Lennox Marion - Jutro bedzie piekny dzien.pdf

(554 KB) Pobierz
Lennox Marion - Jutro bedzie piekny dzien [P]
MARION LENNOX
Jutro będzie piękny dzień
A Child in Need
Tłumaczyła: Jolanta Dobrowolska
PROLOG
– Idealna Ŝona...?!?
– Nick, spróbuj to sobie wyobrazić! PrzecieŜ nawet taki twardziel jak ty
kiedyś o tym myślał. ZałóŜmy, Ŝe to konieczne, Ŝe od tego zaleŜy twoja kariera,
jaką kobietę widziałbyś u swojego boku?
Nick oparł się o kontuar i spojrzał z namysłem na kolegów. Jak w kaŜdy
piątkowy wieczór prawnicy z kancelarii, w której pracował, przychodzili do
tego baru na drinka. Tym razem najwyraźniej postanowili zabawić się jego
kosztem. MałŜeństwo było ostatnią rzeczą, o jakiej myślał, a oni dobrze o tym
wiedzieli. Skoro jednak chcieli poŜartować...
– Dobrze, zastanówmy się... – zaczął powoli. – Przede wszystkim
powinna pragnąć małŜeństwa równie gorąco, jak ja. – Usłyszał wybuch
gromkiego śmiechu, więc rozochocony ciągnął dalej. – Musiałaby być
wyjątkowa. Wysoka, piękna i zgrabna, oczywiście.
– No jasne – zgodzili się przyjaciele, przewracając oczami. – Blondynka o
kocich ruchach.
– Pewnie – przyznał Nick. – To wystarczające atuty kandydatki na Ŝonę.
– Inteligentna?
– Koniecznie! Powinna mieć takŜe jakiś konkretny zawód.
Na przykład prawnik albo lekarz. Chcę, Ŝeby miała własne Ŝycie i duŜo
pieniędzy. Nie będę przecieŜ utrzymywał kobiety.
– No wiesz, to nie w porządku, sporo zarabiasz!
– I to lubię. Dobrobyt, kariera, podróŜe. Co więcej liczy się w Ŝyciu?
– A co z dziećmi? – pytali dociekliwie.
– Chyba Ŝartujecie! W Ŝadnym wypadku!
– Podsumujmy – rzucił jeden z przyjaciół – wysoka, piękna, inteligentna,
bogata, niezaleŜna, zimna jak lód. Czyli ktoś taki jak ty?
– Ja jestem zimny? – Nick udawał zaskoczenie, choć znał odpowiedź.
Oczywiście, Ŝe był zimny. Nicholas Daniels zachowywał emocje dla siebie. Nie
angaŜował się. Nie po tym, co przeszedł.
A w ogóle cała ta rozmowa była śmieszna. Dla Nicka małŜeństwo nie
wchodziło w grę.
– Mam przeczucie, Ŝe to wkrótce nastąpi – Marg popatrzyła ciepło na
Shanni. – A moŜe John juŜ ci się oświadczył?
– Jeszcze nie. – Shanni McDonald uśmiechnęła się i wzruszyła leciutko
ramionami.
Były wyjątkowymi partnerkami. Shanni, dwudziestosiedmioletnia
kierowniczka przedszkola ciągle wyglądała na nastolatkę. Jej asystentka, Marg,
22392103.001.png
miała pięćdziesiąt lat. Mimo róŜnicy wieku świetnie się dogadywały. Był tylko
jeden minus tego układu. Marg, wykorzystując pozycję starszej koleŜanki, nie
wahała się zadawać trudnych i kłopotliwych pytań. A Shanni nie wolno było ich
ignorować.
– Zrobi to niedługo, czuję to. A ty się zgodzisz, prawda? Jest
wymarzonym kandydatem dla ciebie.
– Chyba tak.
– PrzecieŜ zawsze tego chciałaś, czyŜ nie? – dociekała Marg. – Pamiętasz
listę swoich wymagań? John spełnia je wszystkie. Pochodzi z naszego
miasteczka i chce tu zostać, kocha dzieci i zwierzęta – wyliczała na palcach –
jest rodzinny, uwielbia wieś, ma duŜą stajnię i dom, w którym pomieści się z pół
tuzina dzieciaków. Jest więc idealny, spełnia wszystkie twoje warunki.
– Chyba tak – odpowiedziała Shanni bez przekonania. Jednak Marg była
czujna.
– Więc co jest nie tak?
Shanni bezradnie wzruszyła ramionami.
– Nic, tak myślę... Kiedy się oświadczy, będę najszczęśliwszą dziewczyną
na świecie. On rzeczywiście jest idealnym kandydatem dla mnie. Gdzie
mogłabym znaleźć lepszego partnera niŜ John?
22392103.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Nie chcę zostać urzędnikiem magistratu w Bay Beach, nie chciałem
wyjeŜdŜać z Melbourne, więc co tu robię? – mruczał zirytowany Nick za
kierownicą swego luksusowego samochodu. Ale doskonale wiedział, dlaczego
zrezygnował z intratnej posady w Melbourne i zgodził się wyjechać na głęboką
prowincję.
Nick Daniels miał jedną, jedyną niepohamowaną ambicję – zostać sędzią
Sądu NajwyŜszego. Kiedyś było to duŜo prostsze. Teraz obowiązywały inne
zasady. PoniewaŜ młodzi prawnicy nie palili się do obejmowania posad w
prowincjonalnych urzędach miejskich, władze postawiły, Ŝe właśnie taka
praktyka będzie warunkiem ubiegania się o stanowisko sędziego.
– Jeśli chcesz otrzymać dobre stanowisko, musisz na nie cięŜko
zapracować – usłyszał Nick od szefa izby prawniczej.
– Nie ma innej drogi. MoŜesz objąć posadę w lokalnym magistracie w
Bay Beach. To małe rybackie miasteczko, cztery godziny drogi od Melbourne.
Nie jesteś Ŝonaty, nie masz dzieci, więc nic cię tu nie trzyma. Pracuj tam cięŜko,
chłopcze, i zobaczymy, co się da zrobić.
– Jak długo?
– Dwa lata.
– Dwa lata!?
– Nigdy nic nie wiadomo. – Abe Barry pykał fajkę i obserwował
młodszego kolegę z rosnącym rozbawieniem. Nick był zbyt inteligentny. JeŜeli
nie odstawić go na bok, zostanie prezesem izby, zanim ktokolwiek się połapie,
odsuwając w cień jego samego. – MoŜe spodoba ci się wiejska idylla i
zapragniesz zostać lokalnym sędzią do końca Ŝycia. Kto wie?
– Chyba kpisz!
– Nie. – Stalowa nuta w głosie Barry’ego powiedziała Nickowi, Ŝe nie ma
wyjścia. – Jest tylko jedna droga, Ŝeby osiągnąć to, czego pragniesz. Masz juŜ
doświadczenie w pracy magistrackiej, znasz zasady. Teraz jedź na wieś i pokaŜ,
co potrafisz.
– Co potrafię... – na wspomnienie tych słów Nick ścisnął kierownicę
małego sportowego auta tak mocno, Ŝe zbielały mu palce.
Urząd miejski w Bay Beach. Nieciekawa nazwa zwiastująca nieciekawe
Ŝycie. Koszmar. Zamiast duŜych spraw kryminalnych, mandaty za złe
parkowanie i grzywny za nielegalne wędkowanie. Bay Beach to nie metropolia.
Niespełna tysiąc mieszkańców. Rybacy i farmy! Akurat znał się na tym! Farmy
produkowały mleko, mięso i wełnę, którą eksportowano do Włoch, skąd wracała
w postaci doskonale skrojonych garniturów Nicka. A rybołówstwo... dawało
łososia i kawior. Na tym kończyły się zainteresowania Nicka farmerstwem i
22392103.003.png
rybołówstwem.
Dwa lata w prowincjonalnym magistracie... dwa lata czyśćca. Rozejrzał
się po okolicy. Bay Beach rozpościerało się przed nim w całej okazałości. Białe
kamienne domki lśniły w porannym słońcu, a do zatoki wpływały właśnie kutry
rybackie.
– Oszaleję tutaj – powiedział do siebie. Morskie powietrze owiewało
ciepłem jego twarz, ale ledwo to zauwaŜał. Sól, fetor ryb i odór krów! Ludzie,
do Ŝycia potrzeba mi zapachu spalin i wielkomiejskiego gwaru!
Jeszcze jeden zakręt i zobaczył stację benzynową u wjazdu do miasta.
Skręcił wiedziony nagłym impulsem. I tak musiał zatankować, a dzięki temu
zyskiwał kilka minut, zanim wessie go potwór prowincji. Zatrzymał się przy
jednym z dystrybutorów, spojrzał na człowieka tankującego obok i jego Ŝycie
zmieniło się na zawsze.
– Chcę do łazienki!
Trzyletni Hugh wypowiedział swoje Ŝądanie śmiertelnie powaŜnym
tonem. Shanni westchnęła cięŜko i przewróciła oczami. Był uroczy piątkowy
ranek, koniec tygodnia, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność.
– Marg, moŜesz zabrać Hugh? – zapytała.
– Chodźmy, Hugh – powiedziała Marg ze spokojnym uśmiechem. –
Musimy się pośpieszyć, inaczej nie będziesz wiedział, jak się kończy ta
wspaniała historia.
– Pani McDonald zawsze czyta wspaniałe historie – stwierdził Hugh. –
Powiedziałem o tym mojemu tacie, a on zapytał, dlaczego takie fajne rzeczy nie
zdarzają się w Ŝyciu?
– Myślę, Ŝe wcale byś się nie ucieszył, gdybyś naprawdę spotkał piratów
– powiedziała wesoło Shanni. – Jak myślicie – zwróciła się do dzieci – czy
podobałoby się wam, gdyby prawdziwi piraci wdarli się do nas przez okno?
– Nieee!
Shanni nie mogła powstrzymać leciutkiego westchnienia. MoŜe
niekoniecznie prawdziwy pirat, ale ktokolwiek! Czasami Bay Beach było tak
spokojne! Nie mam nic przeciwko jednemu, niezbyt groźnemu piratowi,
pomyślała. Johnie jest miły i łagodny, i tak przewidywalny jak krowy fryzyjskie,
które hoduje. Wkrótce zostaną małŜeństwem, była pewna. Wszystko we
właściwym czasie. John odbierze kolejną wypłatę z mleczarni, wtedy będzie
miał dość pieniędzy, aby wpłacić zaliczkę na nowy dom. Wszystko zgodnie z
planem.
– Jeden jedyny piracik – szepnęła do siebie i wróciła do czytania
„Niegrzecznych uczynków psotnego Krzysia”.
Nick przez chwilę wpatrywał się w młodego człowieka. Len Harris. Tak.
22392103.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin