39. Przygody Trzech Detektywów Tajemnica zamku grozy.pdf

(534 KB) Pobierz
Hitchcock Alfred - Tajemnica zamku grozy
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA ZAMKU
GROZY
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(PrzełoŜyła: ANNA IWAŃSKA)
Wstęp Alfreda Hitchcocka
- Ustawicznie coś przedstawiam. Przez wiele lat były to moje filmy - trzymające w
napięciu, pełne tajemnic historie. Teraz przyszło mi przedstawić trzech chłopców, którzy zwą
siebie Trzema Detektywami, rozbijają się po okolicy ozdobionym złoceniami rolls-royce’em i
rozwiązują wszelkiego rodzaju zagadki i tajemnice. Niedorzeczność, prawda?
Szczerze mówiąc, wolałbym nie mieć do czynienia z tymi chłopcami, ale nieopatrznie
coś przyrzekłem, a jestem człowiekiem, który dotrzymuje słowa, nawet jeśli zostało ono, jak
zobaczycie, wymuszone podstępem.
A więc do rzeczy. Trzema Detektywami są Bob Andrews, Pete Crenshaw i Jupiter
Jones. Mieszkają w Rocky Beach, kalifornijskim mieście na wybrzeŜu Pacyfiku, oddalonym
o kilkanaście kilometrów od Hollywoodu.
Bob Andrews, mały, lecz niezmordowany chłopiec, jest typem pilnego ucznia, nie
pozbawionym jednak Ŝyłki przygody. Pete Crenshaw, najbardziej wysportowany z trójki, jest
raczej wysoki i muskularny. Jupiter... powstrzymam się od wyraŜenia mojej osobistej opinii o
mistrzu Jonesie. Wyrobicie sobie własną w trakcie czytania tej ksiąŜki. Ja ograniczę się
jedynie do faktów.
A więc, choć kusi mnie nazwać Jupitera opasłym, powtórzę za jego przyjaciółmi, Ŝe
jest krępy. Jako zupełnie małe dziecko pojawił się na ekranach telewizyjnych w serialu o
przygodach grupy zabawnych szkrabów, pod tytułem “Małe Urwisy”. Serialu tego, co
stwierdzam z przyjemnością, nigdy nie oglądałem. Podobno Jupiter występował tam w roli
Małego Tłuścioszka i rzekomo był tak rozkoszny i przemądrzały, Ŝe wywoływał salwy
śmiechu u milionów widzów, nawet kiedy zdarzało mu się znaleźć w wielce kłopotliwych
sytuacjach.
To doświadczenie zostawiło w Jupiterze lęk przed śmiesznością. Chciał, by brano go
powaŜnie, i wcześnie nauczył się czytać. Natychmiast zaczął połykać wszystkie ksiąŜki, jakie
tylko wpadły mu w ręce - z dziedziny nauk przyrodniczych, psychologii, kryminologii i wiele
innych. Dzięki swej doskonałej pamięci zachował w głowie większość tego, co przeczytał. W
krótkim czasie nauczyciele przestali się z nim wdawać w spory na omawiane tematy.
Jeśli macie juŜ uczucie, Ŝe Jupiter jest raczej nie do zniesienia, muszę się z Wami
zgodzić. Mówiono mi jednak, Ŝe ma wielu oddanych przyjaciół. Z drugiej strony, czy moŜna
polegać na gustach młodych ludzi?
Mógłbym powiedzieć Wam wiele więcej o Jupiterze i pozostałych chłopcach.
Mógłbym... ale myślę, Ŝe wypełniłem juŜ swój przykry obowiązek. Jeśli dotąd nie
zaniechaliście czytania tego wstępu, jesteście zapewne tak jak i ja zadowoleni, Ŝe dobiegł
końca. Teraz nastąpią atrakcje.
Alfred Hitchcock
Rozdział 1
Trzej Detektywi
Bob Andrews zaparkował rower przed swym domem w Rocky Beach i wszedł do
środka. Ledwie zdąŜył zamknąć za sobą drzwi wejściowe, gdy zawołała go mama:
- Robert?! Czy to ty?
- Tak, mamo.
Bob wszedł do kuchni, gdzie jego mama, szczupła szatynka, zajęta była pieczeniem
ciasta.
- Jak ci poszło dziś w bibliotece? - zapytała.
- Okay - odpowiedział krótko. W końcu w bibliotece nie działo się nic ciekawego.
Miał tam dorywczą pracę. Sortował zwrócone ksiąŜki, pomagał teŜ przy katalogowaniu.
- Telefonował twój przyjaciel Jupiter - mama Boba wałkowała ciasto na stolnicy. -
Zostawił dla ciebie wiadomość.
- Wiadomość! - wykrzyknął Bob z nagłym oŜywieniem. - Jaką?
- Zapisałam na kartce, którą mam w kieszeni. Wyjmę ją, jak tylko skończę z tym
ciastem.
- Czy nie pamiętasz, co powiedział? MoŜe mnie potrzebuje!
- Potrafię zapamiętać zwykłą wiadomość, ale Jupiter takich nie zostawia. Jego
zlecenia są zawsze ekscentryczne.
- Jupe lubi niezwykłe słowa - Bob starał się opanować zniecierpliwienie. - Przeczytał
okropnie duŜo ksiąŜek. Czasem rzeczywiście trudno go zrozumieć.
- Nie tylko czasem - odparowała mama. - To nieprzeciętny chłopiec. Nigdy się nie
domyślę, jak znalazł mój pierścionek zaręczynowy.
Zdarzyło się to poprzedniej jesieni. Mama Boba zgubiła pierścionek z brylantem.
Właśnie przyszedł Jupiter Jones i poprosił, Ŝeby mu opowiedziała wszystko, co robiła tego
dnia, krok po kroku. A potem poszedł do spiŜarni, sięgnął za rząd słoików z marynowanymi
pomidorami i wyciągnął pierścionek. Po prostu pani Andrews połoŜyła go na półce, kiedy
zabrała się do wygotowywania słoików.
- Nie mam pojęcia, jak on zgadł, Ŝe pierścionek tam właśnie będzie.
- Nie zgadł, tylko wywnioskował. Tak pracuje jego umysł... Mamo, czy moŜesz mi juŜ
przekazać tę wiadomość?
- Za chwilę. - Mama przeciągnęła wałkiem po cieście. - Nawiasem mówiąc, co to za
historia była we wczorajszej gazecie... podobno Jupiter wygrał rolls-royce’a na trzydzieści
dni?
- To był konkurs ogłoszony przez agencję “Wynajmij auto i w drogę”. Postawili w
swoim oknie wystawowym wielki słój z fasolą i oferowali darmowe wynajęcie rolls-royce’a
wraz z szoferem na trzydzieści dni temu, kto poda najbardziej przybliŜoną liczbę ziaren
fasoli. Jupiter zastanawiał się przez trzy dni, ile ziaren trzeba, Ŝeby wypełnić taki słój. No i
wygrał... mamo, wyciągnij juŜ, proszę, tę wiadomość.
- Dobrze, dobrze - mama wytarła umączone ręce. - Ale co, na Boga, Jupiter będzie
robił z rolls-royce’em i szoferem, choćby tylko przez trzydzieści dni?
- Widzisz, mamo, myślimy... - Ale pani Andrews nie słuchała.
- W dzisiejszych czasach moŜna wygrać niemal wszystko - mówiła. - Czytałam o
kobiecie, która wygrała w turnieju telewizyjnym łódź mieszkalną. Ona mieszka w górach i
teraz głowi się, co począć z tą łodzią.
Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła karteczkę.
- Masz tę wiadomość: “Zielona Furtka. Prasa w ruchu”.
- Świetnie, mamo, dzięki! - Bob popędził do drzwi frontowych, ale mama zatrzymała
go.
- Robert! Co, na litość boską, znaczy ta wiadomość. Czy to rodzaj szyfru?
- Nie, to prosty, potoczny język. Muszę się naprawdę spieszyć!
Czmychnął za drzwi, skoczył na rower i ruszył do składu złomu Jonesa.
Kiedy jechał rowerem, aparat usztywniający nogę prawie mu nie przeszkadzał. Bob
“wygrał aparat”, jak to określił doktor Alvarez, dzięki własnej głupocie. Usiłował się wspiąć
w pojedynkę na jedno ze wzgórz otaczających Rocky Beach. Miasto leŜy na równinie
ograniczonej z jednej strony Oceanem Spokojnym, z drugiej - Górami Santa Monica. Jako
góry są one niewielkie, lecz jeśli traktować je jako wzgórza, są bardzo wysokie. Bob toczył
się po stoku przez jakieś sto pięćdziesiąt metrów i wylądował na dole z nogą złamaną w kilku
miejscach. W szpitalu zapewniono go, Ŝe ustanowił w tym względzie rekord.
Doktor Alvarez pocieszył chłopca, Ŝe aparat zostanie po pewnym czasie zdjęty i Bob
zapomni, Ŝe go kiedykolwiek nosił. Niekiedy stanowił pewną uciąŜliwość, ale przewaŜnie nie
przeszkadzał mu zupełnie.
Bob wyjechał juŜ z centrum miasta i zbliŜał się do składu złomu Jonesa. Zwał się on
kiedyś “Graciarnią Jonesa”, ale Jupiter przekonał swego wuja, Ŝe nazwę trzeba zmienić.
Oprócz normalnego złomu w składzie znajdowało się wiele niezwykłych artykułów, ludzie
ściągali więc z bardzo odległych miejsc w poszukiwaniu towaru, którego nie moŜna było
Zgłoś jeśli naruszono regulamin