8 - JEZUS PRZYBYWA DO EGIPTU.doc

(41 KB) Pobierz
JEZUS PRZYBYWA DO EGIPTU, NAUCZA W HELIOPOLIS I PRZEZ PUSTYNIĘ POWRACA DO JUDEI

JEZUS PRZYBYWA DO EGIPTU, NAUCZA W HELIOPOLIS I PRZEZ PUSTYNIĘ POWRACA DO JUDEI

Teraz szedł Jezus wciąż w kierunku zachodnim. Wędrował szybko, nie wstępując nigdzie po drodze; tak On jak i uczniowie wciąż byli na nogach. Przebrnęli piaszczystą pustynię i przeprawili się przez łańcuch górski o łagodnych stokach. Za nim napotkali już więcej zieleni, a dalej niskie chaszcze podobne do jałowcu, zrosłe u góry i tworzące w ten sposób jakby wielką salę. Minąwszy je, ujrzeli ziemię zasłaną mnóstwem kamieni, obrosłych bluszczem. Szli dalej przez łąki i gaiki, aż nocą już przybyli nad jakąś rzekę, nie rwącą wprawdzie, ale dość głęboką.

Przeprawili się na tratwie z belek i tejże jeszcze nocy przybyli do jakiegoś miasta, leżącego, jak mi się zdaje, nad tą rzeką lub nad jedną z jej odnóg czy kanałów. Było to pierwsze egipskie miasto. Nie zauważeni przez nikogo, zatrzymali się w przysionku bałwochwalnicy, gdzie zawsze stały przygotowane posłania dla obcych przechodniów. Miasto wydało mi się bardzo podupadłe. Mury były wysokie, grube, domy z kamienia niekształtne bardzo, zamieszkane przez biedaków. Coś mi mówi, że Jezus przebywał tę samą stronę pustyni, którą niegdyś szli Izraelici.

Nazajutrz rano, gdy Jezus z uczniami opuszczał miasto, zbiegły się dzieci, a idąc za nim, wołały: „To są święci ludzie!" Wzburzenie powstało między mieszkańcami na przybyszów; już bowiem w nocy niepokój był wielki w mieście, wiele bożyszcz poprzewracało się, a dzieci przez sen jakby jasnowidzeniem przepowiadały, że do miasta weszli święci ludzie. Widząc niechęć mieszkańców, oddalili się nasi podróżni spiesznie i głębokimi wąwozami zapuścili się w piaszczystą puszczę.

Wieczorem zatrzymali się na odpoczynek w pobliżu jakiegoś miasta u źródeł strumyka. Uczniowie umyli Jezusowi nogi, poczym zasiedli wszyscy do skromnego posiłku. Obok strumyka umieszczona była niewielkim, okrągłym kamieniu, figura psa. Pies ten, w postawie leżącej, mniej więcej wielkości krowy, miał głowę ludzką, o przyjemnym wyrazie twarzy. Na głowie miał według zwyczaju krajowego przepaskę, obwieszoną w koło zwisającymi, karbowanymi płatkami. Przed miastem stało znowu bożyszcze. Z głową wołu i mnóstwem rąk; ciało jego było podziurawione.

Od głównej bramy wiodło pięć ulic w głąb miasta. Jezus wybrał pierwszą ulicę na prawo, biegnącą wzdłuż murów i tak w mroku nocnym przeszli przez miasto niedostrzeżeni i nie zaczepieni przez nikogo. Mury tego miasta były tak szerokie, że na nich urządzone były ogrody i w najlepsze odbywała się komunikacja pieszo i wozami. W murach urządzone były liczne mieszkania, o lekkich drzwiach, plecionych z sitowia. Takież mieszkania znajdowały się także w grubych murach obszerniejszych budowli, ale wszystko to chyliło się już ku upadkowi. Bożnic pogańskich było kilka w mieście.

W dość znacznym oddaleniu od miasta napotkali nasi podróżni na rzekę, przez którą prowadził wielki, kamienny most. Rzeka ta (Nil) była jedną z najszerszych, jakie widziałam podczas całej tej podróży. Płynęła z południa na północ, dzieląc się na wiele ramion, zdążających w różne strony. Kraj był wszędzie płaski, tak, iż z dala widać było wysokie budynki, podobne do świątyń gwiazdochwalców, tylko o wiele wyższe i budowane z kamienia. Ziemia tu bardzo urodzajna, ale tylko po obu brzegach rzeki.

Przeszedłszy most, podążył Jezus ku miastu, gdzie jako dziecko mieszkał ze Swą Matką. Miasto to (Heliopolis) leżało nad pierwszą odnogą Nilu, płynącą w kierunku Judei. Jeszcze na godzinę drogi przed miastem zeszedł Jezus na ten sam gościniec, którym niegdyś z Maryją i Józefem przybył do miasta. Wieczór już zapadał, gdy Jezus zbliżył się z uczniami ku miastu; zdjęli pasy i puścili suknie wolno, czego nigdzie dotychczas w drodze nie robili. W pobliżu gościńca pracowało sporo robotników, jedni wycinali krzaki, drudzy ociosywali belki, inni wreszcie czyścili głębokie rowy. Niektórzy z nich, ujrzawszy Jezusa, nałamali sobie gałązek, pobiegli naprzeciw Niemu, a upadłszy na twarz, podali Mu je; potem, gdy oddał im takowe na powrót, powtykali je w ziemię przy drodze.

Nie wiem, przez co zaraz Jezusa poznali. Może, widząc po ubiorze, że to Żyd, domyślili się, kim jest, tym bardziej, że oczekiwali Go od dawna i ufali, że przyjdzie ich oswobodzić. U niektórych jednak znać było niechęć z przybycia Pana i ci zaraz pobiegli do miasta. Jezus wyruszył tam także w otoczeniu mniej więcej 20 mężów.

Przed miastem rosły gęsto drzewa. Przy jednym z nich Jezus się chwilę zatrzymał; drzewo to było obalone, korzenie były z jednego boku wydarte, a w tym miejscu utworzyła się wielka jama, pełna czarnej wody. Kałuża ta otoczona była wysoką, żelazną kratą, tak gęstą, że ręki nie można było przecisnąć. Stało tu niegdyś jakieś bożyszcze, ale gdy Józef i Maryja, uciekając z Dzieciątkiem Jezus, tu przybyli, zapadło się, a drzewo się przewróciło. Tuż przed miastem leżał wielki, czworo-graniasty, zupełnie płaski kamień; wypisane były na nim różne imiona, a między nimi i nazwa odnosząca się do miasta, z końcówką „polis"; całej nazwy nie pamiętam. W mieście zwracały na siebie uwagę wielka bożnica, otoczona dwoma dziedzińcami, liczne wysokie, bogato rzeźbione kolumny, u góry się zwężające, i wielkie figury psów w postawie leżącej, z ludzkimi głowami; tych ostatnich było najwięcej. Zresztą wyglądało miasto bardzo podupadłe.

Robotnicy zaprowadzili Jezusa pod przyczółek grubego muru, wznoszącego się naprzeciw bożnicy, i zaczęli zwoływać jeszcze innych mieszkańców. Zeszło się też wnet sporo młodych Żydów i sędziwych już starców z długimi brodami. Z kobiet podpadła mi szczególnie jakaś wysoka staruszka. Nowoprzybyli witali Jezusa ze czcią, bo wszyscy prawie byli przyjaciółmi św. Rodziny za czasów Jej pobytu tutaj. Za przyczółkiem w murze było mieszkanie, które niegdyś urządził św. Józef dla św. Rodziny; teraz przystrojono je odświętnie, oświecono lampami, a dawni rówieśnicy Jezusa z lat dziecięcych, wprowadzili Go doń.

Wieczorem zaprowadził Jezusa jakiś bardzo sędziwy Żyd do szkoły, urządzonej nader wzorowo. Niewiasty stały w niej w tyle na miejscu okratowanym i miały osobną swą lampę. Jezus odprawił modły a potem nauczał; wszyscy ze czcią oddawali Mu pierwszeństwo na każdym kroku. Nazajutrz znowu nauczał Jezus w synagodze.

Mieszkańcy tutejsi noszą białe opaski na głowach i krótkie suknie, okrywające część piersi i pleców. Budynki wszystkie mają nadzwyczaj grube, ciężkie ściany. Ogromne bryły kamienne, zadziwiające swym ciężarem, pokryte są płaskorzeźbą. Gdzieniegdzie stoją wielkie, rzeźbione figury, dźwigające na karku albo na głowie olbrzymie kamienie. Bałwochwalstwo panuje tu wszędzie, a ma właściwą sobie dziwaczną formę. Cały kraj czci wizerunki wołów i leżących psów z ludzkimi głowami, prócz tego każda miejscowość czci także jeszcze inne zwierzęta.

W Heliopolis dobrał Jezus Sobie piątego ucznia, imieniem Deodatus. Matka jego zwała się Mira, a była nią owa słuszna staruszka, którą zaraz pierwszego wieczora widziałam przy Jezusie. Za bytności tu Maryi była ona bez-dzietną i dopiero za wstawiennictwem Najświętszej Panny dał jej Pan Bóg później syna. Był to młodzieniec silny, smukły, wyglądał na osiemnaście lat.

Stąd wybrał się Jezus z powrotem do Judei. Liczni mieszkańcy odprowadzili Go kawałek drogi, potem wrócili, a Jezus z pięciu uczniami poszedł dalej przez pustynię. — Przypominam sobie też teraz nazwę miasta, wypisaną na kamieniu; nazywało się ono Eliopolis. E jednak napisane było na odwrót i złączone z L, a że dotychczas nigdy tego nie widziałam, więc wciąż mi się zdawało, że to jest X.

Wieczorem doszedł Jezus do jakiegoś miasteczka w pustyni, zamieszkanego przez trojakiego rodzaju ludność. Żydów, Arabów i jeszcze jakichś. Żydzi mieszkali w zwyczajnych domach, Arabowie zaś w szałasach z chrustu, pokrytych skórami. Założenie miasteczka datuje od czasu zburzenia Jerozolimy przez Antiocha, kiedy to tyle ludzi musiało uciekać z miasta. Widziałam całą tę historię. Jakiś stary bogobojny kapłan (Matiasz. Porów. I Mach. 2, 23—25.), zabił Żyda, który składał ofiary bałwanom, przewrócił ołtarz, zwołał wszystkich dobrze myślących mieszkańców i jak bohater przywiódł wszystko do porządku. W czasie owych prześladowań schronili się ci poczciwi ludzie tutaj. Arabowie przyłączyli się do nich w poprzedniej ich siedzibie i razem z nimi musieli iść na wygnanie; jakiś czas później znowu popadli w bałwochwalstwo. — Przyszedłszy tu, poszedł Jezus najpierw jak zwykle do studni. Mieszkańcy wyszli zaraz z przywitaniem i zaprowadzili Go do jednego z domów; tu Jezus nauczał, bo szkoły publicznej nie było. Mówił o bliskim Swym odejściu do Ojca i przepowiadał, jak Żydzi z Nim postąpią; w ogóle nauka ta była podobną do wszystkich, jakie miał w ostatnich czasach. Słuchaczom nie bardzo chciało się wierzyć, że tak smutny ma być Jego koniec.

Byliby Go tu chętnie zatrzymali na dłużej, lecz jak wiadomo, było to niemożliwe. Jezus wyruszył zaraz w dalszą drogę, wziąwszy ze Sobą dwóch nowych uczniów, potomków Matatiasza. Szedł spiesznie przez pustynię dniem i nocą, krótko tylko odpoczywając. Raz zatrzymał się z uczniami w uroczej okolicy przy źródle, otoczonym pięknymi krzewami balsamowymi; źródło to wytrysło tu umyślnie na pokrzepienie św. Rodziny w czasie ucieczki do Egiptu. Spragnieni byli wtenczas bardzo, więc napili się tu wody, a potem Maryja umyła Dzieciątko Jezus. Droga, którą św. Rodzina szła wtenczas do Egiptu, skręcała się w łuk wygięty ku zachodowi, a Jezus szedł teraz więcej w prostym kierunku wschodnią stroną i tu dopiero drogi te się krzyżowały. Idąc z Arabii do Egiptu, miał Jezus w dali po prawej ręce górę Synaj. Przybywszy do Bersabee, nauczał Jezus w synagodze. Dał się tu jawnie poznać i wyraźnie mówił o bliskiej Swej śmierci. Było stąd jeszcze cztery dni drogi do studni Jakóba koło Sychar, gdzie Jezus miał spotkać się z Apostołami.

Wziąwszy znowu kilku młodzieńców do Swego orszaku, wyruszył Jezus dalej i przed nadejściem szabatu doszedł do jakiejś miejscowości w dolinie Mambre. Tu obchodził szabat i nauczał; zwiedzał także chorych po domach i uzdrawiał ich. Miał stąd jeszcze do studni Jakóba najwyżej dwadzieścia godzin drogi. By nagłym Swym zjawieniem się w Judei nie zwracać na Siebie uwagi, wybrał się Jezus w drogę nocą, szedł potem cały dzień dolinami pasterskimi koło Jerycha i wieczorem, o zmierzchu, doszedł do studni. Miał teraz przy Sobie 16 towarzyszów, bo z doliny Mambre wziął nowych kilku młodzieńców. W pobliżu studni była porządna gospoda, opatrzona we wszelkie potrzebne przybory w zamkniętym przechowku. Dozorca odmykał zawsze rano studnię i gospodę. Okolica cała od Jerycha do Samarii jest nadzwyczaj piękną. Cała prawie droga obsadzona jest drzewami, w koło zielenią się prześliczne łąki i pola, i szemrzą mile strumyki. W koło studni Jakuba są piękne trawniki, obsadzone cienistymi drzewami.

Przy studni oczekiwali Jezusa Apostołowie: Piotr, Andrzej, Jan, Jakób i Filip; zaraz umyli Jemu i nowym uczniom nogi, roniąc łzy radosne, że widzą znowu drogiego Mistrza swego. Jezus, poważny bardzo, zaczął im mówić o bliskiej Swej męce, o niewdzięczności Żydów i o sądzie, jaki za to spadnie na nich. Przepowiedział, że po trzech miesiącach rozpocznie się męka Jego. Widziałam, że czas świąt Wielkanocnych, wypadających w roku przestępnym później, zawsze trafnie był obliczany. Z 16 nowymi uczniami udał się Jezus do rodziców Eliuda, Silasa i Eremenzeara, mieszkających w pobliskiej osadzie pasterskiej, Apostołom zaś kazał stawić się na szabat do Sychar.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin