Lennox Marion - Samotny z wyboru.pdf

(554 KB) Pobierz
Lennox Marion - Samotny z wyboru.rtf
Marion Lennox
Samotny z wyboru
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Powinienem się stąd wyprowadzić, pomyślał Cal, spoglądając z werandy na ocean
skąpany w blasku księŜyca. Mieszkanie z całą bandą młodych lekarzy z róŜnych stron świata
ma swoje dobre strony, ale czasami przemienia się w koszmar. Na przykład teraz. StaŜystka
Kirsty i kardiolog Simon zwinęli manatki, wyjaśniając, Ŝe zmuszają ich do tego sprawy
osobiste. Zostawili za sobą dom lekarzy huczący od plotek, dwie zrozpaczone byłe sympatie
oraz szpital z niebezpiecznie okrojonym zespołem.
Crocodile Creek nie ma szczęścia do lekarzy. W tej chwili dwoje wyjechało na urlop,
trzeci spadł tydzień temu z roweru i jest w gipsie, a czwartego, aŜ trudno w to uwierzyć,
zmogła wietrzna ospa. Para, która ewakuowała się w takim pośpiechu, nie wzięła tego pod
uwagę, angaŜując się w te swoje... sprawy osobiste.
Szlag by to trafił. Teraz Emily tonie we łzach, a Mike cierpi z powodu uraŜonej godności.
Oboje są świetnymi lekarzami i wspaniałymi kolegami, ale będzie czuł się zmuszony ich
pocieszać, a nie ma na to najmniejszej ochoty. Jedyne, czego pragnie od Ŝycia, to uprawiać
medycynę i pić piwo. Oraz przestać myśleć o Ginie.
Dlaczego przypomniał sobie o niej akurat teraz? Ostatni raz widział ją pięć lat temu, więc
powinna juŜ przejść do historii. Ale nie przeszła.
Sentymentalne bzdury, mruknął. Stary szpital, w którym teraz mieszkają lekarze,
nieustannie jest areną przeróŜnych emocjonalnych zawirowań, i to one kaŜą mu o niej myśleć.
O tym, jak odeszła i przepadła jak kamień w wodę. Musi wyrzucić ją z pamięci. Jeden jedyny
raz jak skończony idiota pozwolił sobie na uczucie, ale juŜ mu to przeszło.
MoŜna by poszukać Mike’a i namówić go na partyjkę snookera. To by uwolniło jego
umysł od niechcianych wspomnień i moŜe pomogłoby Mike’owi. Za mało czasu. Znowu ma
nocny dyŜur. MoŜe obejdzie się bez operacji, ale z powodu tak zdziesiątkowanego zespołu
moŜe mu przyjść ratować alergika od kataru siennego albo i ofiarę ukąszenia jadowitego
węŜa. Oznacza to, Ŝe nie moŜe wypić drugiego piwa.
Kirsty i Simon. śeby ich pokręciło! Ten ich Ŝałosny romans komplikuje mu Ŝycie.
Wszyscy ich bardzo lubili, więc teraz wszyscy są nieszczęśliwi. Dom lekarzy w Crocodile
Creek ma być miejscem tętniącym Ŝyciem i pełnym radości, jego wolną od trosk bazą, dzięki
której on moŜe zajmować się medycyną.
Skrzypnęły drzwi, po czym stanęła przed nim Emily, anestezjolog. Była zapłakana, blada
i wyglądała najwyŜej na szesnaście lat. Stary, nie ulegaj emocjom!
Mimo to przesunął się na ławce, by zrobić jej miejsce, objął ją i przytulił. Tak, emocje to
nie jego specjalność, ale Emily jest taka kochana...
– Simon to łachudra – zawyrokował.
– Nieprawda – chlipnęła. – On wróci. On i Kirsty to pomyłka.
– To nie jest Ŝadna pomyłka. – Nie warto, Ŝeby tak się oszukiwała. – Simon to łachudra –
powtórzył.
– Takiego drania nie warto kochać. Zasługujesz na kogoś lepszego.
234831678.001.png
– Mądrala. Ciebie inna łachudra zostawiła pięć lat temu. I co? Lepiej ci bez Giny?
Wątpię.
Ten atak tak go zaskoczył, Ŝe mało brakowało, a rozlałby piwo. Skąd Emily wie o Ginie?
No tak, w tym cholernym domu lekarza nie uchowa się Ŝadna tajemnica. Czasami lękał się
nawet o swoje sny.
– Nie rozmawiamy o mnie – zauwaŜył obojętnym tonem. – Rozmawiamy o tobie. To ty
masz złamane serce.
– Ale ty mi nie pomoŜesz! – jęknęła Emily: – Minęło pięć lat, a nie moŜesz przestać o
niej myśleć. Charles twierdzi, Ŝe kochasz tę Ginę tak samo jak pięć lat temu, a ja jestem
dopiero na początku drogi. Och, Cal, ja tego nie przeŜyję.
Gunyamurra. Pięćset kilometrów na południe. Poród. Serce bije? Nie. Tylko jej się
wydawało.
Zrozpaczona dziewczyna wpatrywała się w drobną istotkę, która miała być jej synem. Jak
mogła się łudzić, Ŝe to dziecko przeŜyje? Sama jest dzieckiem, więc nie powinna o tym nawet
marzyć. Nie zasłuŜyła na taki skarb. Co teraz? Gdyby to dziecko przeŜyło, nadałoby sens jej
Ŝyciu. Ale teraz...
Nic się nie zmieni, pomyślała. Była obolała fizycznie i psychicznie, od kilku miesięcy
ledwie się poruszała w czarnej otchłani rozpaczy. Delikatnie powiodła palcem po
pozbawionej Ŝycia twarzyczce. Jej dziecko.
Musi je tu zostawić.
– Szkoda, Ŝe nie zobaczył cię twój ojciec – szepnęła, czując, jak łzy spływają jej po
policzkach.
Na nic płacz. Musi wracać. JuŜ słychać szum silników odjeŜdŜających aut. Usiądzie na
tylnym siedzeniu samochodu rodziców, a oni nawet nie będą pytać, gdzie była. Nawet nie
zauwaŜyli, Ŝe zniknęła im z oczu.
Teraz teŜ jej nie zauwaŜą. Dlaczego miałoby być inaczej? Jej Ŝycie nie ma sensu.
– Tutaj jest dzidziuś! – zawołał CJ zza głazu, za którym się ukrył.
Gina westchnęła zdesperowana. Sprawa zaspokojenie prostej wydawałoby się potrzeby
fizjologicznej jej czteroletniego synka zaczynała ją przerastać, tym bardziej Ŝe ostatni autokar
z terenów rodeo miał odjechać za dziesięć minut. Muszą do niego wsiąść. Nie zostaną na noc
w samym sercu australijskiego buszu.
– CJ, rób, co masz robić, i wychodź stamtąd!
Bez rezultatu. On jest taki sam jak jego ojciec, pomyślała. NiezaleŜny i skłonny za
wszelką cenę podąŜać przez siebie wyznaczonym szlakiem. Jak dzisiaj. Otworzył drzwi do
jednej z przenośnych toalet i zastygł w bezruchu.
– Ja tu nie wejdę. Tu śmierdzi.
Trudno temu zaprzeczyć, pomyślała. Rodeo juŜ się skończyło, więc tojki obsłuŜyły
kilkuset piwoszy, zatem opinia CJ-a jest w stu procentach uzasadniona.
W tej sytuacji zaprowadziła go na koniec parkingu, gdzie zaczynały się zarośla. Ale i tam
234831678.002.png
spotkała się z jego protestem. Malec domagał się prywatności.
– Ktoś mnie zobaczy.
– Schowaj się za tym głazem.
– Dobra, ale sam tam pójdę.
– Idź juŜ.
A teraz...
– Tutaj jest dzidziuś!
Mały ma kapitalną wyobraźnię, ale to nie pora na takie bajki.
– CJ, pospiesz się – rzuciła, niespokojnie spoglądając na autokar, który juŜ ruszał. Byli za
daleko, by kierowca usłyszał jej krzyk.
Spokojnie, nie panikuj, wyjazd z parkingu jest tutaj, więc autokar musi tędy przejechać.
Zatrzymasz go. Kierowca będzie wściekły, ale to najmniejszy problem.
Po co myśmy tu przyjechali? Głupi pomysł. Ogarnęły ją wątpliwości. Wcześniej ta
wyprawa wydawała się jej konieczna. Jeszcze w Stanach uwaŜała, Ŝe znajdzie siły, by spotkać
się z Calem, Ŝe powie mu to, o czym powinien wiedzieć. Do Crocodile Creek przyjechali
późnym wieczorem w czwartek. Zostawiła CJ-a pod opieką właścicielki pensjonatu, a sama
wyruszyła na poszukiwanie Cala. Poinformowano ją, Ŝe dom lekarzy znajduje się na cyplu,
blisko plaŜy. W mroku prezentował się imponująco. Taka sceneria powinna dodać jej odwagi.
Ale nie dodała. Gdy dotarła do drzwi wejściowych, miała wraŜenie, Ŝe serce jej zamiera.
Jeszcze gorzej poczuła się, gdy nikt nie zareagował na jej pukanie.
Obszedłszy dom, na werandzie dostrzegła Cala. Lecz to nie był jej Cal. To zrozumiałe.
Czas wszystko zmienia. Nie widział jej. Gdy zbierała się, by go zawołać, na werandę wyszła
młoda kobieta.
Gina znieruchomiała. Chwilę później Cal objął nieznajomą, wtulił twarz w jej włosy i
przemawiał do niej szeptem, na co ona zarzuciła mu ręce na szyję. To nie jest namiętność,
przeszło Ginie przez myśl. Gdyby tak było, moŜe zrealizowałaby swój zamiar. Te gesty
jednak były wyrazem czegoś zdecydowanie silniejszego niŜ namiętność. Tak obejmują się
ludzie, którzy siebie potrzebują. Wyczuwała, Ŝe łączy ich coś głębokiego i szczerego.
Dziewczyna wyglądała na załamaną. Gdy Cal ujął jej twarz w dłonie, Ginę ogarnął
bezbrzeŜny smutek, poniewaŜ ta nieznajoma znalazła to, co jej, Ginie, nigdy nie było dane.
Uciekła spod domu lekarzy. Czy moŜna jej się dziwić? Potraktowała Cala z
bezwzględnym okrucieństwem, a on znalazł nową miłość. Prawdziwą, taką, jaka ich nigdy nie
łączyła. Ona nie ma prawa wtrącać się teraz w jego Ŝycie.
Wróciła do pensjonatu, przytuliła CJ-a i starała się dostosować swoje plany do sytuacji.
Jak kobieta Cala zareagowałaby na jej widok? Czy wolno jej burzyć ten nowy związek? Nie,
nie wolno. CJ jest dzieckiem z prawego łoŜa. Jego ojcem jest Paul i tak musi zostać.
Ale tyle w to zainwestowała, przebyła taki szmat drogi. Nie wsiądzie do najbliŜszego
samolotu do Stanów, mimo Ŝe właśnie to zrobiłaby najchętniej.
Obiecała synkowi wiele atrakcji w Australii i musi tej obietnicy dotrzymać. Postanowiła
odczekać kilka dni. Zapisała się na bezkrwawe łowy na krokodyle: nocną wycieczkę po ujściu
rzeki. Nie zobaczyli krokodyla, za to poznali prawdziwego łowcę tych gadów. Zachwyt synka
234831678.003.png
wywołany barwnymi opowieściami starego wygi nieco ukoił jej zbolałe serce. Popłynęli teŜ
na Wielką Rafę, gdzie robili wszystko, by nie dać się ponieść rozczarowaniu z powodu
mętnej wody oraz brzydkiej pogody.
Potem dowiedziała się o rodeo w Gunyamurze.
Znalazła teŜ autobus, który z tej miejscowości jechał na lotnisko, więc właśnie tam
postanowili spędzić ostatnie przedpołudnie przed wylotem z Australii. CJ uwielbiał konie,
więc rodeo na pewno nie było stratą czasu, ale ona cieszyła się, Ŝe juŜ wyjadą. Crocodile
Creek jest oddalone stąd o pięćset kilometrów. JuŜ nigdy nie zobaczy Cala. Autokar zawiezie
ich na lotnisko.
Najpierw jednak musi wyciągnąć synka z zarośli.
– CJ, pospiesz się!
– Nie mogę tu siusiać, bo tu jest dzidziuś – upierał się chłopiec.
– Nie ma Ŝadnego dzidziusia.
Niesamowita wyobraźnia, pomyślała. CJ wszystko wymyśli: przyjaciół, zwierzęta,
rakiety, okręty podwodne, dzidziusie. Wszędzie je widzi.
Ale nie teraz.
– Nie ma Ŝadnego dzidziusia. – Nie bacząc na jego prawo do prywatności, zajrzała za
głaz.
Na mchu, między dwoma wielkimi kamieniami, tam, gdzie patrzył jej syn, leŜał
noworodek. Scena porodu. Jakaś kobieta urodziła tu dziecko. Wygnieciona trawa, krew...
Noworodek. NieŜywy? Ruszyła do akcji zaalarmowana tym, Ŝe dziecko jest sine i się nie
rusza. Nie Ŝyje. Gdy je dotknęła, poczuła, Ŝe to maleńkie ciałko jest ledwie ciepłe. Nie
oddycha. Zaczęła szukać pulsu. Nie ma.
Małym palcem oczyściła drogi oddechowe, przetarła usta dziecka brzegiem T-shirta, po
czym przystąpiła do sztucznego oddychania. Poczuła, jak mała klateczka piersiowa lekko się
unosi. Serce, bierz się do roboty!
Wyszarpnęła z torby kurteczkę CJ-a , ułoŜyła na niej noworodka i zaczęła go
reanimować. To dla niej nic nowego, przecieŜ jest kardiologiem, ale w takich warunkach...
Tutaj potrzebny jest szpital, tlen, zaplecze! Trzeba wezwać pomoc. CJ jest za mały, Ŝeby na
nim polegać, ale ona ma tylko jego.
– CJ, leć na parking i krzycz „Ratunku!”. Wydech, ucisk, ucisk, ucisk...
– Dlaczego? – Trudno mieć mu za złe to pytanie. Złapać dziecko i wybiec w
poszukiwaniu ratunku?
Nie, bo wtedy przerwałaby sztuczne oddychanie, a ono potrzebuje tlenu. KaŜda sekunda
bez tlenu zwiększa ryzyko uszkodzenia mózgu.
– Ten dzidziuś jest chory – wysapała między wydechami. – Musisz kogoś wezwać.
Wrzeszcz, jakby cię gonił tygrys.
– Tu nie ma tygrysa.
– Udawaj, Ŝe jest. Leć, synku, musisz mi pomóc. Musisz wrzeszczeć.
– Dla tego malucha?
– Tak, dla tego malucha.
234831678.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin