Ziegesar Cecily von - Plotkara 05 - Tak jak lubię.doc

(749 KB) Pobierz
Tak jak lubię

Cecily von Ziegesar

Tak jak lubię

plotkara 5

Przekład Małgorzata Strzelec

Tytuł oryginału

I LIKE IT LIKE THAT

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Żadna plotka nie umiera do końca,

jeżeli powtórzy ją wielu ludzi:

to też jest rodzaj nieśmiertelność

Hezjod, ok. 800 r. p.n.e.

*

*

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

 

hej, ludzie!

 

Dziękuję wam wszystkim za to, że przyszliście na moją imprezę w zeszłym tygodniu. Napisałabym wcześniej, ale szczerze mówiąc, aż tyle czasu potrzebowałam, żeby dojść do siebie. Wiem, że to szalony pomysł: urządzać imprezę w poniedziałek, ale prawda, że dzięki temu reszta tygodnia przeleciała błyskawicznie?! Pewnie wciąż się zastanawiacie, czy byłam tą chudą blondynką w szma­ragdowych szpilkach od Jimmy'ego Choo, czy tym wysokim czar­noskórym facetem z szafirowymi sztucznymi rzęsami. To takie słodkie, że przynieśliście mi prezenty - zwłaszcza tego prześlicz­nego pudelka - chociaż nawet nie wiecie, kim jestem! Prawda jest taka, że właściwie stałam się międzynarodową kobietą zagadką, więc na razie zachowam swoją tożsamość dla siebie, choćby nie wiem jak was to frustrowało. Potraktujcie to jak coś, co oderwie waszą uwagę od wlokących się dni czekania na informację, czy dostaliście się do college'u; jak puzzle do poskładania w czasie gorzkich, marcowych tygodni stresów i nudy.

Ale tak naprawdę wcale nie potrzebujemy odmiany. Mamy mnó­stwo przyjemności - bajeczne ubrania od projektantów, ogromne apartamenty przy Upper East Side z obsługą, mnóstwo „wiejskich” domków i wakacyjnych kurortów, karty kredytowe bez limitu, pięk­ne brylanty, supersamochody (chociaż większość z nas nie ma jeszcze prawa jazdy) i ślepo kochających rodziców, którzy pozwalają nam na absolutnie wszystko, dopóki nie przynosimy wstydu rodzinie, Poza tym ferie wiosenne już tuż - tuż - wreszcie będziemy mieli mnó­stwo czasu na zajęcia dodatkowe.

 

Na celowniku

 

S spaceruje po Madison Avenue i dorysowuje wąsy na swoich prześlicznych zdjęciach reklamowych nowych perfum Lesa Besta, Łez Sereny. B u Sigersona Morrisona przy Prince Street zaspokaja swoje fetyszystyczne potrzeby, kupując kolejne buty. N wyrzuca reklamówkę pełną bibułek, niedopałków, fajek wod­nych, fifek i zapalniczek do kosza na śmieci przy Osiemdziesiątej Szóstej. D późnym wieczorem pali papierosy na stacji metra na rogu Siedemdziesiątej Drugiej i Broadwayu. Prowokuje straż miej­ską, żeby go aresztowała, i zdobywa w ten sposób mnóstwo nowe­go materiału do swoich wierszy. J z nową najlepszą przyjaciółką E i swoim chłopakiem L pałętają się w okolicach galerii sztuki w Chelsea - cholernie wyrafinowana rozrywka jak na dziewiątoklasistów. Czekajcie, właściwie to on może już chodzić do dziesią­tej - czy ktoś tak naprawdę wie coś o tym chłopaku? V i jej szaleją­ca starsza siostra wyrzucają torby ze śmieciami na chodnik przed swoim domem w Williamsburg. Wiosenne porządki? A może ciało D pocięte na kawałki? Fuj! Przepraszam, to było obrzydliwe.

 

Wasze e - maile

 

P: Droga Plotkaro!

zaczyna mnie to denerwować, że nigdy nie powiesz, kim je­steś, kim jesteś? no bo naprawdę chciałbym cię poznać, kto wie, może już cię znam! jak na razie, wydaje mi się, że przyznałaś się do jednego - że chodzisz do klasy maturalnej w conttance. zgadza się?

Ciekafski

 

O: Drogi ciekafski!

Nie zamierzam z marszu, teraz zaraz, dać ci swojego adre­su domowego. Nawet ci nie powiem, w której klasie się uczę. Gdybyś był dość wyluzowany, żeby zjawić się na mo­jej imprezie, to może byś mnie poznał. Chociaż zwykle nie sposób przecisnąć się do mnie z powodu mojej... świty i trudno mnie w ogóle dojrzeć. Ale nie trać ciekawości. Może w końcu mnie poznasz.

P

 

P: Droga P!

Naprawdę jesteś taka zabójcza? Bo jeśli nie, to będzie ci naprawdę ciężko, gdy w końcu wszyscy się dowiedzą, kim jesteś. Będą mówić „jeszcze jedna zawistna brzydula”!

Rozważny

 

O: Drogi rozważny!

Nawet się nie dowiesz, co to naprawdę znaczy „zabójcza”, póki mnie nie poznasz, a najpewniej nigdy mnie nie po­znasz...

P

 

A teraz o TYM, co niektóre z nas gryzie w głębi ducha...

 

Stracić dziewictwo przed pójściem do college'u czy nie?

 

Zrobimy coś z tym fantem teraz? Z chłopakiem, którego znamy od lat? Czy uwiniemy się z tym przed feriami wiosennymi? Albo przed wakacjami? Czy raczej ulokujemy się w naszych akademikach tak, jak jesteśmy pewne siebie, lecz niewinne, gotowe stracić dziewic­two z pierwszym lepszym studentem, który rzuci kusząco „A może byśmy...”? Może powinnyśmy posłuchać naszych matek i starszych sióstr, które mówią „poczekaj, aż nadejdzie właściwy czas”, cokolwiek to znaczy. Oczywiście, niektóre z nas rozwiązały ten problem wieki temu i zamierzają skoncentrować się w czasie studiów na istot­niejszych sprawach, na przykład geologii albo Freudzie. Nie. Spójrzmy prawdzie w oczy, nawet jeśli już nie jesteś dziewicą, zno­wu się nią poczujesz, gdy tylko przekroczysz próg akademika. I to jest piękne.

Jeszcze raz dziękuję za prezenty! Ogromniaste buziaki - jesteście super!

Wiem, że mnie kochacie,

plotkara

nie ma jak w domu

-  A właściwie to na którą wyspę jedziemy? - zapylała mat­kę Blair Waldorf.

Eleanor Waldorf Rose siedziała na brzegu łóżka Blair i pa­trzyła, jak córka szykuje się do szkoły. Rozmawiały o feriach wiosennych.

-  Na Oahu, kochanie. Myślałam, że ci mówiłam. Jedziemy do tego ośrodka na północnym wybrzeżu, żeby chłopcy mogli pouczyć się surfować.

Eleanor położyła dłonie na swoim ciężarnym brzuchu. To był już prawie siódmy miesiąc. Zmarszczyła brwi, patrząc na kremową tapetę, jakby próbowała odczytać preferencje przy­szłego potomka co do koloru tapety. Termin wypadał w czerwcu, a zaraz potem Blair miała wyjechać do college'u. Dzisiaj Eleanor planowała omówić z dekoratorem wnętrz plany przero­bienia sypialni Blair na pokój dziecięcy dla przyszłej córeczki.

-  Ale ja już byłam na Oahu - jęknęła boleśnie Blair.

Od tygodni wiedziała, że na ferie wiosenne wyjeżdżają na Hawaje, ale do tej pory nie pomyślała, żeby zapytać gdzie konkretnie. Kopniakiem zamknęła szufladę antycznej, mahoniowej komody. Stanęła przed wysokim lustrem zamontowanym na drzwiach szafy i zaczęła się stroić. Krótko przystrzyżone ciemne włosy precyzyjnie zmierzwiła. Biały, kaszmirowy sweter miał mocno wycięty dekolt i prawie odsłaniał rowek między piersia­mi, ale nie aż tak, żeby pani M., dyrektorka szkoły, odesłała ja. do domu, wymyślając od zdzir. Nowe turkusowe pantofle na płaskim obcasie od Sigersona Morrisona wyglądały tak fanta­stycznie na gołych stopach, że postanowiła nie zakładać rajstop, chociaż marzec był wyjątkowo zimny i wiedziała, że odmrozi sobie tyłek.

-  Chcę jechać w nowe miejsce - dodała, wydymając wargi do lustra, żeby nałożyć drugą warstwę błyszczyku od Chanel.

-  Wiem, pączuszku.

Matka zsunęła się z łóżka i przykucnęła, żeby przyjrzeć się gniazdku elektrycznemu w listwie przypodłogowej pod oknem. Kontakt wyglądał na wyjątkowo niebezpieczny. Kiedy już skoń­czy przerabiać pokój, wezwie kogoś, kto zabezpieczy cały dom z myślą o dziecku.

-  Ale nigdy nie byłaś na północnym wybrzeżu. Aaron mówi, że to najlepsze miejsce na świecie do surfowania.

Ku przerażeniu Blair, matka miała na sobie beżowe, welurowe spodnie od dresu z napisem smakowita na pupie.

To się nazywa brak wyczucia!

-  Czy ja już przestałam dla was istnieć? - zapytała ostro Blair. Wyciągnęła z szafy błękitną sakwę z jagnięcej skórki od Diora i wrzuciła do niej rzeczy do szkoły. - Najpierw odbierasz mi mój własny pokój, a teraz nie mam nic do powiedzenia na lemat wakacji?

-  Chłopcy właśnie kupują sprzęt do surfowania na wyjazd. Może byś zerknęła szybko na komputer Aarona i sprawdziła, czy czegoś nie potrzebujesz - odparła niezbyt przytomnie mat­ka. Chodziła teraz na czworakach i sprawdzała z poziomu dziec­ka, jakie jeszcze niebezpieczeństwa kryją się w sypialni. - Wiesz, myślałam o morelowym jako przeważającym kolorze. Żeby było dziewczęco, ale bez zbytniej różowości. Ale teraz sobie myślę, że limonkowy jest chyba ładniejszy. Odcień cykorii.

Blair miała tego dość. Nie chciała jechać na północne wy­brzeże Oahu, nie miała ochoty kupować sprzętu do surfingu, nie chciała rozmawiać o kolorach do kretyńskiego pokoju dziecięce­go i zdecydowanie nie zamierzała choćby chwilę dłużej patrzeć na słowo „smakowita” wypisane na szerokim jak szafa tyłku swo­jej ciężarnej matki. Spryskała się jeszcze tylko ulubionymi perfu­mami Marca Jacobsa i wyszła, nie mówiąc nawet do widzenia.

-  Ej, Blair. Chodź tu na minutkę! - wrzasnął jej siedemna­stoletni przyrodni brat, gdy przechodziła obok jego sypialni.

Blair zatrzymała się i zajrzała do pokoju. Aaron i jej dwunasto­letni brat, Tyler, siedzieli na jednym, ekologicznym krześle przy biur­ku, jak przystało na kochających się braci, i zamawiali w Internecie sprzęt do surfowania, korzystając z karty kredytowej Cyrusa Rose. Tyler przestał się czesać, bo chciał zapuścić dredy tak jak Aaron, przez co wyglądał, jakby dostał jakiegoś wstrętnego grzyba na gło­wie. Blair nie mogła uwierzyć, że nim wyjedzie do college'u, będzie musiała dzielić z nimi ten pokój. Narzuta z konopnego włókna na łóżku Aarona i dywan z naturalnej trawy morskiej były zawalone starymi okładkami płyt reggae, butelkami po piwie i brudnymi ubraniami. W pokoju śmierdziało ziołowymi papierosami i tymi odrażającymi sojowymi hot dogami, które jedli na surowo.

-  Jaki nosisz rozmiar? - zapytał Aaron. - Możemy zamó­wić ci piankę. Dzięki temu nie poobcierasz się o deskę.

Mają je w fajnych kolorach - dodał z entuzjazmem Tyler. - Jaskrawozielone i tego typu.

Blair w życiu nie włożyłaby niczego jaskrawozielonego, nie mówiąc już o piance.

Wargi zadrżały jej ze zgrozy pomieszanej z przytłaczającą rozpaczą. No proszę, jest za kwadrans ósma rano, a ona już pra­wie się popłakała.

-  Mam! - wykrzyknął radośnie za jej plecami odrażający ojczym, Cyrus Rosę.

Wytoczył się niezgrabnie z sypialni, ubrany tylko w czer­wony, jedwabny szlafrok, niepokojąco luźno związany. Jego szczeciniaste, siwe wąsy wymagały przycięcia. Twarz miał błyszczącą i czerwoną. Pomachał do Blair ogromnymi koloro­wymi kąpielówkami. Pomarańczowe, z wzorkiem w małe, nie­bieskie rybki, mogłyby wyglądać całkiem ładnie na każdym, tylko nie na nim.

-  Uwielbiam je. Chłopcy zamówią mi koszulkę z pianki pod kolor! - oświadczył wesoło.

To wystarczyło, żeby doprowadzić Blair do łez. Spędzi ferie wiosenne, patrząc, jak Cyrus robi z siebie idiotę na desce w tych pomarańczowych kąpielówkach i równie pomarańczowej pian­ce. Uciekła chyłkiem do przedpokoju, wyciągnęła z szafy płaszcz i pobiegła, żeby spotkać się z najlepszą przyjaciółką. Miała nadzieję, że Serena coś wymyśli, żeby ją podnieść na du­chu.

O ile to w ogóle było wykonalne.

przebłysk geniuszu u S

Serena van der Woodsen sączyła latte i patrzyła ponuro spod zmrużonych powiek. Przycupnęła jak zwykle na schodach Me­tropolitan Museum of Art. Jej bujne jasnoblond włosy wysypy­wały się spod kaptura białego kaszmirowego płaszcza i rozsy­pywały na ramionach. O, znowu jest! Reklama Łez Sereny na boku autobusu M102. Właściwie nie miałaby nic przeciwko temu zdjęciu. Podobało jej się, jak zimny wiatr targał jej żółtą sukienką, odsłaniając opalone na St. Bans kolana. I chociaż miała na sobie tylko sandały i letnią sukienkę w środku lutego w Central Parku, wyretuszowali gęsią skórkę, która wyskoczyła jej na rękach i nogach. Podobało jej się nawet to, że nie użyła szminki, więc jej idealnie pełne usta wyglądały na trochę spierzchnięte i zsiniałe. Tylko te łzy w wielkich, ciemnoniebieskich oczach jej się nie podobały. Oczywiście to ze względu na nie Les Best nazwał nowe perfumy Łzami Sereny. Jednak Serena naprawdę wtedy płakała, bo tego dnia - nie: dokładnie w tej minucie - zerwał z nią Aaron Rose. A była w nim zakochana co najmniej przez tydzień, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Teraz męczyła ją myśl, że skoro zerwali, nie ma już nikogo, kogo mogłaby kochać, i nikogo, kto by ją kochał. I przez to zno­wu chciało jej się płakać.

Oczywiście zakochiwała się w prawie każdym chłopaku, którego poznała, i każdy chłopak na świecie zakochiwał się po uszy w niej. Trudno, żeby było inaczej. Ale ona chciała, żeby ktoś ją kochał całkowicie i bez pamięci, żeby poświęcał jej całą uwagę. To rzadki rodzaj miłości. To prawdziwa miłość. Nigdy takiej nie zaznała.

Ogarnęło ją nietypowe dla niej przygnębienie i melancholia. Wyjęła gauloises'a z wymiętej torebki z czarnego sztruksu. Zapaliła papierosa i patrzyła, jak się żarzy.

-  Czuję się brzydka jak ta pogoda - mruknęła, ale w tej samej chwili rozpromieniła się na widok najlepszej przyjaciół­ki, Blair, idącej w jej stronę po schodach. Podniosła drugi kubek latte, którą specjalnie dla niej kupiła, wstała i podała kawę przyjaciółce.

-  Zabójcze buty - zauważyła, podziwiając najnowszy zakup Blair.

-  Możesz je pożyczyć - zaproponowała Blair wspaniałomyślnie - - Ale zabiję cię, jeśli je czymś zabrudzisz. - Pociągnęła Selenę za rękaw. - Chodź, bo się spóźnimy.

Spacerkiem zeszły po schodach i ruszyły Piątą Aleją w stronę szkoły. Po drodze sączyły kawę. Zimny porywisty wiatr szalał wśród nagich gałęzi drzew Central Parku, przyprawiając dziewczyny o dreszcz.

-  Jezu, strasznie zimno - syknęła Blair. Włożyła wolną dłoń do kieszeni płaszcza Sereny, tak jak to robią najlepsze przyjaciółki. - No więc... - Chciała dać upust emocjom. Zapanowała nad łzami, ale głos nadal jej drżał. - Nic dość, że moja matka w kółko głaszcze się po brzuchu, to jeszcze dzisiaj przychodzi dekorator wnętrz, żeby przerobić mój pokój na żłobek w kolorze cykorii i gówna!

Nagle tęsknota za prawdziwą miłością wydała się Serenie trywialni Ona nie miała rozwiedzionych rodziców, jej ojciec nie okazał się gejem, a matka nie zaszła w ciążę w nieprzyzwo­icie średnim wieku. I to nie Serena miała przyrodniego brata, który najpierw by się zakochał w niej, a potem w jej najlepszej przyjaciółce, a na koniec obie je spławił. I nikt jej nie wyrzucał z własnego pokoju. Co więcej to nie ona wciąż była dziewicą w wieku siedemnastu lat, nie ona pocałowała faceta z komisji rekrutacyjnej z Yale i nie ona omal nic straciła dziewictwa z ab­solwentem Yale, który miał przeprowadzić z nią rozmowę kwa­lifikacyjną, co prawdopodobnie przekreśliło wszelkie szanse na dostanie się do wymarzonego college'u. Kiedy się nad tym wszystkim zastanowiła, to doszła do wniosku, że w porównaniu z Blair wiedzie cudowne życie.

-  Ale dostaniesz pokój Aarona, nie? Odnowili go dla nie­go, jest całkiem ładny.

-  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin