Co się stało z katolicką Hiszpanią.doc

(1939 KB) Pobierz
Co się stało z katolicką Hiszpanią

Co się stało z katolicką Hiszpanią? – Dawid Kabaciński

Przykład Hiszpanii powinien stanowić przestrogę dla tych wszystkich katolików, którzy nie widzą nic złego w lewicy, stale dążącej do wykorzenienia ich świętej wiary.

Napływające od kilku lat informacje opisu­jące sytuację religij­ną i polityczną w Hiszpanii wzbudzają coraz większy niepokój. Kraj ten — poza krótkimi okresami Pierw­szej, a szczególnie Drugiej Republiki — przez wieki stanowił dla katolickich krajów Europy przykład, jak łączyć rację stanu ze świętą wiarą katolicką. Można by nawet zaryzyko­wać twierdzenie, że słowo „Hiszpania” było tożsame ze słowem „katolicyzm”, że stanowiło jego synonim. Do dziś zresztą dla wielu osób, niezbyt się orientujących w stosunkach panujących na Półwyspie Iberyjskim, jest to kraj ultrakatolicki. Turyści odwiedzający ojczyznę Cervantesa w okresie Wielkie­go Tygodnia są pod wrażeniem barwnych, wręcz fantastycz­nych uroczystości, pośród któ­rych wybija się procesja zakapturzonych pokutników. W Wiel­ki Czwartek i w Wielki Piątek na ulicach miasteczka San Vin­cente de la Sonsierra w pro­wincji La Rioja pojawiają się bosi biczownicy (picaos). We wszystkich tych obrzędach wyraźnie wyczuwa się śre­dniowieczny charakter, jed­nak pod tą barwną powłoką nie ma już żywej religijno­ści Hiszpanów.

Biczownicy na ulicach San Vincente de la Sonsierra

Obchody Wielkiego Tygo­dnia, jak i innych świąt reli­gijnych w Hiszpanii, sta­nowią dziś raczej spektakl dla przyciągnięcia turystów. W rzeczywistości kraj ten zaczyna mieć coraz mniej wspólnego z religią katolic­ką. Od kilku lat Hiszpania zmierza ku upadkowi reli­gijnemu, a co za tym idzie, również i moralnemu, sta­jąc się jednocześnie wzor­cem dla lewicowych „auto­rytetów” oraz postkomuni­stycznego SLD, notabene cieszącego się poparciem ze strony lewicowego premie­ra Hiszpanii Józefa Ludwika Rodrigueza Zapatero.

Rządzący od marca 2004 r. za Pirenejami socjaliści z Hisz­pańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (Partido Socjalista Obrero Espańol, PSOE) swoją polityką przypominają wręcz najgorsze lata terroru Dru­giej Republiki. Nie dokonują wprawdzie fizycznych gwałtów na Kościele, które były dzie­łem ich ideowych protoplastów sprzed siedemdziesięciu kilku lat, ale — tak samo jak Front Ludowy z lat 30. — dążą do całkowitego wyeliminowania katolicyzmu z życia społeczne­go w imię nowej religii — tole­rancji — która ma działać jedy­nie na rzecz szeroko pojętego „postępu” społecznego i oby­czajowego.

Rządzącej od marca 2004 r. lewicy Hiszpanie „zawdzięcza­ją” m.in. aborcję na życzenie’, „małżeństwa” sodomitów” i pra­wo adoptowania przez takie pary dzieci”. Jakby tego było mało, trwają prace nad nowy­mi projektami, które pozwo­lą na dokonywanie aborcji nawet przez kilkunastoletnie dziewczęta bez zgody rodziców. Homoseksualiści uzyskali sze­reg przywilejów w państwie; można wręcz mówić o promo­waniu przez hiszpańskie eli­ty dewiacyjnych zachowań, pojawia się swoista „moda na homoseksualizm”. Sodomickiej indoktrynacji poddawani się obowiązkowo uczniowie hisz­pańskich szkół publicznych’, a nawet próbuje się narzucić tę indoktrynację szkołom i insty­tucjom prywatnym, w tym i kościelnym.

Gorsząca w powszechnym odczuciu sytuacja prowadzi do zdecydowanych wystąpień nawet tych osób, które unikały do tej pory wypowiedzi na bie­żące tematy polityczne. Przy­kładem może być królowa Zofia, która swoim wystąpieniem, może nie tyle antyhomoseksual­nym, co skierowanym przeciw­ko natrętnej propagandzie ze strony „tęczowego środowiska”, bardzo mu się naraziła5.

Lewicowe władze hiszpań­skie, niepomne na słowa swo­jej królowej, kontynuują ide­ową destrukcję tego wspania­łego kraju, będącego jeszcze do niedawna wzorem religijności dla Europy. Na łamach lewico­wej prasy pojawiają się arty­kuły, których autorzy napastli­wie atakują Kościół, wykazu­jąc wręcz antykatolickie fobie, czego przykładem może być artykuł Jana Ludwika Cebrina, opublikowany na łamach „El Pais” i oczywiście skwapli­wie przedrukowany w „Gazecie Wyborczej”.

Każdy, kto przeciwstawia się „postępowym” władzom w Madrycie, w ich mniemaniu powinien zostać surowo ukara­ny. Przykładem jest tu choćby projekt rządu premiera Zapate­ro, który pozwoliłby na wymie­rzanie dotkliwych kar finanso­wych, a nawet odbieranie licen­cji tym lekarzom, którzy w zgo­dzie z przysięgą Hipokratesa i zasadą primum non nocere mieliby „zbyt uporczywie prze­dłużać życie człowieka”. Kara spotkała jednego z hiszpań­skich sędziów, który nie godził się na przyznanie prawa do adopcji trzyletniej dziewczyn­ki przez parę homoseksualną”. Ponadto próbuje się zakazy­wać katolikom manifestowania swojego sprzeciwu względem aborcji”. Jakby tego było mało, nie tak dawno grupa działaczy komunistycznych i Zielonych z Katalonii przedłożyła w jednej z komisji Kortezów (parlament hiszpański) projekt potępienia Benedykta XVI za to, że papież odrzucił używanie prezerwatyw w kontekście zwalczania AIDS. Projekt ten wprawdzie przepadł w głosowaniu (nie poparli go nawet socjaliści, wstrzymując się od głosu 10), ale czy nie otwo­rzy on drogi dla innych inicja­tyw tego typu?

We wrześniu 2008 r. socjali­styczny rząd hiszpański, wbity w bezpodstawną dumę z powo­du wygranych kilka miesięcy wcześniej wyborów do Korte­zów, które tym samym przedłu­żyły o kolejne cztery lata wła­dzę premiera Zapatero i jego towarzyszy, zdecydował się na przeforsowanie nowej ustawy o „planowaniu rodziny”, która ma znieść wszelkie ogranicze­nia prawne dotyczące aborcji”. W zalecanym przez hiszpańską minister równości Bibianę Aido Almagro poradniku dla dzie­więcioletnich dziewczynek czy­tamy: „Nie ma wyznaczonego wieku ani momentu dzielenia się naszą seksualnością. Nie narzucaj sobie tego i nie pozwa­laj, by inni ci to narzucali. To twoja decyzja. (…) Jesteś panią twoich uczuć, twojego ciała, twojej przyjemności i twoje­go życia. (…) Jeśli nie chcesz [dziecka], udaj się jak najszyb­ciej do ośrodka planowania rodziny albo do ośrodka zdro­wia. Tam ci pomogą”12.

Można zadać sobie pytanie, kto jest temu winien? Czy tyl­ko premier Królestwa Hiszpa­nii Rodriguez Zapatero oraz jego ugrupowanie? A może współodpowiedzialni są rów­nież przedstawiciele środowisk politycznych, wyrosłych na bazie frankizmu, winni zdrady ideałów Movimiento Nacional”, za które swoje życie oddali naj­wierniejsi z wiernych synowie surowej kastylijskiej ziemi, pięknej Andaluzji, arcykatolic­kiej Nawarry i innych prowin­cji leżącego za Pirenejami kra­ju? Aby na to pytanie odpowie­dzieć, musimy choćby w wiel­kim skrócie prześledzić dzieje Hiszpanii.

Inwazja wojsk napoleońskich wywołała przebudzenie świadomości narodowej szerokich rzesz społecznych w Hiszpanii. Na ilustracji: Antoni Jan Gros, Poddanie Madrytu (fragment, 1810)

Hiszpania, będąca u progu czasów nowożytnych impe­rium światowym i mająca za sobą wieki zmagań z islamem (reconquista), stała się obiek­tem szczególnego ataku ze strony państw zazdrosnych o jej wielkość. To właśnie od XVI stulecia istnieje tzw. czar­na legenda (la legenda negra), która upatrywała w Hiszpanach moralnych karłów, dewotów i morderców Indian w Nowym Świecie. Interesujący jest fakt, że niebawem temu stereotypo­wi zaczęli ulegać również sami Hiszpanie, a przynajmniej ich część mieniąca się „bardziej oświeconą”. Krytyka Hiszpa­nii wzmogła się w wieku XVIII, w tym „wieku rozumu”, kiedy za Pireneje trafiła myśl czo­łowych ideologów przewrotu, m.in. Woltera i Jana Jakuba Rousseau. Nastąpiło wówczas „sfrancuzienie” elit, którym zaczęło przeszkadzać prawo oparte na religii. Wybuch rewo­lucji francuskiej przyśpieszył działania hiszpańskich afrance­sados (`frankofilów’), którzy nie ukrywali swoich sympatii do Napoleona I i poczęli przygoto­wywać Hiszpanię do zmian.

Inwazja wojsk napoleoń­skich w 1808 r. zapoczątkowa­ła nowy etap w historii Hisz­panii. W konsekwencji najaz­du z jednej strony przebudziła się świadomość narodowa sze­rokich rzesz społecznych, któ­re zaciekle walczyły z trójko­lorową okupacją swojej ojczy­zny. Z drugiej — na społeczeń­stwo Hiszpanii ze zdwojoną siłą zaczęły oddziaływać gru­py rewolucyjne. Często byli to hiszpańscy jakobini, których od Napoleona I odstręczała jego „zachowawczość”. „Postępow­cy” ci próbowali przejąć ster walki z francuskim najeźdźcą. Zdając sobie doskonale spra­wę z roli Kościoła katolickie­go wśród ludu hiszpańskiego, początkowo zachowywali wobec niego powściągliwość. Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, gdy Francuzi zaczęli ponosić poraż­ki. Słynna konstytucja, uchwa­lona w Kadyksie w 1812 r., była dokumentem rewolucyjnym. Wprawdzie uznawała władzę króla Ferdynanda VII, ale była to władza, zgodnie z duchem oświeceniowym, mocno ograni­czona. Jednocześnie wypowie­dziano się zdecydowanie prze­ciwko Świętej Inkwizycji.

Kiedy Francuzi wycofali się z Półwyspu Iberyjskiego, rewo­lucjoniści przystąpili do działa­nia. Skierowano oręż przeciwko Kościołowi i królowi, żądając od niego wierności zasadom kon­stytucji 1812 r. Władca Hisz­panii nie zamierzał ustępować, co w 1820 r. doprowadziło do rewolty Rafała de Riego, dość szybko jednak spacyfikowanej. Mogło się wydawać, że dopó­ki żyje król, państwu nie grozi żaden wstrząs rewolucyjny, jed­nak niebawem okazało się, że monarcha zaczyna ulegać śro­dowisku „postępowców”. Zgod­nie z prawem po śmierci króla tron miał przypaść jego młod­szemu bratu, don Carlosowi. Niespodziewanie jednak Ferdy­nand przedłużył sankcję prag­matyczną Karola IV z 1789 r., czyniąc następcą tronu swo­ją małoletnią córkę Izabelę”. Można by uważać, że posunię­cie to nie oznaczało nic nowego, gdyż znane były w historii sytu­acje, gdy to kobiety dziedziczy­ły tron (vide Jadwiga Andega­weńska czy Maria Teresa). Cho­dziło jednak o coś więcej. Otóż w 1837 r., czyli w roku śmier­ci Ferdynanda VII, jego córka miała zaledwie cztery lata i było jasne, że w jej imieniu rządy będzie sprawować jako regent­ka jej matka, Maria Krystyna. Otoczenie polityczne królowej­-wdowy nie nastrajało do opty­mizmu. Aktywne było w nim środowisko polityczne zapa­trzone w liberalną monarchię francuską Ludwika Filipa Orle­ańskiego.

Zaistniałej sytuacji przeciw­stawił się brat zmarłego króla, pretendent do tronu — don Car los. Doprowadziło to do wojny, nazwanej od jego imienia woj­ną karlistowską. Konflikt mię­dzy don Carlosem a bratową­-regentką był nie tyle walką o to, kto ma panować w Hisz­panii, co starciem dotyczącym fundamentalnych zasad, na których miała się opierać Hisz­pania. Obóz krystynosów, czy­li zwolenników regentki Marii Krystyny, skupiał zwolenników modernizacji Hiszpanii na fran­cuską modlę, co prowadziłoby bez wątpienia nie tylko do nie­bywałych zmian politycznych w duchu Tricolore, lecz także do naruszenia pozycji Kościo­ła na Półwyspie Iberyjskim. Karliści, czyli zwolennicy don Carlosa, a później jego następ­ców, opowiadali się za tym, co stanowiło zawsze kwintesencję hiszpańskości: sojuszu ołtarza z tronem oraz poszanowania lokalnych praw (fueros) przez władze w Madrycie, co gwaran­towało zdecentralizowany cha­rakter państwa.

Wszystkie wojny karlistow­skie kończyły się jednak zwy­cięstwem „postępowców”. Hiszpania pod rządami królo­wej regentki Marii Krystyny, generałów Baldomero Espar­tero i Ramóna Marii Narváeza, a wreszcie Izabeli II, przecho­dziła gwałtowną metamorfozę. Wprawdzie zachowała opinię kraju katolickiego, ale katoli­cyzm ten stawał się coraz bar­dziej liberalny. Prawdziwym szokiem dla wiernych Kościoło­wi Hiszpanów było ustanowie­nie w 1873 r. Republiki. Na cze­le nowych władz stanęli ludzie związani z masonerią, traktują­cy katolicyzm jak wroga, które­go jednak chwilowo nie należy zbyt mocno atakować.

Żywot Pierwszej Republiki nie trwał długo: już w 1874 r. upadła w wyniku tarć wśród jej założycieli. Do Madrytu przybył don Alfonso, siedem­nastoletni syn Izabeli II, któ­ry został królem Hiszpanii. Następne półwiecze można nazwać okresem względnej sta­bilizacji i sojuszu czynników rządowych z Kościołem, cho­ciaż na nieco innych zasadach niż w czasach Los Reyes Cató­licos — Karola V, Filipów czy pierwszych Burbonów. Baczni obserwatorzy życia społeczno­-politycznego w Hiszpanii mogli jednak już pod koniec XIX stulecia dostrzec niepoko­jące symptomy tego, co z całą mocą wybuchnie w roku 1931.

Na II połowę XIX stule­cia przypadł gwałtowny roz­wój ruchu anarchistyczne­go, stawiającego sobie za cel zniszczenie nie tylko państwa, ale i Kościoła, który w oce­nie uczniów Bakunina” stano­wił podporę monarchii. W tym okresie zorganizowali się rów­nież marksiści, tworząc PSOE oraz centralę związków zawo­dowych o nazwie Powszech­na Unia Pracujących (Unión General de Trabajadores). War­to w tym miejscu wspomnieć o działalności lewicowych intelektualistów, często ściśle powiązanych z masonerią, któ­rych bastionem stało się m.in. madryckie Ateneum”. To wła­śnie z wyżej wspomnianych śro­dowisk wyjdzie pożoga rewolu­cyjna 1931 r., a następnie jej kontynuacje w 1934 i 1936 r.

Wydarzenia rewolucyjne roku 1909, które przeszły do historii jako „tragiczny tydzień” (semana trágica), czy też zaj­ścia z roku 1917 były jak gdyby wstępem do rewolucji, skiero­wanej przeciw Hiszpanii, jej tra­dycji i wierze. Trudna sytuacja społeczno-polityczna Hiszpanii, spotęgowana na początku lat 20. wojną w Maroku ze zbunto­wanymi plemionami północno­afrykańskimi, groziła w każdej chwili wybuchem rewolty. Obję­cie dyktatorskiej władzy przez gen. Emanuela Prima de Riverę y Orbaneję we wrześniu 1923 r. na kilka lat uspokoiło sytuację, jednak wraz z pojawieniem się za Pirenejami pierwszych oznak światowego kryzysu gospodar­czego agenci rewolucji rozpo­częli akcję zarówno przeciwko dyktatorowi, jak królowi Alfon­sowi XIII. Niepokojąca była postawa części korpusu oficer­skiego, który wystąpił przeciw­ko Primowi de Riverze. U pro­gu 1930 r. w szeregach wojska można było znaleźć wielu zde­klarowanych masonów i repu­blikanów, takich jak m.in. kpt. Fermin Galán, gen. Michał Cabanellas czy też gen. Gonzalo Queipo de Liano y Sierra. Ostat­ni dwaj w 1936 r. wraz z inny­mi oficerami wystąpią jednak zbrojnie przeciwko skrajnie lewicowemu gabinetowi spod sztandaru Frontu Ludowego (Frente Popular).

Proklamowanie w kwiet­niu 1931 r. Drugiej Republi­ki spowodowało niespotyka­ne od dawna ataki na Kościół, jak i na to wszystko, co świad­czyło do tej pory o wielkości Hiszpanii. Złączyły się ze sobą dwa antyklerykalizmy: ludo­wy, podsycany przez agitato­rów anarchistycznych i mark­sistowskich, oraz intelektualny, wybitnie masoński, na czele ze swoim guru Emanuelem Azañą y Diazem, który na nieszczęście Hiszpanii został jej premierem w 1931 r.

Rozprawa z Kościołem, połą­czona z brakiem konkretnych działań wobec problemów społeczno-ekonomicznych Hisz­panii, spowodowała, że ugru­powania lewicowe pod koniec 1933 r. przegrały wybory do Kortezów. Zwycięzcą okazał się lider zjednoczonej Hiszpańskiej Konfederacji Niezależnej Prawi­cy (Confederación Española de Derechas Autónomas, CEDA), młody prawnik Józef Maria Gil Robles, któremu jednak nie było dane stanąć na czele rzą­du ani nawet objąć teki mini­stra. Ówczesny prezydent Ani­cet Alcalá-Zamora, wprawdzie katolik, ale człowiek bojaźliwy, z obawy prze...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin