D244. Small Lass - Cokolwiek się zdarzy.doc

(503 KB) Pobierz

Lass Small COKOLWIEK SIĘ ZDARZY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Amabel Clayton była niezwykle piękną kobietą, smukłą, szczupłą i cudownie zaokrągloną. Włosy miała gęste i czarne, tak jak rzęsy okalające niebieskie oczy. Nie zwracała uwagi na swój wygląd, ale też nie mogła go zmienić. Jako reporterka wolałaby wyglądać na kogoś mniej potrzebującego męskiego wsparcia, chociaż zdarzały się sytuacje, kiedy to wrażenie bezradności się przydawało.

Większość współpracowników zwracała się do niej per Clayton, ale byli też tacy, którzy nazywali ją Mab. Była jedną z tych osób, które całkowicie pogrążają się w pracy i nie po­trzebują życia towarzyskiego. Ponieważ nie dbała o męż­czyzn, często jej zarzucano, że ich nie lubi. To nieprawda. Jak można lubić czy nie lubić czegoś, na co nie zwraca się uwagi?

Mieszkała w Los Angeles i pracowała jako reporterka z Zachodniego Wybrzeża w „Korzeniach Adama”, tygodnio­wym magazynie, konkurującym z tygodnikami „Time” i „Newsweek”. To wyobraźnia wydawcy, Simona Quinta, na­dała magazynowi taki tytuł.

Kiedy Amabel powiedziała ojcu o swojej nowej posadzie, zmarszczył brwi i zapytał:

- Będziesz pracować dla Simona? Czy wie, że zostałaś przyjęta?

- Tak. To on przesłuchiwał mnie w Nowym Jorku. Po­dobał mu się ten artykuł, który napisałam o Rufusie Bairdzie.

- Przynajmniej potrafi docenić dobry tekst - stwierdził w zamyśleniu.

- A co będziesz tam robić? - spytała matka. - Jaki dział ci przypadnie? Nie przypominam sobie, by w „Korzeniach Adama” pracowało zbyt wiele kobiet.

- Simon Quint jest niezwykle liberalny. Może będę pisać o korzeniach? - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

- Mam tu trochę korzonków i cebulek, które możesz roz­pracować - zażartował ojciec.

Ile razy jeszcze powie coś takiego? Ale słyszała już wszy­stkie żarty na temat korzonków, więc odparła z powagą:

- Zastosuję się do rady, której mi kiedyś udzieliłeś: bądź uczciwa. W moich wywiadach nie będę nikogo ośmieszać, pokażę czytelnikom, jaką osobą jest człowiek, z którym roz­mawiam, jakie są jego poglądy, co go interesuje.

- Będziesz świetna.

Ojciec wyraźnie nie był obiektywny.

- Zrób wywiad z Seanem Morantem - zaproponowała matka.

- To niemożliwe! - obruszyła się Amabel. - Gwiazda rocka wszechczasów? Myślisz, że biedna mała Clayton mogłaby przeprowadzić wywiad dziesięciolecia? Figa z ma­kiem.

Ileż to już razy słyszała: „Możesz zrobić wywiad z Seanem Morantem!”

Niemal zawsze odpowiadała tak samo: że ma szanse nie większe niż bałwan na wiosnę. Miała już dosyć słuchania o Seanie Morancie.

Przez te kilka lat radziła sobie w nowej pracy całkiem dobrze. Przygotowywała się starannie, była rzeczowa i tak­towna. Tym, z którymi rozmawiała, zadawała pytania rozsąd­ne i przenikliwe, ale nie denerwujące czy kłopotliwe. Nie dokonywała wiwisekcji ofiary. Była całkowicie uczciwa wo­bec rozmówców. Bez kłopotów udawało jej się uzyskiwać zgodę na wywiady, ale nie zdołała przeprowadzić rozmowy z Seanem Morantem.

Rzecznik prasowy Seana był człowiekiem obdarzonym naturalnym urokiem. Miał około czterdziestu lat, wyglądał sympatycznie i pospolicie; starał się nie rzucać w oczy. Przed­stawił się jako Jamie. Jamie Milrose.

- Jeśli komukolwiek Sean udzieli wywiadu, to właśnie tobie - oznajmił. - Wiesz o tym. Ale jeśli uzyskałabyś ten przywilej, musiałby tę samą uprzejmość wyświadczyć innym wrzaskliwym i namolnym reporterom, którzy biją się o wy­wiad z Seanem Morantem. Zdajesz sobie sprawę - tłumaczył cierpliwie - jak wiele czasopism chciałoby zamieścić z nim wywiad! Od „Korzeni Adama” poprzez wszystkie typy ma­gazynów, aż po gazetkę szkolną w Fort Wayne. Chodziłem tam do szkoły i redagowałem „South Side Times”, więc wiem, co znaczy być reporterem.

Spojrzał na nią porozumiewawczo, jakby spodziewał się jej uśmiechu. Lecz Mab nie uśmiechnęła się.

- Gdyby się tak jednak zdarzyło - Jamie mówił dalej - gdybyśmy zgodzili się na wywiady, to pomyśl, ile czasu zmar­nowałby Sean! Aż trudno uwierzyć, prawda? No i nadwerę­żanie tych jego biednych strun głosowych! Och, kochana, miejże litość. Zrezygnuj.

- Nie jestem twoją kochaną - oświadczyła Mab, nieco przesadnie akcentując słowa.

- Tak się tylko mówi. To jak pocałunek na przywitanie. Niczego nie oznacza. - Uśmiechnął się, lekko przechylając głowę. - Naprawdę nienawidzisz mężczyzn? - Przyglądał się jej uważnie.

- Kocham każde boże stworzenie - odparła Amabel z tą samą cierpliwością, z jaką Jamie wysłuchał jej prośby o wy­wiad. - Po prostu niektóre z nich kocham bardziej niż inne.

- Jesteś lesbijką? - zapytał nagle.

- Nie. - Spojrzała na niego z oburzeniem.

- Więc jeśli nie masz takich skłonności, to co powiesz na wspólną kolację? - Szerokim gestem rozłożył ramiona i użył swojego najbardziej kuszącego uśmiechu.

- Ta niewiarygodna zarozumiałość mężczyzn czasami mnie zdumiewa. - Zebrała swoje rzeczy, wsunęła notes i ołó­wek do torebki i próbowała zasunąć zamek, ale coś się w nim zacięło.

- Moglibyśmy pomówić o wywiadzie - zasugerował ku­sząco Jamie. - Przekonasz się, ile znam sposobów, by podejść Seana.

Przerwała walkę z zamkiem.

- Mówiłeś, że nie ma na to szans.

- Nie ma. - Uśmiechnął się. - Ale mogłabyś spróbować... ze mną.

- Jamie, mężczyźni tacy jak ty są mi zbędni. Nigdy nie rezygnujesz?

- Daj spokój. - Wyraźnie bawił się tą słowną szermierką. - Co ja ci zrobiłem?

- Nic mi nie zrobiłeś, ponieważ jestem ostrożna. - Przy­brała minę osoby tolerancyjnej, ale ta rozmowa była dla niej ciężką próbą.

- Jesteś dla mnie wyzwaniem.

- Nawet o tym nie myśl. - Wróciła do mocowania się z zamkiem.

- Może zrobisz wywiad o Seanie ze mną? - Odebrał jej torebkę, otworzył ją, wcisnął głębiej chustkę do nosa i zasunął zamek bez trudu.

Zawahała się.

- Jak dobrze go znasz?

- Mogłabyś się o tym przekonać. - Oddał jej torebkę ge­stem, jakby wręczał różę, a uśmiechał się przy tym chytrze. - Mam mały domek w Big Sur pod Monterey. Moglibyśmy tam pojechać na parę dni, porozmawiać... - Rzucił jej swoje najbardziej niewinne spojrzenie.

- Są pewne granice w moim poświęcaniu się dla pracy. Chętnie zadałabym ci kilka pytań, ale wspólny weekend jest wykluczony.

Roześmiał się. Oczy mu błyszczały.

- Sądziłem, że jesteś gorliwą młodą reporterką, gotową wszystko poświęcić dla sprawy. Szczerze mówiąc, moja dro­ga, prawie go nie znam.

Mab pomyślała, że brzmi to prawie tak, jak słynna odpowiedź Clarka Gable’a na prośby Scarlett.

Mab nigdy nie przeprowadzała wywiadu z „osobami za­stępczymi”. Dziennikarze często pytali o opinię znajomych i przyjaciół znanych osobistości. Mogłaby też przejrzeć dane w archiwum, odkryć powiązania i domysły na temat każdego, kim zajmowała się gazeta. To wydawało się jej zbyt prostym rozwiązaniem - rozmawiać tylko z przyjaciółmi, krewnymi czy współpracownikami osoby... takiej jak Sean Morant.

Ale Jamie zasiał ziarno, które wypuściło korzenie. Owe korzenie rozrastały się, a wkrótce miały zmienić życie Ama­bel Clayton.

Ze spotkania z Jamie’m Milrose’em Mab wyniosła jedną informację, która stała się tematem dnia. W krótkiej notatce do „Korzeni Adama” napisała, że krążą pogłoski, jakoby stru­ny głosowe Seana Moranta były zagrożone. Czyżby miał stra­cić głos? Jeśli tak, to co stanie się z jego grupą? I z jej woka­listą Seanem Morantem?

Po tych paru zwięzłych słowach wśród fanów rocka wy­buchła panika. Informacja rozeszła się wszędzie. Powtórzono ją w Music Television, a prezenter wyraził nadzieję, że nie jest prawdą.

Po tygodniu zadzwonił Jamie.

- Kochana! Wyrywają sobie jego płyty, bo wszyscy sądzą, że niebawem nie będzie mógł śpiewać. Cudownie! Jestem ci za to coś winien.

- Może wywiad? - spytała szybko Mab. Mrucząc jak kot, Jamie przypomniał:

- Zawsze pozostaje Big Sur.

- Jamie, sam powiedziałeś, że jesteś mi coś winien. Może wywiad z Seanem?

- Może chciałabyś jego album „Timeless” z autografem? - zapytał, po czym dodał gładko: - W „She Rocked Me” śpiewa o takiej kobiecie, która mogłaby być tobą.

- Spróbuj załatwić mi ten wywiad...

- To beznadziejne, skarbie - odparł z wyraźnym żalem, ale skończył rozmowę.

Kilka dni później Amabel dostała płytę „Timeless” z auto­grafem i piosenką „She Rocked Me”. Nigdy jeszcze nie wsłu­chiwała się tak w nagrania Seana. Jego szorstki głos był pod­niecający... tak przynajmniej jej się zdawało. Ta kobieta z piosenki, o której Jamie mówił, że mogłaby być Mab, wykorzystywała mężczyzn niczym wampir. Wysysała z nich niewinność i miłość, a potem porzucała. Mab była wściekła. Dlatego też album wciąż leżał na biurku, kiedy jej szef, Wallace Michaels, wszedł do maleńkiego gabinetu Amabel. Obejrzał płytę z wyraźnym zaciekawieniem.

- Dostałaś album z autografem od Seana Moranta?

- Od jego speca od reklamy, Jamie’ego Milrose’a. Pisała na maszynie. Nie znosiła komputerów.

- Masz dojście do Jamie’ego? - zapytał Wallace.

- Wally - zaczęła takim tonem, jakby tłumaczyła dziecku. - Jamie prawdopodobnie sam podpisuje te płyty. Jest do tego zdolny.

- Możesz załatwić wywiad? - spytał szybko. Wallace Michaels był szefem reporterów w „Korzeniach Adama”. Ponieważ zajmował się tylko znanymi osobistościa­mi, czuł się czasem jak trzeciorzędny obywatel i był człowie­kiem zakompleksionym. Marzył, by znaleźć się w głównym nurcie wiadomości i zdarzeń. A tymczasem praca skazywała go tylko na plotki. Dostosował się w jedyny możliwy sposób: traktował te plotki poważnie.

- Wally, wiesz, że od trzech lat próbuję zdobyć dla cie­bie wywiad z Seanem Morantem. Parę razy do roku spotykam się w tej sprawie z Jamie’m Milrose’em. Próbowałam dopaść gdzieś Moranta, ale jak dotąd nie udało mi się. Tak samo jak wszystkim innym reporterom. Dostajemy tylko oficjalne ko­munikaty prasowe. Zdajesz sobie z tego sprawę.

Wally w zamyśleniu wysunął dojną wargę i oznajmił:

- Potrzebny nam jest wywiad z Morantem.

- Oczywiście.

- Zastanów się, Mab. Ta twoja notatka o jego strunach głosowych narobiła niezłego zamieszania. Teraz jest odpowiednia chwila. W dodatku nic ciekawego się nie dzieje. A zatem, jeśli tylko nie zginie jakaś ważna osoba, mogłoby to pójść na pierwszą stronę! Musisz przeprowadzić z nim ten wywiad.

Mab nie była tym zachwycona.

- To musiałaby być seria wywiadów z ludźmi, którzy zna­li Moranta lub z nim pracowali - wyjaśniła Wally’emu.

- Zrób to. - Wally był stanowczy.

- Nie uda mi się.

Zamknęła biurko, uniosła wysuwaną półkę na maszynę, by zwolnić zatrzaski i wsunąć ją pod blat. Półka zacięła się. Spróbowała jeszcze raz.

- Nie lubisz Seana Moranta - zauważył Wally tonem wy­roczni.

Na chwilę przestała mocować się z półką. Wstała i spo­jrzała mu w oczy. Była bardzo uprzejma.

- Nie spotkałam zbyt wielu mężczyzn, których bym lubi­ła. Uważam, że się ich przecenia - dodała i machnęła ręką. - Ci, których poznałam, są zwykle małostkowi, egoistyczni, niedojrzali i pozbawieni skrupułów. - Zmarszczyła czoło. - Zapaskudzili świat. Politycznie i chemicznie. - Po czym do­dała rzeczowo: - A w przypadku Seana Moranta mamy do czynienia z absolutną bezużytecznością.

- Nadajesz się idealnie do zbadania, czy pod tym jego wizerunkiem kryje się prawdziwy człowiek.

Westchnęła niecierpliwie i znów zajęła się upartym mecha­nizmem biurka.

- Jesteś jednym z niewielu mężczyzn, których toleruję - powiedziała. - To nie jest zadanie dla mnie. Nie interesuje mnie MTV, koncerty rockowe ani w ogóle ten typ muzyki. Uważam, że... - Urwała, zajęta badaniem półki.

- Uczestniczy w programie pomocy dla głodujących.

- A kto w nim nie uczestniczy? - Przygryzła wargę.

- Wiesz co, Mab? - Wally znów zmienił się we wróżkę.

- Ty naprawdę nienawidzisz mężczyzn. Cieszę się, że jestem już żonaty. Gdybym nie był, mógłbym próbować cię pode­rwać, a ty byś mnie wykończyła. - Wyciągnął rękę i bez wy­siłku wsunął pod blat półkę na maszynę do pisania. Przyjrzała mu się z uwagą.

- Chciałabym być twoją sąsiadką.

- Jesteś wielkoduszna.

- Ale oszczędź mi wywiadu z Seanem Morantem.

Jednak Wally nie chciał ustąpić.

- Przeprowadź ten wywiad tak, jak uznasz za stosowne. - I dodał jeszcze: - Chris zaprasza cię w sobotę na kolację. Przyjechał jej kuzyn i chciałaby ci go wystawić.

- Wystawić? - Mab spojrzała na Wally’ego i uniosła brwi.

- Mówisz tak, jakbym była myśliwym.

- Wydajesz się taka subtelna, a to tylko pozory - odparł uprzejmie. - Jeśli ktoś zobaczy cię po raz pierwszy, pomyśli, że jesteś uosobieniem słodyczy i lekkomyślności, a potem przeżyje szok. Łatwo możesz oszukać mężczyzn. Chris uwa­ża, że taki szok bardzo się Joe’emu przyda.

- Jestem poważną kobietą. Nie lubię, kiedy biorą mnie za laleczkę. Moi rodzice nie po to mnie kształcili, bym uczyła męską część ludzkości, że kobiety też są ludźmi.

- Wyświadczyłabyś Chris przysługę. - Uśmiechnął się.

- A ja z przyjemnością bym na to popatrzył. Należy się Joe’emu nauczka. Ten facet to prawdziwy drań.

- Zapowiada się cudowny wieczór. Nie, dziękuję.

- Stanie się lepszym człowiekiem - zachęcał ją Wally.

- To mnie nie interesuje.

- To może w piątek? Będzie tylko najbliższa rodzina. Chris stęskniła się za tobą. A wiesz przecież, że ja też cię kocham.

Mab spojrzała na niego uważnie.

- Naprawdę zależy ci na tym wywiadzie, co?

- Jesteś taka bystra!

Mab zaczęła przeglądać wszystkie materiały zawierające informacje, spekulacje i kłamstwa na temat Seana Moranta... wraz ze zdjęciami. Były tam wszelkie typy zdjęć: studyjne i reporterskie. Wydawał się na nich znudzony. Wyglądał na człowieka, którego nie obchodzi cały świat. Ożywiony był jedynie na zdjęciach zrobionych podczas występu.

To skłoniło Amabel do namysłu. Był interesującym męż­czyzną: przystojnym, dobrze zbudowanym. Ale przecież wie­lu mężczyzn jest do niego podobnych. Włosy i rzęsy miał ciemne. Czytała, że ma brązowe oczy. Fotografie wykonane podczas występów wyraźnie kontrastowały z tymi zrobiony­mi na ulicy.

Wypożyczyła kilka nagrań jego koncertów na taśmie wi­deo i oglądała je w swoim małym domku, wzniesionym nad kanionem. Odtwarzając taśmy Seana Moranta na magnetowi­dzie, mogła słuchać i oglądać, jak śpiewa.

Na scenie Sean miał niezwykłą osobowość. Przyjemnie było na niego patrzeć. Podczas występów promieniował mę­skością, wykorzystywał ją świadomie i z wyrachowaniem. Był przywódcą dla męskiej części widowni i kochankiem dla żeńskiej, człowiekiem, którego wszyscy podziwiali. Z wyjąt­kiem Mab, oczywiście. Mab była odporna na urok jakiego­kolwiek mężczyzny.

Oglądała jego występ, potem brała zdjęcia i porównywała je z tym, co widziała. Kiedy nie grał, wydawał się „wyłączony”, niezaangażowany, nie wykazujący śladu zainteresowania czym­kolwiek. Te zdjęcia wyrażały obojętność nawet na to, że ktoś go fotografuje. Nie unikał obiektywu ani się nie uśmiechał.

Jego zdjęcia zafascynowały Mab. To one zwróciły jej uwa­gę na kobiety. Fotografie były zadziwiająco podobne do sie­bie. Każda ukazywała całą postać Seana, za każdym razem ubranego w te same rzeczy. Włosy miał w nieładzie i bez zaciekawienia spoglądał w obiektyw. A na każdym z tych zdjęć przy jego lewym boku stała inna kobieta.

Kobiety były ubrane różnorodnie. Niektóre uśmiechały się, inne zachowywały powagę. Wszystkie były wysokie, piękne, idące krok w krok z Seanem.

Mab zaczęła przypinać te niemal identyczne fotografie na ścianie. Zaczęła tworzyć cykl. Rząd za rzędem podobnych zdjęć: Sean idący z kobietą.

Kiedy patrzyła na te rzędy fotografii, wydało jej się oczy­wiste, że Sean nie jest znudzony, tylko wyczerpany. Miał dopiero trzydzieści parę lat, a wydawał się znacznie starszy. To pewnie styl życia tak go niszczył.

Zaplanowała, że artykuł ujawni Seana Moranta jako pod­rywacza. Amabel odrzuciła zdjęcia z fankami i krewnymi, a skupiła się na powszechnie znanych paniach sfotografowa­nych w towarzystwie Seana Moranta. Rozmawiała z każdą z nich.

Zirytowało ją, że w tych rozmowach nie była tak obiektywna jak zwykle. Czyżby wypaliła się w wieku dwudziestu ośmiu lat? Dlaczego odczuwała wrogość wobec kobiet, które miały konta­kty z Seanem? Czemu dręczył ją taki dziwny niesmak?

Przedtem tylko raz odczuła taką wrogość wobec innej kobiety. W szóstej klasie, gdy swoją najlepszą przyjaciółkę przy­łapała na tym, że wysyła liścik do jej chłopca. On sam nie wiedział, że jest jej wybrańcem, ale przyjaciółka o tym wie­działa. Mab przeżyła wtedy podobne emocje. Zupełnie jakby była zazdrosna o te wszystkie kobiety, z którymi rozmawiała o Morancie.

Jedną z przyjaciółek Seana, do której dotarła Amabel, była Wanda Moore. Udzieliła wywiadu w sypialni. Leżała w łóżku okryta cienkim peniuarem, co miało chyba sugerować, że jest pod spodem naga.

Amabel miała na sobie bluzkę, lekki sweter, pasującą do niego spódnicę, rajstopy i buty na płaskich obcasach.

Wanda spoglądała powłóczyście na uśmiechniętego foto­grafa.

Mab zerknęła w okno i pomyślała, że tę kobietę powinno się wysłać w kosmos jednoosobową rakietą. Z pewnością Seana Moranta nie pociągały zalety jej umysłu.

Najbardziej denerwującej odpowiedzi udzieliła Wanda na pytanie:

- Opowiedz o Seanie Morancie. Co o nim sądzisz?

- Oooo! - Wanda wpadła w spazmatyczny chichot i za­trzepotała rzęsami.

- Mogłabyś wyjaśnić, co to znaczy? - spytała z powagą Mab.

- On jest rozkoszny! - Wanda uniosła kolana i potarła znacząco jedno o drugie.

Mab nie mogła się powstrzymać.

- Czy rozmawialiście kiedyś o polityce? - zapytała ze stoickim spokojem.

Wanda przestała chichotać i powiedziała urażona:

- Chyba żartujesz.

- Czy możemy zrobić ci zdjęcie? - spytała Mab.

- A po co się tu z wami męczę, moja droga!

Po powrocie do biura Mab zreferowała rozmowę szefowi.

- Ależ skarbie, w kosmosie ta kobieta zanudziłaby się na śmierć - stwierdził Wally.

- Nie nazywaj mnie „skarbem”.

- Nie wściekaj się o to, że przyjaciółki Seana nie dorastają do twoich standardów. To nie moja wina! Ożeniłem się z Chris, zanim cię poznałem, i ona się tobie podoba.

- Mam przeczucie, że zareagowałbyś na Wandę Moore tak samo jak nasz fotograf.

- To znaczy: jak?

- Rumieniłbyś się, chichotał i stałbyś się nerwowy.

- Czy jesteś zazdrosna? - zainteresował się.

- Wielkie nieba, Wally!

- No cóż...

- Kiedy kobiety zaczną się starać, by traktowano je po­ważnie? - zaczęła niczym uliczny mówca. - Skoro taka Wan­da zachowuje się w ten sposób... Mężczyźni, myśląc o kobie­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin