Babysitter rozdział 19 zbetowany.pdf

(177 KB) Pobierz
399787995 UNPDF
Rozdział 19
Zrozumieć siebie.
„...człowiek może się posunąć o wiele dalej,
by uniknąć tego, czego się boi,
niżby zyskać to, czego pragnie.”
Dan Brown Kod Leonarda da Vinci
Zapłakana Amelia weszła do salonu, po czym spojrzała z wyrzutem na swojego ojca.
Po raz pierwszy zobaczyła w jego oczach łzy, a to ją zaniepokoiło. W końcu mężczyźni nie
płaczą - tak powiedział jej dziadek. Nie miała do niego żalu, nawet jeśli w głębi duszy
wiedziała, że to z jego winy Bella i Caleb odeszli. To wiara w prawdomówność Isabelli i jej
zapewnienia sprawiła, że w oczach dziewczynki Edward był poniekąd kolejnym
pokrzywdzonym, a nie winowajcą. Mała Ammy chciała wierzyć, że jej ojciec cierpi tak samo
jak ona po odejściu Isabelli.
Po chwili przyglądania się ojcu, podeszła do niego i przytuliła go mocno. Czuła na
sobie jego zdziwione spojrzenie, tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że nie był w salonie sam.
Kilka sekund później Edward odstawił szklankę z Whisky, którą do tej pory trzymał w dłoni,
po czym objął swoją córkę składając delikatny i czuły pocałunek na jej czole. Pierwszy raz od
bardzo dawana czuć było w tym dotyku ojcowską miłość.
- Tatusiu - wyszeptała drżącym głosem - czy Bella kiedyś wróci?
Edward poczuł się tak, jakby dostał potężny cios w brzuch, ponieważ nie wiedział co
mógł odpowiedzieć córce. Nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Isabellę i
Caleba. Po chwili jednak przypomniawszy sobie, że Bella pracuje u Jaspera i Alice,
uśmiechnął się sam do siebie. Wiedział już gdzie jej szukać, ale nie wiedział jak odzyskać jej
zaufanie. Jak znów sprawić, by Isabella, jej synek i miłość, która od nich emanuje powróciła
do jego domu i wypełniła pustkę, którą stworzyła znikając. Chciał by ponownie jego dom
wypełnił się śmiechem i radosnymi okrzykami chłopca i jego matki.
- Nie wiem, kochanie - odpowiedział po chwili.
- Tatusiu, a czy kochasz mnie tak, jak Bella kocha Caleba? Bo ona powiedziała, że
kocha mnie tak bardzo, bardzo mocno, że mnie nie zostawi. Obiecała mi… obiecała
mi, że nigdy nie odejdzie, bo mnie kocha i nie chce, żebym była smutna. Czy ty też
mnie tak bardzo kochasz?
- Ammy -mężczyzna westchnął, czując łzy napływające do jego oczu. Czuł się winny
tego, że dziewczynka nie jest pewna jego uczuć. - Córeczko, przecież wiesz, że cię
kocham. Dlaczego o to pytasz?
Spojrzawszy ojcu w oczy, Amelia nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Wyczuła w
jego głosie i spojrzeniu smutek, a przecież nie chciała, żeby się smucił. Nie z jej winy.
Dziadek kiedyś powiedział jej, że rodzice powinni być dumni ze swoich dzieci i chociaż nie
do końca wiedziała co to znaczy “być dumnym”, to była świadoma, że nie ma to nic
wspólnego ze smutkiem, a raczej z radością. Chciała, żeby jej ojciec był z niej dumny,
dlatego pilnie uczyła się trudnych słówek i udawała, że wszystko jest w porządku, chociaż
umierała z tęsknoty za miłością i zabawą z ojcem. Do chwili, gdy u jej boku stanął jej
prywatny Anioł Stróż - Isabella Swan, wszystko było niesamowicie trudne, nie było osoby, z
którą chciałaby o tym wszystkim rozmawiać ani kogoś, kto mógł cierpieć z braku miłości tak,
jak ona. To właśnie Isabella sprawiła, że dziewczynka poczuła co to jest prawdziwa,
bezgraniczna i nie znająca przeszkód miłość - miłość matki. Dzięki niej nie musiała dłużej
udawać odważnej dziewczynki, która z koszmarami musiała radzić sobie sama, w
ciemnościach swojego pokoju. Nie musiała również dłużej udawać, że wcale nie boi się
piorunów - w ramionach Belli czuła się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Kiedy Bella była z nimi,
nie ważne było, że Edward uważa, iż Amelia jest już na tyle duża, by nie bać się dłużej burzy
i nocnych potworów. Miała Bellę i do niej mogła uciekać za każdym razem, gdy Edward nie
chciał lub nie potrafił jej pomóc. Teraz wszystko miało wrócić do stanu przed poznaniem
Isabelli i dziewczynka poniekąd zdawała sobie z tego sprawę. Bała się, że jej dom ponownie
stanie się jej samotnią i potwory z koszmarów wrócą, by ją porwać, ponieważ straciła swoją
obrończynię.
- Bella, i ciocia Rosalie i ciocia Alice mówią swoim dzieciom, że je kochają. -
powiedziała w końcu spuszczając głowę na swoje palce - Tatusiu, ty mi nie mówisz.
Nie kochasz mnie, prawda?
- Ależ kocham cię, Ammy - odpowiedział szybko, po czym przytulił mocno
dziewczynkę do swojej piersi. - Dlaczego uważasz, że cię nie kocham? Przecież daję
ci wszystko… masz swój piękny pokoik… zabawki.
- Tatusiu, czy już przestaniesz być jak mój miś? - zaśmiała się przez łzy, dalej tuląc do
ojca.
- Jak miś? - zapytał Edward marszcząc ze zdziwienia brwi.
- Bella kiedyś bawiła się z nami w taką grę, - zachichotała Ammy wskakując ojcu na
kolana - bo zapytałam, co znaczy “porównywać”, jak ciocia Alice stwierdziła, że
twoje serce, tatusiu, można porównać do głazu - zaśmiała się głośno Ammy - Bella
poprosiła wtedy mnie i Carlosa, żebyśmy usiedli obok niej i zamknęli oczka. To było
takie fajne! I ona wtedy zapytała nas z czym kojarzą się nam nasi ojcowie, z jaką
zabawką. Carlos powiedział, że nie rozumie. Bella wtedy zapytała go, jaką zabawkę
przypomina mu wuj Emmett. On powiedział, że wielkiego, robota. I później Bella
spytała mnie o to samo. Ja już rozumiałam i powiedziałam, że jesteś moim misiem.
- To chyba dobrze. - Zaśmiał się delikatnie Edward i ponownie złożył pocałunek na
czole córki - Ale dlaczego akurat jestem jak miś?
- Bo do misia też się tulę i mówię mu, że go kocham, a on mi nie odpowiada. -
westchnęła dziewczynka, ale później roześmiała się głośno - A teraz już nie jesteś
moim misiem! Teraz jesteś jak Bella, tylko że się nie śmiejesz, a ona jest
człowiekiem, a nie zabawką. Jak mnie przytulasz to przypominasz mi Bellę, tatusiu.
Tak bardzo chcę, żebyś przypominał mi Bellę. Albo nie… wujka Emmetta i wujka
Jaspera, bo oni są tatusiami. To ich mi bardziej przypominasz, gdy mi mówisz, że
mnie kochasz. - zaśmiała się - tak bardzo chcę, żebyś mnie kochał. Nie chcę żebyś był
jak miś. Nie chcę misia! Chcę tatusia!
Edward poczuł się zmiażdżony tym, co usłyszał od córki. Nie przypominał jej misia
dlatego, że był miękki jak maskotka i kochała się do niego tulić. Nie miała na myśli nic
pozytywnego porównując go właśnie do pluszaka. Chodziło jej o to, że nie odpowiada na jej
słowa. Mężczyzna zacisnął pięści mając ochotę uderzyć samego siebie w twarz. W końcu
zrozumiał, ile krzywdy nieświadomie wyrządził własnemu dziecku. Jak bardzo zranił
dziewczynkę nie przytulając jej, nie mówiąc, że ją kocha. Jak bardzo głupi był sądząc, że
wystarczy zapewnić jej dobrobyt, by była szczęśliwa.
- Kocham cię, Ammy - wyszeptał poruszony słowami córki - naprawdę bardzo cię
kocham, córeczko.
- Ja też cię kocham, tatusiu! - wykrzyczała rzucając mu się na szyję - Kocham cię,
kocham, kocham.
- Byłem głupi, Kochanie - wyszeptał bardziej do siebie, niż do niej. Czuł, że musi się
wytłumaczyć. Przyznać do winy, która przytłaczała go odbierając oddech - Myślałem,
że zapewniając ci ten dom i zabawki pokażę ci, że cię kocham.
- Wiem, tatusiu - odpowiedziała z uśmiechem - Ja spytałam kiedyś o to Belli. Znaczy
o to, czy mnie kochasz, a ona odpowiedziała, że na pewno mnie kochasz. Powiedziała
mi, że każdy na swój sposób okazuje ludziom miłość, a ty właśnie kupujesz mi
zabawki. Bella przytuliła mnie i powiedziała, że wielu jest rodziców, którzy tak robią.
- wzruszyła ramionami dziewczynka - Przestałam się wtedy martwić, że mnie nie
kochasz, bo wiedziałam, że tak, Bella mi tak powiedziała, a ona by mnie nie okłamała.
Ona mnie kocha i powiedziała, że nie okłamuje się ludzi, których się kocha, prawda
tatusiu?
Miedzianowłosy mężczyzna po raz kolejny był bliski zdzielenia samego siebie po
twarzy. Najgorsze było to, iż czuł, że musi sięgnąć po kolejną szklankę Whisky, bo inaczej
wybuchnie. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że Isabella wszystko w jego życiu
zniszczyła. Przez nią świat stał się niebezpiecznie pełny uczuć, od których tak bardzo starał
się uciec. Teraz wszystko się zmieniło. Zamknął więc oczy, by opanować natłok myśli, które
zaczęły go przygniatać.
Dotarło do niego, że Isabella Swan spowodowała wiele rzeczy w jego życiu, ale żadna
z nich nie miała nic wspólnego ze złem. Niepozorna dziewczyna, młoda matka, która ledwie
wiązała koniec z końcem, ta sama, którą tak bardzo zapragnął się opiekować - obdarowała
jego córkę miłością, jakiej dziewczynka pragnęła i potrzebowała. Chociaż nikt jej o to nie
prosił, traktowała Amelię jak własną córkę. Przez chwilę Ammy obdarowywana była
matczyną miłością, a on to zniszczył. Czy teraz Bella przestanie kochać jego córkę, czy ze
względu na niego zerwie z Małą kontakt?
- Tatusiu, dlaczego się smucisz? - zapytała nagle Amelia dotykając policzka ojca -
Czy to dlatego, że Bella odeszła? Tatusiu, czy ty też kochasz Bellę tak jak ja?
- To przeze mnie - wyszeptał oszołomiony, a na język cisnęło mu się “ to przeze mnie
straciłaś matkę, a później dziewczynę, która mogła ci ją zastąpić.”
Edward wyrzucał sobie wszystkie swoje grzechy. Zaczął obwiniać się nie tylko za
odejście Isabelli, ale również za śmierć swojej żony. Gdyby tamtego dnia bardziej uważał
przejeżdżając przez skrzyżowanie, Melody mogłaby żyć. Gdyby nie zgodził się na jazdę w
mgle i deszczu, jego rodzina byłaby pełna i szczęśliwa. Gdyby…
- Tatusiu - westchnęła dziewczynka - Bella powiedziała, że to nie twoja wina.
Powiedziała, że tak musiało się stać. Ja wiem, że ona wróci, bo mnie kocha - zaśmiała
się dziewczynka - Bella mnie bardzo kocha, a ciebie lubi, tatusiu. Ja wiem to, po
prostu wiem.
Mężczyzna jednak nie był tego pewien. Wiedział oczywiście, że Isabella kocha
Amelię jak własną córkę, ale nie sądził, że zechce wrócić po tym, co od niego usłyszała.
Wyrzucił ją w końcu z domu, chociaż dosłownie jej tego nie powiedział. Chciał przecież
ukazać jej tylko, że nikt jej siłą tu nie trzyma. Niestety wyszło na to, że chce, aby się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin