Morey Trish - Z księciem w Paryżu.pdf

(417 KB) Pobierz
Trish Morey
Z księciem w Paryżu
Tłumaczyła
Alina Patkowska
507811606.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Seks był dobry. Zdumiewająco dobry. Rafe z westchnieniem poddał się temu, co
nieuniknione i wdychając zapach snu, przyciągnął do siebie jej nagie ciało. Nie
zamierzał tracić ani minuty z tej pierwszej wspólnej nocy. Udało mu się zaciągnąć
ją do łóżka dopiero po tygodniu starań. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio musiał
czekać tak długo. Przez cienkie zasłony przebijały światła Paryża. Nocne niebo
zaczynało już jaśnieć. W pierwszym brzasku jej skóra wydawała się przejrzysta.
Przycisnął usta do jej szyi i usłyszał ciche mruczenie, gdy z westchnieniem obróciła
się w jego stronę. Tycjanowskie włosy przesunęły się po poduszce niczym kurtyna
idąca do góry przed kolejnym aktem.
Na widok własnego odbicia w lustrze stanęła jak wryta. Twarz, która na nią
patrzyła, sprawiała wrażenie zupełnie obcej. Oczy pomimo niewyspania
wydawały się większe niż zwykle, usta miała nabrzmiałe i zaróżowione, a włosy,
zwykle gładko uczesane, teraz wiły się szaleńczo we wszystkie strony. Zupełnie nie
przypominała tej Sienny Wainwright, jaką znała dotychczas – aż do ostatniej nocy.
Przyłożyła palce do ust i delikatnie obwiodła nimi kontury warg. Rafe tak jej dotykał.
Niemal z czcią obrysował jej usta czubkami palców, a potem pochylił głowę i
pocałował ją tak, że zakręciło jej się w głowie, zapomniała o wszystkim i pozwoliła
mu zrobić ze sobą, co chciał. Zacisnęła powieki, przypominając sobie ostatnią noc.
Rafe Lombardi, międzynarodowy finansista i miliarder, który doszedł do majątku i
pozycji kupując podupadające firmy i przekształcając je w kwitnące
międzynarodowe korporacje, najlepsza partia na świecie i – jeśli wierzyć kolorowym
pismom – najtrudniejszy do usidlenia mężczyzna. Sienna nie miała powodu, by nie
wierzyć w te artykuły czy w długie listy partnerek na jedną noc, które potem Rafe
bezlitośnie porzucał, i przede wszystkim dlatego chciała utrzymać go na dystans.
Wiedziała, że finansowo, towarzysko ani seksualnie nie grają w tej samej lidze. Jej
dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami były bardzo ograniczone i szczerze
mówiąc rozczarowujące. Rafe natomiast obracał się pośród elity, ludzi obdarzonych
władzą, tytanów biznesu, otoczonych kręgiem modelek. Co taki mężczyzna mógł
zobaczyć w kobiecie, która musiała zarabiać na życie własną pracą?
Próbowała utrzymać go na dystans tak długo, jak tylko się dało, sądząc, że Rafe w
końcu się podda.
Już wtedy, gdy po raz pierwszy powiedziała mu ,,nie’’, była przekonana, że tak się
stanie, on jednak nie ustąpił. Jego determinacja jednocześnie przerażała ją i
zachwycała. Rafe Lombardi z pewnością przywykł do tego, że dostaje wszystko,
czego zapragnie.
Ileż to razy powiedziała mu ,,nie’’? Chyba miała źle w głowie. Już po jednej
wspólnej nocy stało się dla niej jasne, że każda kobieta bez wahania przyjęłaby
Rafe’a i wszystko, co zechciałby jej ofiarować, nie zważając na konsekwencje.
A poza tym Sienna przez kilka ostatnich miesięcy ciężko pracowała, próbując na
nowo zakorzenić się w Europie, w nowym domu i w nowej pracy; zasłużyła sobie
na odrobinę relaksu. Była pewna, że ta przygoda nie minie bez konsekwencji, ale
na razie cieszyła się z tego, że Rafe chce ją jeszcze zobaczyć.
Zastanawiała się, dlaczego wydawał jej się inny niż wszyscy mężczyźni. Był wysoki
i przystojny, z ciemnymi, nieco za długimi włosami i kilkudniowym zarostem, ale nie
chodziło tylko o wygląd, a raczej o pewność siebie, którą emanował, oraz o
umiejętność radzenia sobie z ludźmi i sytuacjami.
Widać było, że przywykł do posiadania władzy. Sienna czuła się przy nim jak
zahipnotyzowana.
Odkręciła wodę i weszła pod prysznic. Rafe obiecał, że do niej dołączy; nie mogła
się już doczekać tej chwili. Przeszedł ją dreszcz, gdy przypomniała
sobie, jak mocno jej ciało reagowało na każdy jego dotyk, każde spojrzenie. W jego
towarzystwie kobieta czuła się godna pożądania, miała wrażenie,
że stanowi centrum wszechświata. Był to szczególny dar, którego Rafe potrafił
używać bezlitośnie.
Nic dziwnego, że zostawiał za sobą szlak złamanych serc. Należało zachować
ostrożność; zbyt łatwo byłoby się w nim zakochać.
Z irytacją sięgnęła po ręcznik. Nie powinna puszczać wodzy fantazji i snuć
baśniowych historii. Widocznie pobyt w Paryżu, gdzie niedawno dostała
wymarzoną pracę, zanadto uderzył jej do głowy. Romans był bardzo przyjemnym
urozmaiceniem życia, ale nie należało oczekiwać niczego więcej.
Owinęła się ręcznikiem i dopiero teraz usłyszała dźwięk telewizora w pokoju. Rafe
włączył wiadomości. Chciał sprawdzić raporty z rynków finansowych, a potem miał
dołączyć do niej pod prysznicem. Nie przyszedł jednak i był to dowód, że traktował
Siennę tylko jak chwilową rozrywkę.
Owinęła włosy ręcznikiem, narzuciła na ramiona szlafrok, który znalazła na
wieszaku przy drzwiach, i weszła do pokoju. Od strony wózka, którego nie było tam
wcześniej, unosił się zniewalający zapach świeżej kawy i ciepłych bułeczek. Rafe
wciąż stał obok łóżka, tam gdzie go zostawiła. Miał na sobie dżinsy i z dziwnym
grymasem na twarzy wsłuchiwał się w potok włoskich słów płynących z odbiornika.
Podeszła bliżej i dotknęła jego pleców. Po raz pierwszy od czasu, gdy byli razem,
nie spojrzał na nią i nie obdarzył jej zniewalającym uśmiechem.
– Co się stało? – zapytała, wsłuchując się w głos dochodzący z telewizora. Znała
włoski zbyt słabo, by zrozumieć szybki potok słów. – Co się dzieje?
Uciszył ją zniecierpliwionym syknięciem i wzruszył ramionami, strząsając z siebie
jej dłoń. Pojawił się między nimi dystans, którego wcześniej nie było. Sienna
usłyszała nazwę ,,Montvelatte’’. Było to maleńkie księstewko, strategicznie
położone na wodach terytorialnych między Francją a Włochami.
Za plecami reportera widać było pałac jak z bajki, rozświetlony na tle nocnego
nieba. Po chwili obraz zmienił się i teraz Sienna patrzyła na słynne kasyna w porcie
i fotografię nieżyjącego już księcia Eduarda. Reporter wciąż mówił coś z
ożywieniem. W następnej kolejności obok niego pojawiło się ujęcie przedstawiające
oddział żandarmów, którzy wpychali młodego księcia i jego brata do samochodów.
Samochody ruszyły i Sienna zmarszczyła brwi, próbując coś zrozumieć. Najwyraźniej w
Montvelatte zdarzyło się coś złego.
Reporter zakończył swoją przemowę słowami:
,,Montvelatte, finito !’’. Towarzyszył im zdecydowany ruch ręki.
Program przeniósł się do studia, a potem pojawiły się kolejne wiadomości. Rafe
sięgnął po pilota, wyłączył telewizor i odwrócił się plecami do Sienny.
– Co się stało? – powtórzyła. Zdjęła ręcznik z włosów i zaczęła je ostrożnie
wycierać. – Wyglądało na to, że policja zabrała całą rodzinę panującą.
Rafe obrócił się na pięcie. Twarz miał ściągniętą i wydawało jej się, że widzi w jego
oczach rozpacz.
– To już koniec – powiedział tonem, od którego zrobiło jej się zimno. – To już
koniec.
Poczuła niezrozumiały lęk. Miała wrażenie, ze Rafe patrzy nie na nią, lecz poprzez
nią.
– Koniec czego? Co się tam zdarzyło?
Przez chwilę nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał, zaraz jednak poderwał głowę
i w jego oczach pojawił się drapieżny wyraz.
– Sprawiedliwość – rzekł enigmatycznie. Przeszedł przez pokój i stanął tuż przed
nią. Zanim zdążyła go zapytać o cokolwiek więcej, wyjął mokry ręcznik z jej rąk i
odrzucił na bok.
– To znaczy, że cię pragnę – powiedział, rozchylając jej szlafrok. – Teraz, już!
Jej ciało było gotowe, ale na widok błysku w jego oczach poczuła panikę. Rafe w
ogóle jej nie dostrzegał. W tej chwili była dla niego tylko naczyniem, w które chciał
przelać jakieś dręczące go demony. Nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo
poruszyły go wiadomości dotyczące malutkiego księstewka na wyspie, znanego
głównie z miłosnych wyczynów młodych książąt. Z pewnością nie mogły go wiązać
z tym miejscem żadne interesy. Położyła dłonie na jego piersi i spróbowała go
odepchnąć.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Muszę już iść, bo spóźnię się do pracy.
– No to się spóźnisz – mruknął obojętnie i przyciągnął ją do siebie.
Do przytomności przywołał ją jego głos, niski i pełen napięcia. Rafe rozmawiał
przez telefon. Podniosła głowę, spojrzała na zegar i w panice pobiegła do łazienki,
by się ubrać. Rafe nie zwrócił na nią uwagi, w stu procentach skupiony na
rozmowie. Yannis Markides, jeden z kilku zaledwie ludzi na tej planecie, którzy
znali prawdę o pochodzeniu Rafe’a, doskonale wiedział, dlaczego wiadomości telewizyjne
były dla niego takie ważne.
– Musisz tam pojechać – nalegał. – To twój obowiązek.
– Mówisz zupełnie jak Sebastiano. On już jest w Paryżu. Wytropił mnie natychmiast, nie
tracił czasu.
– Sebastiano wie, co robi. Bez ciebie Montvelatte przestanie istnieć. Chcesz być za
to odpowiedzialny?
– Nie jestem jedyny. Jest jeszcze Marietta.
– W dniu, kiedy zrzucisz jej coś takiego na głowę, przestaniesz być moim
przyjacielem. Zresztą prawo mówi, że spadkobiercą musi być mężczyzna. Wiesz o
tym przecież. To twój obowiązek, Raphael.
– Nawet gdybym tam pojechał, nie mogę zagwarantować, że ocalę księstwo.
Słyszałeś raporty. Carlo, Roberto i ich kumple rozłożyli gospodarkę na łopatki.
W słuchawce rozległ się głęboki śmiech.
– Przecież właśnie tym zajmujemy się codziennie. Jesteśmy specjalistami od
ożywiania finansowych trupów.
– To sam tam jedź, skoro tak się przejmujesz. Moje życie podoba mi się takie, jakie jest. – To
była prawda. Ciężko pracował, by stać się tym, kim był. Nie cofał się przed żadnym
wyzwaniem i raz zarazem udowadniał sobie, że potrafi sprostać każdej sytuacji. Udowodnił
sobie coś jeszcze, a mianowicie to, że nie musi mieć arystokratycznego tytułu, by być kimś.
– Ale ja nie mogę tego zrobić, Rafe. To ty jesteś synem księcia, następnym w linii
do odziedziczenia tytułu. Nikt inny nie może cię zastąpić. – Yannis urwał na chwilę. – A poza
tym czy nie sądzisz, że twoja matka tego by chciała?
To był cios poniżej pasa, ale Rafe mógł się tego spodziewać. Byli sobie bliżsi niż rodzeni
bracia i dlatego Yannis dobrze wiedział, gdzie uderzyć.
– Cieszę się, że umarła, nim zdążyła się dowiedzieć, że to synowie byli odpowiedzialni za
jego śmierć.
– Nie wszyscy – zauważył Yannis. – Jesteś jeszcze ty.
Rafe zaśmiał się krótko.
– A, tak. Bękart wyrzucony z wyspy razem z matką i siostrą. Dlaczego miałbym teraz rzucać
się księstwu na ratunek? Niedobrze mi się robi, gdy słyszę, co się stało z ojcem i że jego
synowie knuli spiski przeciwko niemu. Ale dlaczego to ja mam teraz wszystko sklejać? Nic
mu nie jestem winien.
– Dlaczego ty? Z racji urodzenia. W twoich żyłach płynie krew władców Montvelatte.
Wykorzystaj tę szansę, jeśli nawet nie ze względu na ojca, to przez pamięć matki.
Potrząsnął głową, próbując rozjaśnić umysł. Yannis znał go zbyt dobrze i wiedział,
że Rafe nie czuje żadnej potrzeby, by okazać lojalność pamięci ojca; książę
Montvelatte, który odrzucił własnego syna i kobietę, która go urodziła, tak
bezceremonialnie, jakby strzepywał pyłek z garnituru, zawsze był dla niego tylko
nazwiskiem. Nawet słysząc, że jego śmierć nie była zwykłym wypadkiem, Rafe nie
poczuł żadnego smutku. Nie można było stracić czegoś, czego nigdy się nie miało,
a książę Eduardo nigdy nie był częścią jego życia.
Ale matka to było zupełnie co innego. Louisa kochała Montvelatte. Potrafiła bez
końca opowiadać o gajach pomarańczowych, barwnych pnączach i łanach ziół na
wybrzeżu, o górskich zboczach porośniętych kwiatami i drzewkami oliwnymi,
których nigdy już nie miała zobaczyć. Nigdy nie zapomniała wyspy, która przez
dwadzieścia jeden lat była jej domem, a potem skazała ją na wygnanie. Yannis
miał rację. Matka Rafe’a zawsze marzyła o tym, by wrócić do Montvelatte. Nie było jej to
dane za życia, ale może teraz nadarzała się szansa, by symbolicznie spełnić jej pragnienie.
Sienna, już ubrana do wyjścia, wyszła z łazienki ze zmarszczonym czołem. Kochali
się tak szybko, że żadne z nich nie pomyślało o zabezpieczeniu. Pod koniec cyklu
ryzyko nie było wielkie, ale mimo wszystko istniało. Żałowała, że w zeszłym
miesiącu nie odnowiła recepty na pigułkę. Wtedy wydawało jej się, ze nie ma takiej
potrzeby, a poza tym nie miała głowy do szukania nowego lekarza.
Ryzykowała, że jeszcze bardziej spóźni się do pracy, ale nie mogła wyjść, nie
poruszając tego tematu. Widząc, że Rafe odkłada telefon, powiedziała:
– Musimy porozmawiać.
On jednak nie zareagował. Wciąż siedział na łóżku tyłem do niej, z głową
schowaną w dłoniach.
Wyglądał na zupełnie zdruzgotanego. Nie poznałaby go, gdyby nie wiedziała, że to
on. Wydawał się niezmiernie kruchy i przytłoczony jakimś ciężarem.
Atmosfera władzy i siły uleciała bez śladu.
– O co chodzi? – Podeszła bliżej, ale nie odważyła się go dotknąć. – Co się stało? Czy to ma
jakiś związek z tymi wiadomościami z Montvelatte?
Przez dłuższą chwilę nie poruszał się ani nie odzywał. W końcu wypuścił oddech i
podniósł głowę, rozcierając skronie.
– Co wiesz o tej wyspie? – zapytał, nie patrząc na nią.
Zaskoczona, wzruszyła ramionami. Zadowolona była, że się jednak odezwał;
wiedziała, ze mówienie może przynieść mu ulgę. Obeszła dokoła łóżko i przysiadła
obok niego na pogniecionych prześcieradłach.
– Tyle co wszyscy. Wiem, że to mała wyspa na Morzu Śródziemnym, znana z
pięknych widoków oraz kasyn, na których się wzbogaciła. Mekka turystów i
hazardzistów.
Prychnął lekceważąco, ujął jej dłoń i przycisnął do ust. Jego ciemne oczy wydawały
się niemal zupełnie czarne.
– Okazuje się, że również gangsterów. Od pięciu lat, odkąd książę Carlo przejął
koronę, w kasynach prano brudne pieniądze.
Za jego plecami wskazówki zegara nieubłaganie posuwały się naprzód. Sienna
zaklęła w duchu. Naprawdę musiała już iść do pracy. Znalezienie posady w liniach
lotniczych kosztowało ją sporo wysiłku. Dostała tę pracę tylko dlatego, że mówiła
po francusku i miała doskonałe referencje od trzech osób, ale jako kobieta i w
dodatku Australijka wciąż była na okresie próbnym. Nie mogła sobie pozwolić na
spóźnienie, ale czuła też, że nie może zostawić teraz Rafe’a samego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin