ęęłęóZ herbaciarnią w tle
./viewtopic.php?p=81144przez manarai on 06 Lut 2007, 19:58
Przedstawiam Państwu mój kolejny po "Magii żywiołów" przekład. Jest to miniaturka z całkiem innej bajki, scenka rodzajowa z sugestią slashowego pairingu Harry/Draco. Sugestia jest jednoznaczna, ale - mam nadzieję - na tyle kulturalna, że moderatorstwo mnie nie wyklnie... Aha, ostrzeżenie: tłumacz używa porównywalnej ilości słów obelżywych, co autorka, czyli sporo. I wyznaje bez większej skruchy, że świetnie się przy ich używaniu bawił Ogólnie rating na pewno PG-13. Nie dla dzieci. Nope pisze bardzo "męskim" stylem, bez zahamowań, bez ozdobników, bez znieczulenia. Nie wiem, czy udało mi się tą lapidarność języka zawrzeć w przekładzie... miało być po męsku. Oprócz tego wydaje mi się to wszystko w jakiś sposób nastrojowe, oczywiście w specyficznym znaczeniu słowa "nastrój". I jest parę świetnych momentów w dialogu... Za fenomenalną betę dziękuję Avenae. Zapraszam, życzę miłej lektury. Z herbaciarnią w tle Autor: Nope Oryginał: Happiness Involving a Tea House http://nopespace.com/hp2/hiath.htm Przekład swobodny: manarai Do niczego z tego wszystkiego, co jest czyjeś, ja nic nie mam. Mam tylko zgodę na tłumaczenie. Jak wszystkie angielskie herbaciarnie, Yorkshire Rose wewnątrz wydawała się większa niż na zewnątrz. W środku stały okrągłe stoliki nakryte różowymi obrusami z białą koronką, a na każdym na wpół zwiędły kwiatek w szklanym wazoniku. Elsie – od sześćdziesięciu lat właścicielka i kelnerka – krzątała się za ladą, przestawiając babeczki pod szklanymi kloszami, ogrzewając czajniczki, wycierając filiżanki i osuszając spodeczki. Klientów nie było wielu – dokładnie troje. Stary Fred jak zawsze pogryzał w kącie fajkę, bo Elsie nie pozwalała mu palić. Maria, młoda Latynoska, która nie znała ani słowa po angielsku, zamawiała pokazując palcem. I młody człowiek, który stanął kiedyś w drzwiach i po dogłębnej analizie każdego krzesła pod kątem potencjalnego widoku wybrał jedno – zajmował je codziennie o jedenastej, czytał gazetę, popijał herbatę i wyglądał przez okna. W porównaniu z majorem, który miał zwyczaj każdego niedzielnego popołudnia sadzać przy stoliku swoje psy i podawać im wystudzoną herbatę na porcelanowych spodkach, a sobie wrzucał do whisky cukier w kostkach i cytrynę w plasterkach, było to stosunkowo normalne, i Elsie powstrzymywała się od komentarzy (chociaż zdarzało się jej opowiadać o tym Gladys i innym paniom u fryzjera – w środy, kiedy emeryci mieli zniżkę). Elsie właśnie skończyła układać grube kawałki ciasta z owocami w oknie wystawowym, kiedy przez otwarte nagle drzwi wpadł podmuch zimnego powietrza. Do środka wszedł zdecydowanym krokiem dość kanciasty mężczyzna o srebrnoblond włosach. To, co na zewnątrz wydawało się nieprzemakalną peleryną, zmieniło się niepostrzeżenie w czarne szaty i ciemnozielony płaszcz. Nikt z obecnych nie zwrócił na niego większej uwagi, więc wieszając okrycie na idealnie przystosowanym to tego celu kołku, pospieszył naprawić to niedopatrzenie. - Co za wstrętna, nieznośna pogoda! Zza gazety dobiegło prychnięcie. - Słucham? – wycedził nowoprzybyły, odwracając się wyniośle w kierunku „Evening Post”. - Daruj sobie. – Ponad gazetą pojawiło się lekceważące spojrzenie zza okularów. – Ledwie kapuśniaczek. Może nie było to całkowicie precyzyjne, ale na pewno bliższe prawdzie. - Na deszczu puszą mi się włosy – odparł ten pierwszy. – A tak w ogóle... „kapuśniaczek”? Jakież to plebejskie. Gazeta opadła na stolik, a jej właściciel westchnął ciężko. - Musisz zawsze odstawiać taki cyrk, Malfoy? - My się znamy? Zielone oczy za okularami w drucianych oprawkach zwróciły się wymownie ku górze, a mężczyzna odsunął z czoła nieporządną, czarną grzywkę, odsłaniając cienką bliznę w kształcie błyskawicy. - No, no, no. Cholerny Harry Potter. - Dupek Draco Malfoy. - To tak się wita bohatera świata czarodziejów? - Boha...! Malfoy, podprowadziłeś śmierciożercom budżet operacyjny i ... - ... pozbawiając ich tym samym finansowych podstaw działalności i zwiększając szanse porażki. - I zamelinowałeś się na trzy lata we Francji, co raczej ... - Maksymalizacja efektywności mojego manewru przez taktyczne wycofanie się z pola walki. - Co raczej nie kwalifikuje się jako bohaterskie. - Trzeba wielkiej odwagi, żeby sprzeciwić się wrogom, ale równie wielkiej, by sprzeciwić się przyjaciołom.* - ... hę? - Dumbledore. Pierwszy rok. - ... ty pamiętasz takie rzeczy? - Ja miałbym pamiętać, jak straciliśmy puchar domów przez arbitralny kaprys starego trepa? – Draco nieznacznie wzruszył ramionami. – Nie, to niemożliwe. - Albus Dumbledore to był ... - ... najbardziej perfidny drań od czasów Machiavellego. Tak, jeśli dobrze pamiętam, nazwałeś go w czasie naszego ostatniego spotkania. Harry opuszczał i podnosił szczękę, aż wreszcie zdecydował się rzucić spojrzenie miażdżące. - Tylko nie próbuj odwracać McGonagall ogonem – ostrzegł Draco i wpatrzył się w okno. – Bo będę musiał wyjść z powrotem na tę ulewę i zostawić cię tu na pastwę goryczy i wyrzutów sumienia. ...
lindasowa