Nowak Ewa - Prawie czarodziejki 2.txt

(222 KB) Pobierz
\
"
с
U,
_l
O >

ГС

ca         o

/filia \ы
І   із JH
; *>aVo4
ЪШН
© by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2006
Logotyp Magazyn Czarodziejki W.I.T.C.H. © Disney
Redakcja: Joanna Kuzincow Korekta: Małgorzata Kąkiel, Anna Krasucka
Projekt okładki i stron tytułowych: Agnieszka Wrycz
Wydanie pierwsze, Warszawa 2006
Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o
ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa
tel. (0-22) 838 41 00
www.egmont.pl/ksiazki
ISBN: 83-237-2198-Х
Opracowanie typograficzne i łamanie: SEPIA, Warszawa
Druk: Opolgraf S.A.
&>\\ ^OoC
П02Ъ2Ы1     1
Jkl a talerzyku leżało pięć rogali. Każdy był zgrabny, «/W dobrze wypieczony i miał kuszącą brązową skórkę. Rogale leżały w całkowitym spokoju i czekały, aż ktoś po nie sięgnie. Jednak nie było to proste, bo wokół stołu stało sześć dziewczyn. Sześć par oczu wpatrywało się w talerz.
-  Częstujcie się! Na co czekacie? - odezwała się Mariola. - Przecież upiekłam je dla was.
Sięgnęła po talerz i podała go Klarze. Ta jednak schowała ręce za siebie.
-  Dlaczego nie przyniosłaś sześciu?
-  Zostało tylko pięć. Część mama zabrała do pracy, chciała poczęstować koleżanki.
Mariola kłamała. W domu było jeszcze dużo rogalików, ona jednak przyniosła tylko pięć, bo chciała coś sprawdzić. Coś bardzo ważnego.
-  Bierzcie, ja już jadłam! - dodała z udawaną bez- . troską.
-  Trzeba je podzielić - powiedziała Emila, najcichsza i najspokojniejsza z dziewczyn.
3
Mariola rozpromieniła się.
-  Tak uważacie?
-  Jasne, a co myślałaś?
Monika odgarnęła z twarzy burzę loków i pobiegła do kuchni po nóż. Po chwili każda trzymała w dłoniach trochę nierówny i nieco pokruszony kawałek pysznego rogala.
-  No, teraz opowiadajcie, jak było na zlocie - Mariola wygodnie usadowiła się na dywanie. - Jak tam Bartek? Bardzo cię męczył? - zwróciła się do Anki.
-  Wcale. Nie wiem, co się stało, ale nawet nie mówi mi„cześć".
-  To chyba dobrze. Mówiłaś, że masz go dość, że jest strasznie namolny.
-  Niby tak. Tyle że on się koleguje z Piotrkiem i teraz obaj się do mnie nie odzywają. Nic nie rozumiem.
-  Brakuje ci ich zainteresowania, co? - spytała Beata. Anka zrobiła się czerwona ze złości.
-  Wcale nie!
-  Ale mówcie, mówcie, umieram z ciekawości - niecierpliwiła się Mariola. - Jak to możliwe, że nie wygrałyście konkursu na najfajniejszy klub W.I.T.C.H.?
-  A jednak... - cicho powiedziała Emila.
-  Niestety, były lepsze od nas. Takich klubów jest w Polsce dużo, trudno się przebić. Ale za rok... znów spróbujemy.
-  Jasne! Nie poddamy się nigdy.
4

-  Miałyśmy kiepskie stroje. Inne dziewczyny przebrały się za fajne postacie: Nerissę, Fobosa... A pamiętacie tę przebraną za... no, już nie pamiętam kogo... to jej należała się nagroda.
-  Do następnego zlotu mamy równo rok - podsumowała Emila. - Pięćdziesiąt dwa tygodnie, trzysta sześćdziesiąt pięć dni, osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt godzin - dodała smutno.
Pozostałe dziewczyny spojrzały zdziwione. Skąd u przyjaciółki tak kiepski nastrój.
Klara, Emila, Monika, Anka i Beata kilka miesięcy temu założyły nieformalny klub wielbicielek WI.T.C.H. Taki z tajnymi spotkaniami, zebraniami, czarami (które, o dziwo, działały).
Dziewczyny miały swoją wielką księgę sobowtórów, w której zapisywały imiona znajomych podobnych do komiksowych postaci. Znalazły nawet bliźniaków łudząco podobnych do Caleba, którzy zostali wpisani do księgi jako ostatni.
Emila prowadziła katalog wszystkich drobiazgów dołączanych do gazety, a Monika zbierała zawsze po dwa numery. Z jednego wycinała obrazki, z których często sama coś tworzyła. Drugi, święty i nietknięty, leżał na wyższej półce regału.
Mariola, ich koleżanka ze szkoły, dołączyła do klubu jako ostatnia. Żadna z dziewczyn nawet słowem nie wspomniała o tym, że przecież w komiksie WI.T.C.H. było pięć
5
Czarodziejek, Mariola zaś była szósta. Nadal jednak nie wiedziały, jaką ma być postacią.
-  Co chcesz zapisać? - Monika przysunęła się do Marioli i z zainteresowaniem spojrzała na jej notesik z Czarodziejkami na okładce.
-  To, która z was jest którą bohaterką. Ciągle wszystko mi się myli. Czyli tak...
Mariola zaczęła kolejno wypisywać imiona.
•  Will-Klara
•  Irma - Emila
•  Taranee - Anka
•  Cornelia - Monika
•  Hay Lin - Beata
-  Macie jeszcze kogoś w klubie?
-  Nie - cicho odpowiedziała Emila, a Klara zdecydowała się podjąć drażliwy temat.
-  A ty? Jaką postać lubisz najbardziej?
W pokoju zapanowała dziwna cisza. Nie tylko samochody za oknem przestały jeździć, pies sąsiadów przestał ujadać, a bawiące się na podwórku dzieciaki umilkły. Nawet muchy zastygły w bezruchu. Na twarzy Moniki pojawiły się wypieki. Była pulchna i miała burzę włosów, które za nic nie miały ochoty współpracować ani z nią, ani z grzebieniem. Wiedziała, że zupełnie nie pasuje do roli Cornelii. Klara ukradkiem zacisnęła kciuki: żeby tylko Mariola nie chciała być Cornelia.
-  Chciałabym zostać Taranee. Ją lubię najbardziej. Dziewczyny jak na komendę spojrzały na Ankę (to ona
w klubie była Taranee). Ta jednak zachowała kamienną twarz. Schyliła się i, żeby nie mogły spojrzeć jej w oczy, zaczęła poprawiać skarpetki. Odkąd tylko pojawił się pomysł, by Mariola do nich dołączyła, Anka wiedziała, że też będzie chciała stać się Taranee. Nie miała pojęcia skąd, jednak była tego pewna. Kiedy wygrała w konkursie na imię dla chomika dwadzieścia pięć kilo karmy
7
i chciała podzielić się z Mariolą, ta odmówiła. Stwierdziła, że jej świnka morska Raphael nie potrzebuje takich smakołyków. Zaimponowała wszystkim, proponując, by karmę oddać do zoo. Wtedy już Anka wiedziała: nie dogadają się. Była wściekła, że to nie ona wpadła na pomysł z karmą. Teraz nie chciała pokazać, jak bardzo zabolała ją odpowiedź Marioli, nie zdołała jednak przybrać obojętnego wyrazu twarzy.
-  Macie problem - Monika sztucznie się roześmiała. Wsunęła obie dłonie w pasma włosów i z przyjemnością przeciągnęła po nich palcami.
Mariola nie chciała być Cornelią, choć pasowałaby na Czarodziejkę Ziemi. Miała długie jasne włosy i była wysoka. A jednak wolała być Taranee. Monika pomyślała, że ta Mariola jest bardzo fajna.
-  I co teraz zrobicie? - zapytała beztrosko.
-  Może wymyślimy jakiś konkurs albo coś innego... żeby zadecydować, która z nas będzie Taranee - zaczęła Mariola i zwróciła się do Anki.
-  Jak chcesz. Może być konkurs. Słuchajcie, ja już muszę iść. Zapomniałam o czymś bardzo ważnym... miałam być w domu, żeby... to cześć!
Odwróciła się i szybko wyszła.
„No i zaczęły się kłopoty" - pomyślała Emila, ale nic nie powiedziała. Przytuliła się do Kobalta (swojego psa) i zamknęła oczy. Miała o wiele poważniejszy problem, ale na razie nie chciała się nim dzielić z przyjaciółkami.
8
-  I co teraz zrobimy? Dwie Taranee? To przecież głupie, prawda? - zapytała Beata, gdy razem z Klarą wracały do domu. - Co ci jest? Martwisz się?
-  Tak, od powrotu ze zlotu coś jest z nami nie tak. Wciąż pojawiają się problemy. Chyba liczyłyśmy na zwycięstwo, a teraz jesteśmy rozczarowane. Szkoda, że niczego nie wygrałyśmy.
!\1
\\
/ \%
/    <ez~--~~,^'
(

X
- Oj, trudno. Jesteśmy zawiedzione, ale co z tego? Nie tylko my. Tam była masa podobnych dziewczyn. Przecież nie wszystkie wygrały. Trzeba żyć dalej. I tak mamy najfajniejszy klub na świecie. Nie przejmuj się! - Beata klepnęła Klarę po plecach - Pamiętaj, Will jest najdzielniejsza ze wszystkich.
Jednak nie było to takie proste. Łatwo było powiedzieć: „nie przejmuj się", ale Klarze zależało na klubie i na przyjaciółkach. Może nawet za bardzo jej zależało. Teraz jak nigdy potrzebowała ich wsparcia.
Gdy weszła do ciemnego pustego mieszkania, zebrało jej się na płacz.
„Za trzy dni tak będzie już zawsze" - pomyślała i rozpłakała się na dobre.
Udawała przed mamą i młodszym bratem Maćkiem, że cieszy się z ich wyjazdu. Maciuś miał pięć lat i cierpiał na autyzm. Aż do zeszłego miesiąca nie odzywał się do nikogo. Na kilka tygodni przed zlotem fanów W.I.TC.H. Klara odkryła, że Maciek potrafi przewidzieć przyszłość. Nie zdradza tego i nie wykorzystuje swojej wiedzy, ale wie, co się zdarzy. Przecież ona doskonale rozumie, że jeśli po tylu latach zaczął się odzywać, trzeba ten moment wykorzystać na dalszą terapię. Ale... wcale nie chce, żeby wprowadziła się do niej babcia, nie chce, żeby mama jechała z Maciusiem i żeby on był gdzieś daleko. Jednak nic nie może na to poradzić. Od zawsze uważano ją za rozsądną i zrównoważoną. Tak mówili
10
o niej wszyscy, sama Klara też tak o sobie myślała. Teraz jednak nie była ani spokojna, ani zrównoważona.
Jutro wprowadzi się tu babcia, zajmie pokój Maćka, pomoże się mamie spakować i aż do ich powrotu będzie się opiekowała Klarą. Babcia mieszka z siostrą mamy i jej rodziną w Kielcach. Dotąd znały się jedynie z rzadkich odwiedzin, a teraz będą razem dzień i noc. Może to nawet fajnie.
Babcie są zawsze takie kochane. Zwykle pozwalają na więcej niż«namy i zajmują się głównie rozpieszczaniem wnuków.
A jednak w duchu Klara czuła, że jedynie próbuje się pocieszyć. „Muszę myśleć pozytywnie - skarciła samą siebie i postanowiła wziąć się w garść. - Trzeba pomyśleć o klubie. Kto ma to zrobić, jeśli nie Will?".
Oczywiście wiedziała, że trzeba znaleźć miejsce dla Marioli, że powinna wymyślić coś fajnego, co je zbliży, zmotywuje, bo po zlocie, na którym nic nie wygrały, jakoś wszystkie straciły energię do spotkań. Trzeba wykazać się inicjatywą, tyle że ona nie czuła się na siłach myśleć teraz o klubie.
Klara podeszła do szafki i sięgnęła po pilota. Bez zainteresowania zaczęła skakać po kanałach. W telewizji nie było niczego ciekawego. W końcu na chybił-trafił wyciągnęła jeden numer „W.I.TC.H.". Trafiła na moment, gdy kropla astralna Will, zamiast rano pocałować mamę, całuje Matta. Patrząc na rysunki w komiksie,
11
nagle odniosła wrażenie, że rozpada się na kawałeczki, których już nigdy nie da się złożyć w całość.
-  Co się ze mną dzieje? - zapytała samą siebie. - Muszę być jak Will, a ja rozklejam się z byle powodu. Koniec z tym!
Wstała.
Zupełnie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin