tekst6.txt

(1 KB) Pobierz
Meg nie czekała. Pobiegła schodami w górę. Skierowała się w prawš stronę korytarza. Słyszała kroki gonišcych jš mężczyzn. Dotarła do końca korytarza. Mogła wejć do czyjego mieszkania, ale było mało prawdopodobne, aby drzwi były otwarte. Goršczkowo próbowała otworzyć jedne z nich, ale były zamknięte, kolejne też. Zostały jedne do sprawdzenia. Były otwarte. Meg wbiegła na znajdujšce się za nimi schody. Były bardzo strome i bardziej przypominały drabinę. Meg dotarła na ich szczyt. Znajdowała się na poddaszu kamienicy. Przed sobš miała wšskie drzwi. Były zamknięte na kłódkę, ale kto zapomniał zabrać klucza. Meg próbowała otworzyć drzwi, ale trzęsšce się ręce uniemożliwiały jej to. Nareszcie się udało i weszła na stryszek. Przełożyła kłódkę na drugš stronę drzwi i zamknęła je od rodka. Dla pewnoci podparła je krzesłem. Kłódka była mała i nie powinna wytrzymać zbyt długo. Dopiero teraz dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to długie i wšskie poddasze ze skosem po jednej stronie. Składowane tu od wielu lat niepotrzebne meble i rzeczy tworzyły pokryte kurzem sterty w kštach. Była tam też stara spróchniała kanapa i kilka stolików. Meg rozejrzała się za jakš kryjówkš, lecz żadne miejsce się do tego nie nadawało. Zza drzwi słyszała przekleństwa. One same za łomotały od uderzeń mężczyzn. Jedynym ratunkiem dla Meg było małe wykuszowe okno, wychodzšce na dach. Podjęła decyzję. Podbiegła do okienka, otworzyła je i w tym samym momencie kłódka wyskoczyła. Drzwi się otworzyły i na stryszek wbiegło trzech mężczyzn. Meg wychodziła już przez okno i usłyszała za sobš strzał. Był niecelny i musiał trafić na poduszkę leżšcš na kanapie bo w górę wystrzelił obłok pierza. Meg stanęła jednš stopš na szczycie dachu, starajšc się nie patrzeć na dół zrobiła dwa kroki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin