Człowiek bez skazy - Adam Hilkiewicz.pdf

(1136 KB) Pobierz
1096357574.001.png
1096357574.002.png
Prolog
Janusz Skirgiełło rozparł się wygodnie na kanapie, założył
nogę na nogę w ten sposób, że zewnętrzna kostka lewej nogi
znalazła się na prawym kolanie, i sięgnął do tej kieszeni
marynarki, w której kiedyś nosiło się chusteczki. Wyjął z niej
przywiezione prosto z Paryża cygaro marki „Diplomatique” i
zdarł celofanowe opakowanie. Rozczarował się lekko, gdy
powąchał brunatne liście, ale szybko stłumił w sobie to
uczucie. Przez chwilę żałował jeszcze, że nie kupił nożyka lub
nożyczek czy też innego przyrządu do obcinania koniuszków
cygar. Ale przypomniał sobie równie szybko, że przywiózł
tylko jedno, więc zakup tego rodzaju przyrządu byłby niepo-
trzebnym wydatkiem.
Aż do momentu, w którym zaciągnął się pierwszy raz, miał
niezachwianą pewność, że będzie mu smakowało. Chociaż
przyzwyczajony był do palenia mocnych papierosów, a palił
od czternastego roku życia, dym z cygara marki
„Diplomatique” poraził mu układ oddechowy. Na próżno
szukał aromatu, którego obecność przeczuwał przy
kupowaniu. W dodatku pojawiła się trudność, której
zupełnie nie przewidywał. Wydawało mu się, że utrzyma
cygaro w ustach nie wyjmując przez dłuższy czas, ale okazało
się zbyt ciężkie i utrzymanie go w pozycji poziomej sprawiało
ból mięśni policzków. Spróbował pomóc sobie zębami i
przekonał się, że był to niezły sposób. Dopiero gdy zebrało
mu się w ustach zbyt wiele śliny i nie mógł jej połknąć bez
wyjęcia cygara spomiędzy zębów, doszedł do wniosku, że
najlepszym miejscem dla palącego się rekwizytu będzie
krawędź popielniczki.
Rozejrzał się dyskretnie po pokoju, chcąc sprawdzić, czy
przypadkiem ktoś nie dostrzegł jego kłopotów. Nikogo
takiego nie zauważył, a w każdym razie nikt nie dawał po
sobie poznać, że je widział. Nie spojrzał na swoją żonę, która
siedziała tuż obok niego, ponieważ jej opinie na temat
sposobów obchodzenia się z cygarami, tak zresztą jak i na
każdy inny temat, niewiele go obchodziły. Nie miał ochoty z
nią rozmawiać. Ucieknie stąd natychmiast, kiedy zwolni się
jakiś fotel.
Tak, zgodził się sam ze sobą, tę sprawę też trzeba będzie
jakoś załatwić. Przecież ona nie może być żoną kogoś tak
znanego, ba, tak sławnego, jak on. Na razie dopuszczone
zostały tylko cztery zdjęcia na wystawę, ale to dopiero
początek. Pochlebne recenzje międzynarodowych krytyków,
wyrazy uznania ze strony francuskiej publiczności,
niewątpliwie znającej się na fotografice artystycznej, czy
można wyobrazić sobie bardziej udany start? Usiłował wyo-
brazić sobie lepszy, ale w końcu dał za wygraną.
Zaciągnął się ostrożnie i pogrążył w rozmyślaniach o
przyszłości. Widział ją różową, tak różową, jak nigdy dotąd.
Jeśli nie za rok, to za dwa lata, jeśli nie za dwa, to za trzy na
pewno będzie miał samodzielną wystawę. Musi mieć, nie
może być inaczej. Nie wątpił, że będzie świetnie przyjęta, a
wtedy... o, wtedy... Stłamsił w sobie radość, jaką przyniosły
mu te marzenia. Nie wolno zapeszyć, powiedział sobie
stanowczo i westchnął, rozstając się z widokami bliskiej
przyszłości.
No dobrze, ale co zrobić z tą głupią gęsią? powrócił do
rzeczywistości z dużą przykrością. To wstyd, żeby pokazywać
się z nią w jakimś kulturalnym towarzystwie. Żona świadczy
o mężu skonkludował zadowolony z głębi tej myśli.
Ostatecznie to nie były jej pieniądze, tylko jej ojca. Nie było
żadnej jej osobistej zasługi, nie tyle zgodziła się na
małżeństwo, ale po prostu tak jej kazano. Żeby chociaż była
ładna. Odwrócił głowę i zerknął na nią z ukosa. Nie jest
właściwie taka brzydka, przyznał, ale to nie ta klasa, nie ta
klasa, na jaką on, Janusz Skirgiełło, bez wątpienia zasługuje.
Trzeba jak najszybciej wziąć z nią rozwód.
Nie będzie problemu ze znalezieniem odpowiedniej żony.
Teresa? Nie, ta latawica nie nadaje się na żonę. Zresztą już
mu się znudziła. Dobre było, ale się skończyło. Poszukał jej
mimowolnie wzrokiem. O Jezusku, ona jest już prawie
ululana. Jemu też niewiele brakowało, ale jakoś się trzymał.
Skupił się na niektórych detalach jej ciała i uświadomił sobie
z pewnym zdziwieniem, że jednak mu się znudziła.
Faktycznie, tak zbudowanej dziewczyny dotąd nie miał.
Tylko ta jej twarz jakaś taka nie bardzo.
Przeniósł wzrok na Joannę. To była kobieta, z którą
ożeniłby się nawet w tej chwili. Gdyby ona rzekła tylko słowo
i zechciała w końcu go zauważyć. Może niedługo, kiedy
wszyscy przekonają się, kim on naprawdę jest, zwróci
wreszcie na niego uwagę. Sławek ma z nią sporo kłopotów.
No właśnie, być może rzuci go w końcu, tak jak tego dziwaka
Juliusza. Co to za imię Juliusz. Nic dziwnego, że go rzuciła.
Jest prawie cztery lata starsza, ale to nie może być
przeszkodą. Z nią wszędzie można się pokazać. To nic, że jest
taka tajemnicza, gdyby tylko zechciała...
— Dobre to cygaro?
Albo mu się wydawało, albo rzeczywiście w głosie swojej
żony usłyszał nutę złośliwości. Co ją to, do cholery, może
obchodzić. Sama nie pali, więc po co pyta?
— Jasne, znakomite.
— Naprawdę?
— Przecież ci mówię, że dobre.
— To dlaczego za każdym razem się krzywisz, kiedy się
zaciągasz?
Janusz Skirgiełło za chwilę dostanie ataku szału. Nikt
chyba tego nie słyszał.
— Krzywię się? Zdaje ci się, za dużo wypiłaś.
— Tylko jeden kieliszek wypiłam.
— Nieważne, czy jeden, czy dziesięć. Rzadko pijesz i jeden
kieliszek mógł ci zaszkodzić. To normalne, możesz mi
wierzyć.
— Chętnie napiję się jeszcze. Możesz mi nalać.
Co go podkusiło, żeby tu usiąść. O, zwolnił się fotel.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin