Ujawniając prawdę - Apricot.doc

(89 KB) Pobierz

Tytuł i link do oryginału: Telling the Truth
Autor: apricot
Beta: Kaczalka
Kategoria wiekowa: PG-13
Długość: miniaturka
Zgoda na tłumaczenie: w drodze
 
 
Ujawniając prawdę
 
 
– Nudzi mi się! – jęknął mniej więcej po raz setny tego dnia Seamus.
Wszyscy go zignorowali. Mniej więcej po raz setny dzisiejszego dnia.
– Ludzie, nudzi mi się! – stęknął Finnigan ponownie dwie minuty później.
Żadnego odzewu. Dalej zajmowali się swoimi czynnościami.
Ron pisał wypracowanie z Zaklęć, które Hermiona sprawdzała strona po stronie. Dean próbował zapamiętać wybrane daty z Historii Magii, a Ginny okupowała jego kolana, chcąc mu w ten sposób pomóc. W sumie, coś w tym było – pocałunek obiecany w zamian za solidną pracę stanowił nie lada zachętę. Jednak podejrzewano, że i tak cała jego nauka zawężała się tylko do przytulanek.
Neville leżał na podłodze, lamentując nad podręcznikami Zielarstwa. Jego notatki otaczały go grubą warstwą, rozwalone na odległość dwóch metrów z niemal każdej strony. Lavender zaplatała Parvati warkocz, która z kolei czytała na głos jakiś artykuł z Tygodnika Czarownica i sprawdzała wiedzę Lavender na temat Wróżbiarstwa. Natomiast Harry siedział bardziej na uboczu, zagłębiony w miękkim fotelu. Pisał zawzięcie coś, co na pozór przypominało bardzo długi list. Seamus nie miał pojęcia, do kogo, ale wiedział, że lepiej o to Harry'ego nie pytać. Ostatnio Potter przypominał tykającą bombę zegarową.
– No dajcie spokój! – zawył Seamus. – Rozruszajcie mnie! – rozkazał.
Hermiona westchnęła.
– Nie masz pracy domowej? – wymruczała, nie zerkając nawet na niego znad eseju Rona.
– A nawet jeśli? – spytał impertynencko, myśląc, że w ten sposób zachęci Hermionę do dłuższej dyskusji. Nikt bowiem nie był tak nużący, jeśli chodziło o prace domowe, jak ona. Mimo to słuchanie jej monotonnego gadania wydawało się lepszą perspektywą, niż gapienie się tępo w sufit. Lecz tym razem dziewczyna uniosła tylko nieznacznie brew i powróciła do czytania. Z każdym dniem coraz bardziej przypominała swym zachowaniem profesor McGonagall. Ale o tym, oczywiście, nie można było wspomnieć w obecności Rona. Dopóki był w niej zakochany, nikt nawet nie myślał o takiej próbie samobójczej.
– Jest tam coś o mnie, Parvati? – Seamus wskazał na trzymane w jej rękach pismo, desperacko domagając się uwagi.
– A niby z jakiej racji miałoby być? – zadrwiła głosem godnym starej jędzy. Lavender zachichotała.
– W sumie... na pewno ma coś do tego mój powalający wygląd, pozycja boga seksu... no, wiecie... – Zamilkł, gdy każda zebrana w pokoju osoba wybuchła śmiechem. Naszło go to specyficzne wrażenie, że nie śmieją się z nim, ale z niego.
– Wybacz, Seamus – zaćwierkała Parvati, nie starając się nawet ukryć kpiny w głosie. – Z tego, co wiem, to artykuł dotyczy tylko Harry'ego.
Widząc, jak Potter udaje, że w ogóle ich nie słyszy, podczas gdy zaciśnięte kurczowo wargi wskazywały na coś wprost przeciwnego, na usta Seamusa wpełzł zadziorny uśmieszek.
– Kolejna sesja zdjęciowa? – wypalił, zadziwiony własną zuchwałością. Tygodnik Czarownica zbijał kokosy na coraz to lepszych ujęciach Harry'ego Pottera.
– Gorzej... – odparła beznamiętnie Parvati. – Trzy sesje zdjęciowe.
Kiedy Seamus udawał, że wizja takiego okrucieństwa nie mieści mu się w głowie, Harry odłożył na moment list.
– Najgorsze jest to, że nie wiem, skąd je biorą – głowił się, całkowicie tym faktem zaabsorbowany. – To znaczy, nawet nie mam pojęcia, że ktoś robi mi zdjęcie, a tu następnego dnia jedno z nich, i to akurat takie, na którym jestem praktycznie nagi po treningu quidditcha, pojawia się ni stąd ni zowąd w prasie!
Wszyscy zaśmiali się, dobrze pamiętając ten szczególny incydent. Nikt nie był wtedy w stanie przekonać Harry'ego, że naprawdę nie ma się czego wstydzić. Chłopak był wprost stworzony do ekspozycji na pierwszych stronach gazet.
– To robota kogoś z wewnątrz – oświadczyła z przekonaniem Hermiona. – Założę się, że Colin maczał w tym palce. Uruchamia wszystkie swoje kontakty, jeśli w grę wchodzi prasa brukowa.
Harry jęknął.
– Ukatrupię go, jeżeli to prawda.
Pokój ponownie wypełnił się śmiechem.
– Nudzi mi się! – jęknął po raz kolejny Seamus.
Dalej brak odpowiedzi.
– Och, na litość boską, Ron! Zapomniałeś napisać, jak ważne jest poprawne wymawianie zaklęć! Myślałam, że przyswoiłeś to już w pierwszej klasie!
Weasley uśmiechnął się do swojej dziewczyny.
– Nie krytykuj moich zdolności w rzucaniu zaklęć! Jeśli nie wypowiedziałbym poprawnie Wingardium Leviosa, to nie Hermiona Granger byłaby dzisiaj najlepszą uczennicą. Pewnie wyręczyłby ją w tym Draco Malfoy. – Po wszystkich przeszedł dreszcz. Harry zaśmiał się łagodnie. – No i z pewnością nie mielibyśmy naszego, zawsze gotowego do ratunku, Harry'ego! – dodał.
Rozległ się śmiech, gdy Harry westchnął i wymownie spojrzał na przyjaciela.
– Wydaje mi się, że bylibyście bardziej bezpieczni, gdyby Ron okazał się gorszy w Zaklęciach.
– Nie wydaje mi się to możliwe, Harry. On już raczej gorszy nie będzie – odparowała z zadziwiającą bezczelnością Hermiona, taktownie ignorując jego wyrzuty sumienia.
– Ej! Właśnie skończyłem pisać wypracowanie, jakbyś nie zauważyła.
– To daj mi ostatnią stronę, żebym mogła znaleźć wszystkie błędy, zanim będziesz mógł zacząć pisać je od nowa.
Ron utkwił w niej niezbyt przyjazny wzrok. Kiedy Hermiona przeglądała wypracowanie, w pokoju ponownie zapanowała cisza,
– W sumie... – odezwała się w końcu – ...jestem pod wrażeniem. Zrobiłeś zaledwie trzy błędy ortograficzne w nazwach zaklęć i tylko dwukrotnie obraziłeś zdolności umysłowe profesora Flitwicka. Popraw to.
Ron stęknął żałośnie, co sprawiło, że Hermiona postanowiła się nad nim zlitować schylając się i całując go stanowczo w usta, co zdecydowanie przywróciło mu dobry humor.
Seamus, chcąc oszczędzić zebranym kolejnego burzliwego epizodu z życia miłosnego Weasleya i Grander, zmusił się do ponownego...
– Nudzi mi się!
– I czego od nas oczekujesz w związku z tym? – rzuciła Hermiona, przerywając znienacka pocałunek, co nie wpłynęło zbyt dobrze na Rona.
Seamus wiedział, że musi wykorzystać nadarzającą się okazję.
– Zagrajmy w Prawdę!
Rozległ się chóralny jęk protestu. Nie było chyba rzeczy, którą Seamus uwielbiałby bardziej, niż zwyczajną grę w Prawdę. Kochał wyciągać na światło dzienne wszystkie skrywane przez innych sekrety. Kiedy byli młodsi, wielokrotnie bawili się w to całą klasą. Jednak ostatni raz, gdy wszyscy zdecydowali się zagrać, miał miejsce przeszło rok temu. Potem żaden z nich przez dłuższy czas nie był w stanie spojrzeć innym prosto w oczy. A szczególnie Parvati, która z kamiennym wyrazem twarzy wyznała, że kręci ją fetysz stóp. Dowiedzieli się ponadto, że Lavender nadal nie ma okresu, a Ron nie rozmawiał z Ginny ani z Deanem przez miesiąc po tym, jak ogłosili, że ze sobą sypiają. Często.
Jakby tego było mało, Hermiona przez blisko sześć tygodni całkowicie ignorowała Rona, kiedy ten pod przymusem przyznał się do młodzieńczego zadurzenia w Hannie Abbott.
Jednak najgorsza ze wszystkich okazała się spowiedź Harry'ego. Wyznał, że nadal czuje się odpowiedzialny za śmierć Syriusza i nie raz rozważał możliwość odebrania sobie życia.
Nie było wątpliwości, że to właśnie on ma teraz największe opory przed wzięciem udziału w grze.
– Naprawdę wydaje ci się, że to taki dobry pomysł? – spytał, lecz Seamus nie przejął się, słysząc w jego głosie ostrzegawczy ton.
– A dlaczegoż by nie? – odparł bezczelnie.
Do jego uszu dotarła symfonia zirytowanych głosów, krzyczących „ Seamus!”
– Och, przestańcie. Nie graliśmy w to od wieków. A na dodatek niedługo przecież opuszczamy szkołę!
– Za pół roku!
– I nie byłoby wam smutno, gdybyście za te sześć miesięcy odeszli wiedząc, że przeszła wam koło nosa taka porządna zabawa? – Wszyscy przyglądali mu się sceptycznie. To jasne, że nie było osoby, która podzielałaby jego entuzjazmu. Tylko Seamus tak obsesyjnie pożądał wszelkich ploteczek. – Dajcie spokój. Po prostu... – W tym momencie przybrał płaczliwy ton, który był tylko częściowo szczery. Wiedział, że głos i mina godna szczeniaka prowadzonego na rzeź są atrybutami nie do przebicia. – Po prostu czasami odnoszę wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy. Spotykamy się teraz z różnymi ludźmi... – Spojrzał dosadnie na Lavender i Parvati, które nie gustowały od dawna w Gryfonach. – Zajmujemy się odmiennymi sprawami, przez co nawiązujemy przyjaźnie z osobami z innych domów... – Zerknął na Neville'a, będącego w głębokiej komitywie z Luną Lovegood od czasu ich wzajemnej fascynacji Zielarstwem. - I najwyraźniej mamy przed sobą wiele tajemnic. - W tym momencie na Harry'ego spojrzał już każdy. – Mamy znajomych, o których nic nikomu nie mówimy. - Kolejne spojrzenie na Harry'ego i jego tajemniczy list. Seamus z pewnym zaintrygowaniem zauważył, że Potter odrobinę się zarumienił. – Rzecz w tym, że się martwię. Bo tak sobie myślę, że jeżeli już w tej chwili ciężko jest nam się zjednoczyć, to co dopiero stanie się później, gdy już ukończymy szkołę i nie będziemy się mogli widywać każdego dnia? Jesteście mi bliscy, wszyscy, i nie chciałbym was stracić.
Zapanowała długa cisza.
Nawet, jeżeli argumenty podane przez Seamusa niewiele się miały do ich nastawienia względem gry w Prawdę, w gruncie rzeczy czuli się przekonani.
– No dalej, ludzie – ożywił się Finnigan, czując już smak zwycięstwa. – Kiedyś wiedzieliśmy o sobie wszystko. Nie twierdzę, że teraz też tak musi być, ale pozwólmy sobie na odrobinę zaufania. Krzewmy miłość.
Ostatnia wypowiedź była tak typowa dla Seamusa, że słysząc ją wszyscy wybuchli śmiechem. Po chwili zajęli się ustawianiem krzeseł dookoła stołu, co miało być dowodem na to, że chcą brać udział w zabawie.
Finnigan westchnął z zadowolenia, gdy ujrzał na twarzach pozostałych spodziewany wyraz. Byli najwyraźniej podekscytowani perspektywą gry w ulubioną, swego czasu, Prawdę.
– Harry? – zapytała Hermiona niepewnie, na co Seamus obruszył się z irytacją. Potter nie dołączył do kręgu.
– Nie masz zamiaru grać? – zapytał.
– Wolałbym nie, Seamus. Jeśli ci to nie przeszkadza.
– Ale bez ciebie to już nie to samo!
– Jestem pewien, że świetnie sobie dacie radę – zapewnił szorstko Harry.
Zrobiło się cicho. Finnigan z przerażeniem zauważył, że pozostali wydają się już mniej zainteresowani grą. Dlatego też zaczął się zastanawiać, w jaki to sposób nakłonić Pottera do zmiany zdania. Na szczęście z pomocą przyszła mu Ginny.
– Nie ufasz nam, Harry? – zapytała wprost, sprawiając wrażenie mocno zranionej taką ewentualnością.
Wszyscy spodziewali się natychmiastowej obiekcji z jego strony, a gdy takowa nie nadeszła, zamarli oszołomieni. Harry również siedział jak słup soli, po raz pierwszy szczerze analizując własne postępowanie.
Zawsze uważał, że ma do nich zaufanie Lecz teraz, gdy tak wiele przed nimi ukrywał, nie wydawało mu się to już takie oczywiste. Co nim kierowało? Czy starał się ich chronić? A może bał się o własną skórę? Lub zwyczajnie zapomniał, jak to jest na kimś polegać? Czy Voldemort i cała ta durna wojna tak go zahartowały, że nie wierzył już nawet swoim najbliższym przyjaciołom? I to w tak błahych sprawach? Czy może im zaufać, że nie będą zadawać niewłaściwych pytań?
W jednej chwili poczuł do siebie obrzydzenie. Miał wrażenie, że ktoś wymierzył mu porządnego kopniaka w brzuch.
Był do tego stopnia zapalczywy w swoich podejrzeniach i obsesyjnej chęci obrony, że nie zauważył nawet jak taka postawa rani wszystkich dookoła.
– Oczywiście, że wam ufam – przyznał wreszcie. Jednak zrobił to trochę za późno.
– Udowodnij to – nakazała Hermiona, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
Po raz kolejny zwlekał z odpowiedzią, co po raz kolejny sprowokowało Ginny.
– Wiesz Harry, ta gra wcale nie polega na tym, byśmy poznali wszystkie swoje sekrety. No, przynajmniej tak jest dla większości z nas – uściśliła, znacząco patrząc przy tym na Seamusa, który usychał już z tęsknoty za ploteczkami. – Chcemy w ten sposób sprawdzić, czy jesteśmy w stanie ufać sobie nawzajem. Dzięki temu przełamiemy wszelkie opory i zaczniemy naprawdę na sobie polegać, co sprawi, że staniemy się lepszymi przyjaciółmi, lepszą drużyną. Nie mamy zamiaru pytać cię o Sam–Wiesz–Kogo. Nie, jeśli ty tego nie chcesz. Ponieważ nie są to informacje, które musimy, czy nawet mamy prawo poznać. Dla nas liczą się twoje odczucia! To o ciebie nam chodzi.
– I właśnie to mnie martwi – odparł zwięźle Harry, lecz uśmiechnął się. – Niech wam będzie. Ale gram tylko jedną kolejkę.
Seamus wyszczerzył się, konspiracyjnie zacierając ręce, co raczej nie wróżyło niczego dobrego.
– Wyśmienicie! W takim razie zaczynajmy. Obowiązują stare zasady: dziewięć osób, tak więc osiem pytań, po jednym dla każdego. Na gorącym krześle siedzi tylko jedna osoba.
– Gorącym krześle? – spytała powątpiewająco Ginny, na co Seamus uśmiechnął się perfidnie, wskazując na nieużywane obecnie krzesło, stojące na uboczu. Machnął różdżką i przysunął je bliżej, po czym wyszeptał zaklęcie, którego słów żadne z nich nie było w stanie zrozumieć, ale wszyscy dostrzegli, jak wokół na moment rozbłysło zielone światło.
– Seamus! Co to miało być?! – wrzasnęła Hermiona, choć dobrze wiedziała, o co chodzi.
– Tylko małe, nieszkodliwe zaklęcie prawdy... – wyszeptał z zakłopotaniem Finnigan.
– Seamus!!! – ryknęli wszyscy. – Nigdy nie graliśmy w ten sposób!
Chłopak wzruszył ramionami.
– Przecież nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, prawda?
– Seamus... – zaczęła Hermiona swoim niskim, ostrzegawczym tonem, który do złudzenia przypominał ten ja–tu–rządzę–i–trzymam–wszystkich–pierwszorocznych–w–ryzach. – Nikt z nas nie weźmie w tym udziału, jeżeli liczysz jedynie na zaspokojenie swoich sadystycznych potrzeb.
– Myślicie, że o to mi chodzi? – Gryfoni wpatrywali się w niego z dezaprobatą. Odpowiedź wydawała się oczywista. – W takim razie pójdę na pierwszy ogień, dobra?
Po początkowych obiekcjach, przystali w końcu na jego propozycję, a Seamus widząc to, usadowił się skwapliwie na krześle. Nie powinien myśleć o niczym, co chciałby przed nimi zataić. Starał się też ignorować figlarny uśmieszek na ustach Hermiony Granger.
Po godzinie nie było już w pokoju osoby, która nie czułaby się skrępowana bądź wysoce zaniepokojona. Zaklęcie prawdy, które rzucił Seamus, odniosło zupełnie odwrotny skutek, zwłaszcza dla niego samego. Chłopak był przekonany, że nie ma nic do ukrycia, jednak prawda okazała się zupełnie inna.
Hermiona zmusiła go do przyznania się, iż rzeczywiście ma fioła na punkcie wynajdywania cudzych sekretów, a na dodatek jest wielkim plotkarzem. Wywołało to ataki niepohamowanego śmiechu, zwłaszcza że prawdy dowiedzieli się właśnie od niego. Z powodu pytaniu Deana wyznał, że jak reszta czarodziejskiego świata, jest po uszy zafascynowany Chłopcem, Który Przeżył, co z kolei ułatwiło zadanie Neville'owi, który podążając tym tropem wyciągnął z niego, gdzie trzyma swoją kolekcję wycinków z gazet na temat Harry'ego. Okazało się później, że Ginny także ma podobny zbiór, jak również blisko sto sonetów miłosnych własnej produkcji. Wszystkie oczywiście dedykowane Harry'emu.
W tym czasie biedny obiekt tych szaleńczych uczuć sprawiał wrażenie mocno zażenowanego, zadając, ku uciesze Seamusa i Ginny, same mało skomplikowane pytania.
Dowiedzieli się, iż Ron i Hermiona posiadają życie erotyczne. I to nawet dość pikantne.
Że Neville był zakochany w Lunie, ale bardzo przerażała go wizja wyznania jej tego, a Dean paranoicznie bał się gęsi. Parvati uważała, że profesor Snape jest pociągający, a Lavender eksperymentowała z kobietami i po krótkim romansie z Padmą Patil doszła do wniosku, że jest biseksualistką.
Jeszcze tylko jedna osoba stała przed perspektywą zmagań z gorącym krzesłem: Harry Potter. Co jednak wcale nie napawało go entuzjazmem.
– Nie zjedzcie mnie tylko żywcem – mruknął, obniżając się ostrożnie na drewniane siedzenie. W pierwszej chwili poczuł mrowienie w okolicy szczęki, kiedy aktywowało się zaklęcie prawdy, ale później wszystko już wróciło do normy. Spojrzał na Seamusa wyczekująco, spodziewając się całej lawiny pytań. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy wiedzą, jak wiele spraw przed nimi zataja. Zamiast tego zapanowała głucha cisza, podczas której każdy gapił się na niego w zamyśleniu. Dla Harry'ego takie milczenie z pewnością nie oznaczało niczego dobrego. Wyglądało na to, że każdy szperał w swojej głowie w poszukiwaniu pomysłu na najtrudniejsze pytanie. Ale nie miał racji. Problem tkwił w tym, że Harry skrywał przed nimi tyle tajemnic, iż nie mieli bladego pojęcia, o co go konkretnie zapytać. Nie wiedzieli, czego nie wiedzą.
Jedyna rzecz, która wydawała się w miarę oczywista, to kwestia jego życia miłosnego. Nie warto było pytać o coś, co przecież nie istnieje – każdy o tym wiedział. Nie byli pewni, skąd to przekonanie, ale Harry nie był mężczyzną, który lubi zabawy na jedną noc. A nie miał powodów, aby ukrywać przed nimi swoją potencjalną dziewczynę. Co w konsekwencji oznaczało, że ta droga przesłuchania jest dla nich zamknięta.
Również szerokim murem odgradzali się od spraw związanych z Voldemortem. Ciekawiły ich natomiast sny Harry'ego, jego nadprzyrodzone umiejętności, a także to, gdzie wymyka się podczas tych długich nocy, gdy mówi, że nie może zasnąć. Mimo wszystko mieli jednak niejasne przeczucie, że wcale nie chcieliby dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Tak więc siedzieli, przypatrując mu się i rozważając możliwe do wybrania opcje. Po chwili jak jeden mąż odwrócili się do Seamusa, oczekując, że to właśnie on zacznie zadawać pytania, ułatwiając tym zadanie pozostałym.
Chłopak zaczął myśleć gorączkowo, świadomy spoczywającej na nim odpowiedzialności. Jego spojrzenie padło na list, który pisał Harry, a którego długość wynosiła już kilka stron. Bez dłuższego zastanowienia, wiedziony przeczuciem, że to pytanie da mu interesującą lub godną późniejszych plotek odpowiedź, po prostu wypalił wprost.
– Do kogo ten list? – zapytał i zaraz przeklął. Jak mógł zmarnować pytanie na coś tak bezwartościowego?
Harry Potter także przeklinał sam siebie, lecz z całą pewnością z zupełnie innego powodu. W jakiś niewytłumaczalny sposób udało mu się bowiem całkowicie zapomnieć o Draco – jego największym, a zarazem najmniej dostrzegalnym sekrecie. W takim stopniu przywykł do utrzymywania ich romansu w ścisłej tajemnicy, że zupełnie wyleciało mu z głowy, iż inni nic o nim nie wiedzą. Nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl, że mogą go o coś takiego zapytać podczas głupiej gry. A jednak, przez przypadek, Seamus zainteresował się tą jedyną sprawą, o której Harry nie chciał pisnąć nawet słówka. Chyba, że skłoni go do tego kolejnych siedem pytań.
Nastąpiła długa cisza, podczas której Harry Potter z napięciem próbował wymigać się w jakiś sposób od wyznania prawdy. Ale milczenie mogło jedynie opóźnić to, co nieuniknione. Zaklęcie Seamusa było nadzwyczaj skuteczne.
Harry westchnął, straciwszy wszelką nadzieję. Otworzył usta, czując jak prawda sprytnie się przez nie prześlizguje.
– Do Draco Malfoya.
Przez chwilę nikt się nie odzywał, a potem powietrze przeszyły okrzyki oburzenia.
Rozpętało się prawdziwe pandemonium.
Pytania wypowiadano z szybkością błyskawicy, przez co wokół zrobiło się takie zamieszanie, że nikt nie był w stanie niczego zrozumieć. Seamus milczał. Siedział spokojnie, uśmiechając się jak opętany z zachwytu, że wyciągnął na światło dzienne coś tak skandalicznego.
– Zamknijcie się wszyscy! – krzyknął wreszcie. – Nadal gramy, prawda? Odzywać się pojedynczo, jeśli łaska.
Kolejny wybuch, ponieważ każdy chciał być tym, który pierwszy zada Harry'emu Potterowi niewygodne pytanie.
Już po raz drugi Seamus musiał ich uciszać.
– Hermiona pierwsza – zarządził.
W pokoju na powrót zapanował spokój. Hermiona odetchnęła głęboko.
– Nie wiem nawet, od czego zacząć... – stwierdziła bez ogródek. – No dobra. Harry, dlaczego piszesz do Draco Malfoya?
Potterowi nie przypadło do gustu to pytanie. Absolutnie nie. Jednak nie miał żadnej drogi ucieczki. Starając się dobrać najmniej paraliżujące określenie (był niemal pewny, że krzesło domagało się od niego, by rzekł “namiętny romans “, lecz nie chciał w ten sposób doprowadzić Rona do utraty przytomności), powiedział wyraźnie i zwięźle:
– Ponieważ jesteśmy razem.
Nikt nie zabrał głosu. Zapadła długa, niewygodna cisza. Lecąca mucha huczałaby teraz z siłą samolotu. Tymczasem szaleńczy grymas na twarzy Seamusa przywodził już na myśl kogoś otępiałego po kilkunastu kremowych.
– Że jak? – wysapał Ron.
Mimo że znajdował się w samym epicentrum huraganu, Harry uśmiechnął się półgębkiem, zdając sobie sprawę, że Ron, jak to było w jego zwyczaju, totalnie zmarnował swoje pytanie.
– Draco Malfoy i ja spotykamy się.
Znowu jak makiem zasiał.
– Od kiedy? – wykrztusiła wreszcie Lavender.
Kolejne kłopotliwe pytanie. Miał przeczucie, że odpowiedź wcale im się nie spodoba.
– Od początku szóstego roku – przyznał z wahaniem.
– CO?! – wrzasnęła Hermiona.
Tak, jak się Harry spodziewał, reakcja okazała się bardzo gwałtowna.
– JAK?! – zawtórowała jej Ginny.
Harry nie do końca wiedział, w jaki sposób miałby jej to wyjaśnić. Ale co jak co, zasady gry znał dobrze. Mógł poprosić o precyzyjniejsze sformułowanie pytania.
– Jak to jak?
– Nie wiem, Harry! Jak to możliwe?! Jak to się stało, że się zeszliście?! Jak to może w ogóle funkcjonować?! Jak udało ci się ukryć to przed nami?! Jak wszystko!
– Ginny, na które z nich mam ci odpowiedzieć? Według zasad mogę tylko na jedno.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
– W porządku. Jak dałeś radę ukrywać to przed nami?
– Nic w tym trudnego. Myśleliście, że wybieram się na nocne spacery, aby pozbyć się koszmarów, więc po prostu nie wyprowadzałem was z błędu. Bo czasami było to nawet prawdą. Lecz w przeważającej części spotykałem się wówczas z Draco w Pokoju Życzeń. Zdarzało się też, że widywaliśmy się w przerwach między lekcjami albo jeden z nas zaciągał drugiego do pustej klasy, gdy nie mieliśmy akurat zajęć. I tak to działało – odparł i wzruszył ramionami.
Wszyscy patrzyli na niego oczami wielkości talerzy obiadowych.
– Dlaczego nam nic nie powiedziałeś? – spytała Hermiona.
Harry wzdrygnął się na samą myśl o dalszym zagłębianiu się w ten temat.
– Masz tylko jedno pytanie, Hermiono. Zapomniałaś? Dzięki Bogu, że zaklęcie prawdy działa właśnie w taki sposób.
– Och, daj spokój, Harry! To co innego.
– Niby dlaczego? To element mojego życia prywatnego, który z wielką chęcią zachowałbym wyłącznie dla siebie. Czym to się różni od rzeczy, o których mówiliśmy wcześniej, jak chociażby kwestia Levander i Padmy czy ciebie i Rona? Podpowiem ci: niczym.
– Nieprawda! Tu chodzi o Draco Malfoya!
– No i?
– On jest przecież śmierciożercą!
– Nie, nie jest.
– W takim razie jest synem śmierciożercy!
– A kogo to obchodzi? Każdy z nas jest czyimś synem bądź córką. Tyle razy zgadzaliśmy się, iż to karygodne, by potępiać kogoś za to, że urodził się w rodzinie mugoli, czyż nie? Sprawa z Draco ma się zupełnie podobnie.
– On chciał cię zabić!
– Nie bądź głupia. Nie zadawałbym się z kimś, kto chciałby potraktować mnie Avadą!
– A skąd wiesz, że nie chce?
– Ufam mu.
Przyglądali się z przerażeniem łagodnej determinacji widocznej na jego twarzy. Nieważne jak absurdalnie miało to zabrzmieć, Harry Potter najwyraźniej zakochał się w Draco Malfoyu.
Ron przeczuwał nadchodzące mdłości.
– Jeszcze jakieś Prawdziwe pytania? – starał się przekrzyczeć wszystkich Seamus, nadal uradowany sukcesem jaki odniosła jego gra.
– Spaliście ze sobą? – drążyła dociekliwie Parvati.
Harry oblał się rumieńcem.
– Parvati! – zaprotestowała oburzona jej zachowaniem Hermiona.
– No co, widywali się przecież nocami! – wyjaśniła Patil, sądząc, że to najzupełniej oczywiste.
Wszyscy spojrzeli na Harry’ego, przeklinając w duchu własną ciekawość.
– Tak... – wyszeptał.
– Oooch! Kiedy? – Parvati ucieszyła się jak dziecko.
– Masz tylko jedno pytanie! – upomniał ją Harry.
– Jakiś ty delikatny – mruknęła. – Aż tak cię to krępuje?
– Niech wam będzie. Mniej więcej rok temu – przyznał się z rezygnacją.
Dziewczyna wyszczerzyła się od ucha do ucha, a Harry jęknął.
– Ludzie, skończmy już z tym. Lepiej będzie, jak pójdę ostrzec Draco, że wiecie o nas.
W powietrze wystrzeliły buntownicze szepty. Harry nazwał Malfoya per “ Draco”!
Potter jęknął ponownie.
– Przestańcie! Dean, twoja kolej.
– Harry... eee... – Zdawało się, że chłopak ma mały problem ze sformułowaniem pytania. – Czy to oznacza... no... mam na myśli, czy... wiesz... jesteś gejem?
Harry westchnął.
– Nie jestem tak do końca przekonany – przyznał. – To oczywiste, że podobają mi się mężczyźni. Ale myślę, że kobiety też lubię. Byłem przecież kiedyś zainteresowany Cho Chang, jak wiecie. Przypominał teraz dojrzałego buraka, niestrudzenie unikając ich spojrzeń. – To już wszyscy? – i nie czekając na odpowiedź, dodał: – Dobrze. Zmywam się.
– Czekaj! Neville i Ron nie zadali swoich pytań! – krzyknęła Hermiona, spragniona kolejnych odpowiedzi.
– Ron już pytał.
– Wcale nie! O co niby?
– Powiedziałeś “ Że jak?” – wyjaśnił Harry, odrobinę speszony.
– To się nie liczy!
– Ej! Nie moja wina, że marnuje pytania na takie bzdury!
– Harry! – ucięła dyskusję Hermiona. Ton Ja–tu–rządzę powrócił z całą zjadliwością. – Chyba nie sądzisz, że po ujawnieniu największej sensacji, jaka miała kiedykolwiek miejsce w naszym krótkim, młodzieńczym życiu, a na dodatek po wyznaniu, że przez prawie dwa lata perfidnie nas okłamywałeś i zdradzałeś w każdy możliwy sposób, odpowiesz tylko na kilka prostych pytań od swoich wieloletnich przyjaciół? Przyjaciół, którzy wielokrotnie ratowali ci życie i stali u twego boku, podczas gdy inni zawiedli?
Potter jęknął, już chyba po raz setny.
Nienawidził wyrzutów sumienia. Co gorsza, Hermiona była w ich wywoływaniu zdecydowanie lepsza od pozostałych. Traktowała je jako swoją główną broń. Możliwe, że i śmiertelną.
– Super! Ale nie mam zamiaru spędzić na tym przeklętym krześle ani minuty dłużej! Nie jestem na przesłuchaniu.
– Nie byłabym tego taka pewna – wyszeptała Ginny, a na jej twarzy widniał słaby, zawadiacki uśmiech.
Widząc to, Harry roześmiał się niespodziewanie, na co przyjaciółka puściła do niego oczko. Fakt ten podniósł go odrobinę na duchu. Przyjemnie było wiedzieć, że po wyjściu na jaw całego bałaganu przynajmniej jedna osoba nie ma zamiaru zrównać go z ziemią.
– Co z tobą, Ron? – zagadnął, sadowiąc się obok Ginny na skraju prowizorycznego koła, które utworzyli. Jeżeli ktokolwiek myślał, że zrobił tak z poczucia winy, był w błędzie. To było czysto praktyczne zagranie. W razie potrzeby łatwiej mu będzie uciec.
Lecz kiedy przyjrzał się twarzy Rona, poczuł dojmujący smutek. Rudzielec wyglądał po prostu żałośnie. I najwyraźniej rzeczywiście wziął sobie to wszystko do serca. Obrazował doskonale słowa Hermiony, według których Harry zdradził go w “ każdy możliwy sposób “. Chyba właśnie ten widok popchnął go do zrobienia rzeczy, przed którą tak usilnie się do tej pory wzbraniał: przeprosin.
– Słuchaj, jest mi naprawdę przykro... To się stało... tak nagle. – Zdawał sobie sprawę, jak banalnie to brzmi. – Nawet nie wiem, jak. W jednej sekundzie walczyliśmy, a za chwilę zaczęliśmy się całować. Taki wewnętrzny impuls. Nie zrobiłem tego celowo, aby cię zranić, okłamać albo zdradzić! To się zwyczajnie stało i tyle.
– Czemu nam nic nie powiedziałeś? – spytał Ron, starając się utrzymać neutralny ton. Wbił wzrok w podłogę, maskując w ten sposób swój ból.
– Ponieważ byłem pewien, że mnie znienawidzicie – oznajmił prosto z mostu Harry. Przyjaciele przyglądali mu się w zaciekawieniu graniczącym niemal z szokiem, co sprawiło, że zrozumiał nagle swój błąd. Może nie sprzeciwialiby się tak bardzo, gdyby od początku był wobec nich szczery. – Najpierw nie warto było nawet o tym wspominać. Zadawałem się z wrogiem, od czasu do czasu pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Dopiero później zaczęliśmy ze sobą dyskutować i tworzyć coś w rodzaju... hmm... prawdziwego związku. Ale nadal mieliśmy wiele powodów, by utrzymywać go w tajemnicy. Voldemort zabiłby Draco, gdyby się o tym dowiedział. No, chyba że Lucjusz Malfoy byłby pierwszy. Pozostaje jeszcze kwestia prasy. Nie potrzebowałem do szczęścia nagłówków w Proroku Codziennym, krzyczących o “ Ciekawostkach z życia Chłopca, Który Przeżył”. Może byście się wówczas ode mnie nie odwrócili, ale z pewnością Ślizgoni nie byliby tacy wyrozumiali dla Draco. Cała ta sprawa z homoseksualizmem stałaby się kulą u nogi dla Czarodziejskiego Świata. Znienawidziliby mnie, nawet jeśli wy byście tego nie zrobili. Zapanowałby totalny zamęt, który musiałbym dorzucić do pakietu uciążliwych spraw. Nie sądzicie? I tak zbyt wiele się działo w tamtym czasie. Nadal mamy dużo na głowie. Musicie mi przysiąc, wszyscy, że nikomu o tym nie wspomnicie. Życie Draco wisi na włosku. Moje z resztą też. Nie ma potrzeby dawać Ślizgonom kolejnego motywu, by chcieli zetrzeć mnie na proch.
Wszyscy przytaknęli w skupieniu.
– Seamus – powiedział Harry surowym tonem. – To nie może wyjść poza ten pokój, rozumiesz?
Chłopak kiwnął głową.
– Nie jestem aż taki zły, jak myślisz.
Harry uniósł do góry brwi, a cała grupa wybuchła nerwowym śmiechem, widząc niewinny, a zarazem oburzony wyraz na twarzy Seamusa. Szybko jednak się zreflektowali i powrócili do obserwowania Harry'ego.
– Ale dlaczego nam nie powiedziałeś? – upierała się dalej Hermiona. Harry wiedział, co miała na myśli. Była świadoma, że nie wspomniał o tym Deanowi, Neville'owi, czy Ginny z obawy, że mogą się kiedyś wygadać. To samo tyczyło się Lavender, Parvati i – Boże uchowaj! – Seamusa. Jednak nie potrafiła zrozumieć, z jakiego powodu jej nie zaufał. Jej i Ronowi. Właśnie o to miała do niego największy żal.
– Nie chciałem wysłuchiwać waszych ostrzeżeń – wyjaśnił stanowczo. – Wiedziałem, jaka będzie wasza reakcja, gdy się o tym dowiecie. Że to Ślizgon, śmierciożerca i że ryzykuję życiem, spotykając się z nim. A jeśli bym nie posłuchał, to dorzucilibyście wzmiankę o złamanym sercu. Mówilibyście mi, że stawiam wszystko na jedną kartę. Ale ja o tym doskonale wiedziałem i mimo to chciałem spróbować. Bez późniejszego „A nie mówiłam?”, gdyby coś poszło nie tak. Chyba zachowałem się trochę dziecinnie.
Hermiona potwierdziła, a Ginny zaśmiała się.
Harry posłał w ich kierunku wymuszony uśmiech.
– Jestem zbyt wielkim tchórzem. Zabawne, prawda? Całe życie zmagam się z niebezpieczeństwami, a gdy wciągniecie mnie do rozmowy o uczuciach, najchętniej uciekłbym w popłochu, krzycząc jak dziewczyna.
Teraz rozweselili się wszyscy. Nareszcie zaczął mówić jak na Harry'ego przystało.
– Kochasz go? – spytała z zakłopotaniem Ginny.
– Czy to nie oczywiste? – zaperzył się. Przez grupę przebiegł dreszcz niepokoju, kiedy usłyszeli to ciche wyznanie. – Tak, kocham go. Jestem w nim absolutnie zakochany. Tak samo, jak on we mnie.
Na powrót zapanowała cisza. Patrzyli na niego uważnie, lecz w ich spojrzeniu nie odnalazł wzgardy, zaniepokojenia czy zawiści. I, co bardzo podniosło go na duchu. nie było tam również nienawiści. Sprawiali wrażenie, jakby widzieli go po raz pierwszy w życiu i chcieli poznać, pomimo że już na wstępie go polubili.
Harry wstał.
– Jeżeli to już wszystko, kończę zabawę. Naprawdę lepiej będzie, jak ostrzegę Draco, zanim wy go znajdziecie i zamordujecie. Albo zrobicie z nim coś jeszcze gorszego.
– Chwileczkę, Harry – wymruczał Seamus, sięgając po swój autoryzowany, psotny uśmieszek. – Próbujesz podstępnie się wymigać.
– Och, odczep się, Seamus! Odpowiedziałem na więcej niż osiem pytań!
– Być może, ale nie odejdziesz, bo każdy z grupy musi ci zadać jedno. Neville?
Wszyscy zwrócili ku niemu twarze. Harry westchnął zrezygnowany, po czym opadł z powrotem na zaczarowane krzesło.
– No, Neville? Jakie jest twoje pytanie?
Chłopak milczał przez chwilę. Wyglądało na to, że bardzo poważnie analizował rewelację, którą ujawnił Harry.
– Czy on jest dla ciebie dobry?
– Dobry?
– Miły. Kochający. Czuły. Pamięta o twoich urodzinach i rocznicach. Nie bije cię, nie dokucza, nie zmusza cię do niczego, czyli nie jest już takim Malfoyem, jakiego znaliśmy, no i... ciągle znamy?
Coś w tym pytaniu go poruszyło. Tylko Neville mógł pomyśleć o czymś takim. Kiedy reszta była skupiona na plotkach, Voldemorcie, albo jak dotknęło ich oszustwo Harry'ego, Neville zwyczajnie chciał się upewnić, że on, Harry, jest szczęśliwy. Nie starał się go osądzać, przemawiała przez niego jedynie troska.
Rozejrzał się dookoła i dostrzegł u każdego z obecnych odbicie tych samych uczuć. Martwili się o niego. Chcieli wiedzieć, czy dokonał właściwego wyboru.
I Harry nagle zrozumiał, jak wspaniale było mieć takich przyjaciół.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin