Przekład
MACIEJ PINTARA
PRZEMYSŁAW BIELIŃSKI
Redakcja stylistyczna Marta Bogacka
Korekta
Jolanta Gomółka Jolanta Kucharska
Ilustracja na okładce
Larry Rostant/Artist Partners Ltd
Mapa oraz ilustracje wewnątrz książki Richard Dahlquist
Zdjęcie autora
Zbiory Clive'a Cusslera
Skład
Wydawnictwo AMBER
Jacek Grzechulski
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
Tytuł oryginału The Chase
Copyright © 2007 by Sandecker, RLLLP All rights reserved.
By arrangement with Peter Lampack Agency, Inc. 551 Fifth Avenue, Suite 1613 New York, NY 10176-0187 USA
For the Polish edition
Copyright © 2010 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-3773-2
Warszawa 2010. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Teri, Dirkowi i Danie. Żaden ojciec nie został obdarzony bardziej kochającymi dziećmi
Duch z przeszłości
15 kwietnia 1950 Jezioro Flathead, Montana
Wyłaniała się z głębin jak groźny potwór z mezozoicznego morza. Zielony szlam pokrywał kabinę i kocioł, a szarobrązowy denny muł ściekał z dwustupięciocentymetrowych kół napędowych i wpadał z pluskiem do zimnych wód jeziora. Wznosząca się wolno ponad powierzchnię stara lokomotywa parowa zawisła na chwilę na stalowych linach wielkiego żurawia zamontowanego na drewnianej barce. Pod ściekającym błotem, poniżej otwartego okna kabiny, wciąż widoczny był numer 3025.
Zbudowany przez Baldwin Locomotive Works w Filadelfii w Pensylwanii 3025 wytoczył się z fabryki dziesiątego kwietnia 1904 roku. Parowóz klasy „Pacific” miał typowe rozmiary, duże koła napędowe i mógł ciągnąć dziesięć stalowych osobowych wagonów dalekobieżnych z prędkością do stu czterdziestu pięciu kilometrów na godzinę. Nazywano go cztery-sześć-dwa z powodu czterokołowego przedniego wózka tuż za zgarniaczem, sześciu potężnych kół napędowych poniżej kotła i dwóch małych kół zamontowanych pod kabiną.
Załoga barki obserwowała z podziwem, jak operator żurawia manipuluje dźwigniami i delikatnie opuszcza stary 3025 na główny pokład; ciężar parowozu zwiększył zanurzenie barki o siedem i pół centymetra. Lokomotywa stała prawie minutę, zanim sześciu mężczyzn otrząsnęło się ze zdumienia i odczepiło liny.
9
- Jest w nadzwyczaj dobrym stanie po prawie pięćdziesięciulatach pod wodą - mruknął nadzorujący akcję ratowniczą szyperzdezelowanej starej barki, prawie tak wiekowej jak parowóz. Odlat dwudziestych używano jej do bagrowania jeziora i okolicznychdopływów.
Bob Kaufman był wielkim, jowialnym i skorym do śmiechu mężczyzną o twarzy rumianej od długich godzin na słońcu. Pracował na barce od dwudziestu siedmiu lat. Miał siedemdziesiąt pięć lat, dawno mógł przejść na emeryturę, ale zamierzał pracować, dopóki firma zajmująca się bagrowaniem będzie go trzymała. Nie wyobrażał sobie siedzenia w domu nad układankami. Przyjrzał się uważnie stojącemu obok niego mężczyźnie - wydawał się nieco starszy.
- I co pan myśli? - zapytał.
Mężczyzna się odwrócił, wysoki i wciąż szczupły, choć blisko osiemdziesięcioletni. Miał siwą czuprynę, ogorzałą twarz i cerę jak koźla skóra. W zadumie popatrzył na lokomotywę błyszczącymi niebieskimi oczami o lawendowym odcieniu; wciąż dobrze widział bez okularów. Jego sumiaste siwe wąsy wyglądały, jakby zapuścił je wiele lat temu. Pasowały barwą do brwi, które z wiekiem stały się krzaczaste. Uniósł drogą panamę z głowy i osuszył czoło chusteczką.
Podszedł do wydobytej lokomotywy, stojącej teraz pewnie na pokładzie, i skupił uwagę na kabinie. Woda i błoto ściekały po drabinkach i rozlewały się po pokładzie barki.
- Nawet brudna - powiedział w końcu - wciąż cieszy oko. Jakieś muzeum kolejnictwa na pewno zdobędzie fundusze, żeby ją odrestaurować i wystawić jako eksponat. To tylko kwestia czasu.
- Szczęście, że tutejszy rybak zgubił silnik zaburtowy i ciągnął dragę po dnie, bo inaczej ten parowóz mógłby tkwić w jeziorze następne pół wieku.
- Tak, to uśmiech losu - przyznał powoli siwy mężczyzna.Kaufman przesunął dłonią po jednym z dużych kół napędowych. Ckliwość pojawiła się na jego twarzy.
- Mój ojciec był maszynistą w Union Pacific - odezwał sięcicho. - Zawsze mówił, że lokomotywa Pacific jest najlepsza zewszystkich, jakie prowadził. Pozwalał mi siedzieć w kabinie, kiedy
10
wjeżdżał pociągiem do depo. Pacificów używano głównie do wagonów osobowych, bo były szybkie.
Nurkowie w skafandrach z grubego płótna pomiędzy warstwami gumy stali na platformie wyciąganej spod powierzchni zimnej wody. Mieli mosiężne hełmy Mark V, wielkie pasy balastowe wokół piersi i buty z wierzchami z grubego płótna, noskami z mosiądzu i podeszwami z ołowiu, ważące ponad szesnaście kilogramów. Ich cały ekwipunek ważył sześćdziesiąt osiem kilogramów. Szarpnęli węże powietrzne prowadzące do pompy na powierzchni, kiedy platforma została podniesiona i przeniesiona na pokład. Ledwo znaleźli się na barce, następna ekipa zeszła po drabinach i stanęła na platformie, którą opuszczono do jeziora, wciąż lodowatego po długiej zimie w Montanie.
Wysoki mężczyzna obserwował wszystko w milczeniu. Wyróżniał się wśród załogi barki w poplamionych smarem roboczych ubraniach i kombinezonach. Był w starannie uprasowanych luźnych brązowych spodniach i drogim kaszmirowym swetrze pod kaszmirową marynarką. O dziwo, udawało mu się nie ubrudzić wypolerowanych na wysoki połysk półbutów na zaolejonym pokładzie, gdzie walały się rdzewiejące liny.
Przyjrzał się grubej warstwie mułu na stopniach do kabiny i odwrócił się do Kaufmana.
- Przystawmy drabinę, żebyśmy mogli się wspiąć do środka.
Kaufman wydał rozkaz członkowi załogi. Drabinę wkrótce przyniesiono i oparto o krawędź podłogi za siedzeniem maszynisty. Nadzorca wszedł na górę pierwszy, starszy obserwator za nim. Woda ciekła z dachu, rozpuszczony węgiel mieszał się z mułem wypływającym przez otwarte drzwi paleniska na metalową podłogę.
Kabina w pierwszej chwili wydawała się pusta. Gąszcz zaworów, rur i dźwigni zamontowanych na kotle był pokryty szlamem, z którego wyrastały wodorosty. Na podłodze zalegał muł po kostki, ale wysoki cichy obserwator jakby nie zauważał, że błoto wlewa mu się do butów. Przyklęknął i przyjrzał się trzem niewielkim pagórkom szlamu.
11
- Maszynista i palacz - oznajmił.
- Jest pan pewien? Przytaknął.
- Maszynista nazywał się Leigh Hunt. Miał żonę i dwoje dzieci, oboje są teraz w średnim wieku. Palacz to Robert Carr. Zamierzał się ożenić po powrocie z tego kursu.
- Kto im towarzyszył?
- Niejaki Abner Weed. Twardy gość. Zmusił Hunta i Carra do obsługi parowozu, celując pistoletem w ich plecy.
- Nie wyglądają zbyt pięknie - mruknął Kaufman, patrząc na odpychające szczątki. - Zaskakujące, że nie zostały z nich same szkielety.
- Nic by z nich nie zostało w słonej wodzie, ale w słodkiej i zimnej się przechowali. Widać tu tkankę tłuszczową, która po jakimś czasie rozkłada się w wodzie i nadaje ciału mydlany, woskowy wygląd. To się nazywa saponifikacja.
- Będziemy musieli wezwać szeryfa i sprowadzić koronera.
- Czy to opóźni operację? - spytał obcy.Kaufman pokręcił głową.
- Nie powinno spowolnić naszych działań. Jak tylko druga zmiana nurków przymocuje liny, wydobędziemy tender.
- Najważniejsze, żebym zobaczył, co jest w wagonie.
- Zobaczy pan. - Kaufman spojrzał na mężczyznę, daremnie próbując odgadnąć jego myśli. - Najpierw wyciągniemy tender, żeby ułatwić sobie zadanie. Jeśli zajmiemy się wagonem, zanim zostanie odczepiony od tendra, może się to fatalnie skończyć. Nie musi okazać się taki ciężki jak lokomotywa, ale jeśli nie będziemy bardzo ostrożni, może się rozpaść na kawałki. To dużo ryzykowniejsza operacja. Poza tym przód wagonu bagażowego jest do połowy zagrzebany pod tendrem.
- To nie jest wagon bagażowy, tylko towarowy.
- Skąd pan wie? Obserwator zignorował pytanie.
- Wydobądźcie najpierw tender. Pan tu rządzi. Kaufman popatrzył na odrażające ludzkie szczątki.
12
- Skąd one się tu wzięły? Jak pociąg mógł zaginąć na środkujeziora na tyle lat?
Wysoki mężczyzna powiódł wzrokiem po spokojnej niebieskiej wodzie.
- Czterdzieści cztery lata temu kursował tutaj prom, który przewoził wagony kolejowe z tarcicą.
- To dziwne - odrzekł wolno Kaufman. - Gazety i linia Southern Pacific podawały, że pociąg skradziono. O ile pamiętam, dwudziestego pierwszego kwietnia 1906 roku.
Stary człowiek się uśmiechnął.
- Próba zatuszowania faktów przez firmę. Pociągu nie ukradziono. Dyspozytor linii kolejowej został przekupiony, żeby wynajął parowóz.
- W wagonie towarowym musiało być coś cennego, za co warto zabić - powiedział Kaufman. - Na przykład transport złota.
Mężczyzna przytaknął.
- Krążyły pogłoski, że pociąg wiózł złoto. Ale w rzeczywistości to była gotówka.
- Pociąg zaginął na czterdzieści cztery lata, to kawał czasu -stwierdził z namysłem Kaufman. - Może pieniądze ciągle są w wagonie.
- Być może - odparł wysoki mężczyzna i spojrzał w kierunku horyzontu na coś, co tylko on zauważył. - Może znajdziemy odpowiedzi, kiedy wejdziemy do środka.
Bandyta nazywany Rzeźnikiem
1
10 czerwca 1906 Bisbee, Arizona
Stary pijany włóczęga szedł wolno chwiejnym krokiem przez Moon Avenue w Bisbee. Tamtego popołudnia każdy wziąłby go za człowieka, który się przedwcześnie zestarzał, pracując w kopalniach wśród bogatych w minerały gór pod miastem. Cuchnął, miał brudną koszulę, urwaną szelkę i podarte spodnie wepchnięte w znoszone długie buty, które dawno powinien wrzucić do dołu ze śmieciami za Bisbee.
Potargane tłuste włosy sięgały mu do ramion i plątały się z niestrzyżoną brodą zakrywającą połowę piersi nad wystającym brzuchem. Piwne oczy bez wyrazu były tak ciemne, że prawie czarne i wydawały się zimne, niemal groźne. Robocze rękawice chroniły dłonie, które nigdy nie trzymały łopaty ani kilofa.
Pod pachą niósł stary, pusty jutowy worek. Na brudnym materiale widniał niemal komiczny napis „Pasze i Zboża, Przedsiębiorstwo Douglas, Omaha, Nebraska”.
Starzec usiadł na ławce u zbiegu Moon Avenue i Tombstone Canyon Road. Za nim był saloon, prawie pusty w środku dnia, bo o tej porze stali bywalcy ciężko pracowali w kopalniach. Przechodnie robiący zakupy w małym górniczym mieście rzucali mu szybkie, zniesmaczone spojrzenia. Kiedy go mijali, wyciągał butelkę whisky z kieszeni spodni, pił łapczywie, zatykał ją z powrotem i chował. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że to nie whisky, lecz herbata.
2 - Pościg
17
...
chudy1976