a d
Kołysał nas zachodni wiatr,
E7 a
Brzeg gdzieś za rufą został
d a
I nagle ktoś jak papier zbladł.
H7 E7
Sztorm idzie panie bosman.
F C F C
A bosman tylko zapiął płaszcz
F E7 a
I zaklął: Ech do czorta!
F G a E7 a
Nie daję łajbie żadnych szans,
Dziesięć w skali Bauforta.
Z zasłony ołowianych chmur
Ulewa spadła nagle,
Rzucało nami w górę, w dół
I fala zmyła żagle.
A bosman tylko zapiął płaszcz…
O pokład znów uderzył deszcz
I padał już do rana;
Diabelnie ciężki był to rejs,
Szczególnie dla bosmana.
Przedziwne czasem sny się ma,
Z wielu pieców się jadło chleb C G C lub D A D
Bo od lat przyglądam się światu F G G A
Nieraz rano zabolał łeb C G C D A D
I mówili zmiana klimatu F G G A
Czasem zdarzył się wielki raut e d fis e
Albo feta proletariatu F G G A
Czasem podróż najlepszym z aut e d fis e
Częściej szare drogi powiatu F G G A
Ale to już było F G
I nie wróci więcej G C A D
I choć tyle się zdarzyło e fis
To do przodu wciąż wyrywa głupie serce F C G D
Znikło gdzieś za nami G C A D
Choć w papierach lat przybyło e fis
To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami F C G D
Na regale kolekcja płyt
I wywiadów pełne gazety
Za oknami kolejny świt
I w sypialni dzieci oddechy
One lecą drogą do gwiazd
Przez niebieski ocean nieba
Ale przecież za jakiś czas
Będą mogły same zaśpiewać
Ale to już było…
Na ścianie masz kolekcję swoich barwnych wspomnień D A e
Suszony kwiat, naszyjnik, wiersz i liść
Już tyle lat przypinasz szpilką na tej słomie
To wszystko co cenniejsze jest niż skarb
Pośrodku sam generał Robert Baden Powell
Rzeźbiony w drewnie lilijki smukły kształt
Jest krzyża znak i srebrny orzeł jest w koronie
A zaraz pod nim harcerskich dziesięć praw
Ramię pręż, słabość krusz D A
I nie zawiedź w potrzebie e h
Podaj swą pomocną dłoń
Tym co liczą na ciebie
Zmieniaj świat, zawsze bądź
Sprawiedliwy i odważny
Śmiało zwalczaj wszelkie zło
Niech twym bratem będzie każdy
Świeć przykładem, świeć G A D
I leć w przestworza, leć
I nieś ze sobą wieść,
Że być harcerzem chcesz
Kiedy spyta cię ktoś
Skąd ten krzyż na twej piersi
Z dumą odpowiesz mu
Taki mają najdzielniejsi
I choć mało masz lat
W tym harcerskim mundurze
Bogu, ludziom i ojczyźnie
Na ich wieczną chwałę służę
Świeć przykładem świeć…
Dziś każdy wielorybnik wypłynąć chce z Dundee. C d
Na odległe stąd łowiska będą wszyscy gnać co sił. G F G
Na północnym Atlantyku będzie wielki wyścig trwał, C d
A najszybszy z nich, chłopcy wierzcie mi, F C
To „Balena” mówię wam. F G C
Płyniemy pełnym wiatrem, maszyna równo gra,
Cała reszta hen za rufą już nie ma żadnych szans.
Wspaniała jest „Balena”, wszyscy jej dorównać chcą.
Wiele razy tak przetarliśmy szlak
Od Dundee do St. Johns
Zaczęło się we wtorek, w środę piekło było już.
Z naszej wachty nie wróciło dwóch, potem zmyło jedną łódź.
Gruchnęło o nadburcie, szlag trafił wręgi trzy.
Trzeba było to załatać
I sztormować parę dni.
Płyniemy pełnym wiatrem…
Dumny Jackman zmieniał szmaty, potem więcej pary dał.
Na „Erin Boy’u” kapitan Gray z żywiołem walczył sam.
A dzielna „Terra Nova” długo z nami szła łeb w łeb;
Na łowiskach było pewne znów,
Że „Balena” pierwsza jest.
Wreszcie sezon się zakończył, ładownie pełne są
A bukszpryt już wskazuje kurs, gdzie został ciepły dom.
Gdy staniemy już na lądzie, beczki rumu będą tam
I starego zdrowie będziem pić.
Znowu się udało nam!
Jeden papieros za drugim C e
Za oknem znowu deszcz pada F G
Ten wieczór taki przydługi, C e
Nie ma do kogo zagadać F G
Bębnią o szyby krople sarabandą markotną E A D G
A u mnie jak to jesienią - gości w sercu samotność E7 a B A7 d
Jeden papieros za drugim…
Wiatr dyrygent i muzyk - snów symfonię układa
A mnie jesień się dłuży, łka gdzieś w duszy ballada
Czekam, aż którejś nocy mróz pomaluje okno
Śnieg smutki zauroczy … może odejdzie samotność
wraz z jesienią
Na koniec – rozwiązano teatr G h C G
Więc cała w sztucznych ogniach teraz D G
Kręci się arena cyrkowa D e
Naszych czasów metafora C D G
Nic tu na pewno wszystko na niby
Małpa jest cyrku idolem
Karzeł podkręca szatańską korbkę
Arena toczy się kołem
Niczym piłeczki w palcach żonglerów
Duszyczki nasze wirują wkoło
Życie przestało być sztuką
I stało się sztuczką cyrkową
Dwie siostry syjamskie: prawda kłamstwo
Wbiegają w zwinnych podskokach
Nikt nie odróżni jednej od drugiej
Są w jednakowych trykotach
Bóg gdyby nawet w krzaku ognistym
Pojawił się między nami
Mówilibyśmy że to magik
Kolejną sztuczką nas mami
Lecz dokąd można w cyrku żyć
Pytamy stojąc na głowie
Słyszymy drwiący błazna śmiech
I to jedyna odpowiedź
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia. e
Dokąd pędzisz w stal odziany ? A
Pewnie tam, gdzie błyszczą w dali C
Jeruzalem białe ściany. D
Pewnie myślisz, że w świątyni
Zniewolony Pan twój czeka,
Abyś przybył Go ocalić,
Abyś przybył doń z daleka
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia.
Byłem dzisiaj w Jeruzalem,
Przemierzałem puste sale,
Pana twego nie widziałem.
Pan opuścił święte miasto
Przed minutą, przed godziną.
W chłodnym gaju na pustyni
Z Mahometem pije wino.
Chcesz oblegać Jeruzalem.
Strzegą go wysokie wieże,
Bronią go mahometanie.
Pan opuścił święte miasto,
Na nic poświęcenie twoje.
Po cóż niszczyć białe ściany,
Po cóż ludzi niepokoić ?
Porzuć walkę niepotrzebną,
Porzuć miecz i włócznię swoją
I jedź ze mną i jedź ze mną.
Bo gdy szlakiem ku północy
Podążają hufce ludne,
Ja podnoszę dumnie głowę
I wyruszam na południe.
W rozstrzelanej chacie a G E
Rozpaliłem ogień a G a
Z rozwalonych pieców a G E
Pieśń wyniosłem węglem d E
Naciągnąłem na drzazgi gontów a C
Błękitną płachtę nieba G e
Będę malował od nowa a d a E a
Wioskę w dolinie d E a G
Święty Mikołaju C G
Opowiedz jak tu było C E7
Jakie pieśni śpiewano a d a E a
Gdzie się pasły konie d E a (G)
A on nie chce gadać
Ze mną po polsku
Z wypalonych źrenic
Tylko deszcze płyną
Hej ślepcze nauczę swoje
Dziecko po łemkowsku
Będziecie razem żebrać
W malowanych wioskach
Święty Mikołaju…
Jeśli chcesz z gardła kurz wypłukać G D
Tu każdy wskaże ci drogę C D
W bok od przystanku PeKaeSu...
Willmaster