Władysław Orkan
FRANEK RAKOCZY
Epilog w trzech aktach
OSOBY:
HANKA CICHAŃSKA
ZOŚKA, siostra Franka
MAGDA, służąca
CYREK DROZD
STUDENT
UPADŁY
JANTEK DIABEŁ,
poszukiwacz skarbów
DZIADEK RZECZYWISTY
GRÓBARZ KOŚCIELNY
TEOFILEK, posługacz
DIABEŁ PLEBAŃSKI
DIABEŁ WSIOWY
KOMORNICY
KOMORNIK I
KOMORNIK II
KOMORNIK III
KOMORNIK IV
KOMORNIK V
I Z LUDU
II Z LUDU
III Z LUDU
IV Z LUDU
I Z DZIEWCZĄT
II Z DZIEWCZĄT
III Z DZIEWCZĄT
IV Z DZIEWCZĄT
STARZEC I
STARZEC II
JEDEN Z MŁODYCH
LUD
Rzecz dzieje się w przytułku wiejskim
AKT PIERWSZY
Scena I
W przytułku wiejskim — izba duża, prosta — sprzętów mało. Jaskrawa Magda kręci się koło nalepy, myje miski, ustawia garnki na półce. Szary Drózd wiąże nici, coś majstruje — zwyczajem gawędziarzy nie spieszy się, chwilami zapomina o robocie; opowiadając zaś mówi jakoby sobie samemu. Zielony Cyrek trzyma płaszcz na kolanach, naprawia niby, więcej patrząc w zamyśleniu w okno. Siwy Dziadek, na niskim stołeczku, przesuwa różaniec, niby na nic nie uważając. Lato i popołudnie.
DRÓZD
...Zawinąłech rękaw — sięgam po niego — a ten mi myk spod skały! Czekajże, myślę sobie, ja cię
tu dostanę... Porozglądałech sie, czy strażnik nie idzie, zeszedłech niżej, zastawilech wodę i przyszedł mi pokorniuteńko do garści.
DZIADEK
Przyszedł he he he przyszedł?
(śmieje się drobno i cicho)
A jakże. Musiał przyjść, bo sie go sposobem zaszło. Sposobem wszystko sie zrobi, ino trza delikatnie, pomału, z uwagą. Bo jakbyś tak od razu: hurrburr!
to na nic. Główna rzecz: nie strachać. Niech sie nic nie boi.
CYREK
Słusznie. Jak sie go ma zjeść, to niech sie nie boi.
DRÓZD (pokrząkując)
Wy zawsze... niby... swoje...
Nie zawsze. Był czas... litowałech sie nad stworzeniem — litością nic nie wskórałech i... cóż człowieka przekona, kiedy on ma sposób, jak powiadacie, a przez to i prawo, no, więc...
Prawo nie! Prawo zakazuje!
Hm, mówicie o prawie pisanym?...
Czy ja wiem, jakie... Nadchodzi mię raz ale to już dość dawno i powiada: „Nie wolno chytać. Prawo zakazuje". I pokazuje blachę z mosiądzu, co ją miał na piersiach...
Blachę z mosiądzu?... Ohfiaruję Ci też...
Cóż wam ta prawo, kie wy macie sposób. Jedno zastąpi drugie. A sumienie...
Wy zawsze... swoje. Pstrąg a sumienie. Cóż to ma za spólność jedno z drugim?
Właśnie ni ma — i o to chodzi. Ale zresztą... Niech Bóg daje zdrowie ludziom i wszystkiemu inszemu stworzeniu, aby sie dla nich wypasło.
Bo wy może myślicie, że ja tak z łakomości... Nie. To, wiecie, wezwyczajenie. Bez długie lata tym sie żyło... I ja je, wiecie, tak pokochał...
Że aż z tej miełości je zjadacie?
Wy zawsze... niby...
No, nic dziwnego. Nie martwcie się. Trzeba mieć humor. Ludzie mordują z humorem i nie martwią sie po próżnicy. Cóż wy — wyście nie mieli nic inszego...
Mnie, wiecie, głównie o tę ślebodność... Bo to człek rzeką w górę — na dół — gdzie mu sie
zabaży...
Toteż czuję, że i wam tu niewola...
DRÓZD (ku niemu)
Ho! moiściewy!...
MAGDA (posprzątawszy koło nalepy)
Czyście wy, dziadku, już z pocztąm obeszli?
Hę? Był był!
MAGDA
Cóż tam na plebanii?
Jejmość zła! Kuniruje...
Żeby tak rzeką iść w górę — do roztok... Tam to musi być pstrągów! Tu dziwaśkany sie zawadzi. Wtedy ino, jak padnie jakie nieszczęście — powódź, naremnica — to woda znosi. Ale cóż — nieżywe...
I nas tak woda zniesła...
Hej. Takusieńko. Trzy roki — a widzi sie, że to co najmniej ćwiartka wieku. I choć może sie zdajać nie najgorzej, niby...
Jak pstrągom na brzegu...
MAGDA (do Cyrka)
Czy wyście już dziś zamietli kościół?
Nie, dziewczyno.
To by już był czas...
I ja tak myślę, żeby już był czas. Nie tak na zamiatanie kościoła bo na to już za późno ino że ptaszkom trza jeść zanieść. Ony tam biedne. W kościele i ptak zdechnąć może. A mają jeszcze i młode... gniazdko za świętym Franciszkiem.
To wy tam ptaszki chowacie?
Cóż wygnali nas z lasu, to my sie do kościoła schronili...
Pono pojutrze ma być pogrzyb. Dziś Diabeł dzwonił.
(do Drozda)
Na was chyba kolej brać grób...
CYREK (do Drozda)
Co by kościół bez nas począł? Ten dzwoni — ja zamiatam... Jak nas to bieda wiedziała, gdzie zagnać...
A gdzież ten biskup niedoszły się włóczy? Już czas krowy iść doić. Jejmość kazała, coby przy podoju stawał. Jak krowa kopnie i mleko ozleje, to znowu bedzie na mnie, żech upiła.
Pytasz sie o studenta? Błądzi... No, cóż — stracił nieborak drogę — chciałby do nieba, a zawsze do karczmy trafia.
Jeszcze tego chłopca wciąga. Jak sie jegomość dowie, to ich obu wyżenie.
Mojaś ty rade by dusze, by je wygnali na ten przykład... z czyścca.
A coż tu czyściec?
No, piekła jeszcze nie ma... bo jest nadzieja...
Rakoczy... Toście chcieli powiedzieć?
CYREK (patrzy w zdziwieniu na Drozda, jakby ten tajemnicę jego przejrzał)
A wy skąd...
DRÓZD (śmieje się cicho)
Tak, tak... On tam musi o nas myśleć! On tam musi coś gotować! Każdemu, co który pragnie...
CYREK (wzruszony)
To ja was... przebaczcie... Trzy lata my tu już razem, a...
Jedno sie nam śni...
(śmieje się cicho)
Sypiamy razem, moiściewy — na jednej słomie.
MAGDA (bierze skopiec. Do Dziadka)
Jak wróci, to mu powiedzcie, coby przyszedł do stajni.
Hę? Stajni? Powiem, powiem.
O! idzie!
Scena II
Wchodzi Student za nim posługacz
STUDENT (we drzwiach do posługacza, nauczając)
Ramzes i Radamantes...
MAGDA (podbija mu skopcem dłoń uroczyście podniesioną).
Józefino! daj spokój. Ucznia prowadzę.
Oj, ty go zaprowadzisz!
Chodź, Mikołajku.
TEOFILEK
Mnie Teofil wołają.
Wszystko jedno. Chodź, Bogumiłku.
I ten niepewnie idzie... w biały dzień — to wstyd.
Eleonoro — daj spokój. Usiądź.
Trza iść doić!
Jeszcze nie wieczór. Zresztą wszystko powinno mieć czas, bo... świat się obraca, więc... ergo i tak jest ruch.
(do posługacza)
Chodź, Mikołajku pochwal się, co już umiesz. Za dwanaście lekcji będziesz mądry jak sam ksiądz proboszcz.
Co to „lekcji"?
Znaczy: porcje wiedzy scientiae! Konsumuj niech ci wyjdzie na zdrowie, na pożytek ciała i duszy. Tylko pamiętaj, jak umowa stanęła! Trzy miareczki gorzkiej za godzinę... Nie mówię miarki, bo ja jestem człowiek skromny i...
(do Magdy)
Czego ty, Kleopatro, stoisz?
Zaraz. Czekaj. Tego nikt nie mówił. „Trza iść doić". Żaden filozof. Ja jestem człowiek uczony...
Dalekoś z tą nauką zaszedł!
Zresztą nie mam czasu — widzisz, mam lekcję,
No, Mikołajku — Ramzes i Radamantes...
Byli zdrajcy. Kiedy mnie nie o to...
Tak... byli zdrajcy... Patrzyli we dnie ślepym okiem sowy...
(patrzy dokoła, jakby naśladując, po czym podąża ku wyrkowi)
Cudaki wieczne... No — ja idę. Cobyś zaś przyszedł! Bo jak cię jejmość nie zobaczy i powie księdzu...
...
K_May_W48