KLAN NIESMIERTELNYCH - Joanna Rybak [rozdz 2].doc

(81 KB) Pobierz

Rozdział 2

 

 

W wielkim, oświetlonym jedynie delikatnym światłem z kominka salonie, siedziało czterech młodzieńców. Płomienie iskrzyły i strzelały drewnem. W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera.

- Chris, jesteś niepoważny! - skarcił go wyraźnie wzburzony Scott, który co chwila wiercił się niespokojnie w fotelu. - Ten dom jest pełen dziwnych istot... Przecież ona będzie w ogromnym szoku, jak się dowie, w jakich jest tarapatach! No i czy to w porządku? Przecież ona śpi w łóżku Elizabeth! - urwał... zmienił ton głosu - wybacz...Scott nie chciał przywoływać smutnych wspomnień zmarłej ukochanej przyjaciela.Chris starał się to zignorować. Mimo wszystko poczuł ucisk w żołądku.

- Dziewczyna jest w potwornych tarapatach, nie możemy jej tak teraz zostawić! - nalegał mimo wszystko. - To przecież nasz obowiązek - wyszeptał - obowiązek naszego klanu.

- Scott, dajmy mu już spokój... - odpowiedział wyraźnie znudzony tym wszystkim Lotres. - Co się stało, to się nie odstanie.

- Faktem jest, że dziewczyna siedzi w niezłym bagnie - zaczął chłopak siedzący obok niego. Oboje wyglądali identycznie. - Pewnie ten wampir już wie, że mamy w domu ludzką dziewczynę. Na pewno, skubany, już wszystko wyczuł.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Riskal...? - Chris spojrzał z nadzieją na przyjaciela. - Czy jej rodzice przeżyli?

Nie... - odpowiedział ze smutkiem w głosie chłopak. Chris schował twarz w dłoniach.

-Te cholerne bestie! Jak tylko poczują zapach krwi...! Nie cofną się przed niczym - krzyknął wzburzony Scott.

-              Przepraszam... - z cienia bezszelestnie wyłoniła się drobna dziewczyna ubrana w strój pokojówki z ciemnymi włosami spiętymi w kok.

-              Słuchamy Alexandro.

Tak jak panicz kazał, poszłam do pokoju panienki, by sprawdzić jak się czuje. Gdy tylko otworzyłam drzwi, ona się obudziła. Na początku była bardzo hałaśliwa... jest w ogromnym szoku... ale w końcu udało mi się ją jakoś uspokoić... Zaufała mi... Opowiedziała mi o wszystkim, co jej się ostatnio przydarzyło... Wygląda na osobę łatwowierną i odrobinę naiwną - ostatnie zdanie niemal wyszeptała. -Pewnie dlatego ściągnęła na siebie ostatnio tyle nieszczęść. A na imię jej Sophie Evans.

A co z nią jest? Jak się czuje? - spytał wyraźnie zmartwiony Chris.

-              Ma straszną gorączkę.

Tak jak myślałem - westchnął Chris. - Opowiedziałaś jej coś o nas?

Niewiele... trochę zataiłam prawdę, aby zbytnio jej nie przestraszyć i aby na nowo nie zaczęła histeryzować.

Dobrze. W takim razie zajmę się nią. - Lotres wstał i powędrował po wielkich marmurowych schodach na górę do pokoju „znajdy".

 

 

Sophie nie mogła uwierzyć w słowa pokojówki, która powiedziała, że panicz Chris uratował ją przed jakimś wściekłym psem. Nie mogła po prostu uwierzyć w to, że to, co ją zaatakowało nad jeziorem, to był zwykły pies. O nie! W to na pewno nie uwierzy. To przecież była jakaś ogromna włochata bestia! No i jakim cudem zwykły śmiertelnik mógł uratować ją przed czymś takim?! Alex nie opowiedziała

 

 

 

 

 

jej zbyt wiele o miejscu, gdzie się znajduje. Jedyne, co wie, to to, że jest teraz w rezydencji paniczów, których imiona brzmią Chris, Scott, Lotres i Riskal. Zdziwiły ją dwa ostatnie imiona. Kto w dwudziestym pierwszym wieku ma na imię Lotres albo Riskal? Jak na razie widziała się tylko z Chrisem.

Sophie przyglądała się teraz pomieszczeniu, w którym się znalazła. Cały pokój był urządzony w wyjątkowo mrocznym i melancholijnym stylu. Podeszła do największego portretu, który budził w niej największy zachwyt. Była na nim piękna kobieta z długimi prostymi czarnymi włosami, a pod portretem widniał złoty napis:

 

 

„Spoczywaj w pokoju moja Elizabeth".

 

 

Ciche pukanie do drzwi wyrwało Sophie z zamyślenia.

-              Proszę... - odpowiedziała nieśmiało.

Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Miał średniej długości proste włosy z grzywką przystrzyżoną na bok, tak że kompletnie zakrywała jego lewe oko. W jego włosach najdziwniejszy był kolor. Mimo iż wyglądał na dwudziestolatka, to włosy miał białe jak u staruszka. Ubrany był w czarną koszulę i ciemne spodnie.

-              Wybacz, że ci przeszkadzam... Sophie? Mam nadzieję, że mogę się do ciebie zwracać po imieniu. Mam na imię Lotres - młodzieniec podszedł do łóżka, na którym siedziała dziewczyna. Czuł się trochę nieswojo sam na sam z kobietą w pokoju. Widział, jak ta przygląda się jego niecodziennym włosom. Chłopak postanowił przejść do rzeczy. Przyłożył swoją rękę do jej czoła. W porównaniu z ręką Chrisa, jego była ciepła. Jego skóra nie wyglądała jak porcelana, tylko jak skóra każdego normalnego człowieka.

-              Ty rzeczywiście masz wysoką gorączkę.

Sophie po raz kolejny nie mogła wydusić z siebie słowa. Rękę młodzieńca zaczęła otaczać jasnopurpurowa aura, która w ułamku sekundy schłodziła czoło Sophie.

Dziewczyna poczuła jak energia wraca w niewyobrażalnym tempie. Nie była już osłabiona. Poczuła

 

 

 

 

się świetnie, ostry i palący ból gardła ustał jak ręką odjął (dosłownie). Spojrzała w lewe oko przybyszowi, dostrzegła wyjątkowo nietypową barwę. Było ono tak samo purpurowe jak światło, które przed chwilą otaczało jego rękę. Wyglądało niczym ogromny, okrągły, purpurowy, szlachetny kamień.

Lepiej się czujesz, prawda? - zapytał łagodnie. Sophie przytaknęła.

K-k-kim w-w-wy...? Kim wy jesteście... I jak to zrobiłeś...? Dziewczyna w końcu odważyła się coś z siebie wydusić. Nie potrafiła

w żaden logiczny sposób tego wyjaśnić. Przez myśl przeszło jej jedno słowo - „kosmici".

Lotres odgarnął grzywkę z drugiego, również purpurowego oka, mimo to włosy po chwili wróciły na swoje miejsce.

-              Jako że na mnie spadła odpowiedzialność opowiedzenia ci o wszystkim, co się ostatnio wokoło ciebie działo... - ciężko westchnął. -Ale ostrzegam cię, możesz być w wielkim szoku... - spojrzał na nią z uwagą. - Dobrze... nie będę owijał w bawełnę. Dzisiaj miałaś do czynienia z wyjątkowo groźnym typem i z jego wspólniczką. Facet ten jest...

-              Kosmitą! - powiedziała z powagą Sophie. Lotres ledwo stłumił śmiech.

-              Ech... Kosmitów zostawmy w spokoju, jak na razie nie robią nic złego - powiedział rozbawiony chłopak.

-              C-co masz na myśli? - zapytała zdezorientowana Sophie.

Nieważne. Wróćmy do tego wolontariusza. - W powietrzu, palcami zrobił cudzysłów. - Otóż jest on nikim innym, jak... jak. Ech... Słyszałaś może kiedyś jakąś legendę o ludziach, którzy... - zamilkł, wyraźnie zastanawiając się nad tym jak opisać wroga. - No to może inaczej. - Chłopak nie miał pojęcia jak się za to wszystko zabrać. Drapał się nerwowo po głowie, patrząc w bok. Po chwili spojrzał na Sophie spode łba. - Widziałaś kiedyś film o Hrabim Draculi? Taki bardzo stary film o...

Wampirze... - wyszeptała przerażona. - Ale przecież wampiry nie istnieją - powiedziała bez przekonania.

I bardzo dobrze, że ludzie tak myślą - odparł chłopak. - Dopóki człowiek jest przekonany o tym, że one nie istnieją... Może normalnie

 

 

 

 

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin