Metcalfe Josie - Vicky i Joe.pdf

(504 KB) Pobierz
274176723 UNPDF
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Czy bierzesz tego mężczyznę za męża?
Słowa te uprzytomniły Vicky Lawrence, że w tej chwili
ostatecznie rozwiało się marzenie, z którym żyła niemal od
dzieciństwa.
Kochała się w Nicku od dwunastego roku życia, ale on
nigdy nie popatrzył na nią tak jak teraz na Frankie, kobietę,
która w tej chwili składa mu dozgonną przysięgę.
Nie ma do niego pretensji o to, że jest szczęśliwy, tym
bardziej że od razu widać, że są dla siebie stworzeni.
Niemniej jednak nie byłaby człowiekiem, gdyby nie czu­
ła żalu na myśl o tym, co nie stało się jej udziałem. Tak
niewiele brakowało, by teraz ona stała obok Nicka. W dniu,
w którym poprosił ją o rękę, była najszczęśliwszą dziew­
czyną pod słońcem, a miesiące przygotowań do ślubu na­
leżały do najbardziej radosnych w jej życiu.
Nie bardzo jeszcze wiedziała, co się zmieniło ani dla­
czego tak się stało, lecz gdy Nick wyznał, że chce zerwać
zaręczyny, była więcej niż zadowolona.
Powinna cierpieć, dowiedziawszy się, że zakochał się do
szaleństwa w lekarce z Denison Memorial. Jeszcze dziw­
niejsze było to, że poczuła, iż jest za to wdzięczna jego
wybrance, doktor Frankie Long.
Stała teraz skromnie pod ścianą, aby nie rzucać się
10
JOSIE METCALFE
w oczy, aby jej obecność nie burzyła atmosfery tej podnio­
słej uroczystości, i wcale nie było jej przykro.
Im bardziej wsłuchiwała się w głos swego serca, tym
bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że wcale nie cierpi.
Gdyby jednak zwierzyła się z tego komukolwiek z zebra­
nych, absolutnie nikt by jej nie uwierzył.
Od jakiegoś czasu większość koleżanek i współpracow­
ników przesadnie interesowała się stanem jej ducha, przy
czym najbardziej irytował ją wyraz głębokiego ubolewania,
jaki malował się na wszystkich twarzach.
- Dziękuję, wszystko w porządku - mówiła i poprze­
stawała na tym uprzejmym zwrocie, mimo że miała szczerą
ochotę dodać: Jestem bardzo zadowolona z tego, że Nick
zakochał się we Frankie, ponieważ uchroniło mnie to przed
popełnieniem bardzo poważnego błędu.
Środowisko jednak wyznaczyło jej rolę porzuconej i ni­
komu nie przychodziło do głowy, że coś znacznie ważniej­
szego niż zdrada Nicka zaprząta jej myśli.
- Trzymasz się? - usłyszała tuż za plecami.
Nie musiała się odwracać. Rozpoznała go po charaktery­
stycznym szkockim akcencie.
Tym razem jej reakcja na to pytanie była zdecydowanie
inna. Od paru miesięcy ten głos nieustannie rozbrzmiewał
w jej myślach, budząc w niej tęsknotę o wiele silniejszą niż
wtedy, gdy była zakochana w Nicku.
- Wszystko w porządku - szepnęła przez ramię, pod­
nosząc wzrok na poważne oblicze doktora Joego Faradaya.
Zawsze tak odpowiadała i jak zazwyczaj wyczuła, że Joe
jej wierzy.
Sama pracowicie analizowała ten problem. Czy rzeczy-
VICKY I JOE
11
wiście tak łatwo jest się pogodzić z utratą czegoś, co przez
tyle lat nadaje sens całemu życiu?
Jeszcze raz zerknęła na przystojnego pana młodego, któ­
ry właśnie nakładał małżonce obrączkę. Kiedyś marzyła
o tym, że przypadnie jej rola oblubienicy Nicka, ale w jego
oczach nigdy nie wyczytała takiego bezgranicznego oddania
jak teraz. W jej obecności nigdy się nie zdobył na taki wy­
rozumiały, wręcz zachwycony, uśmiech jak pod adresem
niecierpliwej, dziesięcioletniej Katie, młodszej córki panny
młodej z pierwszego, nieudanego małżeństwa.
Westchnęła. Nick postąpił słusznie. Oboje zresztą podjęli
właściwą decyzję.
Niestety, przez najbliższe tygodnie miasteczko nie da jej
żyć. Tutaj wszyscy się znają lub są spokrewnieni i wszyscy
już roztrząsają swoje wersje tego wydarzenia. Będą obcho­
dzili się z biedną porzuconą narzeczoną jak z jajkiem. Cie­
kawe, jak długo to potrwa, pomyślała.
W tej samej chwili poczuła na ramieniu jego dłoń.
- Nie musimy im asystować do samego końca - sze­
pnął.
Co się dzieje? W tej chwili otoczył ją ramieniem doktor
Joe Faraday, najbardziej skryty mężczyzna, jakiego spotkała
w ciągu całego swojego życia.
Zaczęła tu pracować pół roku temu i wydawało się jej,
że przez ten czas spojrzał na nią nie więcej niż pięć razy.
Prawie nigdy się do niej nie odzywał. Nawet gdy opiekowała
się nim po wypadku, w którym rozjuszony byk przetrącił
mu ramię, traktował ją z zapałem gderliwego jeża.
- My? Nie musimy? - Przyszło jej do głowy, że może
się przesłyszała...
12
JOSIE METCALFE
- Zaproszenie na przyjęcie było nieoficjalne - przypo­
mniał jej. - Jeśli masz ochotę, moglibyśmy pojechać na ko­
lację gdzie indziej.
Trudno było się oprzeć takiej kuszącej propozycji. Tym
bardziej że od miesięcy robiła wszystko, by Joe ją zauważył.
Nie spodziewała się, że jej domniemane nieszczęście sprawi,
że ten odludek zdecyduje się zmniejszyć dystans, jaki za­
chowywał wobec całego świata. Nieformalny charakter we­
selnego przyjęcia miał na celu umożliwienie uczestnictwa
w nim pracującym na różnych zmianach przyjaciołom i per­
sonelowi.
- Nie mogę - odparła zniżonym głosem.
Starała się ukryć rozczarowanie. Przez tyle czasu dokła­
dała starań, by przedrzeć się przez zasieki, jakimi Joe dość
skutecznie odgrodził się od świata, a teraz musi mu odmó­
wić. Czy rzeczywiście?
- To tylko propozycja - dodał i odsunął się.
Chwyciła go za rękaw marynarki.
- Zrozum, muszę się pokazać na tym przyjęciu, żeby
nie dawać im powodu do plotek. Ale mogę wcześniej wyjść.
Poczuła na sobie zaintrygowane spojrzenia paru zapro­
szonych gości. Wcale sobie tego nie wymyśliła. Bacznie
śledzono każdy jej krok. Czasami gorąco współczuła złotym
rybkom w kulistych akwariach.
- Wystarczy, że tylko się pokażesz?
Przytaknęła.
- A potem z czystym sumieniem będziesz mogła się wy­
mknąć? - upewnił się Joe.
Gdy ponownie skinęła głową, odpowiedział jej łobuzer­
skim uśmiechem.
VICKY I JOE
13
- Miejmy nadzieję, że kolejka składających życzenia bę­
dzie krótka - powiedział, zniżając głos i jednocześnie gro­
miąc spojrzeniem dwie ciekawskie kobiety, które siedziały
przed nimi.
Na pewno damy te nie słyszały o czym rozmawiali, ale
Vicky już wcześniej zauważyła, że zerkają na nią i jej to­
warzysza częściej, niż na młodą parę.
Miejmy nadzieję, że nie gapiły się, gdy Joe ją objął.
Wspominała to bardzo miło i nie życzyła sobie, by stało
się tematem plotek.
- Od tej chwili jesteście mężem i żoną...
Mimo przekonania, że wszystko ułożyło się jak najlepiej,
bała się tej chwili. Jak zaczarowana patrzyła na Nicka, który
bierze Frankie w objęcia.
Jak gorliwie się do tego zabrał! Nawet nie czekał na
tradycyjną formułkę pozwalającą panu młodemu pocałować
oblubienicę. Robił to bardzo namiętnie. A kiedy był z nią,
Vicky, jego pocałunki były zaledwie muśnięciem.
Jakie wrażenie robi taki pocałunek, w który mężczyzna
wkłada całe swoje serce i duszę?
- Nie musisz na to patrzeć - usłyszała szept Joego.
Delikatnym gestem odwrócił jej twarz w swoją stronę i
z wyrazem współczucia wpatrywał się w jej oczy.
- Nikt nie miałby ci za złe, gdybyś nie przyszła - dodał.
- Mogłaś załatwić sobie dyżur o tej porze.
Jego słowa spłynęły niczym balsam na jej serce, uświa­
damiając jej jednocześnie, że Joe nie zna prawdziwego po­
wodu, dla którego z takim spokojem pozwoliła Nickowi
odejść. Nikt go nie znał, nawet samemu Nickowi nie po­
wiedziała całej prawdy. Aby uspokoić jego sumienie, wy-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin