1- Rok Z Dziennika Kobiety Sukcesu.docx

(293 KB) Pobierz
DIANA APPLEYARD

 

 

PAMPERSY, KAMERA i ON

Rok 2 dziennika kobiety sukcesu

 

 

 

 

 

.


Styczeń

 

Poniedziałek, 5 stycznia

 

Jak to jest, że mężczyźni potrafią spędzać tyle czasu bezczynnie? Od świąt Bożego Narodzenia zwieńczonych obchodami Nowego Roku, po których nasz dom wyglądał jak po nalocie poltergeistów, kręciłam się jak fryga, starając się zaprowadzić odrobinę porządku i przywrócić pozory ładu w naszym życiu. Tym czasem Mike leżał plackiem na kanapie, wyczerpany zbyt długim świętowaniem i nieuniknioną obecnością dwojga dzieci poniżej lat siedmiu. Z jaką ulgą wymknął się dziś rano do pracy, chwytając swój telefon komórkowy i ścierając z ramienia prążkowanej marynarki ślad po ulanym przez Toma porannym mleku. Z jaką ulgą ja sama czekałam na przybycie anioła w postaci Claire. Przed jej przyjściem, głęboko zawstydzona stanem naszego mieszkania, spędziłam gorączkową godzinę na wkopywaniu zabawek pod łóżka i wciskaniu majtek i slipek do kosza na pranie. Nie musi od razu wiedzieć, że została zatrudniona przez fleję. Stanie się to jasne w odpowiednim czasie.

Anioł imieniem Claire jest typem dobrze ułożonej panienki, z aksamitną opaską na długich, zadbanych, ciemnych włosach. Widok tej dziewczyny, kiedy przyszła do mnie na rozmowę wstępną w zeszłym miesiącu, uzmysłowił mi boleśnie, że nieuchronnie wkroczyłam już w wiek średni. Wydała mi się taka młoda - właściwie była jeszcze dzieckiem. Siedziałam z dwójką wczepionych we mnie pociech i zadawałam jej bombastyczne pytania w rodzaju: „Co sądzisz o biciu dzieci?i „Co byś zrobiła, gdyby któreś się udławiło?głosem doskonale imitującym miłościwie nam panującą Królową. Odpowiadała ze spokojną pewnością siebie, zdumiewająco poprawną angielszczyzną (Dlaczego chce być nianią? Może jest upośledzona na umyśle?) i okazała się jedyną z szeregu przesłuchiwanych przeze mnie kandydatek, która wykazała cień inteligencji i nie wyglądała na psychopatyczną morderczynię. W połowie naszej małej pogawędki Tom zaczął się do niej przysuwać, a ona całkiem odruchowo przygarnęła go do siebie. Widać było, że umie zajmować się dziećmi. Usiadł jej na kolanach jak puchaty, zadowolony miś, głośno mrucząc. Zdrajca. Mam nadzieję, że nie zapomni mnie tak łatwo. Rebeka wykazała większą czujność, okrążając Claire jak podejrzliwy lis. Już od jakiegoś czasu chodzi po domu z cierpiętniczym wyrazem twarzy sześciolatki, która ma lada chwila wrócić do szkoły, a której matka jeszcze nie znalazła jej stroju baletowego. Na pewno gdzieś tu jest. Może w lodówce? Muszę się lepiej zorganizować przed nadejściem przyszłego tygodnia. Będę sporządzała listy. To powinno pomóc.

 

Czwartek, 8 stycznia

Zrobiłam dziś rano błyskawiczny przegląd swojej garderoby. Co właściwie mam włożyć na swój Wielki Powrót? Przez ostatnie pół roku chodziłam wyłącznie w powyciąganych legginsach i olbrzymich T-shirtach. Moje kostiumy do pracy wydały mi się podejrzanie małe. Czy naprawdę nosiłam kiedyś taki rozmiar? Zaatakowałam jedną ze spódnic, biorąc ją przez zaskoczenie i wciskając przez biodra, ale zrewanżowała mi się, oplatając mnie w pasie żelazną obręczą. Przypominałam nie tyle cienką w talii osę, ile przepołowionego bąka. Będę musiała iść do pracy zgięta wpół i cały dzień nic nie jeść.

Tymczasem Claire, moja cudowna, idealna niania, bawiła się na dole z Rebeką i Tomem. A mówiąc dokładniej, malowali obrazki - to znaczy, Rebeka malowała, a Tom wsadzał pulchne łapki do pudełka z farbami i robił odciski. W zasadzie bardzo popieram twórczą zabawę z dziećmi, tyle że rzeczywistość nie zawsze spełnia nasze oczekiwania. W moim przypadku, wspólne malowanie nierzadko kończyło się tym, że dzieci chlipały w sypialniach na górze, a ja z przekleństwem na ustach miotałam się ze ścierką i wiadrem po kuchni, zastanawiając się, jakim cudem, do cholery, udało nam się wymazać farbą pudełko do chleba i to od środka. To samo dzieje się z pieczeniem. Bardzo lubię piec ciasteczka z moimi dziećmi, pod warunkiem, że Tom siedzi na swoim wysokim krzesełku gdzieś w zasięgu wzroku, a Rebeka stoi przy drzwiach. Natomiast Claire urządziła prawdziwą sesję malarską ze sztalugami i, co dziwniejsze, kuchnia była potem czysta. Gdyby udało się nakłonić Mikea, żeby uprawiał z nią seks (a nie sądzę, aby się bardzo opierał), to mogłabym się wyprowadzić z domu i nikt by tego nawet nie zauważył.

 

Piątek, 2 stycznia

 

Wczoraj wieczorem Mike wygłosił długą i żałosną skargę, płynącą prosto z serca, jeśli nie skądinąd, na fakt, że odkąd urodził się Tom, tak rzadko się kochamy. Ale jak mam się czuć sexy, kiedy moje piersi wyglądają jak wielkie, sinopożyłkowane sery gorgonzola, a mój brzuch marszczy się i łopocze na wietrze? Na zajęciach w szkole rodzenia, na które chodziłam z Tomem (już to znałam, już to przerabiałam - ha! Co możecie mi powiedzieć nowego na temat rodzenia? Przy pierwszym dziecku jest się tak spiętym, że spija się z ust instruktorki każdą najmniejszą informację, jakby była dalajlamą, podczas gdy przy drugim dziecku już się wie, jakie to wszystko jest okropne, więc im mniej się o tym myśli, tym lepiej) dano nam kwestionariusz z prośbą, żeby podać, jakie zagadnienia po urodzeniu dziecka interesują nas najbardziej. Ponad połowa tych szalonych kobiet napisała o seksie! No, ale cóż, większość z nich oczekiwała pierwszego dziecka. My, kobiety doświadczone, roześmiałyśmy się głucho, przysięgając sobie w duchu, że jeśli któryś z naszych mężów spróbuje się do nas zbliżyć choćby trzy miesiące po porodzie, zostanie przepędzony widłami.

Pamiętam, jak w pierwszych dniach po przyjściu na świat Rebeki, kiedy leżałam w łóżku półżywa i karmiłam ją piersią - co robiłam niemal bez chwili przerwy do czasu powrotu do pracy - odwiedziła nas położna, żeby sprawdzić, jak sobie dajemy radę. Rozmawiałyśmy o popękanych sutkach i kąpieli noworodków, a Mike siedział na brzegu łóżka, coraz bardziej czerwony na twarzy. W końcu wydusił to z siebie.

- A kiedy - spytał niby to niedbale - możemy... hm... zacząć się kochać?

Położna obrzuciła go współczującym spojrzeniem, a ja popatrzyłam na niego ze zgrozą i bezwiednie zacisnęłam kolana.

- Najwcześniej za sześć tygodni - powiedziała.

- Za sześć tygodni! - wybuchnął.

No i wczoraj wieczorem leżeliśmy obok siebie, wycieńczeni jak dwie wyrzucone z morza ryby, kiedy Mike zaczął głaskać czule moje plecy (co zawsze stanowi nieomylny wstęp do czegoś więcej). Instynktownie zesztywniałam, a on powiedział:

- Ale od ostatniego razu minęło już przeszło dwa tygodnie.

- Wiem, wiem - mruknęłam i odwróciłam się do niego, zagłębiając ręce w jego gęstych, jasnych włosach.

Nie o to chodzi, że Mike mnie nie pociąga - jak mógłby mnie nie pociągać ze swoją wysoką, smukłą sylwetką i niebieskimi oczami Franka Sinatry? - tylko w żaden sposób nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebym ja mogła pociągać jego, teraz po urodzeniu Toma. Jakie to prawdziwe, że kobiety muszą się dobrze czuć, żeby chcieć uprawiać seks, podczas gdy mężczyźni muszą uprawiać seks, żeby się dobrze czuć.

- Po prostu jestem wykończona i martwię się powrotem do pracy. Jak Rebeka sobie beze mnie poradzi?

- Dzieci to ostatnia rzecz, jaką mam w tej chwili w głowie - powiedział Mike, odsuwając się ode mnie z irytacją. - Chyba zapomniałaś, że ja też tu jestem.

Chciał przez to powiedzieć, że jego potrzeby są równie ważne jak potrzeby dwójki małych, absorbujących dzieci. Otworzył ostentacyjnie książkę i zaczął czytać, głośno przewracając kartki i wymownie wzdychając. (Czy nie zdaję sobie sprawy, że seks jest dla mężczyzny konieczny, aby uwolnić w jego organizmie jedyny hormon, który pozwala mu spokojnie i mocno zasnąć?) Ale problem polega na tym, że czuję się tak bardzo nieatrakcyjna i kiedy (z rzadka) się kochamy, siłą muszę się powstrzymywać, żeby nie zerkać w dół na moje obrzydliwie tłuste uda i nie szczypać ukradkiem gąbczastych zwałów mięsa na biodrach, zamiast skupić się na bardziej wysublimowanych sprawach. O ile można to tak nazwać.

 

Poniedziałek, 12 stycznia

 

Co za nowość! Dziś rano zawiozłam Rebekę do szkoły. W przeszłości zawsze próbowałam brać wolny dzień, żeby asystować jej pierwszego dnia przy powrocie do szkoły, ale zawsze wypadało coś nie cierpiącego zwłoki, co kazało mi uczestniczyć w porannym zebraniu. Zwykle moja obecność okazywała się całkiem zbędna i siedziałam, gotując się ze złości i patrząc przez okno w stronę domu, podczas gdy redaktor wydania rozwodził się z lubością nad przyznaniem nam dodatkowych dwóch minut programu. Ale dzisiaj podjechałam z Rebeką pod szkołę jak prawdziwa matka i osobiście dopilnowałam, żeby wzięła tornister i worek na gimnastykę. Chciałam wziąć ją za rękę i wprowadzić do budynku, ale syknęła:

- Puść, mamo! -1 nie pozwoliła się nawet pocałować na po żegnanie, niewdzięcznica.

Matka Petera Cressinghama, Caroline (nienaganny makijaż, nowy kostium, płaskie buty ze złotymi sprzączkami, mąż milioner) złapała mnie przy wyjściu.

- Jak się masz? - zaszczebiotała. - Nie wiedziałam, że jeszcze jesteś w domu. Urządzam w przyszłym tygodniu przedpołudniowe spotkanie przy kawie, może przyjdziesz?

Poczułam nagłą ulgę, że już wkrótce nie będę niepracującą matką.

- Niestety, wracam do pracy - powiedziałam, robiąc smutną minę.

- Biedactwo... Ale to musi być cudowne mieć taką interesującą pracę, nie to co my, kury domowe. - Było to powiedziane ze spokojną pewnością siebie kobiety, której jedynym zajęciem jest gra w tenisa i chodzenie po sklepach.

Jak ja nienawidzę tych doskonałych, profesjonalnych matek, których dzieci nigdy nie zapominają, co trzeba zabrać do szkoły! Tak naprawdę pomyślała sobie: Biedactwo, jej mąż nie potrafi zarobić na utrzymanie rodziny. Jedyna równość, w jaką wierzą takie kobiety, jak Caroline, to dostęp do grubego portfela męża bez konieczności oferowania nic w zamian prócz doskonale upieczonego ciasta. Zamiast robić coś pożytecznego, przelewają cały swój instynkt współzawodnictwa na nieszczęsne dzieci, w związku z czym spotkania towarzyskie, które z założenia powinny być miłą rozrywką, stają się okazją do bezwstydnego popisywania się nie tylko swoim idealnie utrzymanym domem, ale także rozlicznymi talentami swoich obrzydliwych pociech. Ta rywalizacja zaczyna się już od kołyski, walką na śmierć i życie o pierwszeństwo w raczkowaniu, użyciu nocnika, mówieniu.

- Josh wypowiedział w zeszłym tygodniu doskonale poprawne, pełne zdanie - obwieszcza triumfalnie taka profesjonalna matka, patrząc z rozanielonym uśmiechem na swojego rozkosznego rocznego bobasa.

- Naprawdę? - dziwi się jej towarzyszka, obrzucając niechętnym wzrokiem własne dziecko, które nie wydało jeszcze żadnego bardziej artykułowanego dźwięku niż puszczenie bąka.

- Tak bym chciała włączyć się do wyścigu szczurów, podobnie jak ty - mówi z lekkim, srebrzystym śmiechem Caroline.

- Więc może przestań być taka ograniczona, rusz tyłkiem i zrób coś bardziej inspirującego niż sprawunki!

Nie, oczywiście nie powiedziałam tego, choć moja przyjaciółka Jill - nauczycielka pracująca na pół etatu, która ma dwójkę dzieci w szkole państwowej i światłe, choć nieco zjadliwe, poglądy na życie - nie zawahałaby się tak zaripostować. Ja nie jestem taka odważna, poza tym przy kobietach w rodzaju Caroline wpadam w prawdziwą panikę. Jaki jest cel tych spotkań przy kawie? Co się na nich robi? Jakim cudem te kobiety mają czas na spędzanie całego przedpołudnia na piciu kawy? Pewno zaglądają sobie we wszystkie kąty i mówią rzeczy w rodzaju: O, widzę, że masz dwufunkcyjny piekarnik. Ja osobiście wolę czterofunkcyjny. Cały ten aspekt kobiecości całkowicie mnie ominął.

 

Środa, 14 stycznia

 

Claire i ja mamy dzielić się w tym tygodniu opieką nad Tomem, po odwiezieniu przeze mnie Rebeki do szkoły. Wolno mi wyjąć go z łóżka i ubrać, ale potem wkracza Claire i zabiera go, angażując w jakąś rozwijającą zabawę, która stanowi przeciwieństwo leżenia ze mną na kanapie i oglądania kreskówek. W założeniu miał to być harmonijny podział ról, który powinien dać mi odrobinę swobody, pozwolić na kupienie paru nowych ciuchów, odbycie kilku rozmów telefonicznych z kolegami z pracy i psychiczne przygotowanie się na Wielki Powrót.

W rzeczywistości przypomina to bardziej cichą walkę podjazdową. Ilekroć Claire zabiera się za prasowanie, wkradam się i porywam Toma. (Tak, nawet prasuje jak anioł i co więcej, wydaje się to lubić. Bardzo dziwne.) Kiedy Claire orientuje się, że Tom zniknął, zaczyna krążyć po domu jak nasz labrador, Turtle, w poszukiwaniu kości, i natychmiast odbiera mi małego ze słowami:

- Dajmy mamie trochę czasu dla siebie i chodźmy na mały spacer, dobrze, kochanie?

Ale ja nie chcę czasu dla siebie. Chcę być z Tomem. Już wkrótce będę spędzać bez niego większość dnia i teraz pragnę mieć go przy sobie jak najwięcej. Przygotowując dla niego obiad, w milczeniu zmagamy się obie przy kuchence, nad garnkami z fasolką i puree ziemniaczanym. Wiem, że powinnam zostawić to Claire, ale przychodzi mi to z dużym trudem. Już po paru dniach od jej przyjścia śpioszki Toma są puszyste i śnieżnobiałe, złożone w równy stosik w jego szufladzie. Tracę prawo własności do niego. Jeśli mam być całkiem szczera, jedna moja połowa z ulgą przyjmuje wyzwolenie z otępiającej nudy opieki nad półrocznym niemowlakiem, podczas gdy druga połowa po cichu krzyczy: Zostaw go! To moje dziecko! - zwłaszcza kiedy Claire czuli się do niego i nazywa go „swoim małym mężczyzną”. Muszę wtedy wychodzić z pokoju, bo boję się, że ją zabiję.

Wczoraj przygwoździła mnie w kuchni, kiedy zaglądałam do lodówki z cichą nadzieją, że znajdę w niej coś smacznego i nietuczącego. Wolne żarty.

- Przygotowałam plan zajęć, żeby pani dokładnie wiedziała, co będziemy robić, kiedy pani jest w pracy - oświadczyła rezolutnie.

- Hmm... To świetnie - powiedziałam z ustami pełnymi musu czekoladowego (bardzo tuczący, ale pyszny). Zerknęłam na kartkę, którą starannie podzieliła kolorowymi pisakami na poszczególne dni tygodnia. Poniedziałek wyglądał następująco:

8.30  9.00 Rebeka idzie do szkoły (worek gimnastyczny, magnetofon, tornister).

9.15 10.00 Zabawa 2 Tomem (klocki, rysunki, bajki).

10.00-11.00 Spacer z psami.

11.00 12.00 Tom śpi. Sprzątanie, prasowanie.

12.30 Lunch.

13.00-14.00 Plac zabaw.

14.00 15.00 Tom śpi. Przygotowanie podwieczorku.

15.30 Rebeka wraca ze szkoły.

10.00 17.00 Rebeka odrabia lekcje, Tom się bawi.

17.00 Podwieczorek.

l 7.301 8.30 Zabawa edukacyjna, kąpiel.

Tom i ja popatrzyliśmy na siebie w niemym zdumieniu. Gdy by mnie się udało zrobić choćby jedną z tych rzeczy o określonej godzinie, uznałabym to za cud. Naszą rodzinę nareszcie czeka organizacja, przez duże O. Ledwie się powstrzymałam, żeby nie poprosić Claire o sporządzenie podobnej listy dla psów.

Jedyna pociecha, że przynajmniej Rebeka nie powitała jej z szeroko otwartymi ramionami i nadal zachowuje pewien dystans, który Claire trudno jest przełamać. Co nie znaczy, że czerpię z tego jakąś osobistą satysfakcję, bo to świadczyło by tylko o mojej głupocie. Naturalnie, że chcę, aby moje dzieci ją kochały. Tylko nie bardziej ode mnie, błagam.

 

Niedziela, 18 stycznia

 

Bili i Sue przyszli do nas wczoraj na kolację i nie mogli się nadziwić, czemu już o jedenastej ziewam rozdzierająco. Im to dobrze - nie maj ą dzieci i jeżdżą na wakacje w takie miejsca jak Mauritius. Jak można mieć tyle pieniędzy, żeby wydać fortunę na same wakacje? Z powodu mojej niebotycznej rozrzutności podczas Świąt, jesteśmy obecnie zmuszeni żyć skromnie jak Amisze, a jak na ironię podczas weekendu wypatrzyłam tablicę „Na sprzedaż” przy posiadłości w sąsiedniej miejscowości, która już od wieków budziła moje skryte pożądanie. Jaki to byłby wyśniony dom dla nas! Może to marzenie ściętej głowy, ale z tyłu jest sad i strumień. Strumień! Moje dzieci żyłyby jak w bajce. Wstąpiłam do agencji nieruchomości i poprosiłam o szczegóły oferty, ale babsko za biurkiem rzuciło spojrzenie na moje powyciągane legginsy i zaplamiony mlekiem podkoszulek i udawało, że chwilowo zabrakło ulotek, dopóki nie wypatrzyłam ich za jej plecami. Leżały teraz w mojej torebce jak bomba z opóźnionym zapłonem i od czasu do czasu rzucałam na nie ukradkowe spojrzenia.

Po kolacji rozbawione towarzystwo szykowało się na dłuższe posiedzenie - zorientowałam się, co się święci, kiedy Mike z pijacką gorliwością zaczął szukać swoich starych płyt Fleetwood Mac i Deep Purple - ale udało mi się wymknąć, bo czułam, że za chwilę usnę z głową w serze cambozola. Prawdę mówiąc, poczułam ulgę, kiedy rozległ się płacz Toma i musiałam iść do niego na górę. Nakarmiłam go piersią - co zrobię z tym całym mlekiem w przyszłym tygodniu? - i siedzieliśmy oboje w błogiej ciszy w przyćmionym świetle jego sypialni. Zasnął mi na rękach, wtulając pulchne ciałko w mój żołądek, i z jakiegoś powodu zachciało mi się płakać. Pewnie przez dżin.

 

Poniedziałek, l 0 stycznia

 

Jeszcze tydzień. Claire rządzi się już jak szara gęś, a ja staram się, jak mogę, trzymać na uboczu. Ale kiedy tylko Tom zapłacze, natychmiast rzucam się, żeby wziąć go na ręce, i zderzamy się z Claire głowami. Wczoraj przy kolacji odważyłam się leciutko na nią poskarżyć Mike’owi który stwierdził, że jestem czarną niewdzięcznicą.

- Co masz jej do zarzucenia? Wydaje mi się całkiem w porządku. A w domu jeszcze nigdy nie było tak czysto.

Tylko nadludzkim wysiłkiem udało mi się nie pociągnąć go za krawat tak, żeby zarył głową w makaron.

- Nie mam jej nic do zarzucenia - powiedziałam lodowato. - W tym cały problem. Do czego ja jestem potrzebna, jeśli ktoś inny może po dwóch tygodniach bez trudu prowadzić mój dom i opiekować się moimi dziećmi i w dodatku robi to lepiej ode mnie?

Ta próba znalezienia zrozumienia ze strony Mikea spaliła na panewce.

- Rzeczywiście, Claire jest nieźle zorganizowana - oświadczył w odpowiedzi, kiwając zgodnie głową.

Claire nie tylko zrobiła z mojego dziecka Wzorowe Niemowlę, ale także uporządkowała bieliźniarkę. Z jednej strony jestem zachwycona, że moje poszewki, prześcieradła i ręczniki leżą teraz w równych stosikach, z drugiej jestem wściekła na ukrytą krytykę mojego bałaganiarstwa. Zapamiętać: Muszę być bardziej stanowcza i nauczyć się wydawać polecenia.

Dziś rano zadzwoniła Kate.

- Boże, nie mogę się już doczekać, kiedy wrócisz do pracy! Nick jest nie do wytrzymania i nawet nie mam się przed kim wy płakać.

Sam dźwięk jej głosu podniósł mnie na duchu i przywrócił mi poczucie przynależności do rodzaju ludzkiego. Jak to się dzieje, że dobrzy przyjaciele potrafią uzmysłowić człowiekowi, że życie da się jakoś wytrzymać i nie ma potrzeby natychmiast popełniać harakiri? Mam znajome, przed którymi muszę cały czas udawać, że wszystko jest cudownie - jak na przykład Harriet, którą poznałam w szpitalu, kiedy rodziłam Rebekę. Jej mąż, Martin, jest jakąś tam szychą w Londynie, mieszkają w ogromnej rezydencji w sąsiedniej miejscowości, i toczymy obie nieustanną, subtelną i skrytą, całkowicie dziecinną walkę o to, która z nas ma lepsze życie. (Mężczyźni nigdy tego nie robią, prawda?) Na szczęście, mam także takie przyjaciółki jak Jill i Kate, do których mogę zadzwonić i powiedzieć:

- Nienawidzę Mikea, mój dom to rudera, a moje dzieci nie zwracają na mnie uwagi. Chodźmy na wino.

Kiedy zadzwoniła Kate, siedziałam sama w sypialni, patrząc z obrzydzeniem na odciągacz do pokarmu. (Była dziesiąta rano, pora edukacyjnej zabawy w klocki, jak mi się wydaje.) Pomysł polegał na tym, że przez pierwszych parę tygodni będę zostawiać swoje mleko w lodówce, żeby Claire karmiła nim Toma z butelki.

- Musisz się streszczać - powiedziałam do Kate. - Zabierałam się właśnie do ściągania pokarmu.

Przez chwilę w słuchawce zapanowała pełna zgrozy cisza.

- Jesteś beznadziejna. Najwyższy czas, żebyś wróciła do prawdziwego świata. Aha, musisz wiedzieć, że Peter gwizdnął ci krzesło, a twoje biurko jest całe zawalone papierami. Zainstalowali nam nowy system komputerowy, który doprowadza wszystkich do szału, zrobili nam drakońskie cięcia w budżecie i kamerzyści grożą strajkiem. Może wpadnę i przyłączę się do ciebie w twoim królestwie zupek i kupek.

Akurat. W swoich szytych na miarę kostiumach i zamszowych platformach uciekłaby z krzykiem na sam widok papki jarzynowej. Jest kobietą przyspawaną do telefonu komórkowego i eleganckiej, skórzanej teczki.

Po tej rozmowie zaczęłam się poważnie zastanawiać, co tak naprawdę będzie oznaczać powrót do pracy. W tym momencie redakcja wydawała mi się obcą planetą. Czy przez cały czas, kiedy byłam w domu, oni wszyscy coś tam robili? Do tej chwili byli dla mnie jak zatrzymani w kadrze; zastygli przy biurkach, a co dzienny program informacyjny uległ w moich myślach zamrożeniu na czas, gdy miotałam się między pieluszkami a sterylizatorem. A tymczasem może nikt nawet nie zauważył mojej nieobecności? Na moje miejsce przyszła w zastępstwie zżerana ambicją, wyfiokowana blond piękność o przymilnym uśmiechu. Może polubili ją bardziej ode mnie? Może nie będę już umiała wykonywać swojej pracy? Oblał mnie zimny pot. A co, jeśli pierwszego dnia po powrocie nikt się nawet do mnie nie odezwie?

Od urodzenia Toma mam wrażenie, że mój umysł jest dziurawy jak sito - rejestrowane fakty zapadają gdzieś w otchłań i muszę przez wieki grzebać w pamięci, żeby je znaleźć. Nie pamiętam nawet imion moich dzieci, więc jakim cudem będę dość bystra, żeby brać udział we współzawodnictwie w redakcji? I, co ważniejsze, czy będzie mi się chciało? Dlaczego jest mi o tyle ciężej wrócić do pracy po drugim dziecku? Kiedy urodziła się Rebeka, miałam dwadzieścia siedem lat i moja kariera wydawała mi się najważniejsza na świecie. Rozpaczliwie potrzebowaliśmy pieniędzy na spłatę naszego pierwszego domu i rezygnacja z moich zarobków nie wchodziła w rachubę. Przyjście na świat Rebeki było dla mnie najcudowniejszym darem niebios i codziennie czułam się, jakby była Gwiazdka, ale niemal od początku marzyłam o powrocie do pracy. Praca była moim głównym zajęciem. Stanowiła o tym, kim jestem. I z pewnością to się nie zmieni.

 

Środa, 21 stycznia

Wczoraj wieczorem, po powrocie Mikea z pracy, w przystępie rozpaczy wezwałam go na pomoc przy ściąganiu pokarmu. Usiadł na brzegu łóżka, w swoim nienagannym garniturze ważniaka z telewizji, i przystawił mi lejek do piersi, podczas gdy ja ścisnęłam ją oboma rękami. Muszę przyznać, że mój mąż jest święty. Mleko, zamiast skapywać do butelki, wystrzeliło bokiem i trafiło go prosto w oko. Zaczęłam się śmiać jak szalona, a on odstawił butelkę z ciężkim westchnieniem.

- Jezu - poskarżył się. - Twoje piersi są groźne dla otoczenia. Należałoby je ubezwłasnowolnić.

- Zamknij się - powiedziałam. - 1 pompuj.

Zamknęliśmy dyskretnie drzwi do sypialni, co zawsze działa na Rebekę jak płachta na byka, wobec czego natychmiast zaczęła w nie walić ze słowami:

- Co wy tam robicie?

W końcu, po trwających wieki uporczywych zmaganiach, udało nam się uzyskać około pięciu centymetrów mleka.

- Tom wypije to w dwie sekundy - zauważył Mike. - Musimy przestawić go na mleko w proszku.

- W porządku - zgodziłam się. - Sam spróbuj.

I, niech Bóg ma go w swojej opiece, spędził z Tomem całą noc przed telewizorem, starając się wepchnąć mu smoczek do ust. Za każdym razem, kiedy udało mu się wetknąć go z jednej strony, Tom wypluwał go z drugiej. Zostawiłam ich przy tej czynności i poszłam spać. W środku nocy obudziłam się nagle, zdając sobie sprawę, że miejsce obok mnie jest puste. Zeszłam na palcach po schodach i znalazłam Mikea na kanapie pogrążonego w głębokim śnie. Tom spoczywał mu na piersi i obaj głośno chrapali. Mleko z pełnej butelki skapywało na dywan.

 

Piątek, 23 stycznia

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin