Ewa wzywa 07 - 070 - Zeydler Zborowski Zygmunt - Dżem z czarnych porzeczek.txt

(142 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... Ewa wzywa 07... 

Zygmunt Zeydler Zborowski 
Dżem 
z czarnych porzeczek 

ROZDZIAŁI 

.... 

Dzielić swoimi uwagami, dawać rady, ktre nikomu nie sšpotrzebne. 

Wreszcie przyjechało pogotowie i milicja. Lekarz pogotowia potwierdziłopinie, doktora Wasiutowicza. 
Otrucie. Najprawdopodobniej cyjanek potasu. 

Komendant miejscowego posterunku MO ograniczy! siędo postawienia przy drzwiach pokoju denata 
milicjanta i bezzwłocznie połšczyłsięz komendš wojewdzkš. Przyjechali bardzo szybko. Mogło się zda-
wać, że czekali tylko na ten telefon. 

Major Zielniak, posiwiały w milicyjnej służbie, chętnie dobierałsobie młodych wspłpracownikw, 
bezbłędnie wyczuwajšc najzdolniejszych. Lubiłteż mawiać, że sama rutyna bez inteligencji to jak led w 
mietanie bez kieliszka czystej wdki, danie niby pożywne, ale czego brak. Ten stary wyga cieszył się
sympatiš zarwno podwładnych, jak i przełożonych. Ceniono go nic tylko jako zdolnego, dobrego fachow-
ca, specjalistę od wykrywania rżnego rodzaju przestępstw i zbrodni, alo także jako człowieka szczerego, 
pogodnego, obdarzonego dużym poczuciem humoru. 

Zielniakowi towarzyszyłporucznik Morawski, ktry niedawno ukończyłwydziałprawa i goršco pra-
gnšłzdobyć stawę detektywa. Paliłsięwięc do spraw trudnych, poważnych, a morderstwa fascynowały go 
przede wszystkim. Brak mu było oczywicie dowiadczenia, z czego na szczęcie zdawałsobie sprawę. Lu-
biłwięc asystować przy robocie Zielniakowi, liczšc na te, że od starszego kolegi wiele się nauczy. 

Obejrzeli zwłoki. Następnie Zielniak szybkim spojrzeniem obrzuciłcały pokj. 

? Denat ma ciemnš plamę w okolicy warg ? powiedziałMorawski. 

Major skinšłgłowš. 

?Zauważyłem. To dżem. 

Uważniej przyjrzałsięstojšcej na stoliku tacy z resztkami niadania. Zdecydowanym ruchem ręki po-
wstrzymał młodego człowieka. 

? Niczego nie dotykaj. Chodmy. Nie przeszkadzajmy ludziom w robocie. 

Podczas gdy fachowcy od daktyloskopii przystšpili do swej urzędowej działalnoci, obaj oficerowie 
odwiedzili kierowniczkę domu wypoczynkowego. Przyjęła ich w kancelarii. Pozornie wydawała sięzupeł-
nie spokojna, ale łatwo można było wyczuć, że z dużym wysiłkiem panuje nad wzruszeniem. Nerwowym 
ruchem ręki wskazała krzesła. 

Zielniak "nie od razu zaczšłrozmowę. Przyjrzałsiękierowniczce i stwierdził, że jest to kobieta, ktra 
może się jeszcze podobać. Co prawda trochę zbyt obfite kształty, ale jeżeli kto cišgłe musi zaglšdać do 
kuchni... Wyjšłpapierosy i przywoławszy na twarz jeden ze swoich pogodnych, jowialnych umiechw 
spytał: 

? Można paniš poczęstować? Potrzšsnęła przeczšco głowš. 

? Dziękuję. Nie palę. 

? Ale nam pozwoli pani zapalić? 

? Oczywicie. Bardzo proszę. Tu jest popielniczka. 

? Czy pan Mieczysław Kozielski dawno .przyjechał? ? Zielniak przystšpiłwreszcie do rzeczy. 

? Jakie dwa tygodnie temu. Mogęoczywicie podać dokładnš datę. Zaraz sprawdzę w ksišżce. 

? Nie, nie ? zaoponowałmajor. ? Niech siępani nie fatyguje. Sprawdzimy potem. Na razie to nie-
istotny szczegł. Pan Kozielski przebywałtu sam? 

?Przyjechałz żonš. 

? I pani Kozielska jest w tej chwili w pensjonacie? 

? Tak. Umieciłam jš w moim pokoju. Może pan sobie wyobrazić, w jakim stanie sięznajduje. 

Zielniak pokiwałwspłczujšco głowš. 

? Oczywicie. Oczywicie. Zapewne siępani orientuje, czym zajmowałsiępan Kozielski, jaki zawd 
reprezentował? 

? Byłmuzykiem, kompozytorem. Komponowałpiosenki. 

?Piosenki? 

?Tak. Dlaczego pana to dziwi? Zielniak umiechnšł się. 

? Nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że piosenki w dzisiejszych czasach komponujš ludzie młodzi. 

Kierowniczka nieznacznie wzruszyła ramionami. 

? No... pana Kozielskiego na pewno trudno by zaliczyć do młodzieży. 

? Włanie. Ale to przecież nie ma znaczenia. Chciałbym siędowiedzieć, kto po raz ostatni widziałpa-
na Kozielskiego żywego? 

Zmarszczyła brwi, jakby usiłujšc sobie przypomnieć. 

? Chyba Zuzia, jedna z naszych pokojwek. 

? Dlaczego pani sšdzi, że ona była ostatniš osobš, ktra widziała pana Kozielskiego? 

? Bo przyszła tutaj z bieliznš. Rozmawiałam akurat z paniš Kozielskš... 

? Zaraz, zaraz... ? przerwałZielniak. ?Może to jako sobie uporzšdkujemy. Proszę mi dokładnie, 
spokojnie wszystko opowiedzieć tak, żebym zrozumiał, jak wyglšdała sytuacja. W jakim celu pani Koziel-
ska przyszła do pani? Czy ot tak sobie, na towarzyskš pogawędkę, czy też miała jaki konkretny interes? 

? Chciała pomwić ze mnš w sprawie zamiany pokoju. Skarżyła się, że ich pokj jest bardzo hałali-
wy. Ja niestety nie mogłam jej dopomc, ponieważ wszystko u nas, zajęte. Sezon w pełni. 

? Czy pani Kozielska odwiedziła paniš przed niadaniem czy po niadaniu? 

?Po niadaniu, oczywicie. 

? I podczas tej rozmowy weszła tutaj pokojwka z bieliznš. Co to była za bielizna? 

? Wyprana przez niš bielizna państwa Kozielskich, parę koszul, skarpetki, chusteczki do nosa, zdaje 
się, że i pidżama. 

? Dlaczego Zuzia przyniosła tutaj bieliznę? Mogła przecież zanieć jš do ich pokoju. 

? Mylała, że pan Kozielski może jeszcze pi, nie chciała go budzić. Widziała, jak pani Kozielska 
wchodziła do mnie i dlatego... 

? Rozumiem ? Zielniak wyjšłnowego papierosa i zaczšługniatać go w palcach. ? I jak sięwreszcie 
skończyło z tšbieliznš? 

? Pani Kozielska kazała odnieć jš do swojego pokoju. 

? I Zuzia odniosła bieliznę do pokoju państwa Kozielskich. 

?Tak. 

? Dlatego pani sšdzi, że Zuzia jest ostatniš osobš, ktra widziała pana Kozielskiego żywego. 

? Tak. Pani Kozielska nie siedziała już tu długo. Skończyła rozmowę ze mnš i poszła do siebie na g-
rę. Wtedy zobaczyła, że jej mšż... 

? Czy moglibymy porozmawiać z Zuziš? ? spytałZielniak. 

Kierowniczka wstała. 

? Oczywicie. Zaraz jš tu przylę. Czy pan chce, żebym była obecna przy tej rozmowie? 

?Może to niekonieczne. 

Po chwili do pokoju weszła zapłakana dziewczyna. Nie wiadomo właciwie, dlaczego tak rozpaczała po 
mierci człowieka, ktry byłdla niej jednym z wielu goci. Najwidoczniej uważała, że lak wypada. 

Zielniak zajšłprezydialne miejsce pani kierowniczki. 

? Proszę, niech pani siada. 

Usiadła na brzeżku krzesła i hałaliwie wytarła zaczerwieniony od płaczu nos. 

? O ktrej zaniosła pani niadanie do pokoju państwa Kozielskich? 

?Tak jak zwykle. 

? To znaczy o ktrej godzinie? Wzruszyła ramionami. 

? Bo ja tam wiem. Nie patrzę cišgle na zegarek. Nic było chyba jeszcze dziewištej. Może za dwadzie-
cia dziewišta, może za piętnacie. 

? Czy kiedy pani wnosiła niadanie, oboje państwo Kozielscy byli w pokoju? 

? Oczywicie. Jeszcze w łżkach leżeli. 

? Rozmawiali z paniš? 

? Pan Kozielski spytał, jaka pogoda, chociaż widziałprzecie przez^ okno, że słoneczko pięknie wieci. 
Ale on zawsze taki byłrozmowny... ? znowu chlipnęła. 

Zielniak pokiwałgłowš. 

? Tak. To prawda. Słoneczko pięknie wieci. Proszę nam teraz powiedzieć, jaki dżem roznosiła pani 
dzisiaj do niadania. 

?Jaki dżem? ? zdziwiła sięZuzia. 

? Włanie. Chcielibymy siędowiedzieć, jaki to byłdżem: truskawkowy, agrestowi'1, liwkowy... No 
jaki? 

? Dzisiaj był malinowy i z czarnych porzeczek. 

? Czy do każdego pokoju zaniosła pani obydwa dżemy? 

? Nie, skšdże... Albo taki, albo taki. 

? Na jednej miseczce? 

? Oczywicie. A po cż nosiłabym dżem na dwch miseczkach? 

? A czy pani pamięta, jaki zaniosła pani do pokoju państwa Kozielskich? 

Pokręciła głowš. 

? Nie, proszę pana. Jakże mogę pamiętać? Tyle goci. Wszystkim trzeba zaniećniadanie do pokoju, i 
ta galopem. 

? Zrozumiałe. Proszę nam jeszcze powiedzieć, jak właciwie było z tšbieliznš państwa Kozielskich? 

. ? Zwyczajnie. Uprałam, uprasowałam i przyniosłam tutaj, bo widziałam, że pani Kozielska weszła do 
pani kierowniczki i dlatego... 

?Co powiedziała pani Kozielska? 

? Kazała mi zanieć bieliznę do ich pokoju. 

? I zaniosła pani? 

? Oczywicie. 

? Czy rozmawiała pani wtedy z panem Kozielskim? 

? miałam się. 

? Z czego? 

? A takie tam... Starszy człowiek, a zawsze go się jakie zbytki trzymały. 

?Jakie zbytki? 

? Nic takiego... Uszczypnšłmnie. On w ogle lubiłmnie szczypać. 

?I pani na to pozwalała? 

? A dlaczego nie? Samo szczypanie jeszcze nic takiego. Nie będę przecież o takie głupstwo z gociem 
sięawanturować. Zresztš pan Kozielski przyjemny byłczłowiek. Dałsię lubić. Szkoda go... 

? No, no, niech pani nie płacze ? powiedziałprędko Zielniak, widzšc, że dziewczyna podnosi chus-
teczkę do oczu.? Proszę nam wyjanić, czy gocie po niadaniu wystawiajš tace z naczyniami? 

? Tak. Na korytarz. Bo to, widzi pan, jedni sięubierajš, drudzy chcš jeszcze trochę pospać. Nie chcš, 
żeby im przeszkadzać. Przy schodach sštakie specjalne stoliki. Goć zje niadanie i tacę wynosi z pokoju. 
Każdy tak robi. 

?Czy pan Kozielski lubiłdżemy? 

? Okropnie lubił. W ogle lubiłsłodycze. Zdarzało się, że desery zabierałz innych stołw, jak ktonie 
zjadł. 

? To bywajš tacy gocie, ktrzy rezygnujš z deserw? 

: ? A pewnie. Na- przykład pani Gruszecka. Odrobiny dżemu nie zje, deseru nie tknie. Mwi, że się od-
chudza. Ale zupy z kluskami to potrafi wtrzšchnšć trzy talerze, i to kopiate. Jej tam żadne odchudzanie nie 
pomoże. Waży chyba ze sto kilo. 

? Na ktrym piętrze mieszka pani Gruszecka? 

?Na drugim. 

? To znaczy na tym samym co państwo Kozielscy. 

? Tak. Dwa pokoje dalej, po tej samej stronie. 

? Dziękuję pani. Na razie to wszystko. Może pani wracać do swoich zajęć. 

Zuzia wstała. Była już w drzwiach, kiedy się nagle odwrciła. 

? Przypomniałam sobie, proszę pana. Państwu Kozielskim przyniosłam malinowy dżem. 

Wyszła. Zielniak spojrzał na młodszego kolegę. 

? No i co o tym sš...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin