siódmy krąg_27.pdf

(308 KB) Pobierz
446087199 UNPDF
ROZDZIAŁ 27
Lilith wyszła z małego, prywatnego odrzutowca na popękany asfalt W
najlepszymmomenciepodróżbyłatrudna,awnajgorszymprzerażającaByłotakwiele
turbulencji,żeniemalprzezcałyczasmiałaodruchywymiotneSamolotbyłzabawkądla
wiatru ipogodyŻywiołyprzewracałynimwkażdąstronęJeżelitakwyglądałolatanie
prywatnymodrzutowcem,tonigdywięcejdotakiegoniewsiądziePozostanieprzy
zwalistychdżambo-dżetach
PodjechałeleganckiiczarnysamochódNiespodziewałasię,żeRumunia ma takie
samochody We własnym umyśle wyobrażała sobie zdezelowane, praktycznie
prehistorycznepojazdyiwozyciągnięteprzezstarekonieRozejrzałasiępojaśniejącym
lotniskuWidziałolepszedni,podjazdbyłnierównomierny,byłatojednakRumunia
i oznaczałoto,żejestokrokbliżejLincolna
SłońceświeciłomocnoMiłobyłozobaczyćjeponownie Miałajedynienadzieję,
żezwiastowałotowolnośćLincolna, aniejegonowystatusjakomarionetkiDiabła
Istniałaszansa, żezmierzadoPiekłaprostowręceDiabła,leczbyłotoryzykojakie
musiałapodjąćNiemożezostawićLincolnabyzginął,niegdyistniałanadzieja, żeżyje
Ruszyławkierunkusamochodu,obciągającrękawykoszuliBandażebyłypodnią
napięte,ograniczającjejruchynieznacznieJejojciecnieźlesobieporadziłwzłożeniujej
dokupyMiałajedynienadzieję, żeodzyskaławystarczającodużosiłybywalczyć, jeżeli
zajdzie taka potrzeba.
MężczyznawyszedłzsamochoduNie,niemężczyznaPrzyjrzała sięuważniejBył
wilkołakiem, taksamojakjejpilotNigdywcześniejniespotkałażadnegoznich
Uścisknajejmieczuzacieśniłsięiposłałamężczyźnieuśmiechwdzięczności, gdy
otworzył dla niej tylne drzwi samochodu. Wślizgnęłasiędośrodka,zapadającsięw
miękkimskórzanymsiedzeniuZamknęłaoczyNiezmrużyłaokanawetnachwilęw
samolocieibyłastraszniezmęczonaZakażdymrazem, gdy się poruszyłaczułabólNie
ruszałasięwięc,mającnadziejężebólodpłynieipozwolijejzłapaćparęminutsnu
Nawet jej strach o Lincolna nie pozwoli jej go powstrzymaćJejciałodomagałosię
odpoczynku i go dostanie.
Gdyponownieotworzyłaoczy,drzwiotwierałysięi mężczyznastałnazewnątrz.
Zmarszczyła brwiizajęłojejkilkachwilprzypomnieniesobiegdziesięznajdujeicotu
robiMężczyznaschyliłsięispojrzałnanią,wyraźniesięzastanawiającczyzamierza
wysiąść
Wymamrotałacośwjegokierunkuizłapałaswójmiecz
Wyciągającgozsobązsamochodu,mrugnęłagdyjaskrawe światło oświetliłoją,
słońcerozciągnęłosięnahoryzoncieJakdługojechali?Spałaprzezcałąpodróż,choćjej
umysłbyłniespokojny,zsyłającjejkoszmaryoLincolniewPiekle
Odsunęłajeodsiebie,mówiącsobie, żebędziedobrze gdy tylko go znajdzie.
PrzeskanowaławzrokiemotoczenieWielkiegórychyliłysięnadnią,wyższeniż
jakiekolwiek, które widziała w przeszłości Usłyszała szum rozmów i zdała sobie
sprawę, żeniesąsamiOdwracającsięujrzałazamekJednazwieżbyłaruinąZiemia
wokółniejbyłapokrytaciałamiWcoonasięwpakowała?
Grupa mężczyznodwróciłasię bynaniąspojrzeć. Pociągnęli nosem i zawarczeli,
ukazująckły
Spojrzałanasłońce,poczympodskoczyłagdymężczyznaobokniejzawarczałw
odpowiedziGrupaoddaliłasię,posyłającjednocześniewściekłespojrzeniawjejstronę
ByłazdezorientowanaNiebyliwampiramibostaliwsłońcuCoznaczyło,że
równieżmusząbyćwilkołakami
- Myślałam, żejesttozamekTenebrae?– powiedziałado swojego towarzysza.
Przytaknął
Bitwapomiędzywampiramiiwilkołakami?Czyżby Tenebrae zostali ostatnio
zaatakowani? WpatrywałasięwzamekGdziebyniespojrzaławidziałaciałaZerknęła
natektóremijaliWielu znichwyglądałonaludzi,niewykazując żadnychdemonicznych
cechObserwowałainnągrupęludzi,pewnierównieżwilkołaków,przemieszczających
ciałaNiektóreodrzucalinastos,aniektóretraktowalizwiększymszacunkiem,kładącje
obok siebie na trawie przed zamkiem.
LaswokółzamkubyłciemnyTamrównieżwidziałaciałaNiektóredrzewabyły
połamaneCo siętutajstało?Tobyłamasakra.
DoszładodrzwizamkuiniewiedziałaczymapukaćczynieDrzwiwisiałyna
zawiasachJeżelizapukatopewniespadnąWeszładośrodka,każdykrokbyłpowolnyi
pełenwahaniaOstatnieczegopotrzebowałatorozzłościć tego, ktomiałjejpomóc Czy
tu naprawdę istniałabramadoPiekła?
Jejoczyprzyzwyczaiłysiędociemnościwewnątrzzamku,zmarszczyłabrwina
liczbęmartwychciałByłoichnawet więcejniżnazewnątrzRozpoznaławśródnich
Aleaeries. Choćbyły iinnedemony,masywneigroźnewyglądające, którychwcześniej
niewidziała
Gruzybyływszędzie Obeszła bloki zkamieniaiciała,próbującprzejśćGdy
dosięgłaogromnegopomieszczenia,zatrzymałasię byprzyjrzećsięcałejscenie
Byłojeszczewięcejciał,choćwśródnichznajdowalisięiludzie,sortowanoich
takjakitychnazewnątrzZnajdowałysiętu natomiastwampiryJejzmysłymówiłyjej
tojasnoiwyraźnie
KtośzłapałjejramięipociągnąłnabokNiesprzeciwiałasięKtokolwiektobył,
byłstaryipotężny
- MuszęsięzobaczyćztwoimlordemTrzywiedźmypowiedziałymi,żeznajdętu
bramę
- Bramę?– powiedziałmężczyzna,odsuwającdługiewłosykolorubrudnego
blond z twarzy.
- Tak,bramędoPiekła
Uniósłbrewiprzyjrzałsięjej mrocznym spojrzeniem. – I chceszsięspotkaćz
lordem klanu Tenebrae?
Przytaknęła Uścisk na jej ramieniu zacieśnił się Idąc, ciągnął ją za sobą.
Przynajmniej jej nie zabiłJeszcze
- To miejsce to ruina. – wymamrotała, potykającsięgdypróbowaładotrzymać
mu kroku.
Zatrzymał się,odwróciłiwarknąłnaniąJegooczybyłyczarnejakśrodeknocy
Tenebrae.
- Dajmipowódbycięniezabić– wyszeptałblisko jej twarzy.
PrzełknęłaNiespodziewałasię,żejejkomentarztakbardzogorozgniewaGdyby
wiedziała,żetakzareagujetotrzymałabybuzięnakłódkę
Jegoszponywbiłysięwjejramię, ajegooczyzerknęływstronęjejszyiZdała
sobiesprawę, żeniewszystkiewampiryczystejkrwitakdobrzenadsobąpanowałyjak
Lincoln.
Uśmiechnąłsię,ukazującostrezęby
Jej sercestraciłojednouderzenie
- Venturi – miękki, kobiecygłosdotarłdojejuszuMężczyznatrzymającyją
napiął mięśnie,ajegooczyprzeszłyzczerniwintensywnybłękitSpojrzałponad swoim
ramieniem i stanąłzboku
Zobaczyła właścicielkę głosu Była to młoda kobieta z ciemnoczerwonymi
włosamii mleczno-białąskórąPodeszławichstronęiposłaławampirowi upominające
spojrzenie. PuściłjejramięLilithzastanawiałasię, czy przypadkiem nie pomyliła się co
domistrzaTenebrae,możewcaleniebyłmężczyzną, tylkokobietą
KobietawestchnęłairozciągnęłaramionaWyglądała nazmęczoną Jej ręka
dotknęłaramieniamężczyznyijegowyraztwarzyzłagodniałbyukazaćczułątroskę
- Przyszładoportalu – powiedziałakobietazbłogimuśmiechem
Lilithwyczuwaławniejwielką mocLecztaniewydawałasiępochodzićodjej
wiekuByłatoinnegorodzajumoc,podobnadotejnależącejdotrzechwiedźm
- Ktoś, kogo kocha jest po drugiej stronie.
JejoczyrozszerzyłysięTakobietaczytamyśliczyteż ktośjejpowiedział?
- Czy potrafisz otworzyć bramy piekieł? – spytała, biorąc krok do przodu,
ignorującsposóbwjakimężczyznaodwróciłsiędoniejgwałtownieNiemiałazamiaru
gozaatakowaćiodniosławrażenie, żetakobietaitakniepozwoliłabymubyon
zaatakowałją
- Mogęspróbować – powiedziałakobietaUniosładłońiwbiławzrokwjej
wnętrze
Lilith odwróciła się, gdy usłyszała ostry dźwięk obcasów uderzających o
kamiennąpodłogęZbliżałsiękolejnymężczyzna,tymrazemwyższyodpoprzedniego
MiałciemnewłosyikrólewskierysyJegozieloneoczywwiercałysięwnią,oceniającją
szybko. Równieżbył bardzo silny.
Zawarczałijegooczyzmieniłysięnasekundę,ukazująclazurowykolorAurorea?
CowampirztegoklanurobiłzTenebrae?
Jego ręka złapała za ramię kobiety, a drugi mężczyzna cofnął się o krok
WyczuwałanapięciepomiędzytątrójkąGdyponowniespojrzałanakobietę,ta patrzyła
prostowoczyAurorei,uśmiechunosiłjejwargi
- Coturobiczłowiek?– spytałmrocznym tonem.
NajwidoczniejnielubiłjejgatunkuZastanawiałasięczypowinnawspomnieć, że
niejestcałkowicieczłowiekiem. Kobieta nie przestawałasięuśmiechaćiuniosła dłońw
jegostronęJejpalcepogłaskałyjegopoliczek,anastępnieśladpougryzieniunajego
szyi.
Czycośsięmiędzynimidziało?PomiędzyAuroreą, a Tenebrae?
- Chce bym otworzyła bramę– kobieta opuściładłoń– Powiedziałam, żeto
zrobię,jeżeliVenturimipozwoliWkońcutojestjegodomNiemogęodrzucićdecyzji
jakąmożepodjąć
Lilith spojrzała ponownie na blondwłosego mężczyznę Z pewnością był
Tenebrae. Ze sposobu w jakimówiłatakobieta,wywnioskowałażesamazniegonie
pochodzi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin