3 - JEZUS W TENAT SILO I ANTIPATRIS.doc

(67 KB) Pobierz
JEZUS W TENAT SILO I ANTIPATRIS

JEZUS W TENAT SILO I ANTIPATRIS

Podczas, gdy takie rzeczy działy się w Macherus, bawił Jezus w TenatSilo i tu od ludzi, wracających z Jerozolimy, dowiedział się o zaszłym tam wielkim nieszczęściu. Przy wielkiej budowie na górze świątyni zapadły się niedawno świeżo postawione mury, grzebiąc w swych gruzach mnóstwo robotników i osiemnastu budowniczych, przysłanych przez Heroda. Jezus wyraził Swe współczucie dla niewinnie zasypanych ludzi; powiedział przy tym, że choć wielką jest w tym wypadku wina budowniczych, nie jest jednak większa od winy Faryzeuszów, Saduceuszów i tych wszystkich, którzy działają przeciw Jego królestwu.


To też i oni zginą pod gruzami swej zdradliwej budowy. Budowla ta, o której mowa, ciągnęła się na przestrzeni kwadransa drogi, a miała służyć do tego, by skierować wodę, odpływającą ze stawu Betesda, na górę ku świątyni i nią spłukiwać z podwórza świątyni do jaru krew z ofiar. Staw leży w tymże jarze wyżej; zasila go woda ze źródła Gihon, a zbyteczna woda odpływa w jar.

Budowa urządzona była tak, że trzy sklepione ganki wiodły pod górę, zaś przez dolinę od południa ku północy wiodły na górę długie arkady, dźwigające wodociąg. Ustawiono wysoką wieżę i za pomocą maszynerii kołowej wyciągano worami wodę na wierzch. Budowę prowadzono już długo, i dopiero ostatnimi czasy, gdy brakło odpowiedniego materiału i budowniczych, zwrócił się Piłat do Heroda za radą jednego z członków „Rady", tajemnego Herodianina. Herod przysłał jako budowniczych również Herodian. Ci z polecenia Heroda umyślnie w ten sposób budowali, by wszystko się zawaliło, bo chcieli przez to jeszcze więcej rozjątrzyć Żydów na Piłata.

Budowali więc na drewnianych rusztowaniach, u spodu szeroko, zostawiając próżnię w środku, zaś u góry coraz wężej, ale dając coraz cięższy materiał. Gdy już wszystko było gotowe, kazali usunąć rusztowania, podtrzymujące budowlę, twierdząc, że już wszystko stoi mocno. Sami stanęli tymczasem na tarasie naprzeciw budowli.

Mnóstwo robotników pracowało podczas tego na wysokich sklepieniach. Zaledwie usunięto rusztowania, zaczęły się z trzaskiem walić olbrzymie mury. Rozległ się krzyk i jęki, nieszczęśliwi robotnicy zaczęli uciekać na wszystkie strony. Kłęby pyłu wzbiły się w górę, trzask i łomot rozległ się daleko, gruzy przywaliły wiele mniejszych pobliskich mieszkań, przy czym zginęło mnóstwo robotników i ludzi, mieszkających u stóp góry. Jednak i sprawcy tego nieszczęścia nie uszli kary. Od silnego wstrząśnięcia ziemi zawaliło się również rusztowanie, na którym stało osiemnastu zdrajców, grzebiąc ich wraz z innymi w gruzach.

Wypadek ten zaszedł tuż przed uroczystym obchodem urodzin w Macherus i dlatego to nie pojawił się tam żaden z rzymskich oficerów i urzędników. Piłat rozzłościł się za to bardzo na Heroda i poprzysiągł mu w duszy zemstę; bo też była to ogromna budowa i niezmierną przez to wyrządzono szkodę.

Od tego czasu gniewali się na siebie Piłat i Herod i pojednali się dopiero przy śmierci Jezusa, tj. przy zburzeniu prawdziwej świątyni. Tamto zawalenie się sprowadziło śmierć winnych i niewinnych, to ostatnie sprowadziło sąd na cały naród.

Zawalona budowla zasypała cały wąwóz, skutkiem czego zatamował się odpływ stawu Betesda, a zatrzymana woda utworzyła jakby drugi staw.

Zaraz po wypadku wysłał był rozgoryczony Piłat urzędników do Macherus, by Herod wytłumaczył się z tego, lecz ten wyparł się wszelkiego współudziału w tej sprawie.

Jezus uzdrowił w Tenat wielu ślepych. Następnie udał się z Piotrem i Janem przez Sychem do Antipatris. Po drodze zagadywali Go nieraz Piotr i Jan, czy nie zechce wstąpić do Arumy, lub innych miejscowości, lecz Jezus odpowiadał, że nie przyjęłoby Go tu, więc szli prosto do Antipatris.

Po drodze nauczał ich Jezus o modlitwie w przypowieści o człowieku, który w nocy puka do drzwi swego przyjaciela i prosi go o pożyczenie trzech chlebów. Wieczorem przybyli w okolicę Antipatris, obfitą w drzewa, i zaszli na noc do gospody.

Antipatris, piękne miasto, położone nad rzeczką, zbudowane jest przez Heroda ku czci Antipatra na miejscu mniejszego miasteczka Kafar Saba. W wojnie z Machabeuszami obozował w KafarSaba wódz Lysiasz; już wtedy otoczone było miasto murem i wieżami. Lysiasz, pobity przez Judę Machabeusza, pojednał się tu z nim, powstrzymał inne ludy od napaści na Judeę i sam złożył bogate podarunki na odbudowanie świątyni. Tędy prowadzono pojmanego Pawła do Cezarei. Miasto leży o sześć godzin drogi od morza. Otoczone jest w koło ogromnymi drzewami; wewnątrz są co krok ogrody i okazałe aleje, całe miasto kryje się prawie w zieleni. Zbudowane jest na sposób pogański; wzdłuż, ulic wiodą wszędzie portyki.

Z gospody poszedł Jezus z Piotrem i Janem do miasta i udał się do domu naczelnika miasta, Ozjasza. Dla niego to głównie Jezus tu przybył, znając jego nieszczęśliwe położenie. Córka Ozjasza była bardzo chora, więc Ozjasz prosił Jezusa o pomoc i w tym celu posłał był sługę do gospody na przedmieście, prosząc Jezusa do siebie. Jezus obiecał przyjść i teraz spełnił tę obietnicę. Ozjasz przyjął przybyłych z oznakami wielkiej czci, umył im nogi i chciał zaraz zastawić posiłek. Jezus jednak odłożył to na później i zaraz udał się do chorej; dwaj Apostołowie poszli tymczasem na miasto zapowiedzieć mieszkańcom, że w synagodze godzę odbędzie się nauka. — Ozjasz był to mąż już blisko 40sto letni.

Chora jego córka, Michol, liczyła około czternastu lat. Leżała na posłaniu blada, wychudła i była tak obezwładniona, że nie mogła ruszyć żadnym członkiem, głowy podnieść ani obrócić nie mogła, a ręce musiał jej dopiero ktoś drugi podnosić i przesuwać, gdy chciała zmienić ich położenie. W takim stanie zastał ją Jezus, zbliżywszy się do jej posłania; matka tam obecna, oddała Jezusowi pokorny ukłon. Zwykle sypiała matka po drugiej stronie posłania na poduszce, by w każdej chwili być córce pomocna.

Obecnie, gdy Jezus ukląkł przy niskim posłaniu, stanęła z uszanowaniem naprzeciw, ojciec zaś stał w nogach łóżka. Jezus rozmawiał chwilę z chorą, potem pomodlił się, tchnął na jej twarz, a skinąwszy na matkę, kazał jej uklęknąć naprzeciw, co też ona uczyniła. Wtedy Jezus nalał na dłoń trochę oliwy, którą miał przy Sobie, i pomazał dwoma pierwszymi palcami prawej ręki skronie i czoło chorej dziewczynki, także łokcie prawej i lewej ręki i przez kilka chwil trzymał Swą rękę na jej łokciach. Następnie kazał matce rozpiąć suknię chorej na żołądku i pomazał również to miejsce. Tak samo pomazał Jezus nogi chorej, kazawszy matce uchylić nieco okrycie. Poczym rzekł: „Michol, podaj Mi prawą rękę, a matce lewą!" Chora po raz pierwszy podniosła obie ręce i im podała. „Powstań, Michol!" — rzekł Jezus. I oto, wynędzniałe, blade dziecko usiadło na posłaniu, a po chwili stanęło na nogi, chwiejąc się jeszcze, odzwyczajone od chodu. Jezus, trzymając ją z matką za ręce, zaprowadził ją w objęcia uszczęśliwionego ojca.

Z rąk ojca poszła w objęcia matki. Wszyscy troje płakali z radości, i wdzięcznością przejęci, upadli Jezusowi do nóg. Po chwili zeszli się słudzy i służebne, wielbiąc radośnie imię Pana. Jezus kazał przynieść chleba i winogron, kazał je wycisnąć, pobłogosławił ten posiłek i kazał dziewczynce się kilka razy posilić. Dziewczynka ubrana była w długą koszulę z delikatnej, naturalnej wełny. Przód koszuli zapinał się na ramionach, można więc było otwierać go. Ramiona owinięte były szerokimi pasami z tej samej materii, co i koszula. Pod koszulą nosiła rodzaj szkaplerza, spadającego na plecy i piersi. Po uzdrowieniu okryła ją matka obszerną, lekką zasłoną.

Uzdrowiona chodziła z początku chwilę chwiejnie i niezgrabnie, jak ten, co całkiem zapomniał chodzić i prosto stać, potem usiadła i posiliła się trochę. Niedługo nadeszły jej przyjaciółki i rówieśniczki, zdjęte ciekawością, pomieszaną z trwogą, by się naocznie przekonać o jej rozgłoszonym już uzdrowieniu. Ujrzawszy je, wstała dziewczynka i chwiejąc się, prowadzona za rękę przez matkę, podeszła ku nim. Dziewczęta z radością uściskały ją i pomagały jej chodzić. Tymczasem Ozjasz pytał Jezusa, czy przypadkiem choroba dziecka nie była karą za winy rodziców, na co Jezus mu odrzekł: „Jest to zrządzenie Boże." — Przyjąwszy jeszcze podziękowanie towarzyszek uzdrowionej, poszedł Jezus na podwórze, gdzie już zebrało się mnóstwo chorych. Tu byli także Piotr i Jan, powróciwszy z miasta.

Uzdrowiwszy chorych wszelkiego rodzaju, udał się Jezus w otoczeniu tłumów do synagogi, gdzie już czekali Go Faryzeusze i nowe tłumy słuchaczy. Jezus opowiedział przypowieść o pasterzu, i stosując ją do Siebie, rzekł, że On właśnie szuka zgubionych owiec, że wysłał Swoje sługi na znalezienie ich i gotów jest umrzeć za owce Swoje. „Mam trzodę — mówił — na Mej górze i ta jest bezpieczna, a jeśli wilk porwie którą z tych owiec, to już jej własna wina." Potem opowiedział drugą przypowieść, zastosowaną do Swego posłannictwa, a w końcu rzekł: „Mój Ojciec ma winnicę."

Faryzeusze spojrzeli na te słowa szyderczo po sobie. Jezus tymczasem opowiadał dalej, jak to źli najemnicy źle się będą obchodzić ze sługami Ojca Jego, jak to Ojciec posyła teraz Swego własnego Syna, ale i tego odepchną i zabiją. Teraz już otwarcie wyśmiewali się Faryzeusze i szydzili, pytając jeden drugiego: „Co to za jeden? co On chce? Skąd wziął Jego ojciec winnicę? Musiał rozum stracić! To jakiś głupiec, zaraz to poznać." Wyśmiali pogardliwie naukę

Jezusa, a gdy Jezus wyszedł z obu uczniami z synagogi, jeszcze w drodze wykrzykiwali za Nim różne obelgi; zdziałane cuda przypisywali czarnoksięstwu i pomocy diabła. Jezus, nie zwracając na to uwagi, powrócił do domu Ozjasza, gdzie uzdrowił jeszcze kilku chorych, czekających na podwórzu; potem posilił się trochę i przyjął ofiarowany Mu na drogę chleb i balsam.

Jezus uzdrawiał chorych w rozmaity sposób, a wszystko miało osobne, tajemnicze znaczenie. Chociaż widziałam to na własne oczy, nie da się to jednak tak wiernie opisać. Sposób uzdrawiania miał związek z tajemną przyczyną i znaczeniem choroby, z duchowymi potrzebami człowieka. Tak np. pomazani olejem, otrzymali pewne wzmocnienie duchowe i siłę, zastosowaną do znaczenia alegorycznego oliwy. Żadna czynność nie była bez właściwej sobie treści. Przez takie formy zewnętrzne ustanawiał Jezus zarazem rozmaite obrzędy, które później zastosowywali w Imię Jego Święci i uzdrawiający kapłani, jużto otrzymawszy je z tradycji, jużto z natchnienia Ducha świętego. — By stać się człowiekiem, wybrał Syn Boży ciało najczystszego stworzenia i przyszedł na świat zgodnie z warunkami natury, jakkolwiek w sposób nad naturę.

Podobnie jako środków uzdrawiających używał zwykłych rzeczy stworzonych, ale czystych i pobłogosławionych przez się, dlatego również kazał uzdrowionym jeść chleb i pić sok winny. Czasem uzdrawiał z odległości przez sam rozkaz, by dać poznać, że przyszedł wybawiać wszystkich bez wyjątku w sposób najrozmaitszy, zadośćuczynić za wszystkich wierzących przez jedną śmierć krzyżową, w której zawarte były wszystkie boleści i męki, wszystkie pokuty i zadosyćuczynienia. Najpierw różnymi kluczami miłości otwierał Jezus kajdany doczesnej niedoli i kary, nauczał rozmaicie, uzdrawiał w różny sposób, dawał wszelką możliwą pomoc, aż wreszcie otworzył bramę przejednania nieba, bramę czyśćca, głównym kluczem, kluczem krzyża.

Michol, córka Ozjasza, od młodości obezwładniona była chorobą, ale obezwładnienie to było dziełem łaski Bożej. Choroba gnębiła ją przez cały czas, w którym największe bywają pokusy grzechowej rodzice ćwiczyli się przy niej w miłości i cierpliwości.

Gdyby od zarania życia swego była zdrową, co by się też było stało z nią i jej rodzicami? Nie byliby tak wyglądali Jezusa, nie otrzymaliby szczęścia z rąk Jego; nie uwierzyliby w Niego, a On nie byłby chorą uzdrowił i namaścił, co dodało jej wielkiej siły i wzmocnienia na ciele i na duszy. Choroba jej była próbą, następstwem wewnętrznych skłonności grzechowych, ale zarazem była dobroczynnym zakładem wychowawczym i leczniczym dla jej własnej duszy i dusz jej rodziców. Jej cierpliwość i wytrwałość rodziców współdziałały z łaską, przynosząc im w nagrodę wytrwanie w przeznaczonej walce, zdrowie duszy i ciała, użyczone ręką Jezusa. Co za łaska być spętanym przez wszystko zło, a przecież zachować w duchu wolność i skłonność do dobrego aż do czasu przyjścia Pana, który oswobodzi duszę i ciało!

Jezus rozmawiał dłuższy czas z Ozjaszem. Ten opowiadał Mu o zawaleniu się wieży Siloe, przy czym tylu ludzi zginęło, wspominając z odrazą imię Heroda, którego wielu uważało tajemnie za sprawcę tego czynu. Jezus rzekł mu na to, że większe klęski czekają zdrajców i fałszywych budowniczych, a jeśli Jerozolima nie przyjmie zbawienia, to taki sam los czeka świątynię, jak ową wieżę. Mówiąc o chrzcie Jana, wyrażał Ozjasz nadzieję, że Herod wypuści Jana w dzień swych urodzin, na co mu rzekł Jezus, że Jan zostanie uwolnionym w swoim czasie. Gdy Jezus był w synagodze, mówili Mu Faryzeusze, by miał się na baczności, gdyż Herod może Go wtrącić do więzienia, jak Jana, jeśli tak dalej będzie postępował. Jezus pominął ich mowy milczeniem.

Z Antipatris wyszedł Jezus z Piotrem i Janem około piątej po południu i poszedł na południowy zachód ku Ozenzara, oddalonego o 4 — 5 godzin drogi. W Antipatris stoją obozem rzymscy żołnierze. Przez miasto to przewożą ku jezioru mnóstwo pni drzewnych, przeznaczonych do warsztatów okrętowych. I teraz spotykał Jezus wielką liczbę wozów naładowanych drzewem. Do wozów zaprzężone było po kilka par wielkich wołów; eskortowali je rzymscy żołnierze. W okolicznych lasach ścinali robotnicy drzewa i zaraz na miejscu je obrabiali. Robotników, tym zajętych, Jezus po drodze pouczał. Późno wieczorem stanęli w Ozenzara, miejscowości przedzielonej rzeką na dwie części. Jezus stanął gospodą u Swych znajomych i zaraz zabrał się do nauczania ludzi, zgromadzonych przy gospodzie; uzdrawiał przy tym chore dzieci i błogosławił je. Jezus był tu już raz dawniej, gdy szedł do chrztu.

 

JEZUS W BETORON I W BETANII

Z Ozenzara do Betoron było około 6 godzin drogi. Gdy dochodzili do Betoron, wysłał Jezus Jana i Piotra naprzód, a sam jeden szedł za nimi. Wtem nadeszli z przeciwka owi egipscy uczniowie i syn Joanny Chusa, przynosząc Mu wiadomość, że święte niewiasty obchodzą szabat w Machmas, miejscowości leżącej w przesmyku górskim, o cztery godziny drogi stąd na północ, i tak samo daleko od Betanii. Jest to to samo miejsce, gdzie Jezus w dwunastym roku życia odłączył się był od rodziców i powrócił do świątyni. Maryja zauważyła Jego nieobecność, myśląc, że znajduje się na przedzie w Gofna, i dopiero gdy Go i tu nie znalazła, wróciła do Jerozolimy, przejęta trwogą i smutkiem.


W Betoron jest szkoła Lewitów, której nauczyciel znanym był dobrze św. Rodzinie; tu nocowali niegdyś Joachim i Anna, odprowadzając Maryję do świątyni, a i Ona sama była tu, wracając do Nazaretu jako oblubienica Józefa. Równocześnie z Jezusem przybyli także uczniowie z Jerozolimy i siostrzeńcy Józefa z Arymatei. Jezus poszedł zaraz do Synagogi i odprawił czytanie szabatowe, przy czym stawiali Mu czasem Faryzeusze zarzuty. Po nauce uzdrawiał Jezus w gospodzie chorych, między nimi kilka niewiast, cierpiących na krwotok, i błogosławił chore dzieci. Faryzeusze zaprosili Go byli na ucztę; gdy więc teraz długo nie przychodził, przyszli powtórnie wezwać Go, mówiąc, że wszystko ma swój czas, także i uzdrawianie, więc dosyć już tego, bo szabat jest przecież dniem Bożym. Jezus rzekł im na to: „Nie znam innego czasu i innej miary, jak tylko wolę Ojca niebieskiego." Kończył więc dalej Swoje zajęcie, i dopiero potem poszedł z uczniami na ucztę.

Podczas uczty znowu wynajdywali Faryzeusze różne zarzuty. „Chodzą pogłoski — mówili — że wraz z Tobą wędrują różne złej sławy niewiasty." Słyszeli bowiem, o nawróceniu się Magdaleny, Marii Sufanitki i Samarytanki. Na to rzekł im Jezus: „Gdybyście Mnie uznali, mówilibyście inaczej. Na to przyszedłem, by litować się nad grzesznikami. Są rany jawne, zewnętrzne, po których uleczeniu człowiek zaraz się oczyszcza; lecz są wrzody wewnętrzne, ukryte, i wtedy człowiek wydaje się czystym, choć wewnątrz jest pełen kału."

Zarzucali Mu dalej Faryzeusze, że uczniowie Jego nie myją się przed jedzeniem; Jezus dał im na to zaraz trafną naukę, wykazując im ich obłudę i nadawanie sobie pozoru świętości. Na ich zarzut o złych niewiastach opowiedział im Jezus przypowieść o dwóch dłużnikach, pytając, który dłużnik jest lepszy, czy ten, który wiele winien i pokornie prosi o darowanie, obiecując wszystko sumiennie odrobić, czy też ten, który także wszystko winien, ale wciąż dalej zbytkuje i nie tylko nie uiszcza się z długu, ale jeszcze źle się obchodzi ze swym przyznającym się dłużnikiem. Opowiadał im także przypowieść o dobrym pasterzu i o winnicy, tak samo, jak w Antipatris. Faryzeusze jednak wszystko to przyjmowali chłodno i obojętnie.

Noc przepędził Jezus z uczniami w szkole Lewitów. Do Jerozolimy jest stąd sześć godzin drogi. Górna część miasta położona jest tak wysoko, że widać je aż z Jerozolimy. Dolna dzielnica leży u stóp góry.

Stąd udał się Jezus do Betanii, nigdzie po drodze nie wstępując; tylko w Atanat bawił chwilę. Łazarz powrócił był już z Magdalum do Betanii. W Magdalum uporządkował całe gospodarstwo, i osadził tam zarządcę dla strzeżenia zamku i całej posiadłości. Mężczyźnie, który żył z Magdaleną, wyznaczył na mieszkanie posiadłość, położoną w górach koło Ginnim, przeznaczając mu dochody z niej, a on przyjął odprawę bez oporu.

Magdalena przybywszy do Betanii, zajęła zaraz mieszkanie po swej zmarłej siostrze, cichej Marii, która ją niezmiernie kochała. Całą noc przepędziła we łzach. Gdy Marta rano ja odwiedziła, znalazła Magdalenę z rozpuszczonymi włosami, lejącą gorzkie łzy na grobie siostry.

Niewiasty z Jerozolimy poszły wkrótce z powrotem do domu, odbywając całą drogę pieszo. Magdalena, chociaż nie przywykła do chodzenia, osłabiona chorobą i niezwykłym wstrząśnięciem, uparła się także iść pieszo i wykonała swój zamiar, chociaż pokaleczyła sobie przez drogę nogi. Wygląda blado, na licach ma bruzdy, wyorane łzami. Wszystkie niewiasty tchną ku niej od czasu jej nawrócenia najwyższą miłością i wspierają ją na każdym kroku. Biedna Magdalena nie mogła oprzeć się tęsknocie jak najprędszego ujrzenia Jezusa i podziękowania Mu. Wyszła więc na przeciw przeszło godzinę drogi i upadła Mu do nóg, skrapiając je łzami wdzięczności i pokuty. Jezus ujął ja za rękę, podniósł i rozmawiał z nią uprzejmie, podając jej za wzór zmarłą siostrę i polecając jej pokutować tak szczerze, jak tamta pokutowała, chociaż nie popełniła grzechu. Magdalena powróciła ze służebną zaraz inną drogą do domu.

Jezus tymczasem wszedł z obu uczniami do ogrodów Łazarza. Ten wyszedł naprzeciw, według zwyczaju umył im w przysionku nogi i podał przekąskę. Nikodema nie było tu, tylko Józef z Arymatei. Jezus nie pokazywał się obcym; przebywał wciąż wewnątrz domu i obcował tylko z domownikami i niewiastami. Z Maryją rozmawiał na osobności o śmierci Jana, o której Ona już wiedziała przez wewnętrzne objawienie. Jezus polecił jej powrócić do Galilei w przeciągu ośmiu dni, zanim galilejscy goście Heroda będą tam powracać z Macherus, by nie doznała w drodze żadnych przeszkód.

Uczniowie wyruszyli do Judei równocześnie z Jezusem, ale innymi drogami. Idąc od miasta do miasta, od wsi do wsi, wstępowali wszędzie do domów, zapytując: „Czy nie ma tu chorych, byśmy ich uzdrowili w imię Jezusa, mistrza naszego, byśmy im za darmo udzielili tego, co On nam dał darmo?" Jeśli byli chorzy, namaszczali ich oliwą, a ci zaraz odzyskiwali zdrowie.

Z Betanii poszedł Jezus rano przez górę Oliwną do położonej w pobliżu osady, gdzie mieszkali robotnicy i murarze, znajdujący ciągłe zajęcie przy budowach koło świątyni. Ubogie niewiasty gotowały im lichą strawę na kilku wystawionych kuchniach. Między robotnikami było wielu z Galilei i takich, którym znana już była nauka Jezusa i cuda; byli i tacy, których Jezus uzdrowił. Niektórzy pochodzili z Giszala, z dóbr królika Serobabela, a najwięcej było ludzi z małej miejscowości położonej koło Tyberiady na północnym stoku wyżyny, okalającej dolinę Magdalum.

Jezus uzdrowił tu wielu chorych. Wszyscy wywodzili przed Nim swe żale z powodu nieszczęścia, zaszłego przed 14 dniami przy zawaleniu się budowy, prosili Go, by pomógł poranionym, którzy po tym wypadku pozostali jeszcze przy życiu. Jak mówili, straciło tam życie, oprócz owych 18 zdrajców, 93 ludzi. Jezus poszedł tam rzeczywiście, pocieszył i uzdrowił tych biedaków. Tych, którzy mieli rany na głowach, uzdrawiał przez namaszczenie oliwą i dotknięcie się zranionego miejsca. Niektórzy mieli zgniecione ręce, tak, że kawałki kości sterczały na zewnątrz; Jezus składał ułamane kości, pomazywał je i trzymał chwilę w ręce i zaraz kości się zrastały. Inni znowu mieli złamane ręce i trzymali je na temblaku; tym także pomazywał Jezus chore miejsce, trzymał je chwilę w ręku, a rana w tej chwili goiła się, chory mógł zdjąć temblak i swobodnie poruszać ręką. Podobnie uzdrawiał rany tych, którzy utracili jaki członek ciała.

Zebrani żalili się przed Jezusem, że dawniej mieli choć jakąś pomoc w uzdrawiającej wodzie sadzawki Betesda, lecz teraz ustało to zupełnie, z nikąd nie mają pomocy i nędzny muszą wlec żywot, a od dawna już nie słychać o żadnym uzdrowieniu. Jezus pocieszał ich i bardzo wzruszająco do nich przemawiał. Mówił, że większa jeszcze żałość będzie, gdy miecz spadnie na Galilejczyków. Upominał ich, by bez szemrania płacili cesarzowi podatki, a jeśli nie będą w stanie zapłacić, to niech poproszą Łazarza w Imię Jego, a pewnie im nie odmówi. Idąc z powrotem przez górę Oliwną, zapłakał Jezus i rzekł: ?Jeśli miasto nie przyjmie zbawienia, zburzona zostanie świątynia, jako te budowle się zapadły, a mnóstwo ludzi zginie pod jej gruzami".

Zawalenie się wodociągu nazwał Jezus wyobrażeniem, mającym służyć za ciągłą przestrogę dla mieszkańców. Następnie udał się Jezus do domu przed bramą betlejemską Jerozolimy, gdzie gościli niegdyś Józef i Maryja, idąc dnia czterdziestego po narodzeniu Jezusa, ofiarować Go do świątyni. Tu nocowała Anna, wędrując do żłóbka Jezusa; tu był także i Jezus w dwunastym roku życia, kiedy opuściwszy rodziców koło Machmas, powracał do świątyni. Gospodarzami tej szczupłej gospody byli pobożni prostoduszni małżonkowie. Zatrzymywali się tu nieraz Esseńczycy i inni pobożni podróżni. Obecnie gospodarowały tu dzieci tych, którzy przyjmowali swego czasu świętą Rodzinę; żył jeszcze jeden starzec, który wszystko dobrze pamiętał. Jezusa nie pamiętali już, bo nie był tu u nich więcej od owego czasu; myśleli, że to Jan Chrzciciel, bo chodziła pogłoska, że wypuszczono go już z więzienia.

Poczciwi ci ludzie czcili wielce pamięć bytności u nich Jezusa. Zaprowadziwszy Go w kąt izby, pokazali Mu lalkę, owiniętą w pieluszki, ubraną tak samo, jak Jezus był ubrany, gdy Go Maryja niosła do świątyni. Lalka leżała w żłóbku, podobnym do tego, jaki Jezus miał w Betlejem, w koło świeciły się kaganki i lampy okryte rodzajem lampionów. Z chlubą pokazywali to Jezusowi, mówiąc: ?Tu u nas był ze Swą Matką Jezus z Nazaretu, wielki Prorok, urodzony przed 33 laty w Betlejem. Co od Boga pochodzi, można przecie czcić, więc i my obchodzimy przez 6 tygodni dzień Jego urodzin, bo przecież i Herod tak obchodzi swe urodziny, choć nie jest prorokiem.

Ludzie ci przez obcowanie z Anną i innymi powiernikami Świętej Rodziny, jak również z pasterzami, którzy się tu zatrzymywali, idąc do Jerozolimy, stali się gorliwymi wyznawcami Jezusa i całej Świętej Rodziny. Nieopisaną była ich radość, gdy Jezus dał im się poznać. Pokazywali Mu wszystkie miejsca w domu i w ogrodzie, których dotknęły się stopy Maryi, Józefa, lub Anny. Jezus pouczył ich i pocieszył, a potem się nawzajem obdarowali. Jezus kazał jednemu z uczniów dać im trochę pieniążków, a oni nawzajem dali Mu na drogę, chleba, miodu i owoców. Gdy Jezus poszedł z uczniami w dalszą drogę ku Hebron, odprowadzili Go nawet kawałek.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin