G.I.GURŻIJEW - Spotkania z wybitnymi ludźmi.rtf

(657 KB) Pobierz

 

 

G.I.GURZIJEW
SPOTKANIA Z WYBITNYMI LUDZMI
(Meetings with Remarkable Men / wyd. orygin.: 1994)

 

 

 

Wstep do wydania angielskiego

 

Gurdzijew prawie cale swoje zycie poswiecil na bezposrednie przekazywanie uczniom systemu poznania; dopiero na krótko przed smiercia zdecydowal sie na opublikowanie pierwszej z trzech ksiazek, w których zawarl swoje idee, zatytulowanej: Wszystko i o wszystkim, albo Opowiesci Belzebuba [All and Everything: Beelzebub's Tales to His Grandson, Routledge & Kegan Paul Limited, Londyn 1950]. Cytujac jego wlasne slowa, celem Opowiesci Belzebuba mialo byc bezlitosne zniszczenie - poprzez wywolanie w umysle czytelnika strumienia niepowszednich mysli - przekonan i pogladów, które na przestrzeni wieków zakorzenily sie w umyslach i uczuciach ludzi. Dziesiec lat po smierci Gurdzijewa jego uczniowie postanowili opublikowac calosc jego idei, do których dotychczas tylko oni mieli dostep. Drugi tom, stanowiacy to, co Gurdzijew nazwal drugim cyklem swoich pism, opublikowany po raz pierwszy we Francji w 1960 roku, ukazuje sie teraz po angielsku pod tytulem Spotkania z wybitnymi ludzmi. Jak powiedzial sam Gurdzijew, jego zadaniem w tym cyklu bylo dostarczenie “materialu potrzebnego do stworzenia odczucia nowego swiata" - odczucia rzucajacego inne swiatlo na zycie czlowieka. Jednoczesnie jest to ksiazka autobiograficzna, która zawiera jedyne dostepne informacje na temat wczesnych etapów jego zycia oraz zródel posiadanego przez niego poznania. Gurdzijew zaczyna od opisu zdarzen ze swego dziecinstwa, szczególnie zas wplywu ojca, jednego z ostatnich ludzi, którzy przechowali slady pradawnej kultury, przekazywanej droga tradycji ustnej. Dostawszy sie w mlodosci pod kuratele dziekana Katedry w Karsie, otrzymal od tego czlowieka - który wiedzial, jak pielegnowac zamilowanie do wazkich wartosci - zarówno przeszkolenie religijne, jak i nowoczesne wychowanie naukowe. W miare jak dorastal, jego pragnienie zrozumienia sensu ludzkiego zycia stalo sie tak silne, ze zaczal przyciagac do siebie grupe “wybitnych ludzi" - wsród nich inzynierów, lekarzy, archeologów itd. Wyruszyl z nimi do wielu krajów Bliskiego Wschodu i Azji Srodkowej w poszukiwaniu poznania, które, jak czuli, na pewno kiedys istnialo, ale którego prawie wszystkie slady gdzies zaginely. Po wielu ogromnych i nieprzewidzianych trudach odnalazl, wraz ze swoimi towarzyszami, zaledwie kilka osób i odizolowanych grup - za kazdym razem otrzymujac od nich fragmenty owego poznania - az do chwili, w której wrota pewnej szkoly, gdzie wreszcie pojal, jak mozna polaczyc wszystkie zasady ezoterycznego nauczania, stanely przed nim otworem. Szkole te nazywa po prostu Bractwem Swiatowym i nic poza tym o niej nie mówi. Od tego momentu, az do samej smierci, Gurdzijew zaczyna “zyc" tymi zasadami, wystawiajac je na próbe najsurowszych dyscyplin wewnetrznych. Gurdzijew wspomina równiez o trzecim cyklu swoich dziel, zatytulowanym Zycie jest rzeczywiste tylko wówczas, gdy “Ja jestem". Jego celem w tym cyklu bylo “asystowanie przy powstawaniu w mysli i czuciu czlowieka prawdziwego obrazu rzeczywistego swiata, zamiast swiata iluzorycznego, który czlowiek postrzega obecnie". Trzecia ksiazka sklada sie glównie z wypowiedzi i wykladów Gurdzijewa przeznaczonych dla jego uczniów. Ukazuje on w niej droge do bezposredniej pracy nad soba, wskazuje pulapki oraz udostepnia srodki umozliwiajace lepsze zrozumienie warunków wewnetrznych, niezbednych do samorozwoju czlowieka.  Od tlumacza wydania francuskiego Praca Gurdzijewa ma wiele aspektów. Ale bez wzgledu na to, w jakiej formie on sam sie wyraza, jego glos zawsze brzmi jak wezwanie. Gurdzijew apeluje do nas, poniewaz cierpi z powodu wewnetrznego chaosu, w jakim zyjemy. Wzywa nas do otwarcia naszych oczu. Pyta, dlaczego znalezlismy sie tutaj, czego pragniemy, jakim silom jestesmy posluszni. I przede wszystkim pyta nas, czy rozumiemy, czym jestesmy. Chce, zebysmy wszystko podali w watpliwosc. Poniewaz nalega i jego uporczywosc zmusza nas do odpowiedzi, powstaje w ten sposób zwiazek miedzy nim i nami, zwiazek, który stanowi integralna czesc jego pracy. Przez prawie czterdziesci lat jego wezwanie brzmialo z taka moca, ze przybywali do niego ludzie z calego swiata. Ale spotkanie z nim zawsze oznaczalo prawdziwa próbe. W jego obecnosci kazda postawa wydawala sie sztuczna. Zbyt ulegla albo przeciwnie, pretensjonalna, juz od pierwszej chwili padala w gruzach i nie pozostawalo nic oprócz ludzkiego istnienia obdartego z maski, przez moment ukazujacego sie takim, jakie naprawde jest. Bylo to doswiadczenie bezlitosne i dla niektórych nie do zniesienia. Ludzie nie potrafili mu przebaczyc, ze przejrzal ich na wskros, a gdy tylko znalezli sie poza zasiegiem jego wzroku, próbowali na wszelkie mozliwe sposoby usprawiedliwiac sie. Stad wlasnie wziely sie najbardziej niestworzone legendy. Samego Gurdzijewa smieszyly takie opowiesci. Posuwal sie nawet tak daleko, ze czasami - jesli tylko moglo to go uwolnic od ludzi ciekawskich, niezdolnych do zrozumienia sensu jego poszukiwan - sam je prowokowal. Co zas sie tyczy tych, którzy wiedzieli, jak sie do niego zblizyc, i dla których spotkanie z nim bylo punktem zwrotnym w ich zyciu, to kazda próba opisania ich doswiadczenia wydaje sie smieszna. Dlatego tez tak sporadyczne sa bezposrednie swiadectwa. Nie mozna jednak oddzielac wplywu, jaki Gurdzijew wywarl - i dalej wywiera - od Gurdzijewa-czlowieka. Uzasadniona jest zatem chec dowiedzenia sie czegos, chocby w zarysie, na temat jego zycia. Dlatego wlasnie jego uczniowie postanowili opublikowac te ksiazke, przeznaczona pierwotnie do czytania na glos dla ograniczonego kregu uczniów i gosci. Gurdzijew opowiada w niej o najmniej znanym okresie swojego zycia: dziecinstwie, mlodosci i pierwszych etapach swojego poszukiwania. Ale jesli Gurdzijew mówi o sobie, to czyni to zawsze posluszny celowi swego zycia. Z pewnoscia nie mamy tu do czynienia z autobiografia, w scislym tego slowa znaczeniu. Dla niego przeszlosc jest warta wspomnien tylko wówczas, gdy moze sluzyc za przyklad. Opowiadajac o swoich przygodach, nie proponuje, zeby je zewnetrznie nasladowac, lecz przedstawia zupelnie nowy sposób konfrontowania zycia, który bezposrednio nas dotyka i daje nam przedsmak rzeczywistosci innego rzedu. Gurdzijew nie byl i nie mógl byc jedynie pisarzem. Jego zadanie polegalo na czym innym. Gurdzijew byl mistrzem. Pojecie mistrza, tak popularne na Wschodzie, jest prawie zupelnie obce na Zachodzie. Nie przywoluje ono na mysl niczego konkretnego; jego zawartosc jest bardzo niejasna, wrecz podejrzana. Wedlug koncepcji tradycyjnych, funkcja mistrza nie ogranicza sie do nauczania doktryny, lecz zaklada równiez faktyczne wcielenie poznania, dzieki któremu mistrz moze obudzic innych ludzi i sama swoja obecnoscia pomóc im w poszukiwaniu. Jego zadaniem jest stworzenie warunków do doswiadczenia, które umozliwi jak najpelniejsze “przezycie" poznania. To jest prawdziwy klucz do zycia Gurdzijewa. Od chwili przyjazdu na Zachód Gurdzijew nieustannie pracowal nad tym, by zgromadzic wokól siebie grupe ludzi gotowych dzielic z nim zycie calkowicie nakierowane na rozwój swiadomosci. Wykladal im swoje idee, podtrzymywal i ozywial ich poszukiwanie, a takze przekonal ich, ze aby to doswiadczenie stalo sie pelne, musi ono obejmowac wszystkie aspekty istoty ludzkiej. Na tym wlasnie polega idea “harmonijnego rozwoju czlowieka", stanowiaca oparcie dla dzialan Instytutu, który Gurdzijew przez wiele lat próbowal powolac. Dazac do tego celu, musial toczyc nieustanna walke ze wszystkimi trudnosciami spowodowanymi wojna, rewolucja i wygnaniem, a takze z obojetnoscia jednych i wrogoscia drugich. By dac czytelnikowi pewne pojecie o tej walce i o jego niestrudzonej pomyslowosci w jej prowadzeniu, dodano jeden rozdzial, którego pierwotnie nie planowano wlaczyc do tej ksiazki. Jest to opowiesc, która Gurdzijew przedstawil pewnego wieczoru w odpowiedzi na pytanie - pozornie bardzo niedyskretne - dotyczace srodków finansowych Instytutu. To zadziwiajace opowiadanie, zatytulowane “Kwestie finansowe", moze przyczynic sie do lepszego zrozumienia tego, jak zycie oraz wszystkie dzialania mistrza sa podporzadkowane wypelnieniu jego misji.

 

 

Wprowadzenie

 

Uplynal dokladnie miesiac od chwili, w której ukonczylem prace nad pierwszym cyklem moich dziel, czyli dokladnie taki okres uplywu czasu, jaki zamierzalem przeznaczyc wylacznie na wypoczynek tych czesci mojej zbiorczej obecnosci, które sa podporzadkowane mojemu czystemu rozumowi. Zgodnie z tym, co napisalem w ostatnim rozdziale pierwszego cyklu [Ibid. str. 1236], przyrzeklem sobie, iz przez caly ten czas nie napisze ani slowa, lecz dla dobrego samopoczucia tych sposród owych podporzadkowanych czesci, które najbardziej na to zasluguja, powoli i ostroznie wypije wszystkie butelki starego kalwadosu z piwnicy winnej w Prieure - celowo umieszczone tam w poprzednim stuleciu przez ludzi potrafiacych zrozumiec prawdziwy sens zycia - które zrzadzeniem losu trafily do moich rak. W dniu dzisiejszym postanowilem, a obecnie pragne - wcale sie do tego nie zmuszajac, a wrecz przeciwnie, czyniac to z ogromna przyjemnoscia - ponownie zabrac sie do pisania, oczywiscie korzystajac tym razem nie tylko z pomocy wszystkich odpowiednich sil, lecz takze z prawowitych rezultatów kosmicznych, splywajacych ze wszystkich stron na moja osobe jako rezultat zyczen pomyslnosci od czytelników pierwszego cyklu. Proponuje obecnie nadac wszystkiemu, co napisalem w ramach drugiego cyklu, forme zrozumiala dla kazdego, majac jednoczesnie nadzieje, ze owe idee posluza za konstruktywny material przygotowawczy, sluzacy do zbudowania nowego swiata w swiadomosci stworzen do mnie podobnych; swiata wedlug mnie rzeczywistego, lub przynajmniej takiego, który na wszystkich poziomach ludzkiej mysli moze byc postrzegany, bez cienia watpliwosci, jako rzeczywisty, w przeciwienstwie do swiata iluzorycznego, jaki wyobrazaja sobie ludzie wspólczesni. I doprawdy rozum czlowieka wspólczesnego, niezaleznie od jego poziomu umyslowosci, potrafi poznawac swiat jedynie za pomoca danych, które ozywione przypadkowo lub w sposób zamierzony, powoduja powstanie w nim wszelkiego rodzaju dziwacznych impulsów. Z kolei owe impulsy, nieustannie wplywajac na tempo przeplywu wszystkich pojawiajacych sie w umysle skojarzen, stopniowo zupelnie dysharmonizuja caloksztalt jego funkcjonowania i przynosza tak oplakane skutki, iz kazdy czlowiek bedacy w stanie choc troche odizolowac sie od wplywów wywieranych przez ugruntowane juz anomalne warunki naszego zycia codziennego i sklonny potraktowac te sprawe powaznie poczuje zgroze wywolana na przyklad faktem, ze z kazdym dziesiecioleciem skraca sie dlugosc naszego zycia. Najpierw, aby “rozkolysac mysl", to znaczy ustanowic zgodny rytm zarówno mojego, jak i Twojego myslenia, pragne w pewnym stopniu skorzystac z przykladu Wielkiego Belzebuba i nasladowac forme myslenia, która stosowal ktos wysoce ceniony przez niego oraz przeze mnie, a byc moze juz takze przez Ciebie, dzielny czytelniku moich dziel - oczywiscie, o ile miales odwage przeczytac do samego konca caly pierwszy cykl. Innymi slowy, juz na samym poczatku mojego obecnego dziela chce przedstawic cos, co drogi nam wszystkim mulla Nassr Eddin [Mulla Nassr Eddin to legendarna postac bedaca uosobieniem modrosci ludowej, znana w wielu krajach Bliskiego Wschodu] nazwalby “delikatna kwestia filozoficzna". Pragne uczynic to na samym poczatku, poniewaz zarówno teraz, jak i w moich pózniejszych wywodach zamierzam obficie korzystac z wiedzy tego medrca, który zdobyl juz uznanie prawie na calym swiecie i któremu niedlugo, jak wiesc niesie, zostanie nadany przez wlasciwa osobe tytul “Jednego Jedynego". Obecnosc tej delikatnej kwestii filozoficznej mozna wyczuc juz w pewnego rodzaju zaklopotaniu, które nieuchronnie pojawi sie w swiadomosci kazdego czytelnika po przeczytaniu chocby tylko pierwszego ustepu niniejszego rozdzialu; wystarczy, ze porówna on liczne dane stanowiace baze jego pogladów na tematy medyczne z faktem, iz ja, autor ksiazki Opowiesci Belzebuba, po wypadku, który kosztowal mnie nieomal zycie, z nie w pelni jeszcze ustabilizowanym funkcjonowaniem mojego organizmu - co jest wynikiem nieustannego aktywnego wysilku, polegajacego na zapisywaniu moich mysli w celu jak najdokladniejszego przekazania ich innym ludziom - calkiem niezle w tym czasie wypoczalem, zawdzieczajac to glównie spozyciu nieumiarkowanej ilosci alkoholu w postaci wspomnianego powyzej starego kalwadosu i jego rozmaitych pelnokrwistych meskich krewnych. Tak naprawde, zeby zupelnie szczerze i wyczerpujaco ustosunkowac sie do owej postawionej impromptu delikatnej kwestii filozoficznej, nalezy najpierw sprawiedliwie osadzic wystepek, którego sie dopuscilem, polegajacy na niedokladnym wypelnieniu narzuconego sobie obowiazku wypicia wszystkich pozostalych jeszcze butelek wspomnianego wczesniej starego kalwadosu. Rzecz w tym, ze w okresie przeznaczonym na mój odpoczynek, wbrew calemu mojemu automatycznemu pragnieniu, nie potrafilem ograniczyc sie do pozostalych pietnastu butelek starego kalwadosu, o których wspomnialem w ostatnim rozdziale pierwszego cyklu, lecz bylem zmuszony polaczyc ich szlachetna zawartosc z zawartoscia dwustu innych butelek - których sam widok juz wprawia w zachwyt - nie mniej szlachetnego napoju, znanego pod nazwa stary armaniak, tak by owa suma substancji kosmicznych wystarczyla zarówno dla mnie, jak i dla calej bandy tych, którzy w ciagu ostatnich lat stali sie moimi niechybnymi pomocnikami w trakcie owych “swietych ceremonii". Zanim zapadnie nade mna wyrok, trzeba jeszcze wziac pod uwage fakt, iz juz od pierwszego dnia porzucilem swój zwyczaj picia armaniaku z tak zwanych kieliszków i zaczalem pic go w tak zwanych kuflach. I jak mi sie wydaje, stalo sie to instynktownie - najwyrazniej po to, by takze i tym razem zatryumfowala sprawiedliwosc. Dzielny czytelniku, nie wiem jak Twój, ale rytm mojego myslenia juz sie ustalil, tak ze bez zadnego przymusu moge znowu zaczac sie madrzyc na calego. W niniejszym, czyli drugim cyklu zamierzam, miedzy innymi, przedstawic i wyjasnic siedem powiedzen wywodzacych sie z zamierzchlej przeszlosci, które dotarly do nas w postaci napisów na róznych pomnikach, a które mialem okazje zobaczyc i odcyfrowac w trakcie moich podrózy. W tych powiedzeniach nasi odlegli przodkowie sformulowali pewne aspekty prawdy obiektywnej, dostrzegalne nawet dla rozumu czlowieka wspólczesnego. Powinienem wiec zaczac od powiedzenia, które oprócz tego, iz posluzy za dobry punkt wyjscia do nastepujacego pózniej wywodu, bedzie jednoczesnie stanowilo ogniwo laczace nas z ostatnim rozdzialem pierwszego cyklu. . To bardzo stare powiedzenie, wybrane przeze mnie na poczatek drugiego cyklu moich dziel, brzmi nastepujaco: Tylko ten zasluguje na miano czlowieka i moze liczyc na to, co przygotowano dla niego w Górze, kto zebraljuz odpowiednie dane, umozliwiajace zachowanie w stanie nienaruszonym zarówno wilka, jak i owcy powierzonej jego opiece. “Filologiczno-psychoskojarzeniowa analiza" owego powiedzenia naszych przodków, która przeprowadzili pewni wspólczesni uczeni mezowie - oczywiscie nie wywodzacy sie sposród tych wylegajacych sie na kontynencie europejskim - wyraznie pokazala, ze slowo “wilk" symbolizuje calosc zasadniczego i odruchowego funkcjonowania ludzkiego organizmu, zas slowo “owca" calosc funkcjonowania ludzkiego czucia. Co sie tyczy funkcjonowania ludzkiego myslenia, to we wspomnianym powiedzeniu reprezentuje je sam czlowiek - taki czlowiek, który w procesie swojego odpowiedzialnego zycia, dzieki swiadomym trudom i dobrowolnemu cierpieniu, uzyskal w swojej zbiorczej obecnosci odpowiednie dane, pozwalajace na stworzenie w dowolnej chwili warunków do wspólistnienia tych dwóch róznorodnych i wzajemnie obcych sobie stworzen. Tylko taki czlowiek moze liczyc na otrzymanie i stac sie godnym posiadania tego, co, jak twierdzi owo powiedzenie, jest przygotowane w Górze i ogólnie przynalezne ludziom. Jest rzecza ciekawa, ze wsród licznych przypowiesci i pomyslowych rozwiazan zawilych szarad, z których korzystaja rózne plemiona azjatyckie, istnieje jedno, wedlug mnie bardzo bliskie istocie przed chwila zacytowanego starego powiedzenia, w którym równiez pojawia sie wilk i - zamiast owcy - koza. Pytanie postawione w tej zawilej szaradzie brzmi nastepujaco: w jaki sposób czlowiek, który jest wlascicielem wilka, kozy i w danym wypadku równiez glowy kapusty, moze przewiezc je na drugi brzeg rzeki, pamietajac O tym, ze jego lódka moze pomiescic tylko jego samego oraz jedna z trzech czesci jego dobytku, i jednoczesnie, ze bez jego bezposredniej obserwacji oraz wplywu wilk w kazdej chwili moze zagryzc koze, a koza zjesc kapuste. Wlasciwa odpowiedz na te ludowa zagadke wyraznie pokazuje, ze przewoznikowi nie wystarczy sama pomyslowosc, która powinna cechowac kazdego normalnego czlowieka; osiagnie on swój cel pod warunkiem, ze nie bedzie leniwy l nie szczedzac sil przeplynie rzeke dodatkowy raz. Jesli powrócimy do sensu wybranego przeze mnie starego powiedzenia - zachowujac w pamieci sedno wlasciwego rozwiazania tej zagadki ludowej - i jednoczesnie pomyslimy o niej bez zadnych z góry wyrobionych opinii, które zawsze powstaja w wyniku bezczynnych mysli charakteryzujacych czlowieka wspólczesnego, to bedziemy musieli przyznac wlasnym rozumem i rozpoznac wlasnymi uczuciami, ze ten, kto nazywa siebie czlowiekiem, nigdy nie moze byc leniwy, lecz nieustannie wynajdujac przerózne kompromisy, musi walczyc z rozpoznanymi przez siebie slabosciami; w ten sposób osiagnie on wyznaczony cel, a mianowicie zachowa w stanie nienaruszonym oba powierzone opiece jego rozumu samodzielne zwierzeta, które juz w samej swojej esencji sa diametralnie rózne. Skonczywszy wczoraj to, jak je nazwalem, “madrzenie sie w celu rozkolysania mysli", dzisiaj rano wzialem ze soba rekopis zawierajacy streszczenie tego, co napisalem w ciagu dwóch pierwszych lat mojej dzialalnosci pisarskiej, a co mialo posluzyc mi za material do pierwszej czesci drugiego cyklu, i udalem sie do parku, aby zasiasc tam i popracowac w cieniu historycznej alei drzew. Po przeczytaniu dwóch albo trzech pierwszych stron zapomnialem o otaczajacym mnie swiecie i wpadlem w gleboka zadume nad tym, co mam pisac dalej; w ten sposób przesiedzialem do póznego wieczora nie napisawszy ani slowa. Owe rozwazania tak bardzo mnie pochlonely, ze ani razu nie spostrzeglem, jak moja najmlodsza bratanica - której zadaniem jest dopilnowanie, zeby kawa po arabsku, która lubie pic zwlaszcza wówczas, gdy wykonuje intensywna prace fizyczna albo umyslowa, nie wystygla - zmienila ja w filizance, jak sie pózniej dowiedzialem, dwadziescia trzy razy. Czytelniku, abys zrozumial powage tego pochlaniajacego mnie rozmyslania i chocby tylko w przyblizeniu wyobrazil sobie zawilosc mojego polozenia, musze Ci powiedziec, ze kiedy przeczytalem te stronice, przypomnialem sobie droga skojarzen cala zawartosc rekopisu, z którego zamierzalem skorzystac przy pisaniu niniejszego wprowadzenia, i stalo sie dla mnie jasne, iz po uzupelnieniach i zmianach, jakich dokonalem w trakcie koncowej redakcji pierwszego cyklu, wszystko to, nad czym, ze tak powiem, “wzdychalem" w czasie tylu bezsennych nocy, okazalo sie zupelnie bezuzyteczne. Zdawszy sobie z tego sprawe, mniej wiecej przez pól godziny doswiadczalem stanu, który mulla Nassr Eddin okresla slowami: “czuc sie wepchnietym w kalosze az po same brwi". Tak wiec w pierwszej chwili bylem gotów sie poddac i postanowilem napisac od nowa caly rozdzial. Jednakze pózniej, zupelnie automatycznie przypominajac sobie najprzerózniejsze zdania z mojego rekopisu, powrócilem mysla, miedzy innymi, do miejsca, w którym, chcac wyjasnic, dlaczego przyjalem postawe bezlitosnego krytyka literatury wspólczesnej, zacytowalem slowa pewnego sedziwego i inteligentnego Persa, które uslyszalem we wczesnej mlodosci i które moim zdaniem, najlepiej jak to jest mozliwe, opisuja cechy charakterystyczne cywilizacji wspólczesnej. Uznalem zatem, ze nie wolno mi pozbawiac czytelnika informacji o tym, co na ten temat zostalo powiedziane, jak równiez wszystkich innych, ze tak powiem, zrecznie umieszczonych we wspomnianym ustepie mysli, które dla kazdego, kto potrafi je odcyfrowac, moga sie okazac niezmiernie cennym materialem, umozliwiajacym wlasciwe zrozumienie tego, co w formie dostepnej dla kazdego poszukiwacza prawdy pragne naswietlic w dwóch pozostalych cyklach. A zatem wspomniane okolicznosci zmusily mnie do zastanowienia sie nad tym, w jaki sposób - nie pozbawiajac czytelnika tych wszystkich informacji - spowodowac, by forma przedstawienia tematu, która pierwotnie zastosowalem, odpowiadala formie wymaganej obecnie, dostosowanej do ogromnych zmian dokonanych przeze mnie w pierwszym cyklu. I rzeczywiscie, to, co napisalem w trakcie pierwszych dwóch lat praktykowania tego nowego dla mnie zawodu - który zreszta bylem zmuszony obrac - nie moglo odpowiadac temu, czego wymagala obecna sytuacja, poniewaz w pierwszej wersji zapisalem wszystko w formie streszczenia - które tylko ja jestem w stanie zrozumiec - zamierzajac nastepnie rozwinac caly zgromadzony material w trzydziestu szesciu ksiazkach, z których kazda miala byc poswiecona tylko jednej wybranej kwestii. Po uplywie dwóch lat zaczalem nadawac temu szkicowi forme przedstawienia tematu, która mogliby zrozumiec inni ludzie, przynajmniej ci wycwiczeni w tak zwanym mysleniu abstrakcyjnym. Poniewaz jednak stopniowo coraz lepiej opanowywalem sztuke ukrywania powaznych mysli w powabnej latwej do uchwycenia formie zewnetrznej i powodowania, by wszystkie mysli okreslane przeze mnie terminem “dostrzegalne tylko z uplywem czasu" wyplywaly z innych mysli, do których wspólczesni ludzie sa juz przyzwyczajeni, zmienilem zatem moja dotychczasowa zasade i zamiast osiagnac wyznaczony sobie cel dzieki pisaniu “na ilosc", przyjalem zasade, ze osiagne go wylacznie poprzez jakosc. Zaczalem wiec od poczatku przegladac wszystko, co zapisalem w streszczeniu - tym razem z zamiarem podzielenia calego materialu na trzy cykle, z których kazdy, w wersji ostatecznej, mial dzielic sie na kilka ksiazek. Fakt, iz zamyslilem sie dzisiaj tak gleboko, wynika byc moze takze z tego, ze nie dalej jak wczoraj na nowo odzylo w mojej pamieci stare powiedzenie: zawsze nalezy dazyc do tego, by wilk byt syty i owca cala. Kiedy wiec w Fontainebleau zapadl wreszcie zmierzch i unoszaca sie z ziemi slynna lokalna wilgoc zaczela przenikac moje “angielskie podeszwy", wplywajac w ten sposób na tok moich mysli, w górze zas rózne Bogu mile stworzenia, zwane ptaszkami, z coraz wieksza czestotliwoscia zaczely wywolywac mrozne doznanie na mojej zupelnie gladkiej czaszce, z mojej zbiorczej obecnosci wyplynela odwazna decyzja, by nie zwracac uwagi na nic i na nikogo, i po prostu wlaczyc do pierwszego rozdzialu drugiego cyklu to, co wspólczesni pisarze zawodowi nazwaliby wstawka dygresyjna, a mianowicie niektóre sprawiajace mi osobiscie przyjemnosc, wyszlifowane fragmenty wspomnianego rekopisu, i dopiero pózniej, kontynuujac prace, scisle trzymac sie zasady, jaka przyjalem przy pisaniu tego cyklu. Takie rozwiazanie jest chyba korzystne zarówno dla mnie, jak i dla czytelnika, poniewaz uchroni mnie od dodatkowego wytezania mojego i tak juz nadwerezonego mózgu, a czytelnik, szczególnie jesli przeczytal wszystko, co do tej pory napisalem, dzieki wspomnianej wyzej wstawce dygresyjnej bedzie w stanie wyobrazic sobie, jakiego rodzaju obiektywnie bezstronna opinia na temat skutków wywolanych sposobami manifestowania sie ludzi cywilizacji wspólczesnej ksztaltuje sie w psychice tych, którzy przypadkowo otrzymali nalezyte wychowanie. Niniejszemu wprowadzeniu, które pierwotnie zamierzalem umiescic w ksiedze trzydziestej, nadalem tytul: Dlaczego zostalem pisarzem i opisalem w nim wrazenia zebrane w trakcie mojego zycia, które stanowia podstawe mojego obecnego niezbyt pochlebnego zdania na temat przedstawicieli literatury wspólczesnej. W nawiazaniu do tego tematu, jak juz wspominalem, umiescilem we wprowadzeniu przemowe, która uslyszalem dawno temu, kiedy w mlodosci, podczas mojego pierwszego pobytu w Persji, uczestniczylem któregos dnia w zgromadzeniu perskiej inteligencji, poswieconemu literaturze wspólczesnej. Jednym z tych, którzy zywo brali udzial w owej debacie byl, wspomniany juz przeze mnie, sedziwy i inteligentny Pers; inteligentny nie w europejskim sensie tego slowa, ale w znaczeniu, w jakim pojmuje sie je na kontynencie azjatyckim, to znaczy nie tylko z punktu widzenia wiedzy, lecz takze bycia. Ów wszechstronnie wyksztalcony i szczególnie dobrze zorientowany w temacie kultury europejskiej Pers powiedzial miedzy innymi: - To wielka szkoda, ze obecny etap rozwoju kultury, który przyszle pokolenia, tak jak my, beda nazywaly “kultura europejska", stanowi w calym procesie doskonalenia sie ludzkosci okres pusty i nieudany. Dzieje sie tak dlatego, ze z punktu widzenia rozwoju umyslu, który jest glównym inspiratorem procesu samodoskonalenia, ludzie naszej cywilizacji nie sa w stanie przekazac w spadku potomnym nic wartosciowego. Na przyklad jednym z glównych srodków rozwoju umyslu czlowieka jest literatura. Ale co takiego ma nam do zaoferowania literatura wspólczesna? Zupelnie nic, z wyjatkiem rozwoju, ze tak sie wyraze, “prostytucji slowa". Moim zdaniem glównym powodem tej korupcji literatury wspólczesnej jest to, ze stopniowo cala uwaga pisarzy skupila sie nie na jakosci mysli i wiernosci jej przekazu, lecz jedynie na dazeniu do “zewnetrznego polysku" lub, jak to sie czasami nazywa, “pieknego stylu", w wyniku czego pojawilo sie to, co nazywam “prostytucja slowa". I faktycznie, mozesz spedzic caly dzien czytajac rozwlekla ksiazke i dalej nie wiedziec, co takiego autor chcial przekazac. Dopiero gdy juz ja prawie skonczyles, marnujac tyle swojego czasu - którego i tak brakuje ci nawet do wypelnienia elementarnych obowiazków narzuconych przez zycie - odkrywasz, ze cala ta symfonia opiera sie na malostkowej, niemal zupelnie bezwartosciowej idei. Cala literatura wspólczesna dzieli sie, pod wzgledem zawartosci, na trzy kategorie: pierwsza obejmuje tak zwany zakres naukowy, na druga skladaja sie opowiadania, a na trzecia tak zwane opisy. Ksiazki naukowe zawieraja z reguly wybór wszelkiego rodzaju starych hipotez, wymieszanych na rózne sposoby i zastosowanych do wyjasnienia rozmaitych nowych teorii, które dla wszystkich staly sie juz oczywiste. W opowiadaniach, znanych tez pod nazwa powiesci - na które równiez przeznaczono grube tomiska - prawie zawsze natrafia sie na nie szczedzace detali opisy, jak to niejaki Jan Jasinski i niejaka Maria Kowalska zadoscuczynili swojej “milosci" - temu swietemu uczuciu, które stopniowo w ludziach uleglo degeneracji z powodu ich slabosci i braku woli, a obecnie w czlowieku wspólczesnym calkowicie zamienilo sie w wystepek, mimo ze mozliwosc naturalnego manifestowania sie tego uczucia otrzymalismy od naszego Stwórcy w celu zbawienia naszych dusz i wzajemnego moralnego wsparcia, potrzebnego nam do w mi^re szczesliwego wspólnego zycia. Trzecia kategoria ksiazek zawiera opisy podrózy, przygód oraz flory i fauny z najprzerózniejszych krajów. Dziela tego rodzaju pisza z reguly ludzie, którzy nigdy nigdzie nie byli i w rzeczywistosci niczego na wlasne oczy nie widzieli; ludzie, którzy, jak to sie mówi, nigdy nie opuscili rodzinnych progów. Z nielicznymi wyjatkami wszyscy oni daja po prostu upust swojej wyobrazni lub przepisuja fragmenty z ksiazek napisanych przez innych, takich samych jak oni, minionych marzycieli. W obliczu tak slabego zrozumienia odpowiedzialnosci spoczywajacej na dzielach literackich i ich znaczenia wspólczesni pisarze, dazac do rozwoju coraz piekniejszego stylu, czesto wymyslaja wierszowany groch z kapusta, w celu uzyskania tego, co uwazaja za pieknie brzmiace rymy, i tym samym jeszcze bardziej zacieraja juz i tak watly sens wszystkiego, co pisza. Choc moze to wydac sie wam dziwne, moim zdaniem wielka krzywde wspólczesnej literaturze wyrzadzily gramatyki, a mianowicie gramatyki jezyków wszystkich narodowosci uczestniczacych w, jak to nazywam, “wspólnym katastrofonicznym koncercie" cywilizacji wspólczesnej. Niemal zawsze gramatyki tych róznych jezyków sa zbudowane sztucznie; zazwyczaj ulozyli je i w dalszym ciagu zmieniaja ludzie, którzy pod wzgledem rozumienia rzeczywistego zycia oraz stworzonego przez nie w celu utrzymywania wzajemnych stosunków jezyka sa prawe zupelnymi “analfabetami". Tymczasem u wszystkich narodów minionych epok, jak to bardzo dokladnie dokumentuje historia starozytna, gramatyke zawsze ksztaltowalo stopniowo samo zycie, zgodnie z róznymi etapami rozwoju tych narodów, warunkami klimatycznymi panujacymi w glównym miejscu ich egzystencji i podstawowa metoda zdobywania pozywienia. W dzisiejszej cywilizacji gramatyki niektórych jezyków do tego stopnia wypaczaja znaczenie tego, co chcial przekazac autor, iz czytelnik, szczególnie jesli jest obcokrajowcem, nie ma zadnej mozliwosci uchwycenia chocby kilku plochych mysli, które wyrazone inaczej, to znaczy bez uzycia danej gramatyki, byc moze móglby jeszcze zrozumiec. Aby lepiej wyjasnic to, co przed chwila powiedzialem - kontynuowal ów sedziwy i inteligentny Pers - przedstawie pewien epizod z mojego zycia. Jak wiecie, jedyny bliski krewny, jaki mi pozostal, to mój bratanek ze strony ojca, który kilka lat temu odziedziczyl szyb naftowy polozony niedaleko Baku i musial sie tam przeprowadzic. Od czasu do czasu udaje sie wiec w podróz do tego miasta, poniewaz mój bratanek, zawsze zajety licznymi interesami handlowymi, rzadko kiedy moze mnie, swojego starego wuja, odwiedzic tutaj, w miejscu naszych narodzin. Obecnie okreg obejmujacy szyby naftowe, jak równiez samo miasto Baku naleza do Rosji, która jako jeden z duzych narodów wspólczesnej cywilizacji produkuje obfitosc literatury. Prawie wszyscy mieszkancy Baku i okolic naleza do róznych narodowosci, które nie maja nic wspólnego z narodowoscia rosyjska; w swoich domostwach mówia oni wlasnymi jezykami, ale w stosunkach ze swiatem zewnetrznym zmuszeni sa uzywac rosyjskiego. W trakcie moich wizyt nawiazalem tam kontakty z róznymi ludzmi, a poniewaz moje osobiste potrzeby wymagaly tego, zebym byl w stanie z nimi rozmawiac, postanowilem nauczyc sie tego jezyka. W przeszlosci przyszlo mi nauczyc sie juz tylu jezyków, ze rosyjski nie stanowil dla mnie zadnej trudnosci. Tak wiec wkrótce potrafilem calkiem plynnie nim sie poslugiwac, ale oczywiscie, jak wszyscy tubylcy, z akcentem i tylko do pewnego stopnia. Jako ktos, kto niejako moze sie uwazac za “lingwiste", czuje sie zobowiazany zwrócic przy tej okazji uwage na fakt, iz nie mozna myslec w jezyku obcym - nawet gdy sie go opanowalo do perfekcji - jesli nadal mówi sie w rodzimym lub w jakims innym jezyku, w którym czlowiek przywykl myslec. Dlatego tez, kiedy zaczalem mówic po rosyjsku, ciagle jednak myslac po persku, szukalem w umysle rosyjskich slów, które odpowiadalyby moim perskim myslom. I wlasnie wtedy zdalem sobie sprawe z róznych niespójnosci - w pierwszej chwili zupelnie dla mnie niezrozumialych - obecnych w tym wspólczesnym i cywilizowanym jezyku. Czasami z ich powodu nie mozna bylo dokladnie przekazac nawet najprostszych i najpospolitszych wyrazen opisujacych nasze mysli. Poniewaz problem ten mnie interesowal, a jednoczesnie nie spoczywaly na mnie zadne zyciowe obowiazki, zabralem sie najpierw do studiowania gramatyki rosyjskiej, a pózniej gramatyk kilku innych jezyków wspólczesnych. Pojalem wówczas, ze przyczyna zauwazonych przeze mnie niespójnosci sa owe sztucznie skonstruowane ichnie gramatyki. Wlasnie wtedy zrodzilo sie we mnie, wyrazone juz wczesniej, niezachwiane przekonanie, a mianowicie, ze gramatyki jezyków, w których powstaja dziela literatury wspólczesnej, sa wymyslem osób, które z punktu widzenia prawdziwej wiedzy znajduja sie na poziomie nizszym niz zwykli prosci ludzie. Niechaj to, co przed chwila powiedzialem, zilustruje jedna z licznych, dostrzezonych przeze mnie juz na samym poczatku niespójnosci wystepujacych w jezyku rosyjskim, która zainspirowala mnie do podjecia szczególowych badan tej kwestii. Pewnego razu, kiedy rozmawialem po rosyjsku i jak zwykle tlumaczylem moje mysli, które formowaly sie w jezyku perskim, odczulem potrzebe skorzystania z czesto uzywanego przez nas, Persów, w rozmowie wyrazenia mian-diaram, które po francusku znaczy je dis, a po angielsku I say. Ale bez wzgledu na to, jak bardzo staralem sie odszukac w pamieci rosyjski odpowiednik, mimo ze znalem juz wtedy prawie wszystkie rosyjskie slowa uzywane w literaturze albo w zwyklych kontaktach miedzy ludzmi o róznym poziomie umyslowosci, nie potrafilem znalezc takiego wyrazenia. Fakt, ze nie udalo mi sie znalezc slowa odpowiadajacego temu prostemu, tak czesto przez nas uzywanemu wyrazeniu, tlumaczylem najpierw tym, ze po prostu takiego slowa jeszcze nie poznalem. Zaczalem wiec szukac go w moich licznych slownikach i wypytywac róznych ludzi, uznanych za autorytety w tej dziedzinie, o rosyjskie slowo, które znaczeniowo odpowiadaloby znanemu mi perskiemu wyrazeniu. Okazalo sie jednak, ze we wspólczesnym rosyjskim takie slowo nie istnieje, a zamiast niego uzywa sie wyrazenia ja gawarju, co po persku znaczy mian-soil-jaram, po francusku je parle, a po angielsku I speak. Poniewaz tak jak ja jestescie Persami i dysponujecie taka sama zdolnoscia umyslowa, umozliwiajaca przyswajanie znaczenia przekazywanego za pomoca slów, chcialbym was zapytac: czy ja lub jakikolwiek inny Pers czytajacy we wspólczesnej literaturze rosyjskiej slowo odpowiadajace znaczeniem perskiemu soil-jaram, móglby, nie odczuwajac przy tym zadnego instynktownego poruszenia, przyjac je za równoznaczne ze slowem diaram. Oczywiscie, ze nie; soil-jaram i diaram - innymi slowy: mówic i powiadac - to dwa calkiem odmienne doswiadczane dzialania. Ten drobny przyklad jest znamienny dla tysiecy innych niespójnosci wystepujacych we wszystkich jezykach uzywanych przez ludzi reprezentujacych tak zwany “kwiat wspólczesnej cywilizacji". Wlasnie owe niespójnosci powoduja, iz dzisiejsza literatura nie moze sluzyc za podstawowy srodek rozwoju umyslów ludzi uwazanych za przedstawicieli tej cywilizacji, a takze tych, którym obecnie - z przyczyn oczywiscie przeczuwanych juz przez pewne osoby nie pozbawione zdrowego rozsadku - zabraklo niejako szczescia i zamiast nadania statusu czlowieka cywilizowanego uznano ich, jak wskazuja na to dane historyczne, za zacofanych. W wyniku tych wszystkich niespójnosci jezykowych wystepujacych w literaturze wspólczesnej kazdy czlowiek - zwlaszcza przedstawiciel rasy, która nie nalezy do cywilizacji wspólczesnej - dysponujacy mniej wiecej normalna zdolnoscia myslenia i potrafiacy nadac slowom ich rzeczywiste znaczenie, slyszac lub czytajac jakies slowo uzyte niewlasciwie, jak chocby w podanym przed chwila przykladzie, oczywiscie bedzie pojmowal mysl przewodnia zdania w zgodzie z tym niewlasciwie uzytym slowem i w rezultacie zrozumie cos calkiem odmiennego od tego, co to zdanie mialo wyrazic. Mimo ze umiejetnosc uchwycenia znaczenia zawartego w slowach rózni sie u róznych ras, niemniej jednak dane umozliwiajace doznawanie doswiadczanych dzialan, powtarzajacych sie i utrwalonych w procesie ludzkiego zycia, jednakowo ksztaltuje w nich wszystkich samo zycie. Juz sam brak we wspólczesnym rosyjskim slowa, które dokladnie oddawaloby znaczenie przytoczonego przykladowo perskiego slowa diaram, potwierdza moje, ponoc nieuzasadnione twierdzenie, ze niepismiennym parweniuszom naszych czasów, którzy nie tylko sami nazywaja sie “gramatologami", lecz co gorsza, za takich uwazaja ich tez inni, udalo sie przeksztalcic jezyk wypracowany przez samo zycie w, ze sie tak wyraze, niemiecki ersatz. Musze wam w tym miejscu wyznac, ze kiedy w celu ustalenia przyczyn tych licznych niespójnosci zaczalem studiowac gramatyke rosyjska oraz gramatyki kilku innych jezyków wspólczesnych, postanowilem - jako ze w ogóle pociaga mnie filologia - zapoznac sie równiez z historia powstania i rozwoju jezyka rosyjskiego. Moje badania wykazaly, iz uprzednio zawieral on slowa, które dokladnie odpowiadaly wszystkim doswiadczanym dzialaniom, utrwalonym juz w procesie ludzkiego zycia. I jedynie wówczas, gdy osiagnawszy na przestrzeni wieków wzglednie wysoki poziom rozwoju, jezyk ten stal sie narzedziem uzywanym do “ostrzenia kruczych dziobów", czyli wymadrzania sie rozmaitych niepismiennych parweniuszy, wiele slów uleglo wypaczeniu lub nawet zupelnie wyszlo z uzycia wylacznie dlatego, ze ich brzmienie nie odpowiadalo wymaganiom cywilizowanej gramatyki. Wsród nich znalazlo sie równiez poszukiwane przeze mnie slowo, dokladnie odpowiadajace naszemu diaram, które wymawiano: skazywaju. Godnym uwagi jest fakt, ze slowo to zachowalo sie do dnia dzisiejszego, ale uzywaja go, w sposób dokladnie odpowiadajacy jego znaczeniu, wylacznie ci ludzie narodowosci rosyjskiej, którym udalo sie uniknac skutków wspólczesnej cywilizacji, czyli ludzie z róznych prowincji polozonych z dala od jakiegokolwiek centrum kulturalnego. Ta sztucznie wymyslona gramatyka dzisiejszych jezyków, której na calym swiecie musi sie uczyc mlode pokolenie, to w moim przekonaniu jedna z podstawowych przyczyn tego, ze u wspólczesnych Europejczyków rozwinela sie tylko jedna z trzech grup niezaleznych danych, koniecznych do pozyskania zdrowego ludzkiego rozumu, a mianowicie tak zwane myslenie, które zdaje sie dominowac ich indywidualnosc; tymczasem, jak o tym wie kazda obdarzona normalnym rozumem osoba, dostepne czlowiekowi rzeczywiste rozumienie nie moze sie uksztaltowac bez czucia i instynktu. Podsumowujac wszystko, co powiedzialem na temat dzisiejszej literatury, nie potrafie znalezc lepszego okreslenia niz to, ze “jest ona pozbawiona duszy". Wspólczesna cywilizacja zniszczyla zarówno dusze literatury, jak i wszystkiego, na co zwrócila swoja laskawa uwage. Moja bezlitosna krytyka tego wytworu nowoczesnej cywilizacji znajduje tym wieksze uzasadnienie, jesli wezmiemy pod uwage fakt, ze zgodnie z najbardziej wiarygodnymi danymi historycznymi, które dotarly do nas z odleglej przeszlosci, dysponujemy konkretnymi informacjami o tym, iz literatura minionych cywilizacji potrafila w duzej mierze wspomagac rozwój ludzkiego umyslu; przekazywane z pokolenia na pokolenie rezultaty tego rozwoju sa odczuwalne nawet po uplywie wielu stuleci. Uwazam, ze czasami kwintesencje danej idei doskonale przekazuja anegdoty i przypowiesci, których autorem jest samo zycie. Tak wiec, zeby uwidocznic róznice miedzy literatura wspólczesnej i minionych cywilizacji, chce tym razem skorzystac z dobrze znanej w Persji przypowiastki, zatytulowanej Rozmowa dwóch wróbli. Anegdota ta opowiada o dwóch wróblach, mlodym i starym, które pewnego razu przysiadly na gzymsie wysokiego domu. Wdaly sie one wlasnie w dyskusje na temat wydarzenia, które wsród wróbli stalo sie “palaca sprawa"; spowodowal je sluzacy mully, który na miejsce, gdzie wróble zwykly sie gromadzic i baraszkowac, wyrzucil przez okno cos, co wygladalo jak resztki owsianki, ale okazalo sie posiekanym korkiem; kilka mlodych, jeszcze niedoswiadczonych wróbli spróbowalo go i malo co nie peklo. Mówiac o tym, stary wróbel niespodziewanie nastroszyl pióra i z bolesnym grymasem zaczal szukac pod skrzydlem dokuczajacych mu pchel, majacych zwyczaj legnac sie na niedokarmionych wróblach; zlapawszy jedna, powiedzial wzdychajac gleboko: “Czasy bardzo sie zmienily; dzisiaj nasze bractwo nie ma juz z czego wyzyc. Dawniej, tak samo jak dzisiaj, siadalysmy gdzies tutaj na dachu, zapadajac spokojnie w drzemke, gdy nagle dobiegal nas z ulicy halas, brzek albo loskot, a zaraz potem roznosil sie zapach, od którego wypelniala nas radosc; mialysmy wtedy pewnosc, ze kiedy sfruniemy na ziemie i dolecimy do miejsca, w którym to wszystko sie wydarzylo, bedziemy mogly zaspokoic nasze podstawowe potrzeby. I dzisiaj nie brakuje halasu, brzeku oraz wszelakiego loskotu, wraz z którym takze roznosi sie zapach; tylko ze ta won jest prawi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin