Heratland_10_-_Obietnica_-_Rozdz._3.pdf

(126 KB) Pobierz
1
Rozdział 3
Amy stała nieruchomo, jakby wrosła w ziemię. Miała wrażenie, że każdy nerw w jej
ciele płonie niczym rozżarzony węgiel.
Piękny siwek prychnął i zarzucił łbem, pokazując mięśnie falujące pod aksamitną
skórą szyi.
- Spokojnie! - powiedział Marvin, nieświadomy reakcji Amy. - Schodzimy - dodał i
cmoknął, po czym sprowadził konia po rampie. N a dźwięk własnych kopyt
stukających na żwirze, koń odwrócił się gwałtownie do tyłu, z wysoko podniesionym
łbem i postawionymi uszami.
Marvin i Heather zabrali się za zdejmowanie ochraniaczy, chroniących nogi konia w
czasie podróży, i Amy zaczęła dostrzegać różnice pomiędzy siwkiem a dawnym
koniem ojca. Przede wszystkim był mniejszy od Pegaza - miał zaledwie 160
centymetrów w kłębie. Łeb miał nieco spłaszczony, nozdrza delikatniejsze, a uszy
drobniej żłobione. Poza tym jednak był do Pegaza niezwykle podobny - te same siwe
plamki na śnieżnobiałej sierści, ciemnopopielata grzywa i srebrzysty puch ogona.
W tej samej chwili Amy zrozumiała, że koń, przed którym stoi - tak młody i pełen
charakteru - nie nadaje się do nauki jazdy dla Lou. Odwróciła się. Lou wyglądała na
bardzo zaskoczoną. Dziadek i Treg też nie kryli zdumienia. Tylko Ben, nieświadom
napięcia, zachowywał się normalnie.
- Niesamowity koń! - powiedział z niekłamanym podziwem, patrząc na wałacha.
Amy tylko pokiwała głową. Na ten widok koń wyciągnął szyję w jej kierunku i
rozszerzył nozdrza. Podała mu dłoń - powąchał ją i spojrzał na nią z zainteresowaniem
ciemnymi oczami, a potem podniósł pysk do jej głowy. Prychnął i pociągnął ją za
włosy.
- Hej! - zaprotestowała, odzyskując wreszcie głos. - Witaj, przystojniaku - dodała i
pogłaskała go po szyi.
Koń wypuścił powietrze prosto w twarz dziewczyny, a potem trącił z nadzieją jej
dłonie, zupełnie jak Figaro. Uśmiechnęła się i pogładziła go po miękkim nosie.
- Przygotuję dokumenty - powiedział Marvin i podał jej lonżę. - Nazywa się Letni
Piorun, ale wszyscy wołają na niego po prostu Piorun. Mamy dla niego siodło i pledy -
powiedział, patrząc na Heather, która właśnie wychodziła z przyczepy z naręczem
derek. - Gdzie to wszystko położyć?
- Ja pokażę - zadeklarował się Ben - W porządku, Amy?
Skinęła tylko głową, bo nie mogła oderwać wzroku od Pioruna. Marvin poszedł do
samochodu po dokumenty.
Przez chwilę panowała cisza, najwyraźniej nikt nie wiedział, co powiedzieć.
Pierwszy odezwał się dziadek.
- To niedokładnie to, czego się spodziewaliśmy, co?
- To koń konkursowy - Treg wydawał się zaniepokojony.
- Ale jest przepiękny - powiedziała Amy. Oczy jej się świeciły, kiedy Piorun oparł
 
się o nią łbem.
- Owszem, ale to koń nie dla nas - powiedział Treg i poklepał Pioruna delikatnie. -
Co zrobimy z takim ... - zaczął, ale przerwał, bo wrócił Marvin.
- Oto wszystkie papiery - powiedział mężczyzna. - Jest tu też list od pana Fleminga.
Lou zrobiła krok do przodu.
- Dziękujemy - powiedziała i wzięła dokumenty.
Miała opanowany wyraz twarzy, ale Amy wyczuwała drżenie w jej głosie.
- Lou ... - zaczęła Amy, gdy Marvin odszedł z resztą rzeczy. - Ja ... - powiedziała,
ale urwała. Nie miała pojęcia, co mówić. Ze też musiała zasugerować,że to będzie koń
dla Lou ... - Naprawdę, bardzo ...
- Zobaczmy, co jest w liście - przerwaBa jej Lou. Wyjęła dokumenty z plastikowej
teczki. Pośród papierów dotyczących rejestracji konia Amy dostrzegła kopertę od
ojca. Tymczasem Piorun zaczął się niecierpliwić ciągnął za linę i wbijał kopyto w żwir.
- Cii. .. - powiedziała Amy.
- To może wy zajmijcie się papierami - powiedział Treg - a ja się z nim przejdę.
Amy niechętnie puściła lonżę. Nie chciała rozstawać się z Piorunem ani na moment,
ale zwyciężyła ciekawość.
- Ma siedem lat, to krzyżówka rasy Thakhener i angielskiego konia czystej krwi -
powiedziała Lou, zaglądając do papierów. W tym czasie Theg poprowadził Pioruna
wokół podwórza.
Amy skinęła głową. To ta czysta krew sprawiała, że tak bardzo przypominał
Pegaza. A rasa Thakhener - rasa niemiecka - wyjaśniała nieco spłaszczony pysk, ele-
gancko wygiętą szyję i płynne ruchy.
- Przyjechał z Niemiec, kiedy miał dwa lata. Od tego czasu miał trzech właścicieli -
powiedziała Lou i otworzyła kopertę, by przeczytać list od ojca:
Droga Lou, droga Amy, mam nadzieję, że spodobał się Wam Pionm. Kiedy tylko
go zobaczyłem, wiedziałem, że muszę go kupić -jest tak bardzo podobny do Pegaza, a
na dodatek nieźle skacze. Początkowo chciałem go zabrać ze sobą do Australii, ale
potem pomyślałem o moich córkach - to idealny koń dla Was. Zauważyłem, że Amy
wyrasta już ze swojego kuca i potrzebny jest jej nowy koń - dorównujący jej talentem.
A i Lou . .. - głos Lou
załamał się na chwilę, jednak szybko odzyskała opanowanie i czytała dalej, choć z
trudem, niemalże szeptem. Chciałbym wierzyć, że i Ty kiedyś będziesz na nim ska-
kać.Jestem pewien, że kiedy zaczniesz znowu jeździć, staniesz się tak odważna i
ambitna,jak dawniej. Zadzwonię do Was dzisiaj wieczorem i odpowiem na wszystkie
Wasze pytania. Piorun to dobry koń - wygra/już ponad pięć tysięcy dolarów w
konkursach skoków w klasieJumper. Wiem, że to dla Was nic nie znaczy - i tak
będziecie go kochały. Moje dwie cudowne córki. Mam nadzieję, że podoba się Wam
prezent. Kocham Was. Tata.
Zapadło milczenie. Amy spojrzała na siostrę. Jak tata mógł się aż tak pomylić? Z
pewnością chciał dobrze, ale kompletnie źle ocenił sytuację. Pozbawiony strachu przed
końmi nie zrozumiał, że Lou naprawdę boi się jazdy konnej.
Dziadek spoglądał z jednej wnuczki na drugą.
 
- To co teraz zrobimy? - zapytał.
- Jak to, co zrobimy? - zapytała Amy, zastanawiając się, co dziadek ma na myśli.
- Przecież nie możemy go zatrzymać - powiedział dziadek, patrząc na Lou.
- Co? - Amy nie kryła zdumienia.
- Wasz ojciec chciał dobrze, w to nie wątpię - odezwał się dziadek łagodnie. - Ale
Treg ma rację: w Heartlandzie nie ma miejsca dla konia takiego, jak Piorun.
- Przecież nie możemy go odesłać z powrotem! Amy podniosła głos.
- Nie stać nas na utrzymywanie takiego zawodnika - powiedział dziadek spokojnym
tonem.
- Skoro nas nie stać, to nie będę brała udziału w żadnych konkursach - powiedziała
uparcie.
- Kochanie! - dziadek potrząsnął głową. - To nie byłoby sprawiedliwe wobec tego
konia. Wystarczy na niego popatrzeć, by zauważyć, że on urodził się po to, by
rywalizować. A jeśli do tego jest tak utalentowany, jak twierdzi wasz ojciec, nie można
go zmarnować. Wiesz sama, z jakimi kosztami wiąże się uczestnictwo w zawodach -
wpisowe, opłata za klasę, koszty podróży, nie wspominając o noclegu. Nie stać nas na
to. No i jakie to czasochłonne. I tak masz już zbyt wiele zajęć.
- Znajdę czas - powiedziała, patrząc desperacko na Pioruna. - I nie będę jeździć na
duże, drogie konkursy. Dziadku, proszę, nie odsyłajmy go. To Pegaz, nie widzisz?
- Wiem, że wygląda jak Pegaz - dziadek zmarszczył czoło - ale zatrzymanie go nie
wskrzesi Pegaza. A ty co o tym sądzisz, Lou?
Amy straciła nadzieję. Miała wrażenie, że doskonale wie, co powie jej siostra.
Ale ku jej zdziwieniu, Lou zawahała się.
- Nie działajmy pospiesznie, dziadku - powiedziała.
- To znaczy ... ja nigdy nie będę skakać na Piorunie, bez względu na to, co myśli
sobie ojciec. Ale to nie fair wobec Amy, żeby kazać jej oddawać tego konia. Amy wy-
rasta już z Figara i chociaż nie mamy czasu ani pieniędzy, żeby regularnie brać udział
w najlepszych zawodach, to może uda się nam jakoś znaleźć kompromisowe
rozwiązanie. W okolicy też są organizowane rozmaite konkursy - powiedziała i
spojrzała na Amy. - Wiem, że uważasz, że ja nie podzielam twoich uczuć do koni i że
traktuję je jak część biznesu. Moim zdaniem jednak powinnaś zatrzymać Pioruna.
- Och, Lou! - Amy jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiej miłości do siostry. -
Dziękuję!
Lou spojrzała na starszego pana.
- A ty się zgadzasz, dziadku?
- Pewnie, że tak - odparł, odchrząkując. - To prezent od waszego ojca, wiem, ile
dla was znaczy. Nie musicie go odsyłać, jeśli tego nie chcecie. Ale - dodał, wbijając
wzrok w Amy - musicie mi obiecać, że w razie czego - jeśli jego pobyt u nas nie
wypali - będziecie miały na uwadze jego szczęście, a nie własne.
- Obiecuję! - zawołała uradowana Amy. - Ale jemu tu będzie dobrze. Jestem tego
pewna! Znajdę czas, żeby zabierać go na konkursy, a i Lou będzie na nim jeździła,
prawda? - zapytała, ale widząc niepewny wyraz twarzy siostry, dodała - Oczywiście
nie od razu, ale jak odzyskasz pewność siebie. To będzie tak samo twój koń, jak i mój.
 
- Może - powiedziała Lou cicho.
Amy wycałowała dziadka i siostrę i pobiegła do Pioruna. Wystraszył się jej nagłego
przybycia, więc zatrzymała się w miejscu.
- Nie bój się - powiedziała i wyciągnęła rękę. Powąchał ją i uspokoił się. -
Zatrzymujemy go! - powiedziała do Trega z wielką radością. - Będę mogła jeździć z
nim na konkursy. Tata pisze, że Piorun wygrał mnóstwo pieniędzy na zawodach -
dodała z błyskiem ekscytacji. - Och, Treg - czy to nie cudowne?
Zanim jednak chłopak zdążył odpowiedzieć, podeszli do nich Marvin i Heather.
- Zrobione - oznajmił radośnie Marvin. - Wszystko wypakowane.
Heather rozejrzała się dookoła z podziwem.
- Wspaniałe miejsce. Ben nas właśnie oprowadził.
- Może wypijecie kawę przed wyjazdem? - zaproponował dziadek.
- Musimy się zbierać, długa droga przed nami - powiedział Marvin. - Ale
dziękujemy za propozycję - to mówiąc, poklepał Pioruna. - Mam nadzieję, że szybko
się tu zadomowi.
Marvin i Heather wsiedli do samochodu i chwilę później wyjeżdżali z Heartlandu.
Lou i dziadek wrócili do domu, a Amy poprowadziła Pioruna przez podwórze do
pustego boksu obok Jake'a. Siatka była już pełna siana, a podłoga wymoszczona
słomą.
- To twój nowy dom - powiedziała, po czym odpięła uździenicę i pozwoliła mu
obwąchać boks. - Spodoba ci się u nas, jestem tego pewna.
Piorun zbliżył się do niej i stał uszczęśliwiony, gdy głaskała go po szyi. Popatrzyła
na niego zaintrygowana. To było coś nowego. Większość koni przyjeżdżających do
Heartlandu to były zwierzęta nerwowe albo zaniedbane - odbudowanie ich zaufania
trwało zwykle dość długo. A oto Piorun - dopiero co przyjechał, a już traktował ją z
czułością. Na pewno zawsze był dobrze traktowany. Pocałowała go i poszła poszukać
Trega.
Znalazła go w paszarni. Rozmawiał o czymś z Benem, ale na jej widok przerwali.
- I co sądzicie o Piorunie? - zapytała.
Ben spojrzał na Trega i Amy zrozumiała, że właśnie o tym dyskutowali.
- Uważam, że jest świetny - powiedział Ben. - Jesteś szczęściarą, Amy. Będziesz
chyba na nim skakać, co?
- Pewnie tak. Treg mówił ci, że on wygrał już ponad pięć tysięcy dolarów w
skokach?
- Możesz zawsze jeździć ze mną na konkursy - powiedział Ben, po czym spojrzał na
zegarek. - Muszę iść. Mama dzisiaj przyjeżdża, mam zrobić kolację. Do jutra.
- Cześć - powiedzieli Treg i Amy jednocześnie. Kiedy Ben wyszedł z paszarni, Amy
odwróciła się do Trega.
- No i? - zapytała. Treg milczał.
- O co chodzi? - zapytała, widząc jego wahanie.
- Nic - odparł. - Tylko ... - pokręcił głową. - Mamy tyle pracy, Amy. Kiedy
znajdziesz czas, żeby jeździć na zawody?
- Dam radę - odparła. Widziała jednak, że Treg jest zmartwiony. - Nie zaniedbam
 
pracy przy koniach - powiedziała. - Będę tylko musiała wstawać wcześniej albo
pracować dłużej wieczorami, ale wszystko zrobię.
- Jakim cudem? Już teraz się przepracowujesz.
- Będzie dobrze, znajdę czas - zapewniła i chwyciła go za rękę, patrząc mu prosto
w oczy. - Treg, proszę! Ciesz się z mojej radości.
Z wielką ulgą zobaczyła, że się uśmiecha - był to uśmiech nieco zaniepokojony, ale
jednak uśmiech.
- Dobrze - powiedział.
Amy westchnęła z ulgą.
- Załuję, że mówiłam wcześniej Lou, że to będzie koń dla niej. Nastawiła się chyba,
że będzie miała na czym jeździć.
- Przecież zawsze może wybrać sobie któregoś konia - powiedział Theg. - Może
Perłę? Jest już zdrowa i łatwo na niej jeździć.
Amy zastanowiła się nad sugestią. Perłę, srokatą klacz, znaleziono na wpół
zagłodzoną na malutkim pastwisku, ze spętanymi przednimi kopytami. Początkowo
bała się ludzi, ale w Heartlandzie wyleczono ją i przywrócono jej ufność. Co prawda
jeździli na niej dopiero od kilku miesięcy, ale Theg miał rację.
- Tak - pokiwała głową Amy. - Nie pomyślałam o Perle.
- Lou może od niej zacząć, a potem przesiądzie się na inne, nawet na Pioruna, kiedy
już będzie pewna siebie.
- Ja jej pomogę - Amy poczuła się o wiele szczęśliwsza. - To takie miłe z jej strony,
że chciała, żeby Piorun został. Chcę coś dla niej zrobić. Nakłonię ją do jazdy na Perle -
to świetny pomysł.
Tego wieczoru, po kolacji, zadzwonił ojciec.
- Tata! - zawołała Amy, słysząc po drugiej stronie słu-
chawki brytyjski akcent ojca. - Piorun jest cudowny!
Ojciec zaśmiał się, zadowolony. - Podoba ci się?
- Jest idealny! - odparła.
- W tej samej sekundzie, w której go zobaczyłem, od
razu o was pomyślałem. Traktujcie go jako zaległy prezent na wszystkie urodziny i
Boże Narodzenia, które ominąłem. A Lou jest zadowolona?
Amy zawahała się.
- Tak. Oczywiście - powiedziała i szybko zmieniła temat. - Już się nie mogę
doczekać, kiedy na niego wsiądę. Wygląda na niesamowitego wierzchowca.
W tym momencie Lou wyszła z sypialni. W ręku trzymała kosmetyczkę.
- Lou! - Amy skinęła na siostrę. - Tata dzwoni. Podała siostrze słuchawkę i
odsunęła się od telefonu.
Tak jak mogła się spodziewać, Lou była powściągliwa w podziękowaniach.
- To bardzo hojny prezent, tato. Musiał kosztować majątek - powiedziała i słuchała.
- Tak - jestem pewna, że Amy będzie miała z niego mnóstwo przyjemności. - Znowu
zamilkła. - Tak, ja też - powiedziała, ale Amy wyczuła brak przekonania w głosie Lou.
- Muszę już iść. Wychodzę dzisiaj ze Scottem. Do usłyszenia, tato - i jeszcze raz
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin