Nurowska Panny i wdowy, Zdrada.txt

(457 KB) Pobierz
Maria Nurowska

Panny i wdowy

Zdrada
Tamtego jesiennego dnia, po 
powrocie do domu nie mog�a nic 
powiedzie�. G�os uwi�z� jej w 
gardle. Sta�a w drzwiach, nagle 
si�y odm�wi�y jej pos�usze�stwa, 
opar�a si� wi�c o framug�. 
Tadeusz podszed� do niej i 
wprowadzi� j� do �rodka. 
- Zm�czy�a� si�? - spyta� 
pomagaj�c jej zdj�� p�aszcz. 
W milczeniu pokr�ci�a g�ow�. 
Dopiero kiedy usiad�a w fotelu, 
czy raczej, kiedy on j� tam 
posadzi�, rzek�a z wysi�kiem:
- Odnalaz�am Zuzi�. 
D�ug� chwil� patrzyli na 
siebie w milczeniu. 
- Nie mog� si� myli�. To ona. 
I znowu cisza.
- Pomo�esz mi?
- Je�eli tylko b�d� m�g�... 
- Nosi nazwisko Walczak. Wi�c 
widocznie zosta�a adoptowana. 
Nic o nich nie wiem, o tych 
ludziach. Posy�aj� j� do szko�y 
muzycznej... wi�c... maj� jak�� 
wyobra�ni�... By� mo�e 
zrozumiej�, �e... �e Zuzia musi 
wr�ci� do swojego nazwiska. Musi 
odzyska� prawdziwy �yciorys. 
Tadeusz podszed� do biurka i 
zapali� papierosa. Sta� 
odwr�cony do Eweliny ty�em. 
- A je�eli si� jednak mylisz?
- Nie. Na pewno nie, To Zuzia. 
To c�rka Jasia. Nie umiem ci 
powiedzie�, co czu�am, gdy na 
mnie spojrza�a... jego oczami... 
Tadeusz... czy ty rozumiesz, co 
si� sta�o? Odzyska�am rodzin�...
Nagle si� rozp�aka�a. �zy la�y 
si� jej po policzkach i nie by�o 
si�y, kt�ra mog�aby je 
powstrzyma�. Wraz z nimi 
wydostawa�o si� na zewn�trz to 
wszystko, co do tej pory tkwi�o 
w niej gdzie� bardzo g��boko. 
Powstanie, �mier� Andrzeja, 
�agier, �mier� Hansa, �mier� 
Jasia, �mier� Suzanne, utrata 
domu. �zy by�y jak oczyszczenie. 
Tadeusz musia� sobie z tego 
zdawa� spraw�, bo nie pr�bowa� 
jej przeszkodzi� �adnym s�owem 
ani gestem, tylko wyszed� do 
drugiego pokoju. By�a mu za to 
wdzi�czna. Kiedy si� wreszcie 
uspokoi�a, zaproponowa�, �eby 
poszli co� zje��. 
- Popatrz, jak ja wygl�dam - 
rzek�a schrypni�tym g�osem. 
- W moich oczach jeste� zawsze 
pi�kna - odrzek�. 
- I twoje oczy mi wystarcz�. 
Oraz to, co masz w spi�arni. 
Usma�y� jej omlet i zaparzy� 
herbat�, sobie tylko wiadomym 
sposobem. Doskona��, pe�n� 
aromatu. 
- Jak si� do tego zabra� - 
my�la�a g�o�no. - Na pewno oprze 
si� to wszystko o s�d. B�d� 
musia�a udowodni�, �e jestem 
ciotk� Zuzi... I �e musimy by� 
razem... Musz� si� rozejrze� za 
jak�� prac�... Nie mog� by� 
teraz bezrobotna. Mo�e 
rzeczywi�cie zaczn� pisywa� do 
tego twojego "�owcy"... 
- Je�eli ju�, to do "�owca" - 
u�miechn�� si�. - A poza tym 
troch� si� z tym sp�ni�a�, bo 
mnie te� stamt�d chc� wysiuda�. 
Nast�pi�o przegrupowanie, 
nowobogaccy uro�li w si��, a 
by�e ziemia�stwo oblecia� 
jeszcze wi�kszy tch�rz. Wi�c 
pora pakowa� manatki i wynosi� 
si� z tego miasta. 
- Jak to? - spyta�a przestaj�c 
je��. - Chcesz wyjecha� teraz? W 
takiej chwili? Przecie� 
obieca�e� mi pom�c... Je�eli nie 
odzyskam Zuzi, ju� nie b�d� 
mog�a normalnie �y�. 
- Ewelino - powiedzia� wolno - 
a nie przysz�o ci do g�owy, �e 
mo�esz skomplikowa� �ycie tej 
dziewczynce. Ona ma teraz dom, 
rodzic�w. Wraz z twoim 
pojawieniem si� wszystko si� jej 
zawali. By� mo�e ci� 
znienawidzi. 
- Trudno. Nie mog� dopu�ci�, 
aby jedyna c�rka Jasia nosi�a 
inne nazwisko. Zuzia to 
przed�u�enie Lechic, o kt�re 
Suzanne tak zawsze walczy�a. 
Odda�a za nie �ycie. Pojecha�a 
wtedy do Milan�wka, �eby zdoby� 
pieni�dze na remont dachu. To j� 
zabi�o. 
- A jakby nie pojecha�a, 
znalaz�aby si� z tob� w �agrze i 
pewnie by ju� stamt�d nie 
wr�ci�a. Syberyjski klimat na 
pewno okaza�by si� dla niej 
zab�jczy. To ju� by�a przecie� 
mocno starsza pani. Wi�c nie 
wolno ci my�le� w taki spos�b. 
Powinna� wzi�� tak�e pod uwag� 
uczucia tego dziecka. 
- Wszyscy Lechiccy musz� 
cierpie� - odrzek�a twardo. 
- To bzdura!
- Nad naszym rodem ci��y 
fatum, kobiety umieraj� 
tragicznie, a m�czy�ni ko�cz� 
samob�jstwem. M�j dziadek, 
ojciec... targn�li si� na siebie 
w taki sam spos�b... Babka i jej 
siostra umar�y w po�ogu... 
- To dlatego nie masz dziecka? 
- spyta� cicho. 
- Nie, nie dlatego... Moja 
matka zosta�a zamordowana przez 
jakiego� szale�ca... wi�c, jak 
widzisz, los dopuszcza r�ne 
warianty zgon�w, byle za 
m�odu... A od w�asnego losu nie 
mo�na uciec. Zuzia musi 
wiedzie�, kim jest... - urwa�a 
przechwytuj�c dziwny wzrok 
Tadeusza. - Pewnie s�dzisz, �e 
zwariowa�am.
- Nie chcia�bym, �eby� tak 
my�la�a o przesz�o�ci. 
- To s� wszystko fakty. 
- Prawie ka�da polska rodzina 
mo�e ci poda� tak� wyliczank�. 
- Ja pochowa�am ca�� swoj� 
rodzin�. 
- Przecie� jest jeszcze Zuzia. 
- Dlatego musz� j� odzyska�. 
W nocy nie mog�a spa�, 
obmy�laj�c spos�b, w jaki 
mog�aby si� do Zuzi zbli�y�. Ale 
mo�liwo�ci mia�a raczej 
ograniczone. Mog�a tylko 
czatowa� na ni� pod szko�� 
muzyczn�. I czyni�a to przez 
kilka dni z rz�du, niestety bez 
skutku. Dziewczynki nie by�o 
po�r�d opuszczaj�cych szko�� 
uczni�w. Chc�c mie� ca�kowit� 
pewno��, czeka�a do momentu, a� 
w oknach pogasn� �wiat�a. 
Wraca�a do domu nieludzko 
zm�czona, zgrabia�ymi z zimna 
r�koma pr�bowa�a zapali� gaz pod 
czajnikiem. Wypija�a gor�c� 
herbat� i wsuwa�a si� pod 
ko�dr�, d�ugo nie mog�c si� 
rozgrza�. Podczas jednego z 
takich "dy�ur�w" zauwa�y�a po 
drugiej stronie ulicy Tadeusza. 
Przystan�� w pewnej odleg�o�ci, 
a potem zacz�� si� przechadza� 
tam i z powrotem. W pierwszej 
chwili wpad�a w pop�och, ale 
potem uczu�a co� na kszta�t 
wdzi�czno�ci, �e obok jest kto� 
�yczliwy. Kto�, kto zrozumia�, 
jak bardzo czu�a si� samotna 
stoj�c na czatach. Od tego dnia 
Tadeusz pojawia� si� na Miodowej 
regularnie, towarzysz�c Ewelinie 
z daleka, do��cza� do niej 
dopiero, kiedy schodzi�a ze 
swojego posterunku. Szli obok 
siebie bez s�owa w stron� 
przystanku. 
- Mo�e ona zrezygnowa�a ze 
skrzypiec - odezwa�a si� za 
kt�rym� razem Ewelina. 
- Raczej ma�o prawdopodobne. 
Gdyby mia�a o par� lat mniej, 
mo�na by bra� pod uwag� tak� 
ewentualno��. 
- Chyba powinnam jednak to 
sprawdzi�. P�j�� do 
kancelarii,.. 
- Zawsze mo�na, ale co dalej? 
Zwr�cisz na siebie uwag�. I tak 
nie jest pewne, czy ju� kto� ci� 
nie zaobserwowa�. 
- To dlatego sterczysz po 
drugiej stronie ulicy? - 
u�miechn�a si�. 
- Mi�dzy innymi. 
- A jaki jest jeszcze pow�d?
- Niepokoj� si� o ciebie. Za 
du�o sobie obiecujesz po tej 
sprawie. To jednak mog�a by� 
pomy�ka. Mo�e ta dziewczynka 
mija ci� codziennie, ale ty jej 
nie rozpoznajesz, bo jej 
podobie�stwo do Jasia zaistnia�o 
tylko w twojej wyobra�ni. 
Ewelina nic na to nie 
odpowiedzia�a, s�owa Tadeusza 
zasia�y w niej jednak 
niepewno��. W�a�ciwie nie 
wierzy�a ju� w ponowne spotkanie 
z bratanic� i je�dzi�a na 
Miodow� tylko po to, aby nie 
mie� wyrzut�w sumienia,  �e 
czego� nie dope�ni�a. W ko�cu 
przesta�a tam bywa�, maj�c coraz 
mniej pewno�ci, �e jasnow�osa 
dziewczynka ze skrzypcami jest 
c�rk� Jasia... Co� j� jednak 
ci�gn�o w stron� szko�y 
muzycznej. Co jaki� czas 
wsiada�a w autobus i jecha�a na 
Miodow�, aby pospacerowa� tam i 
z powrotem po drugiej stronie 
ulicy. Tak te� by�o tego 
wiosennego dnia, chocia� pogoda 
wybitnie nie sprzyja�a spacerom. 
S�o�ce wygl�da�o zza chmur, ale 
cz�ciej zacina� deszcz. W 
pewnej chwili Ewelina pr�bowa�a 
otworzy� parasolk�. Nag�y 
podmuch wiatru wyrwa� j�  jej z 
r�ki i odrzuci� na drug� stron� 
ulicy, wprost pod drzwi szko�y. 
W�a�nie wychodzi�a z nich 
dziewczynka w granatowej 
pelerynie, mia�a g��boko 
nasuni�ty na g�ow� kaptur, kt�ry 
zas�ania� jej twarz. Pochwyci�a 
parasolk�. Kiedy zwraca�a j� 
Ewelinie, Ewelina zobaczy�a jej 
twarz. Spojrza�y na ni� oczy 
Jasia. 
- Dzi�kuj� - rzek�a s�abo, 
zrobi�o jej si� niedobrze, mia�a 
uczucie, �e za chwil� 
zwymiotuje. 
Odwr�ci�a g�ow� z nadziej�, �e 
gdzie� w pobli�u znajduje si� 
Tadeusz i przyjdzie jej z 
pomoc�. Ale nie by�o go. 
Pozostawa�a sam na sam ze swoim 
losem, kt�ry zast�pi� jej drog� 
w osobie tej jasnow�osej 
dziewczynki w granatowej 
pelerynie z kapuz�. 
- Pani �le si� czuje? - 
us�ysza�a. 
- Troch�... - odrzek�a z 
wysi�kiem. 
- Mo�e odprowadz� pani� do 
autobusu... 
- A... czy mog�aby� wst�pi� ze 
mn� do kawiarni, tu naprzeciwko. 
Napi�abym si� czego� gor�cego... 
Sama czuj� si� niepewnie... 
Dziewczynka zawaha�a si� 
chwil�. 
- Dobrze - odrzek�a. - Ale nie 
mam du�o czasu, bo w domu czeka 
na mnie obiad... Mama si� zawsze 
z�o�ci, jak si� sp�niam. 
- A daleko mieszkasz? 
- Na Chopina. 
- To niedaleko, par� 
przystank�w autobusem - 
odrzek�a, my�l�c jednocze�nie, 
�e jest to dzielnica, kt�r� 
zamieszkuj� obecni w�adcy 
Prl_u, czy�by przybrany ojciec 
Zuzi by� jednym z nich? Wesz�y 
do ma�ej kawiarenki. Kiedy Zuzia 
zsun�a kaptur z g�owy, Ewelina 
mog�a jej si� lepiej przyjrze�. 
Odziedziczy�a po ojcu za kr�tki 
nos, co sprawia�o wra�enie, �e 
odleg�o�� pomi�dzy nim a g�rn� 
warg� by�a jakby za du�a. To 
wyra�nie dziewczynk� szpeci�o. 
By� mo�e wcale nie by�a �adna. 
Ta zbyt bia�a cera i oczy 
przezroczyste jak woda. Tylko 
w�osy mia�a niezwykle bujne, o 
naturalnym, bardzo jasnym 
kolorze, co tworzy�o wok� jej 
g�owy rodzaj �wietlistej 
aureoli. Ewelina szuka�a 
jakiegokolwiek podobie�stwa do 
Lidki. Pomy�la�a, �e Zuzia ma 
figur� matki, szerokie biodra i 
jej takie troch� zbyt masywne 
nogi. Odczu�a co� w rodzaju 
rozczarowania, �e dziewczynka 
nie jest pi�kno�ci�. Przez ojca 
by�a podobna do swojej babki, 
kobiety nad wyraz pi�knej, ale 
skaza na urodzie ojca jeszcze 
jakby si� u niej pog��bi�a. 
Jasio mia� intensywniejszy kolor 
oczu i lepsz� cer�. Przy�apa�a 
pe�ne ciekawo�ci spojrzenie Zuzi 
i u�miechn�a si� sp�oszona. 
- To mo�e usi�dziemy tam, przy 
oknie... 
Podesz�a kelnerka. 
- Czy macie mo�e gor�c� 
czekolad�?
Kelnerka u�miechn�a si� 
przepraszaj�co. 
- To mo�e zjad�aby� ciastko? - 
zwr�ci�a si� Ewelina do 
bratanicy. 
- Nie, bo nie zjem obiadu - 
odrzek�a. 
- To co ci zam�wi�? 
- Oran�ad�. Cytrynow�. 
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin