Aprilynne Pike - Skrzydła Laurel - rozdział 11.pdf

(70 KB) Pobierz
317408859 UNPDF
11
Laurel cała się trzęsła. Poczuła, że obejmują ją ciepłe, mocne ramiona
Dawida, i miała wrażenie, że nie jest w stanie czuć niczego więcej. Był jej
jedynym oparciem: gdyby ją puścił, chyba nie przeżyłaby ani sekundy.
- Dawid, co ja mam teraz zrobić?
- Nic nie musisz robić.
- Oczywiście- powiedziała, przygnębiona. – Po prostu będę czekać, aż
reszta mojego organizmu zrozumie, że jestem martwa.
Przyciągnął ją do siebie i pogłaskał po włosach. Przywarła do jego koszuli,
czując, że łzy lecą jej ciurkiem i nie ma czym oddychać.
- Nie – szepnął jej do ucha. – Nie umrzesz. – Policzek Dawida otarł się o jej
własny, poczuła szorstkość jego rzadkiego zarostu. Przesunął nosem po jej
twarzy, więc wstrzymała łzy, skupiając się na tym doznaniu. Czuła ciepło jego
skóry na swojej, zawsze bardzo chłodnej. Kiedy dotknął wargami jej czoła,
poczuła przechodzący po plecach dreszcz. Oparł głowę o jej czoło, a ona
podniosła automatycznie powieki i zatonęła w błękicie jego oczu. Musnął
delikatnie jej usta, aż przeszła jej po twarzy fala gorąca, jakiej jeszcze nigdy
nie czuła.
Nie ruszyła się, więc pocałował ją jeszcze raz, nieco poważniej, rozbudzając
tkwiącą w niej namiętność. Objęła jego szyję i przyciągnęła do siebie, byle
mocniej, byle bliżej, próbując zatonąć w tym niesamowitym cieple. Być może
trwało to kilka sekund, ale równie dobrze mogło zajmować długie minuty lub
godziny – czas nic nie znaczył, kiedy jego gorące ciało dotykało jej ciała.
Gdy Dawid odsunął się od niej gwałtownie i zaczął dyszeć, dotarło do niej,
co się stało.
Co ja zrobiłam!”.
- Przepraszam – szepnął. – Nie chciałem…
- Ciii… - Położyła palec na jego ustach. – Jest dobrze. – Nie puściła go, a
kiedy zobaczył, że nie protestuje, z pewnym wahaniem nachylił się nad nią
ponownie.
W ostatniej sekundzie zatrzymała go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, i
pokręciła głową.
- Nie wiem, czy to, co czuję, jest prawdziwe, czy tylko wpadam w panikę –
powiedziała biorąc głęboki oddech. – Nie mogę, Dawid. Nie teraz, kiedy
dzieje się tyle dziwnych rzeczy.
Odsunął się powoli i przez dłuższą chwilę milczał.
- Ja będę czekał – powiedział tak cicho, że ledwie go słyszała.
Laurel podniosła powoli swój plecak.
- Powinnam już iść – powiedziała bezsensownie.
Śledził ją wzrokiem, kiedy przechodziła przez pokój.
Zatrzymała się w progu i jeszcze raz spojrzała na niego, a potem wyszła i
zamknęła za sobą drzwi.
***
Laurel zajęła swoje miejsce w Sali biologicznej, jednak nie wyciągnęła
książek. Siedziała wyprostowana i nasłuchiwała znajomych kroków, ale i tak
podskoczyła, gdy Dawid rzucił plecak na ławkę. Zmusiła się do tego, by na
niego spojrzeć – jednak zamiast pełnej napięcia i niepokoju twarzy zobaczyła
szeroki uśmiech i zaróżowione policzki.
- Wczoraj wieczorem trochę sobie poczytałem – powiedział bez powitania. –
I mam parę teorii.
Teorii?”. Laurel nie była pewna, czy chce się dowiedzieć, co to za teorie.
Prawdę powiedziawszy, widząc jego minę, raczej nie chciała.
Dawid otworzył książkę i przysunął jej pod nos.
- Muchołówka? Nie, no, ty rzeczywiście potrafisz prawić komplementy! –
powiedziała i próbowała popchnąć książkę w jego stronę, ale przytrzymał ją
obiema rękoma.
- Posłuchaj mnie przez chwilę. Ja nie mówię, że jesteś muchołówką, ale
poczytaj sobie o odżywianiu się tej rośliny.
- Dawid, ona jest mięsożerna.
- Tak, ale przeczytaj dlaczego – powiedział i zaczął przesuwać palcem po
akapicie zaznaczonym jaskrawozielonym markerem. – Muchołówka rośnie
najlepiej na ubogich glebach – zawierających niewielką ilość azotu. Żywi się
muchami, ponieważ ich organizmy są bogate w azot, nie zawierają natomiast
tłuszczu ani cholesterolu. Nie chodzi o mięso, tylko o rodzaj składników
odżywczych – powiedział i przewrócił kartkę. – Zobacz tutaj, tu jest napisane,
czym można karmić muchołówkę hodowaną w domu. Ludzie dają jej kawałki
hamburgera i kotleta, bo myślą, tak jak powiedziałaś: że to roślina
mięsożerna. Ale w ten sposób można ją zniszczyć, bo mięso zawiera duże
ilości tłuszczu i cholesterolu, których muchołówka nie jest w stanie przyswoić.
Laurel wpatrywała się przerażona w potworną roślinę i zastanawiała się, jak
u licha Dawid mógł dostrzec jakiekolwiek podobieństwo między nią a
muchołówką.
- Nie rozumiem – powiedziała matowym głosem.
- Chodzi o składniki odżywcze. Laurel, nie pijesz mleka, prawda?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jestem po nim chora.
- Mogę się założyć, że to ze względu na tłuszcz i cholesterol. Co ty w ogóle
pijesz?
- Wodę, napoje gazowane – powiedziała i zamyśliła się. – Sok z brzoskwiń
mojej mamy. To chyba tyle.
- Woda i cukier. Wsypałaś kiedyś cukier do wazonu z kwiatami, żeby żyły
dłużej? Kwiaty uwielbiają cukier.
Wyjaśnienie Dawida brzmiały tak sensownie, że głowa zaczęła ją boleć.
- Dlaczego w takim razie nie jadam much? – zapytała sarkastycznie,
pocierając skronie.
- Myślę, że są za małe. Ale zastanów się, co jesz – same owoce i warzywa.
Rośliny, które wyrosły z ziemi i pobrały korzeniami wszystkie potrzebne
składniki odżywcze. Zjadasz tylko to, co sama mogłabyś pobrać, gdybyś
miała korzenie.
Laurel milczała przez chwilę, bo nauczyciel zaczął przywoływać klasę do
porządku.
- Więc nadal uważasz, że jestem rośliną? – zapytała szeptem.
- Niezwykle zaawansowaną w rozwoju – odparł. – Ale tak – rośliną.
- Makabra.
- Bo ja wiem… - Uśmiechnął się. – Fajnie.
- Dla ciebie, bo lubisz naukę. Ale ja jestem tylko dziewczyną, która chciałaby
iść na WF tak, żeby nie wzbudzać sensacji.
- A ja myślę, że fajnie i dla ciebie, i dla mnie.
Laurel prychnęła, co zwróciło uwagę pana Jamesa.
- Laurel? Dawid? Może chcielibyście podzielić się dowcipem z klasą? –
zapytał, opierając rękę na chudym biodrze.
- Nie, proszę pana – odpowiedział Dawid. – Ale dziękujemy za propozycję.
Uczniowie się roześmiali, ale nauczyciel nie wyglądał na zadowolonego.
Kiedy umilkli, westchnął i odwrócił się do tablicy. Laurel uśmiechnęła się do
swoich myśli: „Dawid: jeden punkt. Nauczyciel, który też chciałby być tak
inteligentny jak Dawid: zero punktów”.
***
W sobotę Laurel i Dawid spotkali się u niego, żeby „się uczyć”. Chłopak
pokazał jej artykuł, który znalazł w Internecie – o tym, jak rośliny wchłaniają
dwutlenek węgla przez liście.
- A ty? – zapytał.
Laurel siedziała na jego łóżku z rozwiniętymi płatkami, zwrócona plecami do
okna, żeby mogły chłodnąc nieco promieni słońca. Była to jedna z korzyści
płynących z „uczenia się” w pustym domu Dawida niemal codziennie po
szkole. Dawid próbował nie patrzeć – ale nie była pewna, czy nie spogląda
ukradkiem; nie wiedziała zresztą, na co bardziej – jej płatki czy nagą talię. Nie
miała nic przeciwko temu.
- Nie mam liści, nie licząc tych małych pod płatkami – powiedziała. „Na
razie” – dodała w myślach.
- To nie muszą być liście. Może to twoja skóra?
- Dlaczego? Robię się zielona? – zapytała i od razu zamilkła. Zielony kolor
skóry przywoływał wspomnienie Tamaniego i jego zielonych włosów. Nie
chciała o nim myśleć, to było zbyt skomplikowane. A poza tym uważała, że to
nie fair w obecności Dawida – czułaby się w jakiś dziwny sposób nielojalna.
Te myśli zatrzymywała sobie na wieczór, na czas tuż przed zaśnięciem.
- Nie wszystkie liście są zielone. – Dawid nie zauważył jej zmieszania. – Ale
u większości roślin stanowią największą zewnętrzną powierzchnię, czemu
odpowiadałaby twoja skóra. Może ty też wchłaniasz dwutlenek węgla –
powiedział i nagle się zaczerwienił. – Przecież nosisz letnie bluzeczki, nawet
kiedy jest zimno.
Laurel pomieszała sprite’a słomką.
- W takim razie po co oddycham? Bo przecież oddycham – zaznaczyła.
- A musisz?
- Co to znaczy: czy muszę. Oczywiście, że tak.
- A ja myślę, że nie. W każdym razie nie tak jak ja. A przynajmniej nie tak
często. Na jak długo potrafisz wstrzymać oddech?
- Dość długo. – Wzruszyła ramionami.
- No, ile? Przecież pływałaś, powinnaś się orientować. Tak na oko –
naciskał, bo zaczęła potrząsać głową.
- Po prostu wynurzam się, kiedy skończę. Nie pływam często. Tylko tyle,
żeby zmoczyć włosy.
- Sprawdzimy? – Uśmiechnął się i wskazała na zegarek.
Wpatrywała się w niego przez kilka sekund, a potem odstawiła puszkę i
nachyliła się do przodu, wbijając palec w klatkę piersiową Dawida.
- Mam dość eksperymentów – powiedziała ze śmiechem. – Może
sprawdzimy, jak długo ty możesz nie oddychać!
- Dobrze, ale ty po mnie.
- Umowa stoi.
Dawid wziął kilka głębokich oddechów i kiedy Laurel powiedziała „start”,
nabrał pełne płuca powietrza i oparł się o krzesło. Wytrzymał pięćdziesiąt
dwie sekundy, zanim – cały czerwony na twarzy – nie wypuścił go ze
świstem. Teraz przyszła kolej na Laurel.
- Tylko się nie śmiej – ostrzegła go. – Na pewno wygrasz.
- Bardzo w to wątpię – powiedział, a w jego Gosie dało się słyszeć
charakterystyczną pewność siebie, obecną zawsze wtedy, gdy był
przekonany o swojej racji.
Laurel wzięła głęboki oddech i oparła się o poduszkę. Dawid włączył stoper.
Denerwowało ją patrzenie na jego uśmiech, triumfujący wraz z upływem
sekund, więc odwróciła się, by popatrzeć za okno. Przyglądała się ptakowi
lecącemu na tle błękitnego nieba, dopóki nie zniknął za wzgórzem.
Ponieważ nie miała nic ciekawszego do obserwacji, zaczęła patrzeć na
swoją klatkę piersiową. Czuła się dość nieprzyjemnie. Odczekała jeszcze
chwilę, a potem uznała, że wcale jej się to nie podoba, i wypuściła powietrze.
- Koniec. Jaki wynik?
Dawid spojrzał na zegarek.
- Wstrzymywałaś oddech tak długo, jak mogłaś?
- Tak długo, jak chciałam.
- To nie to samo. Mogłabyś dłużej?
- Chyba tak, ale zaczęło mi być niewygodnie.
- O ile dłużej?
- Nie wiem – powiedziała poirytowana. – A ile nie oddychałam?
- Trzy minuty i dwadzieścia osiem sekund.
Minęła chwila, zanim zrozumiała, co to oznacza.
- Pozwoliłeś mi wygrać? – zapytała, wstając.
- Nie. To potwierdza moją teorię.
- Liść? Naprawdę? – Spojrzała na swoją rękę.
Chwycił jej ramię i przyłożył do swojego.
- Zobacz sama – gdy się przyjrzysz dokładnie, zobaczysz, że nasze ręce się
różnią. Ja wiem, że u facetów żyły są bardziej widoczne, ale i tak, przy twojej
delikatnej skórze, powinno być chociaż widać niebieskie żyłki. A ty nie masz
żadnych.
Przyglądała się w milczeniu własnej ręce.
- Kiedy to zauważyłeś? – zapytała w końcu.
Wzruszył ramionami przepraszająco.
- Kiedy badałem twoje tętno. Ale byłaś wtedy taka przestraszona…
Pomyślałem, że to może poczekać. Zresztą najpierw chciałem trochę
poczytać.
- Dzięki… Chyba.
Milczała przez dłuższą chwilę, a myśli kłębiły jej się w głowie. Wszystko
sprowadzało się jednak do tego samego wniosku.
- A więc naprawdę jestem rośliną?
Dawid popatrzył na nią i pokiwał głową z powagą.
- Tak mi się wydaje.
Nie wiedziała, dlaczego nagle zaczęły jej płynąć łzy. Wszak nie była to dla
niej niespodzianka… Tyle że wcześniej nie przyjmowała tego w pełni do
wiadomości. Teraz, kiedy dopuściła to wreszcie do siebie, poczuła ciężką
mieszankę strachu, ulgi, oszołomienia i dziwnego smutku.
Dawid usiadł obok niej na łóżku, bez słowa oparł się o zagłówek i
przyciągnął ją do siebie, tuląc do piersi. Poddała się temu; czuła się
bezpieczna w jego ramionach. Od czasu do czasu gładził ją po rękach i
plecach, skrupulatnie unikając dotknięcia płatków.
Słyszała regularny rytm jego serca, które przypominało jej, że na świecie
istnieją jeszcze rzeczy normalne, na których można się oprzeć.
Ogarnęło ją ciepło jego ciała i ogrzało dokładnie w taki sposób, w jaki robiło
to zawsze słońce. Uśmiechnęła się i przysunęła bliżej.
- Co robisz w sobotę? – zapytał, a głos zadudnił mu w klatce piersiowej, na
której położyła ucho.
- Nie wiem. A ty?
- To zależy od ciebie. Myślałem o tym, co mówił Tamani.
Laurel podniosła głowę.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Dlaczego nie? Przecież miał rację, jesteś rośliną. Może też nie mylił się co
do tego, że jesteś… że jesteś wróżką.
- I ty to mówisz? Chociaż twój mikroskop cię słyszy? – zapytała ze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin