyby
Knot nie musiał się martwić o polityczne skutki zerwania przyjaźni z
Dumbledore’em, nie dałby Snape’owi nawet tego. Doznawał skurczów żołądka na
myśl, że musi dać coś komuś naznaczonemu symbolem zła.
Knot zmarszczył nos - było coś gorszego niż Mroczny Znak. Snape nie
szanował Ministra Magii i demonstrował to przy każdym spotkaniu. Gdyby nie
Dumbledore, Knot zarządziłby dla niego pocałunek lata temu.
Krzywiąc usta w grymasie obrzydzenia, podpisał dokument i potwierdził go
przy pomocy różdżki tak, jak to zrobił z poprzednimi.
„Przyjdzie czas, że Dumbledore nie będzie mógł cię chronić, gadzie. A ja będę
czekał.” Ostatnią rzeczą w pliku dokumentów był osobliwie wyglądający list w
ozdobnej kopercie w kolorze opali. Knot wziął go i uśmiechnął się, papier był
bardzo miły w dotyku. Zawsze lubił, gdy ludzie dokładali starań, robiąc z nim
interesy. Czerpał korzyści ze statusu, jaki dawało mu jego stanowisko. Prawdę
mówiąc, lubił Lucjusza Malfoya, zanim wyszło na jaw, że ten jest śmierciożercą,
ponieważ cechował się ogromną klasą w kontaktach z ministrem. Knot nie miał
nic przeciwko pozwoleniu, by niektóre rzeczy przeszły mu płazem, bo Lucjusz
nigdy nie zapomniał go wynagrodzić. Szkoda, że teraz znajdował się w więzieniu.
Oczywiście nie był to powód, by minister przestał sypiać.
Odwrócił kopertę, by sprawdzić, czy jest na niej nazwisko nadawcy. Był tam
tylko stylizowany, celtycki symbol przedstawiający węża prześlizgującego się z
wdziękiem wokół pieczęci. Ktokolwiek to przysłał, sporo zapłacił za tak
wyrafinowany wyrób. Znów się uśmiechnął, wyobrażając sobie podziw i
szacunek, jaki wzbudziłby w jego asystentach ów list i fakt, że to on, Knot, jest
jego adresatem.
Wystarczyło lekko pociągnąć, a koperta otworzyła się z przyjemnym
szelestem. Sięgnął do środka po pergamin, ale nic tam nie było...
Knot zaczął krzyczeć. Jego dłoń płonęła. Czuł, jakby topił się we wrzątku.
Srebrny list oblepił jego rękę, dopasowując się do niej jak rękawiczka. Dostał
konwulsji i zsunął się z krzesła.
Do biura wpadł Percy z różdżką w pogotowiu, ale zanim okrążył biurko
Ministra Magii, mężczyzna już nie żył. Z ciała wydobywał się zielonkawy dym,
unosząc się coraz wyżej i wyżej, ponad ministerstwo.
Z dymu uformowała się czaszka z wężem wysuwającym się spomiędzy szczęk
i łypiąc chytrze, zawisła nad budynkiem.
***
Uczniowie wrócili do szkoły w piątek. Poranek tego dnia był dla piątych klas
Gryffindoru i Slytherinu zarezerwowany na podwójną lekcję Eliksirów. Snape
wpadł do klasy wyglądając, jakby miał zamiar przekląć każdego ucznia, który
odważy się choćby kichnąć.
Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że wiele się zmieniło, ale nikt
jeszcze do końca się z tym nie pogodził.
Gryfoni nie byli pewni, co mają myśleć o swoim nieprzystępnym, aspołecznym
profesorze i spoglądali na niego, jakby był tykającą bombą.
Snape był mniej więcej w tej samej sytuacji - także nie wiedział, czego ma się
spodziewać po swoich uczniach.
Ślizgoni natomiast obawiali się, że stracili przywileje, którymi dotychczas
cieszyli się na tych zajęciach. A ci pochodzący z rodzin śmierciożerców
znienawidzili profesora bardziej niż mugoli.
Draco Malfoy odczuwał dziwną więź z tym człowiekiem. Byli w podobnej
sytuacji. Obaj byli Ślizgonami, obaj opowiedzieli się po mniej oczywistej stronie.
Wybrali drogę, z której nie można zawrócić.
Draco trzymał w tajemnicy swoją wizytę u Dumbledore’a na kilka godzin przed
atakiem na Hogwart, a dyrektor nie uznał za stosowne powiedzieć o tym
komukolwiek. Jednak był świadomy czającego się niebezpieczeństwa. Jego
koledzy w końcu dowiedzą się, że przyczynił się do klęski Voldemorta i
śmierciożerców i sprawił, że zostali uwięzieni lub są poszukiwani.
Czuł ponurą sympatię do Mistrza Eliksirów, który przestał być chroniony w
jakikolwiek sposób.
Bez słowa wstępu Snape zaczął zapisywać składniki eliksiru, który mieli tego
dnia sporządzić. Jego ruchy były tak szybkie i gwałtowne, że dźwięk kredy
uderzającej o tablicę przypominał wybuchy petard. Draco zastanawiał się nad
powodem pośpiechu profesora. Miał wrażenie, że nauczyciel nie chce stać tyłem
do klasy dłużej, niż to konieczne.
Natomiast siedzący w ostatniej ławce Ron Weasley czuł się zupełnie
rozluźniony. Zdawał sobie sprawę, że nadal musi uważać na Mistrza Eliksirów,
ale mroczny profesor nie był już uosobieniem jego dziecięcych lęków.
Opowiedział się po jasnej stronie i to było najważniejsze. On i Hermiona bardzo
się do siebie zbliżyli. Zaczął nawet uczyć się razem z nią, ona częściej się
uśmiechała i nie było żadnego powodu, by nie miał chodzić z głową w chmurach.
Harry wymacał korzeń i zaczął go kroić, palce ostrożnie prowadziły ostrze
noża. Sasha owinęła się wokół jego nadgarstka. Była teraz zupełnie widzialna,
dzięki czemu czuł się lepiej. Hedwiga był bezpieczna, a on nie musiał już
udawać.
Święta sprawiły mu dużo radości. Spędził je ze swoim ojcem chrzestnym,
który kochał go i cenił za to, kim był - synem Lily i Jamesa, nikim więcej.
Syriusza nie obchodziło, że Harry był postrzegany jako zbawca czarodziejskiego
świata. Nie zwracał uwagi na to, że chłopak jest niewidomy, że jego ramię
pokrywają blizny, ani że sypia z jadowitym wężem koralowym, leżącym w
nogach łóżka. Sam czuł się w towarzystwie swego węża dość niepewnie, ale
ogólnie rzecz biorąc wszystko zaczynało się układać.
Harry przygryzł wargę, dodając do kociołka pokrojony korzeń i odmierzając
przy pomocy palca odpowiednią ilość oleju z salamandry. Zamieszał wywar.
Skoro wszystko było w porządku, to dlaczego ciągle towarzyszyło mu przeczucie,
że coś jest nie tak?
* * *
Snape, zaciskając zęby, obserwował uczniów przygotowujących mikstury. Miał
różne wyobrażenia o tym, jak będzie wyglądało jego życie, kiedy stanie się
jasne, po której stronie naprawdę stoi, ale żadne nie pasowało do jego obecnej
sytuacji. Po pierwsze, Voldemort wciąż żył. Po drugie, ON również żył. Severus
nigdy nie spodziewał się, że przeżyje zdemaskowanie. A po trzecie, musiał być
dwa razy bardziej czujny, niż dotychczas. Zdradził Voldemorta i śmierciożerców,
a jednocześnie wciąż był opiekunem domu pełnego dzieci popleczników Czarnego
Pana.
Niektórzy Ślizgoni łypali na niego z morderczym błyskiem w oczach, w
odpowiedzi spiorunował ich spojrzeniem. Jasne było, że nie mógłby nawet
myśleć o spaniu bez uprzedniego obwarowania swojej kwatery zaklęciami
podobnymi do tych chroniących dom Dursleyów przed Tym-Którego-Imienia-Nie-
Wolno-Wymawiać.
Myśli Mistrza Eliksirów powróciły do wypadków z września. Na wspomnienie,
co ci prymitywni mugole zrobili młodemu Gyfonowi, nadal wzbierała w nim
wściekłość. Obserwował, jak Harry wyuczonym ruchem miesza swój eliksir,
podczas gdy spojrzenie zielonych oczu utkwione jest gdzieś daleko. Jednak nie
mógł się litować nad Potterem, nie po tym, czego chłopak dokonał.
Rozchmurzył się nieco, kiedy pomyślał o tamtej krótkiej, prywatnej rozmowie,
którą odbyli jeszcze w szpitalu św. Munga. Pozwolił sobie nawet na blady
uśmiech. Ostatnimi czasy wiele przeszedł, ale był przekonany, że było warto.
Nagle jego rozmyślania przerwał głośny wrzask, sprowadzając go z powrotem
na ziemię.
To Granger krzyczała wzywając pomocy, podczas gdy Weasley próbował
odciągnąć ją od leżącego na podłodze Harry’ego. Niewidomy chłopak zsunął się
ze swojego taboretu i zwijał się z bólu, potwornie wrzeszcząc. Jego ręce i nogi
młóciły powietrze. Mało brakowało, a zrzuciłby z najbliższego biurka kociołki z
wrzącymi miksturami.
- Odsuń się od Pottera! - Warknął Snape, wyjmując różdżkę. Jednym
machnięciem odsunął wszystkie ławki spoza zasięgu kończyn Harry’ego.
Uczniowie otoczyli ich, przypatrując się tej scenie.
- Weasley, idź po dyrektora. - Polecił i Ron niechętnie wyszedł.
- On się nagle przewrócił. Niech mu pan pomoże. - Oczy Hermiony rozszerzyły
się ze strachu.
- Właśnie próbuję, Granger. Bądź cicho! - Syknął i przyłożył rękę do czoła
Harry’ego. Blizna w kształcie błyskawicy parzyła chłodną dłoń. Spojrzał na
Hermionę. - Prawa górna szuflada mojego biurka, Granger. Znajdziesz tam fiolkę
z jasnoniebieskim płynem. Przynieś mi ją. Natychmiast! - Rozkazał.
Kiedy Hermiona spełniła polecenie, Snape wyrwał jej buteleczkę z ręki i wlał
zawartość Potterowi do gardła, podczas gdy chłopak ciągle rzucał się i krzyczał.
Po chwili Harry zakrztusił i jęknął.
Krzyki ustały. Gryfoni odetchnęli, ale większość Ślizgonów wyglądała na
niepocieszonych. Po raz pierwszy nie było wśród nich Dracona Malfoya. Harry
uspokoił się i rozluźnił, drżąc nieznacznie.
- Potter, słyszysz mnie? - Mistrz Eliksirów potrząsnął nim delikatnie.
- Severusie, myślę, że uczniowie już dość zobaczyli. - Od strony drzwi dobiegł
głos Dumbledore’a.
Snape kiwnął głową i zwolnił uczniów. Po chwili wszyscy, oprócz Rona i
Hermiony, opuścili pracownię.
- Potter, mów! - Polecenie Snape’a odbiło się od ścian pustej teraz klasy.
Chłopak odetchnął. Otworzył oczy, ale spojrzenie miał nieprzytomne. Jego
wargi drgnęły.
- Min... Minister nie żyje... - wyszeptał prawie bezgłośnie, ale zgromadzeni
usłyszeli go wyraźnie. Przerażona Hermiona zakryła usta dłonią, a Ron
natychmiast pomyślał o Percym.
- Widziałeś to? Mów, do cholery! - Snape mocniej potrząsnął Gryfonem, ale
Dumbledore powstrzymał go, kładąc dłoń na ramieniu Mistrza Eliksirów.
- Może powinniśmy zaczekać, aż Poppy... - zaczął w chwili, gdy Harry znów
przemówił słabym, odległym głosem.
- Voldemort dopiero zaczął... - Nie dokończył, głowa mu opadła i stracił
przytomność. Snape, zgrzytając zębami, podniósł go i zabrał do pielęgniarki.
Frustracja Mistrza Eliksirów był niewyobrażalna. Nie potrafił sobie wyobrazić
niczego bardziej niebezpiecznego niż odgrażający się, ranny wąż. Zwłaszcza jeśli
tym wężem był Czarny Pan.
Wszystko wskazywało na to, że kłopoty dopiero się zaczęły.
Rozdział 2
MINISTER MAGII ZAMORDOWANY!
Jak donosi nasz specjalny reporter, Rita Skeeter, czarodziejskie społeczeństwo
jest oburzone niespodziewanym i okrutnym morderstwem ministra magii,
Korneliusza Knota. Okoliczności tej zbrodni nadal pozostają niewyjaśnione. Nie
wiadomo w jaki sposób dokonano zabójstwa, ani kto był sprawcą. Jednakże
utajnienie działań ministerstwa w tej sprawie i niespotykana dokładność, z jaką
prowadzone jest śledztwo, pozwala nam podejrzewać, że za wszystko
odpowiedzialność ponosi Sami-Wiecie-Kto.
W związku z tym słuszne będzie przypuszczenie, że Ten-Którego-Imienia-Nie-
Wolno-Wymawiać żyje, jak również jest dostatecznie silny, by przeniknąć do
najbardziej chronionego magicznego obiektu bez udziału śmierciożerców. Jak
wiemy większość jego popleczników została schwytana lub zabita w czasie ataku
na Hogwart przed Świętami Bożego Narodzenia. Niektórzy obecnie przebywają w
Azkabanie. Mówi się, że odpowiedzialność za straż w więzieniu przejęli obecnie
eksperci, zajmujący się do tej pory ochroną Banku Gringotta. Takie rozwiązanie
zasugerował dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore, kiedy stało się jasne, że
dalsze wykorzystywanie dementorów jest zbyt niebezpieczne.
Intrygującym jest fakt, iż tak wiele ataków na prominentnych członków
społeczeństwa zostało udaremnione przez Zakon Feniksa, a w przypadku
morderstwa Korneliusza Knota zapobiegliwość Zakonu zawiodła. Równie
niepokojące jest to, że Sami-Wiecie-Kto prawdopodobnie znalazł sposób, by nie
zostać wykrytym przez naszych obrońców. Czy to oznacza, że w niektórych
wypadkach jesteśmy bezbronni? Na to i inne pytania dotyczące śmierci ministra
odpowiedź jest zagadką, gdyż prasie nie udzielono więcej informacji.
Artykuł w „Proroku Codziennym” był umiejętnie wyważony pomiędzy
upodobaniem Rity Skeeter do wynajdywania afer i przeinaczania faktów, a
warunkami umowy jaką zawarła z Hermioną. Reporterka miała nie oczerniać
ludzi znajdujących się na liście, którą dostała od dziewczyny, zawierającą
nazwiska wszystkich mieszkańców Hogwartu za wyjątkiem Sybilli Trelawney.
Hermiona skończyła czytać i przygryzła wargę. Harry słuchał jej, delikatnie
głaszcząc głowę Sashy. Jego oczy były poważne i smutne, wręcz wypełnione
emocjami.
- Czy wy też zauważyliście, że ta kobieta podała w wątpliwość skuteczność
działań Zakonu?! Co za tupet! - Ron parsknął i skrzyżował ramiona.
- Na szczęście nie zrobiła tego otwarcie, ale na wszelki wypadek wyślę jej
sowę z ostrzeżeniem. Nie możemy ryzykować, że takich publikacji ukaże się
więcej - zgodziła się Hermiona.
Zapadła cisza. Oboje spojrzeli pytająco na Harry’ego, który do tej pory nie
Plik z chomika:
Akolitka
Inne pliki z tego folderu:
HARRY POTTER – THE-BOY-WHO-LIVED-IN-JAPAN.pdf
(3115 KB)
SERIA HERBACIANA.pdf
(3025 KB)
Szczęśliwe dni w piekle.pdf
(2695 KB)
Desiderium Intimum.pdf
(3019 KB)
Seria Herbaciana(1).pdf
(2636 KB)
Inne foldery tego chomika:
Moje
Nowy folder (2)
Prywatne
Zmierzch
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin