1006. Blake Ally - Zamek w chmurach.pdf

(818 KB) Pobierz
156063571 UNPDF
156063571.049.png
Ally Blake
Zamek w chmurach
156063571.050.png 156063571.051.png 156063571.052.png 156063571.001.png 156063571.002.png 156063571.003.png 156063571.004.png 156063571.005.png 156063571.006.png 156063571.007.png 156063571.008.png 156063571.009.png 156063571.010.png 156063571.011.png 156063571.012.png 156063571.013.png 156063571.014.png 156063571.015.png 156063571.016.png 156063571.017.png 156063571.018.png 156063571.019.png 156063571.020.png 156063571.021.png 156063571.022.png 156063571.023.png 156063571.024.png 156063571.025.png 156063571.026.png 156063571.027.png 156063571.028.png 156063571.029.png 156063571.030.png 156063571.031.png 156063571.032.png 156063571.033.png 156063571.034.png 156063571.035.png 156063571.036.png 156063571.037.png 156063571.038.png 156063571.039.png 156063571.040.png 156063571.041.png 156063571.042.png 156063571.043.png 156063571.044.png 156063571.045.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Brooke bolała głowa, serce boleśnie tłukło się jej w piersi, wokół panowała
ciemność. Mieszanina dźwięków: dzwoniący w drugim pokoju telefon, kobiecy
śmiech i stłumiony pomruk telewizora upewniły ją, że jeszcze nie umarła. Chyba, że
jej prywatne piekło miałoby polegać na tym, że do końca świata musiałaby słuchać
kanałów sportowych.
Skoro jednak żyje, dobrze byłoby zrozumieć, gdzie się znajduje. Najwyraźniej
leży na podłodze, bo czuła łaskotanie włókien dywanu na nagich ramionach i
łydkach. Miała zamknięte oczy, odgadła jednak, że musi być środek dnia, bo przez
jej powieki przesączało się światło.
Gdyby otworzyła oczy, zorientowałaby się, gdzie jest, coś jej jednak mówiło,
że nie jest to dobry pomysł. A więc jeszcze chwilę poleży w błogiej
nieświadomości. Tym bardziej, że jest tu przyjemnie i cicho. Nikt nie goni jej na
trening, nie chce nowej zabawki ani nie próbuje zrobić jej zdjęcia z ukrycia. W
dodatku pachnie cytrusami.
W końcu powoli otworzyła oczy. Zobaczyła męską twarz o złotobrązowych
oczach, którą otaczały włosy w kolorze gorzkiej czekolady. Znała te zmysłowe usta.
Wiedziała, że gdy się uśmiechają, żadna kobieta nie umie się oprzeć ich
właścicielowi. Mężczyzna patrzył na nią z niepokojem.
- Danny? - zapytała słabo.
- Brooke! - Odetchnął z ulgą.
Z jego oczu troska znikła tak szybko, że mogła być tylko jej przywidzeniem.
Jego mina znów nie zdradzała niczego. No tak To właśnie cały Danny, pomyślała.
- Co ja robię na podłodze? - spytała, przytomniejąc. Mężczyzna delikatnie
dotknął jej czoła, potem nadgarstków. Miał chłodne, niespodziewanie czułe dłonie.
Zrób to jeszcze raz, westchnęła w myślach, przymykając znowu oczy. Jest jak
w niebie...
2
156063571.046.png
- Zemdlałaś - powiedział cicho.
Jego słowa z trudem dotarły do otępiałego mózgu Brooke. Zemdlała? Wzięła
głęboki oddech i znów poczuła przyjemną cytrusową woń. Wreszcie rozpoznała
zapach wody po goleniu Danny'ego.
- Nie żartuj - zaprotestowała. - Mdleją damy w opałach, fanki Beatlesów i
licealistki. Ponieważ nie jestem żadną z nich, z pewnością nie zemdlałam.
Gdy gwałtownie usiadła, by dowieść prawdy swoich słów, świat zawirował i
całym ciężarem osiadł jej na głowie. Jęknęła i uniosła dłoń, by zasłonić oczy.
Danny usiadł obok niej, podtrzymując ją delikatnie. Do garnituru
poprzyczepiają się mu włókienka dywanu, pomyślała półprzytomnie. Danny nosił
ubrania doskonałej jakości, eleganckie i zawsze czarne. Jednak teraz Brooke nie
była w stanie się odezwać. Zapach i ciepło Danny'ego otuliły ją jak ciepły koc.
Dlatego postanowiła milczeć i napawać się jego siłą.
- Hm. Albo zemdlałaś, albo nagle postanowiłaś sobie uciąć drzemkę na moim
dywanie - mruknął.
Jestem w jego biurze, pomyślała zaskoczona. Odsunęła dłoń od oczu i
ostrożnie się rozejrzała. Na ścianie, za masywnym dębowym biurkiem, wisiały
zdjęcia znanych sportowców z ich autografami. Po jej prawej stronie stały oszklone
szafki, w których znajdowało się mnóstwo sportowych trofeów, książek
biograficznych i periodyków. Na przeciwnej ścianie wisiały trzy włączone bez
przerwy telewizory, ustawione na różne programy sportowe. Więc jestem w biurze
Danny'ego w agencji Good Sports, pomyślała. Dziwne.
Zerknęła w jego stronę. Twarz Danny'ego była zaledwie o kilka centymetrów
dalej, a jego czujne oczy wpatrywały się w nią z niepokojem. Przeszywały Brooke
na wskroś i sprawiały, że jej myśli zaczynały się plątać. Ich spojrzenie potrafiło
napędzić stracha przewodniczącym klubów sportowych, zgnębić natrętnych
pismaków i omotać dowolną kobietę. Brooke, jak zawsze, nie potrafiła odgadnąć,
jakie myśli za nimi się kryją.
Zamrugała i niepewnym gestem wskazała dywan.
3
156063571.047.png
- Dlaczego się... no, wiesz... położyłam?
- Nie pamiętasz?
- Nie - powiedziała, nie próbując nawet przywołać wspomnień. - Powiesz mi?
- Powinnaś... Nie możemy rozmawiać, tarzając się po dywanie jak para
nastolatków! - burknął i podniósł się.
Mimo to wyciągnął ręce, by pomóc Brooke wstać. Jej puls gwałtownie
przyspieszył, choć wiedziała, że za jego słowami nie kryło się nic zdrożnego. Danny
po prostu taki jest. Sprawia, że ludzie go słuchają, i trzyma ich jednocześnie na dy-
stans.
Podniósł ją z podłogi, jakby nic nie ważyła. Szorstki materiał jego marynarki
przekręcił bluzkę Brooke i połaskotał brzuch. Starała się skupić raczej na tym
uczuciu, niż myślach o jego zapachu, sile i łagodności. Zresztą natychmiast ją puś-
cił, sadzając w fotelu obitym bordową skórą. Potem, zamiast zasiąść po drugiej
stronie biurka, przysunął sobie krzesło i usiadł na wprost niej.
Brooke zauważyła, że jedną nogawkę spodni Danny'ego pokrywają teraz
beżowe włókienka dywanu. Była ciekawa, czy w pralni będą musieli wyskubywać
pęsetą niechcianą ozdobę. Pewnie tak, jeśli Danny się uśmiechnie, a spodnie
przyjmie jakaś kobieta.
Danny poruszył się, a czarny materiał spodni ściślej opiął jego udo. Ujął
dłonie Brooke we własne duże ręce. To były ręce mężczyzny, który nie unika pracy
fizycznej. Takiego, który sam kosi trawnik, przygotowuje sobie posiłki i robi pranie.
Przez chwilę gładził kostki jej palców. Z każdą kolejną pieszczotą ból głowy
ustępował. Danny z pewnością nie sprawia wrażenia sympatycznego pocieszyciela,
teraz jednak dostrzegła w jego oczach prawdziwą troskę. Zaniepokoiła się nie na
żarty. Coś ewidentnie jest tu nie w porządku.
- Pamiętasz, że w zeszłym tygodniu poprosiłaś mnie o poświadczenie
autentyczności testamentu Calvina?
- Tak - przyznała.
Żałowała, że to pamięta. Trzeba było dalej leżeć z zamkniętymi oczami i nie
4
156063571.048.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin