DeNosky Kathie - Tornado.pdf

(183 KB) Pobierz
Kathie DeNosky
Kathie DeNosky
Tornado
Niektórych rzeczy najlepiej wyuczysz się w ciszy,
Innych podczas największej nawałnicy...
Willa Cather
337128480.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Katie, to, co ci teraz powiem, na pewno ci się nie spodoba.
Katie Davidson, wpatrzona w mapy pogody i ostatnie prognozy,
przypięte do korkowej tablicy za jej biurkiem, machnęła niecierpliwie
ręką.
- W takim razie wyrzuć to z siebie jak najprędzej, Darryl.
- Ja... ja w tym roku nie pojadę z tobą.
- Co?!
Mapy i prognozy natychmiast poszły w zapomnienie. Katie odwróciła
się tak szybko, że jej własny, rodzony koński ogon chlasnął ją w poli-
czek. Odwróciła się i wbiła oczy w człowieka, który nerwowo
przestępując z nogi na nogę, stał w drzwiach.
- Żartujesz, Darryl.
Pokręcił głową prawie niedostrzegalnie, za to twarz pełna skruchy
świadczyła niezbicie, że Darryl Newmar absolutnie nie żartuje.
Katie wcale nie zamierzała udawać, że niewzruszona jest jak głaz. Już
sam fakt przekazania hiobowej wieści zaledwie trzy dni przed plano-
waną ekspedycją w teren mógł człowieka doprowadzić do pasji.
- Nie rozumiem, Darryl. Ten wyjazd zaplanowaliśmy pięć miesięcy
temu, a ty dopiero dzisiaj postanowiłeś mnie o tym powiadomić! -
Roztrzęsione ręce Katie nagle zaczęły przekładać starannie ułożone
stosy papierów na biurku. Musiała to zrobić, jako że ręce owe zbyt
wielką miały ochotę zacisnąć się wokół szyi tego... tego... - Kiedy
podjąłeś decyzję?
Darryl spuścił głowę, okazując nagle wielkie zainteresowanie swoim
wyblakłym T-shirtem. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. To jasne.
- Wczoraj wieczorem. Ale przedtem zastanawiałem się kilka dni.
Zostawiła papiery w spokoju. Ręce zajęła inaczej. Zacisnęła pięści i
przykleiła do bioder.
- A czy mogę wiedzieć, skąd u ciebie raptem taki pomysł i dlaczego
tak długo zwlekałeś z przekazaniem mi tej informacji?!
- Chciałem mieć całkowitą pewność.
W końcu podniósł głowę i łypnąwszy brązem oczu, przeczesał
palcami gęste, rude włosy.
- Zrozum, Katie. Zastępcza matka w zeszłym tygodniu urodziła nam
dziecko, dlatego Artie i ja musieliśmy zrewidować nasze priorytety.
Odchodzę z instytutu. Znalazłem sobie robotę w telewizji, w Kanale
337128480.003.png
Trzynastym, a Artie zatrudnił w swojej kancelarii drugiego prawnika,
żeby przejął od niego część klientów.
Gniew Katie nieco ostygł. Była w stanie pojąć, że Darryl i Artie, jego
życiowy partner, chcą poświęcać jak najwięcej czasu swojej nowo
narodzonej córeczce. Gdyby ona miała dziecko, zrobiłaby to samo.
Ale fakt, że w ostatniej chwili traci partnera do łowienia burz, stawiał
ją po prostu pod ścianą.
Przez ostatnie cztery lata ona i Darryl łowili burze w Kansas,
Oklahomie i Texas Panhandle (Texas Panhandle - północny kraniec
stanu Teksas, wrzynający się w sąsiedni stan, Oklahomę.), gromadząc
ważne dane, które, jak mieli nadzieję, pewnego dnia doprowadzą do
tego, że będzie można przewidywać niszczycielskie żywioły,
przemieszczające się każdej wiosny Aleją Tornad (Aleja Tornad (ang.:
Tornado Alley) - Dakota Południowa, Nebraska, Missouri, Kansas,
Oklahoma, północny Teksas.). Niestety dla szefa Instytutu Klima-
tologii i Analiz Pogody łowca burz, który samotnie wyjeżdża w teren,
stanowił wielki problem. Zwłaszcza jeśli tym łowcą burz była kobieta.
Katie opadła na krzesło za biurkiem.
- Mówiłeś już o tym Hennessy'emu?
- Nie. Chciałem, żebyś ty dowiedziała się pierwsza.
Westchnęła ciężko.
- Wolałabym przede wszystkim dowiedzieć się o tym nieco
wcześniej.
Przez kilka kłopotliwych chwil milczeli, wreszcie odezwał się Darryl:
- Najlepiej by było, gdybyś jeszcze dziś znalazła sobie nowego
partnera, a ja jutro z rana pójdę do szefa z wymówieniem.
Katie jeszcze mocniej zacisnęła pięści. Tylko nie to! Niestety, klamka
już zapadła... Wiedziała, dlaczego Darryl swoją rewelacją nie
podzielił się wcześniej. Po prostu bał się jej reakcji, doskonale zdając
sobie sprawę, że tą decyzją może w ogóle pozbawić ją możliwości
łowienia burz w tym sezonie.
Oboje wiedzieli, że szanse znalezienia nowego partnera są prawie
zerowe, tak samo jak to, że szef zaakceptuje jej wybór, dokonany tak
pośpiesznie, po prostu w trybie alarmowym. W kwestii wysyłania
kobiet w teren Fergus Hennessy był zdecydowanie przedstawicielem
starej szkoły, i to począwszy od czubka łysej głowy, a na
podniszczonych mokasynach skończywszy. Po prostu nie wierzył, że
płeć piękna może być w ogóle zainteresowana przemieszczaniem się
337128480.004.png
przez kraj w poszukiwaniu burzy. Ponadto jego niechęć do
jakichkolwiek zmian była wręcz legendarna. Wszelkie związane z tym
decyzje stary Gus podejmował w tempie o wiele wolniejszym niż
tempo ślimacze.
- A może masz kogoś na oku, kogoś z instytutu? - spytała Katie z
nadzieją w głosie.
Kiedy Darryl potrząsnął przecząco głową, poczuła, jak jej żołądek
ściska się w mały, twardy, bolesny kamień.
- Wszyscy są już do kogoś przydzieleni.
- Finney też?- Słyszałam, jak mówił, że jego partner jeszcze nie
doszedł do siebie po operacji kolana.
- Będzie pracował w parze z Warrenem. Katie... - Darryl wyglądał jak
kupka nieszczęścia. - Bardzo mi przykro, naprawdę. Wiem, jak dla
ciebie jest ważne kontynuowanie badań Marka.
Mark... Katie ogarnął głęboki smutek. Mark Livingston, jej
narzeczony. Nie powinien był tak wcześnie umierać. Był wspaniałym
młodym meteorologiem, stworzonym do odkrywania sekretów
rozgniewanej matki natury w celu spożytkowania tej wiedzy do
ratowania ludzkiego życia. Jednak jego młode życie zostało przerwane
w chwili, gdy próbował znaleźć sposób, jak ocalić innych. Ironia losu.
I wielka niesprawiedliwość.
Odetchnęła głęboko.
- Tak, to dla mnie bardzo ważne, Darryl. Dlatego w tym roku też
wyruszę w teren, z partnerem albo i bez.
- Dobrze wiesz, że Hennessy ci na to nie pozwoli. On nigdy nie
puszcza nikogo samego.
- Oczywiście, że wiem. Od śmierci Marka...
- Spojrzała na zdjęcie ustawione na szarym regale wypełnionym
skoroszytami. Fotografia przedstawiała ją i młodego mężczyznę,
którego kochała całym sercem. - Ale ja i tak pojadę, nawet sama.
Zrobię to właśnie dla niego, dla Marka. Żeby udowodnić, że nie umarł
na próżno. Mark całe swoje życie zawodowe poświęcił na szukanie
sposobu wczesnego ostrzegania ludzi przed nadciągającym żywiołem.
Mam zamiar dokończyć to, co zaczął. Znaleźć bardziej dokładny
sposób przewidywania burz, które według wszelkiego
prawdopodobieństwa przekształcą się w tornado. Będę to robiła,
choćbym sama miała zginąć.
337128480.005.png
Darryl błyskawicznie dopadł do niej, pochwycił mocno za ramiona i
spojrzał jej w twarz.
- Katie! Obiecaj mi, że sama nie wyruszysz!
- Gdy uparcie milczała, potrząsnął nią mocno.
- Do cholery, Katie! Daj mi słowo, że nie wyruszysz w teren, jeśli nie
znajdziesz kogoś o odpowiednich kwalifikacjach! - Nadal milczała.
- Katie! Mark też był mi bardzo bliski, jak brat. Bardzo mi go brakuje.
Ale nie wolno nam narażać swego życia, żeby dokończyć to, co on
zaczął. Oboje dobrze wiemy, że nigdy by się na to nie zgodził.
- Ale...
- Katie, kochanie, minęły cztery lata. Czas, żebyś pozwoliła mu
odejść na zawsze i zaczęła żyć swoim życiem. Proszę, obiecaj mi, że
nie pojedziesz w teren sama.
Przez kilka pełnych napięcia sekund Katie wpatrywała się w
pochyloną nad sobą twarz Darryla. Martwił się o nią szczerze, to było
jasne, tak samo jak to, że ona zrezygnowała ze swoich badań i
poświęciła się całkowicie kontynuowaniu dzieła zmarłego
narzeczonego. Jednak musiała to zrobić, dawało jej to poczucie, że
Mark tak naprawdę nie odszedł. Teraz, po tych czterech latach, nie
wyobrażała sobie, że mogłaby robić coś innego. Że mogłaby zacząć
żyć wyłącznie swoim życiem.
Podniosła dwa złączone palce na znak, że składa szczerą obietnicę.
- Przyrzekam ci, Darryl, że nie zrobię niczego głupiego.
Nadciąga burza, chociaż niebo było czyste, bez żadnej chmurki. Nic
nie wskazywało, że pogoda ma się zmienić, ale Josh czuł, że tak się
stanie. Był tego pewien tak samo jak tego, że nazywa się Josh Garrett.
Było za gorąco jak na połowę maja tu, na północy Teksasu. I ta cisza.
Martwa, obezwładniająca.
Stał na frontowej werandzie i podwijając rękawy koszuli, wpatrywał
się w horyzont na południowym zachodzie. Coś wisiało w powietrzu,
coś ciężkiego, złowieszczego. Tylko idiota by to zignorował. Idiota,
jakim okazał się przed sześciu laty, tamtego dnia, kiedy na ziemi
rozpętało się prawdziwe piekło.
Nagle w oddali, gdzieś wśród zieleni łąk rancza Broken Bow,
pojawiła się smużka dymu. Josh obciągnął szerokie rondo
kowbojskiego kapelusza od Resistola, żeby osłonić oczy przed
słońcem. Teraz widział dobrze. Jakiś duży samochód, chyba suv,
337128480.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin