10. Volterra.doc

(50 KB) Pobierz
10

10. Volterra

 

W końcu zobaczyłam twarz postaci, która co noc nawiedzała mnie w moich snach. Był to wysoki, umięśniony i niezwykle przystojny mężczyzna. Wampir.

Jego oczy były krwistoczerwone, co zmroziło mi krew w żyłach.

Serce podskoczyło mi do gardła. A jednak kazano mnie zabić. Czy nic nie stało się Cullenom?

Wampir w przeciągu pięciu sekund doskoczył to Paula. Mój przyjaciel niestety nie zdążył się zmienić w wilka i przez bardzo mocne uderzenie został powalony, wręcz ciśnięty w najbliższe drzewo.

Krzyknęłam przerażona. W locie było słychać jak trzaskają Paulowi kości. Spojrzałam na niego. Leżał pod drzewem i nie dawał znaków życia. Stałam teraz oko w oko z moim przeciwnikiem. Ten jednak cały czas wpatrywał się w mojego przyjaciela. W końcu oderwał od niego wzrok, a ja odzyskałam czucie w nogach.

-Paul – powiedziałam i już chciałam pobiec do niego, kiedy poczułam lodowaty uścisk na moim ramieniu –puść mnie.

-Nie ma mowy – przemówił nieznany mi z imienia wampir – idziesz ze mną.

Nie było to stwierdzenie, był to wręcz rozkaz. Moje ciało przeszły dreszcze. Zaczynał docierać do mnie sens wypowiadanych słów. Wampir powiedział „idziesz ze mną”, więc nie chciał mnie zabić. Tylko gdzie mnie chciał zabrać? Może to ktoś dobry? Jak może to być ktoś dobry skoro zaatakował Paula? Skarciłam się w duchu.

-Kim ty w ogóle jesteś, że mi rozkazujesz? Chcę zobaczyć co z moim przyjacielem! – powiedziałam stanowczo.

-Jestem Demetri, jestem w straży przybocznej Volturi, a teraz idziesz ze mną. Nie obchodzi mnie twój przyjaciel. Nie mam czasu.

Obejrzałam się za siebie. Paul leżał nieprzytomny od uderzenia Demetriego. Bałam się, czy jego życie nie jest teraz zagrożone? To moja wina. Gdybym nie chodziła taka podenerwowana, to by nadal był w swojej wilczej postaci i nic by mu się nie stało. Szarpnęłam się, chcąc uwolnić się z uścisku wampira. Na próżno. Ostatni raz spojrzałam na Paula, bo Demetri uderzył mnie pięścią w brzuchu. Przed moimi oczami pojawiło się tysiąc białych mroczków, następnie zalazła mnie fala ciemności i straciłam przytomność.

 

Otworzyłam oczy i zobaczyłam promienie słoneczne, które padały mi na twarz. Spojrzałam na bok. Nie poznałam tego miejsca. Było słoneczne i malownicze. Wszędzie widniały katedry i wieże zamkowe. Gdzie ja się znajdowałam?

-Obudziła się – usłyszałam gruby męski głos.

Poczułam jak ktoś postawił mnie na ziemię i pchnął do przodu. Bez żadnych protestów szłam. Zobaczyłam przed sobą troje wampirów. Jednego z nich, Ara rozpoznałam z obrazu wiszącego w domu Cullenów, obok niego szła blond włosa dziewczynka. Zapewne to był Jane. Innej dziewczyny nie widziałam. Obok mnie szedł bardzo wysoki, ponad dwumetrowy mężczyzna, o bardzo rozbudowanej muskulaturze. To pewnie był Felix. A za mną szedł Demetri.

Z tego wszystkiego wynikało, że zostałam jeńcem. Ale przynajmniej żyłam. Jeszcze.

-Gdzie ja jestem? – wyjąkałam.

-Witaj w Volterrze – zwrócił się do mnie Aro.

Stanęliśmy przed jednym z zamków. Jane otworzyła drzwi i wszyscy weszliśmy do środka.

Serce biło mi jak oszalałe i byłam bliska płaczu. Chciałam wiedzieć co się dzieje ze sforą, zwłaszcza z Paulem, oraz z moją rodziną. Przypomniałam sobie lecące ciało mojego przyjaciela oraz dźwięk łamanych kości. Przeszły mnie ciarki.

Szliśmy w milczeniu przez jakieś pięć minut, aż w końcu Jane otworzyła przed nami kolejne drzwi, prowadzące do ogromnej komnaty, która mogła służyć jako sala balowa.

W komnacie znajdowało się dwóch wampirów siedzących na tronach, jeden który stał obok nich, i jeszcze kilku, którzy obstawiali wejścia. Aro usiadł na trzecim, środkowym tronie. Domyśliłam się, że to wielka trójca.

-Aro czyżbyś przyprowadził nam przekąskę? – zapytał blond wampir siedzące na lewo od Ara.

Ja stałam na środku ogromnej komnaty, a po moich bokach stali, a raczej pilnowali mnie Felix i Demetri. Pilnowali. Jakbym w ogóle planowała uciec. Przecież nie miałam z nim żadnych szans. Jestem tylko człowiekiem.

Wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie. Zapewne dlatego, że czuli zapach mojej krwi.

-Nie mój drogi Kajuszu. Przyprowadziłem jeńca.

-Jeńca? – zdziwił się Kajusz.

-Owszem. Otóż nasza droga Alice miała w przeszłości córka, a jej córka urodziła córkę. Przed tobą Kajuszu stoi wnuczka naszej drogiej Alice, Scarlett. Dziewczyna zamieszkała z Cullenami, ale oni jej jak widzicie nie zmienili.

-Co z nimi zrobiłeś Aro? – zapytał wampir siedzący po prawej stronie od władcy.

-Dałem im szanse Marku. Przecież Scarlett jest rodziną dla nich, bynajmniej dla Alice. Kazałem im zmienić ją w wampira. Ale postanowiłem z niej zrobić jeńca. Jestem ciekaw kiedy Cullenowie się spostrzegą, że Scarlett jest naszym więźniem. Tymczasem mam plan – zaśmiał się szyderczo Aro.

Bez słowa przysłuchiwałam się tego dialogu. Odetchnęłam z ulgą, mojej rodzinie nic nie grozi, a ja jak na razie miałam być tylko jeńcem, a nie deserem. Ciekawił mnie także plan Ara. Co takiego zamierza zrobić Cullenom? Prawdopodobnie wystawić mnie jako przynętę.

-Dlaczego to robicie? – zapytałam cicho.

-Milcz! – krzyknął do mnie Kajusz.

W mgnieniu oka pojawił się przede mną i z ogromną siłą uderzył mnie w twarz. Przewróciłam się i z bólu nie mogłam wstać. Z mojego nosa i ust kapała krew. Nos mi się chyba złamał, bo poczułam trzask. Mimowolnie z moich oczu poleciały łzy, które zmieszały się z moją krwią, która zdołała pobrudzić mi bluzkę i podłogę.

Z przerażeniem popatrzyłam na krew. Przecież znajdowałam się wśród wampirów, które żywiły się ludzką krwią! Jednak ku mojemu zdziwieniu nikt sir na mnie nie rzucił. Natomiast krew nadal leciała mi z nosa.

Usłyszałam jak Aro upomina Kaujsza, za to jak mnie potraktował i żeby już nigdy tak nie robił, skoro chcieli sprowokować Cullenów.

Nos piekielnie mnie bolał tak jak i cała twarz. Co za siłę wampiry posiadały.

Ktoś pomógł mi wstać, w sumie mnie podniósł. Stałam wciąż trzymając się za nos.

Na twarzy Kaujsza i Jane malowały się uśmiechy. A druga stała obok chłopaka, który był do niej uderzająco podobny. To pewnie był jej brat bliźniak Alec, jak mi wspomniała kiedyś Alice.

Zauważyłam, że wszystkie wampiry znajdujące się w tej sali, wstrzymują oddech. Ktoś zaczął ścierać moją krew z podłogi, ale ból był tak silny, że nie chciałam się schylać, żeby zobaczyć kto to robił.

Co ja zrobiłam w życiu złego, że spotyka mnie coś tak okrutnego. Pojawiłaś się w życiu ośmiu wampirów – odpowiedziałam sama sobie.

-Demetri – usłyszałam glos Ara – zaprowadź Scarlett do naszych lochów.

-Tak jest panie – odpowiedział Demetri.

Wziął mnie za rękę i poprowadził. Nie miał z tym żadnego problemu, ponieważ po wydarzeniach sprzed dwóch minut byłam jak marionetka podatna na wszystkie ruchy, jakimi mnie sterowano.

Weszliśmy do lochów. Było w nich strasznie ciemno i mokro. Ale przede wszystkim było strasznie.

Demetri wyciągnął z kieszeni klucze i stanęliśmy przed jednym z lochów. Otworzył kraty i wprowadził mnie do środka. W pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno, bardzo stare łóżko. Wampir posadził mnie na nim i bez żadnego słowa wyszedł z lochu i zamknął go za sobą.

Ból powoli mijał, chociaż krew nadal mi leciała. Było tu ciemno i zimno. Objęłam się ramionami i skuliłam. Czułam się okropnie. Kochałam Alice, a sprowadziłam na nią kłopoty. I na mojego kochanego przyjaciela. Na wspomnienie Paula poleciały mi łzy. To przeze mnie to wszystko przeze mnie. Widok jego ciała, nadal wyświetlał mi się przed oczami. Dlaczego pozwoliłam mu się zmienić w człowieka. Czy naprawdę potrzebowałam tego głupiego pocieszenia?

Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Serce zaczęło mi szybciej bić z przerażenia. Był to Demetri i niósł coś w ręce. Otworzył loch i wszedł do niego. Bez żadnego słowa podszedł do mnie i przyłożył mi to coś do twarzy. Okazało się, że była to zwilżona szmatka. Wampir ku mojemu zaskoczeniu, delikatnie zmywał mi krew z twarzy. Zdziwiło mnie jego zachowanie. W końcu to był jeden z Volturich. Mimo, że byłam przestraszona, odważyłam się odezwać.

-Dlaczego to robisz?

-Co?

-Doprowadzasz moją twarz do porządku – odpowiedziałam.

Demetri wzruszył tylko ramionami. Po tym co robił, było mi lepiej fizycznie jak i psychicznie. Twarz jeszcze trochę mnie bolała, ale był to znośny ból. Spojrzałam na ściereczkę – cała była w mojej krwi. Na szczęście z nosa już mi nie leciała.

Zaburczało mi w brzuchu, na co wampir delikatnie się uśmiechnął. On przynajmniej nie miał takich problemów. Nie dziwota, że byłam głodna w końcu na śniadanie zjadłam tylko kilka naleśników, a teraz na pewno już jest późno.

-Która godzina? – ponownie się odezwałam.

-Koło siódmej popołudniu – odpowiedział obojętnym tonem.

Super. Nie jadłam już od ładnych ośmiu godzin. I byłam pewna, że nic do jedzenia nie dostanę. Umrę tu z głodu. Popatrzyłam na swoje ręce. Skąd u licha wzięły się te wszystkie zadrapania na nich? Jeszcze rano ich nie miałam. Prawdopodobnie po tym jak straciłam przytomność to się pojawiły.

-Jesteś tropicielem? – zapytałam.

Demetri spojrzał na mnie z dziwnym wzrokiem. Jego czerwone tęczówki mnie trochę krępowały, więc spuściłam wzrok.

-Tak – odpowiedział.

-I o co w tym dokładnie chodzi?

Wolałam przeprowadzić jakąś konwersację, niż tak siedzieć w milczeniu. Głównym powodem tego jednak było to, że nie chciałam zostać w tym lochu sama. Nie lubiłam ciemności, a siedzenie w lochu, gdzie grasowało pełno wampirów jakoś mnie odstraszało.

-Wystarczy, że przez sekundę poczuję czyjąś woń, od razu chwytam trop i idę po nim do celu – odpowiedział – twojej niestety nie czuję. Jesteś odporna na mój dar.

-Tak samo jak na dar Edwarda i Alice – odpowiedziałam.

-I prawdopodobnie na wszystkich innych wampirów - Demetri bez słowa wstał i stanął nade mną – może trochę zaboleć.

Nie zważając na moje przerażenie złapał mój nos i przekręcił w prawą stronę. Krzyknęłam z bólu i złapałam się za nos. Krew na szczęście mi już nie poleciała. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że wampir mi go nastawił po złamaniu.

-Dziękuję – powiedziałam przez łzy.

Demetri bez słowa wyszedł z lochu i go zamknął. Przez chwilę ból rwał mi nos, ale stopniowo przechodził. Zostałam sama, ze swoim bólem i głodem. Położyłam się na obskurnym łóżku i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam.

 

Tymczasem w domu Cullenów.

Alice nerwowo przechodziła z jednego końca pokoju na drugi koniec. Edward siedział na kanapie z Renesmee na kolanach, a obok niego siedziała jego żona Bella. Carlisle opierał się o ścianę, a Esme patrzyła na wszystkich ze współczuciem w oczach. Emmett obejmował Rosalie, a Jasper próbował rozluźnić emocje Alice. Na próżno.

Do wielkiego salonu należące do rodziny wpadło trzech wilkołaków, Jacob, Jared i Sam. Wszyscy spojrzeli na nich, a Alice zatrzymała się na środku pokoju.

-Co się stało – zapytała szybko patrząc na sojuszników.

-Paul jest ranny, ciężko ranny, a Scarlett zniknęła.

-Porwali ją! Wiedziałam, że ją porwali, a my im daliśmy uciec! Wyruszamy do Volterry natychmiast!

-Alice to jest nieodpowiedzialne – odezwał się Edward.

-Nieodpowiedzialne?! No tak bo chodzi to o Scarlett, której nie lubisz. Gdyby chodziło o Bellusię to na pewno byś już był we Włoszech! – krzyczała Alice.

-Skarbie Edward wcale nie miał tego na myśli – próbowała załagodzić sytuację Esme – Jacob co jest z Paulem?

-Nie wiemy czemu, ale nie był pod postacią wilka kiedy ten wampir go zaatakował. Ma złamane żebra, obie ręce i nogę. Do tego zmiażdżoną miednicę. Ale wszystko szybko mu się zaczyna goić. Dopiero dwie godziny temu odzyskał przytomność.

-Pojadę zobaczyć co z nim jest – powiedział Carlisle i zniknął na górze.

-Posłuchaj Alice – odezwał się spokojnie Edward – Carlisle kazał mi przekazać, że nie możemy tak od razu wyruszyć do Włoch, bo to niebezpieczne. Musimy zebrać posiłki. Jak na razie to mamy jednego sojusznika mniej. Zaraz skontaktuję się z Tanyą, myślę że denalczycy będą chcieli pomścić śmierć Iriny.

-Nie zapominajmy o Stefanie i Vladimirze – wtrąciła się Bella.

-Ale ona może umrzeć! – krzyknęła Alice.

Nikt nie odpowiedział. Przez salon przeszedł lekarz i razem z dwoma wilkołakami udali się do La Push. Jacob został przy Renesmee. W pokoju zapadła cisza. Nikt nie śmiał się odezwać widząc co przeżywa ich siostra. Dziewczyna chyba zrozumiała, że brat podsunął najlepsze rozwiązanie, jednak nie chciała dawać mu satysfakcji. Znowu zaczęła przemieszczać się po pokoju, myśląc nad innymi rozwiązaniami.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin