Boże wychowanie_ XI.doc

(509 KB) Pobierz

XI

ROK 1991

Szukanie współpracowników

3 I 1991 r.

Modlimy się we czworo (Anna, Grażyna, Grzegorz, Szczepan). Po wyrażeniu przez nas prośby o „wyciągnięcie z tłumu" ludzi wartościowych, żeby się (wreszcie) ujawnili, Pan odpowiada:

 Już to robię. Wy zaś pomagajcie jedni drugim, wciągajcie do współpracy odpowiednich ludzi, których znacie.

Anna:

 Dawno już uważałam, że Polsce potrzebni są „święci" fachowcy.

Grzegorz ma wyjechać za granicę na ponad pół roku i pyta w związku z tym:

 Czy chciałbyś, Panie, zwrócić mi na coś uwagę przed moim wyjazdem?

Pan:

 Czegóż to, synu, spodziewasz się po Mnie?

Grzegorz:

 Nie wiem, co teraz, przed wyjazdem, jest szczególnie pilne? Potrzebuję światła do odczytywania „okazji", które stwarzasz.

Pan:

 Powiedziałeś. Otrzymasz pomoc na dany moment.

W domu będziesz jeszcze tylko kilka dni i Ja nie będę Cię przynaglał. Zrobisz to, co możesz bez zbytniego wysiłku. Dokończ to, co masz w domu (chodzi o uporządkowanie tekstów). Z materiałów, które masz, wybierz te, które sam uważasz za przydatne ci. Nie ilością tekstów nawraca się ludzi. Pomóc im w otwieraniu się mogę tylko Ja — i nigdy tego nie zaniedbuję. (...) Ja jestem gotów dawać każdemu z was jak najwięcej szans wejścia we współpracę ze Mną, ale reszta zależy od waszego „fiat".

Anna:

 Pan mówi „fiat", a nie „chcę", bo „fiat" oznacza, że Maryja zgadza się na wolę Bożą.

Pan:

 To była najpiękniejsza odpowiedź człowieka. Zauważ, jak pełna gotowości jest odpowiedź Maryi, kiedy mówi: „Oto Ja, służebnica Pańska...".

Anna:

 Jest w niej uznanie swojej pozycji wobec Stwórcy, gotowość pełnienia Jego woli, a nie postawa niewolnicza.

Po chwili Pan mówi:

 Dzieci, a może Ja mógłbym wam teraz coś powiedzieć...

Jesteście wspólnotą, bo Ja chciałem was tu mieć. Mówiłem ostatnio Annie, że TERAZ dla waszego narodu jest czasem ofiary, postu i pokuty. Wiecie, że pokuta jest to odwrócenie się od zła, odmiana sposobu swojego życia. Dlatego proszę was, abyście wszystko, cokolwiek robicie, oddawali w tym duchu Mnie.

Anna:

 Także np. trud pracy, nie tylko cierpienie. Ma to być ofiarowane w intencji Polski, może być w intencji bardziej konkretnej, np. za młodzież.

Pan:

 Ty, Grzegorzu, również możesz w tym uczestniczyć. Każdy z was ma Mi mnóstwo do ofiarowania, tylko na ogół nie myśli o tym. Proponuję więc wam, abyście na początku każdego dnia ofiarowywali Mi w tej intencji wszystko, co was w danym dniu spotka. Mówię tu o „negatywach". A wtedy Ja zbiorę od was plony tego dnia. Godzicie się na tę propozycję?

 Tak.

Pan:

 Tak. Trzeba wyrabiać w sobie odpowiedzialność za dane słowo, za przyrzeczenie. Jeśli znacie ludzi, którzy podzielają moje poglądy, szerzcie je wśród nich — nie wykluczając młodzieży.

Zaczynamy rozmawiać o wojnie, o zagrożeniach...

 Moje dzieci, ciągle niepokoicie się. Brak wam poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. A Ja wam mówię: „Nie lękajcie się", bo Ja jestem z wami i nie dopuszczę, aby stała się wam krzywda (poważna krzywda). Dlatego proszę, abyście zawierzając Mi spokojnie pracowali, każdy wedle swoich zainteresowań i możliwości (także fizycznych). Nie poddawajcie się nerwowości i napięciu w swoich środowiskach, bo świadectwem waszego zawierzenia Mi jest wasz spokój, pogoda ducha i systematyczne i wytrwałe realizowanie swoich zadań. Ja z wami będę.

Proszę was, bądźcie świadkami moimi. Niech wasza postawa duchowa wyróżnia was wśród ludzi skłonnych do narzekań, pesymizmu i jątrzenia. Mówiłem wam kiedyś, że ziarno musi długo leżeć w ziemi, zanim zakiełkuje. Czyż widzieliście rolnika, który by zaraz po zabronowaniu roli płakał i lamentował, że nic mu nie wyrośnie, że ziarno zginęło, „bo go nie widać"? Jeżeli wy siejecie zdrowe ziarno, a Ja jestem panem pogody, jak mogłyby (z takiej współpracy) nie wyrosnąć nowe i obfite kłosy? Nie bądźcie niecierpliwi, bo dookoła was trudzą się i inni, a nad krajem waszym czuwa wasza Matka i Królowa.

Anna:

 Panie, Ty wiesz, o co nam chodzi. My się nie możemy doczekać pomocy i współpracy.

Pan:

 A czy to przypadkiem nie jest cierpienie...?

 Pan mówi to z uśmiechem, sugerując, że w takiej sytuacji mam co ofiarować — w duchu zadośćuczynienia — tłumaczy Anna.

Wdajemy się w dyskusję, i gdy to po chwili zauważamy, przepraszamy Pana.

 Ja się nie „gniewam", kiedy się przede Mną wykłada swoje plany, bo jak sądzę, życzycie sobie mojej pomocy, skoro to przy Mnie mówicie, czyż nie jest tak?

Anna:

 Widzisz, Panie, że jesteśmy bezradni. Czyli... tylko Ty.

Pan:

 Chciałbym, żebyście w przyszłości zawsze Mi mówili o swoich troskach, przy czym, Szczepanie, możesz się do Mnie zwracać w każdej chwili, nie tylko tutaj. I pragnę, żebyś rzeczywiście liczył na Mnie. Powiedziałem przecież, że chcę cię odciążyć.

Teraz, dzieci, uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo. Niech ono spocznie na was, doda wam siły, energii, nadziei. Kocham was, dzieci. Polegajcie na Mnie. Uczcie się tego zawczasu, bo już nadchodzi pora, w której pozostanę wam tylko Ja jako ostatnia Nadzieja, jedyny Obrońca, jedyna „deska ratunku". Wtedy, chciałbym, abyście byli już mocno o Mnie oparci, tak aby stawać się przykładem dla innych i nie ulec ogólnej panice i poczuciu zguby (przeświadczeniu, że zguba jest pewna). A przecież w waszym życiu, Grażyno i Szczepanie, w tym roku wypełniły się moje obietnice. Czyż nie macie podstaw, ażeby Mi zawierzyć w przyszłości...? Staję przed wami jak w waszej rzeźbie i znowu powtarzam: „Sursum corda". (Anna widzi posąg Chrystusa sprzed kościoła Św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu — taki, jaki był po Powstaniu Warszawskim, leżący na gruzach i wskazujący ręką w niebo... Pod posągiem jest napis „Sursum Corda"). Trwajcie ze Mną, dzieci, w jedności i ufności, a Ja Ojcem waszym będę. Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego spocznie na was i pozostanie na zawsze +

 

Zabiegam o waszą przyjaźń i zawierzenie

5 I 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz

Rozpoczynając spotkanie Anna mówi:

 Zauważyłam, że prowadzisz nas, Panie, nie przez informacje i wskazówki, ale przez pogłębianie zawierzenia Tobie. I widzę w nas owoce tego.

Pan:

 Bo widzicie, dzieci, że zawierzyć naprawdę można dopiero wtedy i temu, kogo się uważa za przyjaciela. Dlatego tak wytrwale zabiegam o waszą przyjaźń. Z drugiej stony, czy moglibyście uważać za przyjaciela tego, komu nie dowierzacie...? Dlatego objawiam wam Siebie, jakim jestem.

 Chrystus Pan chce nam objawić swoją Bosko-ludzką naturę — tłumaczy Anna i zwraca się do Pana:

 Chyba Ci się, Panie, udało. I chcemy Ci powiedzieć, że od Ciebie nie mielibyśmy już do kogo pójść. Nie ma przecież nikogo bardziej wspaniałego, zachwycającego...

Pan:

 A wiecie, dlaczego tak Mnie pojmujecie? Bo Ja was stworzyłem i wy wszystkimi waszymi władzami pragniecie nade wszystko powrotu do Mnie. Dlatego tak bardzo was boli i rani wszystko, co się Mnie sprzeciwia (złość, grubiaństwo, chamstwo ... itd.). Im bliżej Mnie jest ktoś z was, tym silniej odczuwa brak prawidłowości w świecie (w samym sobie, w ludziach, w świecie...) — i tym goręcej pragnie te nieprawidłowości naprawiać. Każdy z was wedle swoich zainteresowań, uzdolnień i możliwości. Czy to wydaje się wam proste...?

 Tak, wydaje się bardzo proste — odpowiadamy.

 Wobec tego chciałbym wam coś zaproponować. Zastosujcie ten program do innych ludzi. Nie musicie mówić im od razu o Mnie. Mówcie o wyborze wolą i sercem tego, co uznajecie za najpotrzebniejsze w waszym życiu społecznym i w czym potraficie dokonać ulepszeń. Nie dla waszej wygody, lecz dla umożliwienia innym głębszego rozwoju — przede wszystkim duchowego — i szerszego zrozumienia wielorakich potrzeb innych ludzi (aby móc je lepiej zaspokajać). To wam proponuję ze względu na tak różne postawy osób, z którymi się spotykacie.

Mówię to tobie, Grzegorzu, bo w Anglii trudno ci będzie spotkać ludzi głęboko wierzących, ale możesz mówić o potrzebach człowieka wynikających z podobieństwa do Mnie. Kilka ci wymienię:

potrzeba ulepszania stosunków międzyludzkich, praw, obyczajów... aż do spraw pozornie tak prozaicznych, jak ulepszanie i usprawnianie sprzętów i narzędzi, których używacie;

potrzeba uszlachetniania, poczynając od gatunków roślin oraz zwierząt, swojego otoczenia (urbanistyka, architektura, parki, ogrody...), aż do kształtowania charakterów ludzkich (m.in. wychowanie), a przede wszystkim was samych;

potrzeba upiększania otoczenia, w którym żyjecie (poprzez sztukę, ale także przez codzienną estetykę, zwyczajne czynności, jak dbałość o dobieranie odpowiedniego ubioru, uczesania ... aż do mody); potrzeba upiększania waszych umysłów (przez dobrą literaturą, poezję, teatr, a także muzykę, koncerty, muzea, wycieczki i podróże), rozwoju wrażliwości odczuwania piękna, rozwoju mądrości (umiłowania prawdy) i piękna charakterów.

Przemyśl sobie, ile jeszcze znajdziesz potrzeb wynikających z podobieństwa do Mnie.

Zastanawiamy się krótko nad dalszymi, wymieniając potrzebę, bycia pożytecznym. Pan wskazuje na błogosławieństwa z „Kazania na górze" (potrzeba bycia miłosiernym, współczującym i wiele innych).

A wasza potrzeba bycia kochanymi czyż nie płynie z głębokiego przekonania, że istnieje Miłość absolutna, która pragnie ogarnąć was (nie „pochłonąć", ale osłonić od niebezpieczeństw, przygarnąć) i nasycić sobą. Daję to wam, zwłaszcza tobie, Grzegorzu, do przemyślenia i rozbudowania. Możesz też opracować sobie ten temat. Także i ty, Grażyno, ale oddzielnie.

 Dziękujemy Ci, Panie.

 Jeżeli byś opracował artykuł na ten temat... — Anna zwraca się do Grzegorza

 ...nie musisz wyliczać w tej samej kolejności... — dodaje z uśmiechem Pan.

Anna:

 ...może wydrukowano by taki tekst np. w londyńskiej Gazecie Niedzielnej...?

Zaczynamy rozmawiać o dostrzeganych zagrożeniach. Pan uspokaja nas:

 Moje dzieci, jeszcze raz pragnę was zapewnić, że na terenie waszego kraju Matka moja nie dopuści do wojny wewnętrznej, rozruchów (na większą skalę) czy przewrotu, czego ty się, Anno, ostatnio obawiasz (chodzi o przewrót, który mógłby nastąpić w ślad za ewentualnym przewrotem w ZSRR) — chyba że nastąpi w was wybuch wzajemnej nienawiści.

Anna:

 Jestem przekonana, że Kościół do tego nie dopuści. A właściwie przecież Kościół to my...

Pan:

 Pytasz Mnie w myśli, Anno, czy taki przewrót będzie w Rosji? W Rosji będzie wiele przewrotów, a nie jeden jednoczesny. Litwa nadal jest zagrożona... Moje dzieci, zbliża się okres zamętu, zamieszek wciąż narastających i narodowych powstań w coraz to innych republikach. (...) Wcześniej nastąpi wojna na Bliskim Wschodzie, której Ja powstrzymywał nie będę, ponieważ tam w imię Allacha wzywa się szatana (ze zrozumienia: nie chodzi o samo wzywanie Allacha, ponieważ Pan traktuje imię Allacha jako imię Boga, jakby drugie swoje imię; tu natomiast chodzi o w złym celu wzywanie imienia Allacha — do zbrodni — będące nadużyciem, podobnie jak nadużyciem, a właściwie świętokradztwem było np. głoszone przez Niemców hasło: „Gott mit uns"). Szatan zaś niezawodnie nienawiść podsyci. Kiedyś mówiono wam, że Afryka stanie w ogniu. Zobaczcie, jak płomień się rozszerza. Wieści ze świata będą coraz gorsze.

Nie dozwólcie, aby w was zapanował strach paraliżujący wolę działania, podważający sens wszelkich działań społecznych. Lecz Ja, a właściwie My: Maryja i Ja, znamy was i wiemy, że mobilizują was właśnie przeciwności, a jednoczy was ku obronie wspólne zagrożenie. Dlatego spodziewam się po was w tym czasie większej mobilizacji duchowej, większego zrozumienia hierarchii wartości i powszechnego poczucia odpowiedzialności za wspólne dobro, największe jakie macie — wolność i niepodległość waszego kraju. Na tym się skupcie, dzieci, a szybko wyłonią się jednostki wybitne, które dadzą się poznać w efektywnym i bezinteresownym działaniu. Na nich w przyszłości się oprzecie. (...)

Niczego nie przewidujcie, działajcie w teraźniejszości, robiąc jak najlepiej to, co możecie. I bądźcie spokojni, Ja nie dozwolę wam przeoczyć czasu przemian, a niebo moje będzie z wami.

W odpowiedzi na myśli Anny, że niczego podobnego nie było w historii Kościoła, Pan mówi coś, co w przybliżeniu może być oddane za pomocą słów: „Nie było tego jeszcze, ale nie było też takiego natężenia zła jak u was (na ziemi) w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Ja w każdym czasie daję mojemu Kościołowi coś nowego. Lecz moje sprawy odbywają się zwyczajnie (bez sensacji)".

Pragnę, abyś ty, Anno, przestała się martwić przyszłością. Dzieci, tulę was do serca, błogosławię, i pamiętajcie, że jestem z wami. Teraz uklęknijcie.

Nakładam na was ręce. Daję wam specjalne moje błogosławieństwo. Czynię was świadkami, czyli apostołami moimi, przyjaciółmi i współpracownikami w naszym wspólnym dziele uświęcenia waszej ojczyzny — mojej przyszłej stolicy (ze zrozumienia: pierwszego kraju w którym rozpocznie się nowy sposób życia społecznego w oparciu o prawa Boże i we współpracy z Panem). Daję wam moją moc i pomoc całego mojego królestwa. Błogosławię was troje, dzieci. Nie lękajcie się, bo moje dary zawsze mnożą się i rozrastają w ludziach, którzy je przyjmą (czyli będą się poszerzały o ludzi zdolnych do współpracy z Panem i ufających Mu).

Błogosławię was mocą Boga w Trójcy Jedynego, Wszechmocnego i Najwyższego +

 

Pomagajcie sobie wzajemnie

15 I 1991 r. Anna

Przed spotkaniem w domu Grażyny i Grzegorza pytam Pana, czy chce nam dzisiaj powiedzieć coś ważnego. Pan odpowiada:

 Widzisz, Anno, wszystko to, co wam mówię, jest ważne. Dzisiaj pragnę dać wam kilka wskazówek i rad. Chciałbym też, abyście sobie wzajemnie pomagali w tym, w czym możecie. Dlatego dobrze, gdy swoje troski powierzacie Mnie wobec swoich bliskich, tak jak to zrobił Szczepan, a czego Ja oczekiwałem.

Przed kilkoma dniami po zakończeniu modlitwy i błogosławieństwie Szczepan otworzył się przed nami i opowiedział o swoich dużych kłopotach i zmartwieniach. Wówczas okazało się, że każdy z nas może mu dopomóc, a przynajmniej prosić Pana. Tu Pan dodaje:

 Przecież to wy jesteście moimi rękoma.

 Tak, ale nie możemy pomóc na przykład w najważniejszej sprawie — znalezienia dwóch fachowców do współpracy z nim.

 Niekoniecznie, córko, wymagam tego od ciebie, ale ty proś, a znajdą się tacy.

 

Czy rzeczywiście pragniecie pomagać tym ludziom — nieszczęśliwym i obolałym?

17 I 1991 r. Anna, Grażyna, Bogdan, Wojtek

Anna:

 Panie, mówiłeś, że powiesz Bogdanowi i Wojtkowi, co powinni czynić dla więźniów, których odwiedzają.

Pan:

 Przede wszystkim chciałbym was zapytać, czy rzeczywiście pragniecie pomagać tym ludziom, nieszczęśliwym i obolałym.

Bogdan:

 Chcemy, tylko nie wiemy jak.

Pan:

 Dla Mnie najważniejsze jest, czy traktujecie tych ludzi poważnie, czy jako chwilowy kaprys.

Bogdan:

 Sądzę, że są to chorzy na duchu.

Pan:

 Ty to przypuszczasz, Ja to wiem.

Posłuchajcie Mnie, dzieci. Jeżeli Ja stawiam przed wami jakiś problem, to pragnę, abyście odczuli potrzebę zaradzenia mu, czyli widząc jego rozmiary i wagę(wielkie ilości dusz ludzkich na poły zagubionych) zapragnęli zrobić wszystko, co możecie, celem ratowania ludzi, a jeśli się da — to naprawę całego systemu więziennego. To jest zadanie na całe życie. Powiedziałem wam wielokrotnie, że idę przede wszystkim tam, gdzie jest największy brak. I zawsze zabieram ze sobą swoich przyjaciół, gdyż współpraca nasza polega na tym, że wy angażujecie się całą swoją osobą, działacie fizycznie, a Ja jestem waszą mocą, światłem i Mnie, czyli Miłość, niesiecie w darze tym, którzy jej łakną.

Chciałem ci powiedzieć, Wojciechu, że wszystkie moje dzieła powstawały z mojej miłości do was, którą wy przyjmowaliście w swoje serca i pragnęli, aby ona się udzielała. I nigdy nie było inaczej, tylko poprzez uparty wysiłek jednej lub kilku osób rozpoczynało się dzieło, które w miarę lat rosło i rozszerzało się. Na pociechę powiem ci, że w waszych czasach wszystko ulega przyspieszeniu. Ponieważ potrzeby są tak wielkie, a ludzi pragnących im zaradzić — tak mało, Ja zwiększam moją pomoc i to, co ongiś rozwijało się przez lat kilkadziesiąt lub kilkaset, obecnie potrzebuje zaledwie kilkunastu lub niewiele więcej (Pan wskazuje na dzieło Matki Teresy z Kalkuty). Na początku jest zawsze człowiek, który potrafi pokochać potrzebującego bliźniego i przystępuje do pomocy zawierzając mojej wierności. Początki są zawsze trudne, bo w każdym przypadku rozpoczynacie wraz ze Mną coś nowego, czego jeszcze na świecie nie było. Dlatego, jeżeli nawet w pragnieniach wyobraźni widzicie cały wasz kraj przemieniony i uświęcony, to możecie zaczynać od nikłej pomocy, jakiej potraficie udzielić jednej, kilku lub kilkunastu osobom.

Wojtek:

 Wiem, że trzeba działać, ale czuję się jak mały koliberek — i to bez skrzydełek i bez piórek.

Pan:

 Bardzo dobrze, synu, że tak się czujesz, jak jest naprawdę. Gdybyś uważał, że jesteś dość dobry, aby nawrócić co najmniej jedno istnienie, nie mógłbym z tobą pracować (pycha). Najważniejsza, synu, jest prawda — prawda o sobie, o swoim stanie słabości, zmienności, nieustannej chwiejności emocji i zamiarów — słowem, że beze Mnie nic zrobić nie możesz. Z drugiej jednak strony — staję przy tobie Ja, niezmienny, zawsze kochający, nigdy nie rezygnujący. Ja, który nikim się nie zrażam, a szczególnie umiłowałem biednych na duszy i ciele. Wszystko, czego nie ma w tobie, posiadam Ja, a przecież do tej walki o ratowanie dusz stajemy razem.

Umówmy się, synu, że ty będziesz Mi przedkładał wszystkie twoje problemy (przypominam, że możesz to robić nawet w drodze), a Ja przejmę je na siebie. Bądź ich orędownikiem, skoro sami za siebie prosić nie potrafią. A w tym zajęciu (orędownictwie) proś o współudział moją Matkę. Chcę dać wam kilka rad, jak to obiecałem.

1. Pójdźcie lub pójdź s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin