Thomas Sniegoski Upadli tom 3- Raj Utracony.pdf

(973 KB) Pobierz
923584388.001.png
Thomas E. Sniegoski
Raj utracony
PROLOG
To chyba nigdy nie śpi - pomyślał Alastor, wkładając do szeroko rozwartych ust
ostatni kęs śniadania, składającego się z jajek na bekonie i tostów. Beknął głośno, opluwając
się resztkami przeżutego jedzenia i upuścił ociekający tłuszczem papierowy talerz na podłogę,
obok skórzanego fotela. Była dziewiąta rano i to, co upadły anioł starał się ukryć w piwnicy
swojego mieszkania w miasteczku Bourbonnais w stanie Illinois, wzywało go.
- Alastorze - usłyszał znów szept, przypominający brzęczenie natrętnej muchy. -
Chodź, Alastorze. Spójrz na to, czego się wyparłeś.
Alastor postanowił zignorować głos. Te małpy, Reggie i Katie - pomyślał, spoglądając
na zegar wiszący na ścianie - potrafią być naprawdę zabawne. Sięgnął po pilot do telewizora,
strącając przy tym ze stolika puste paczki po chipsach i opakowania czekoladowych batonów.
Pomyślał, że poogląda sobie poranne programy w telewizji, by zapomnieć na chwilę o
dobiegających z piwnicy głosach i szeptach.
- Pamiętasz jeszcze, jak to było przed wojną - zanim dałeś się skusić zdradliwym
podszeptom Porannej Gwiazdy? Pamiętasz, Alastorze?
- Cisza! - syknął anioł. Nacisnął, przypominającym kawał kiełbasy, paluchem przycisk
na pilocie, żeby pogłośnić fonię i ulokował wygodnie w fotelu swoje opasłe cielsko. W
telewizji puszczali właśnie program kulinarny, który bardzo lubił. Najlepsi szefowie kuchni z
całego świata przygotowywali różne pyszne potrawy w asyście prowadzących program.
Reggie upuścił jajko na podłogę i przez widownię przetoczyła się salwa śmiechu.
Alastorowi udzieliła się ta wesołość. W groteskowości, jaka towarzyszyła ludzkim małpom,
było coś fascynującego i urzekającego zarazem. Gdyby Stwórca zadał sobie kiedykolwiek
choć odrobinę trudu, by dostrzec w tych delikatnych istotach ich dobre strony, Alastor nigdy
nie ślubowałby wierności Synowi Poranka.
- Pamiętasz, kim wtedy byłeś? Alastorem z niebiańskiego chóru Cnót. Zejdź tutaj i
przypomnij sobie dawną chwałę.
Widownia znów parsknęła śmiechem. Alastor zawrzał. Ominął go jakiś smakowity
kąsek, kolejna próbka prymitywnego humoru.
- Niech was diabli! - warknął, opuszczając wielką pięść na oparcie zniszczonego
fotela. - Patrzyłem na was wczoraj - i przedwczoraj. Dzisiaj nie mam już na to ochoty.
Kucharz wyjął właśnie suflet z piekarnika, na co widownia zareagowała burzą
rzęsistych oklasków. Z udawanym entuzjazmem Katie wyjaśniała szczegóły przyrządzania
tego pysznego dania. Aiastor chciał nawet zanotować przepis, ale rozlegające się wokół
szepty skutecznie rozpraszały jego uwagę.
- Masz szansę przypomnieć sobie, kim byłeś kiedyś - pięk...
Alastor gwałtownie podniósł się z fotela. Grad okruszków spadł na niezamiecioną
podłogę.
- Wciąż jestem piękny i silny - wymamrotał, jednym okiem nadal łypiąc na ekran
telewizora, by nie stracić nic ważnego. Program kulinarny Reggie i Katie przerwały właśnie
reklamy pieluch dla dzieci, dlatego anioł mógł teraz skupić całą uwagę na szepczącym mu do
ucha głosie.
- Co mam zrobić, żebyś wreszcie się zamknął? - warknął, chociaż wiedział doskonale,
jaką usłyszy odpowiedź. - Spójrz na nas - zasyczały głosy. - Spójrz na nas i przypomnij sobie
czasy, kiedy stanowiliśmy jedność.
Alastor odwrócił się z powrotem do telewizora. Leciała właśnie reklama psiej karmy -
małe dziecko bawiło się ze szczeniakami.
- Bez względu na to, jak często się widzimy, wam nigdy nie dość - mruknął upadły
anioł, zastanawiając się przy okazji, jak może smakować jedzenie dla psów.
- I już nigdy nie będzie. Nie pozwolimy ci zapomnieć tego, co straciłeś.
- Nawet jeśli ja tego właśnie pragnę? - spytał Alastor, skupiając wzrok na zapowiedzi
talkshow rozpoczynającego się zaraz po zakończeniu Reggie i Katie. Tematem programu
miała być śmierć łóżeczkowa i Alastor uśmiechnął się, zdając sobie sprawę z tego, że ludzki
umysł nie jest w stanie ogarnąć takich prostych rzeczy. Gdyby tylko zechciał, mógłby im
wyjaśnić, dlaczego niemowlęta umierają w nocy. Gdyby tylko mu się chciało.
- Nie interesują nas twoje pragnienia - rozległ się znów cichy głos w piwnicy pod jego
stopami. - Chodź i spójrz na nas albo będziemy cię nawiedzać przez resztę dnia i w nocy.
Reggie i Katie powrócili na antenę i Alastor musiał użyć resztek swojej silnej woli,
żeby nie skupić z powrotem uwagi na tych interesujących obrazkach.
- Czy jeśli spędzę z wami trochę czasu, dacie mi spokój i nie będziecie już zawracać
mi głowy w ciągu dnia?
- Tak. Podejdź i spójrz.
Alastor chwiejnym krokiem wszedł do kuchni i wstrzymując oddech, skierował się w
stronę drzwi prowadzących do piwnicy. Wizja obiecanej błogiej ciszy napawała go radością.
- Oddam wszystko za odrobinę świętego spokoju - mruknął, planując w myślach, co
jeszcze obejrzy w telewizji przez resztę dnia.
Spodnie od dresu zaczęły zsuwać mu się z opasłego brzucha i Alastor sięgnął ręką,
żeby podciągnąć elastyczną gumkę z powrotem na wylewające się fałdy tłuszczu.
- Tego właśnie brakuje ci najbardziej od momentu, w którym zostaliśmy wygnani z
Nieba. Myślisz, że kiedyś jeszcze dostąpimy zaszczytu przeżywania niebiańskiego spokoju? -
niezmordowany szept dobiegł spoza drzwi, kiedy Alastor chwycił za klamkę, przekręcił ją i
otworzył na drzwi oścież. Ze środka buchnęła chłodna wilgoć.
- Ja już znalazłem swój spokój - odparł z irytacją, opierając się na poręczy. Zaczął
ostrożnie schodzić po drewnianych stopniach, które zaskrzypiały w proteście pod jego
ciężarem. - Czy taki spokój miałem w Niebie? Oczywiście, że nie. Ale podobnego uczucia już
nie zaznam.
Stanął u podnóża schodów i potoczył wzrokiem po stojących wokół rupieciach, które
gromadził przez lata, odkąd zdecydował się zamieszkać wśród ludzi. Były tu meble, którymi
można by umeblować kilka mieszkań, kartony z książkami, ubrania, sprzęty kuchenne,
narzędzia, puszki z farbą, trzy kosiarki ogrodowe, co najmniej cztery telewizory, niewyjęte
jeszcze z pudeł - i wiele innych rzeczy, schowanych gdzieś w głębi przepastnej piwnicy.
Alastor przypomniał sobie tamten czas, kiedy dokonał takiego, a nie innego wyboru.
Żołnierze Potęg wyruszyli już na łowy i wiedział, że tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy go
tu znajdą. Teraz chodziło już wyłącznie o przeżycie, dlatego zrobił coś nieprawdopodobnego.
- W ten sposób przypieczętowałeś swój drugi upadek - głos wypełzł z ciemności,
wyrywając go z rozmyślań o przeszłości. - Kiedy postanowiłeś zerwać łączącą nas więź.
Alastor ruszył w stronę źródła swojej irytacji, powłócząc obutymi w pantofle stopami
po chłodnej, betonowej posadzce. Ostrożnie wyminął wielkie, antyczne biurko.
- Nie było innego wyjścia - powiedział, niemal tracąc równowagę, kiedy przekraczał
drewnianą skrzynkę na mleko wypełnioną starymi, cynowymi zabawkami. - To albo śmierć. -
Upadły anioł przytrzymał się składanego łóżka i kontynuował swoją drogę krzyżową w
kierunku sprawcy własnej męki. - Nie miałem wyboru - powtórzył, jakby chciał przekonać
sam siebie. - Ile razy mam wam to powtarzać?
Wszystko, co kiedyś tworzyło jego tożsamość, zostało utracone podczas wojny.
Alastor musiał uciekać na Ziemię razem z innymi, ścigany przez bezwzględnych Strażników.
Przez niezliczone wieki tułał się bez celu, ukrywając się przed Potęgami. Miał już dość, chciał
się poddać, kiedy nagle dotarło do niego, co powinien zrobić. Ukryć się wśród tubylców. Stać
się jednym z ludzi, wyrzekając się wszystkiego, co określało go jako istotę niebieską.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin