Thornton Elizabeth - Pocałunki (Serena 02).doc

(1235 KB) Pobierz

Elizabeth Thornton

Pocałunki

 

 

Prolog

 

Zbudził ją przeraźliwy krzyk; w tej samej chwili straciła poczucie rzeczywistości, jakby została przerzucona w czasie do innego domu, innego miejsca. Wraz ze świadomością wracało normalne bicie serca. Była bezpieczna. Nikt jej nie ścigał. Nikt nie wiedział, kim i gdzie jest.

Dzwoniące o szyby krople deszczu już prawie ukoiły ją do snu, gdy nagle błysnęło i rozległ się grzmot. Uniosła się na łokciach, spodziewając się, że zobaczy w drzwiach Quentina. Chłopiec zawsze uparcie zaprzeczał, jakoby odczuwał strach przed bijącymi piorunami. Twierdził, że nie boi się niczego. Zabawne łgarstwo. Odkrywszy, że jego guwernantka boi się burzy, zaczął udawać, że przychodzi, by dodawać jej otuchy. Tylko ona wiedziała, że to jest udawane bohaterstwo.

Gdy burza wzmogła się gwałtownie, a jej ośmioletni podopieczny nie pojawił się w drzwiach, Debora zaczęła po omacku szukać świecy na stojącym nie opodal stoliku. Po kilku nieudanych próbach zapalenia jej zrezygnowała i wyślizgując się z łóżka, sięgnęła po szlafrok. Kiedy kilka sekund później znalazła się w pokoju chłopca, stwierdziła, że łóżko jest puste.

Debora zastanawiała się, czy jej chlebodawca, lord Barrington, mógł wejść tam przed nią i wynieść syna do swego pokoju, czy też (Juentin splatał jej kolejnego Figla. Podejrzewając to drugie, po omacku szukała drogi na korytarz, wodziła ręką po poręczy, aż doszła do balustrady na szczycie schodów. W tych ciemnościach smużka wydobywająca się spod drzwi biblioteki jego lordowskiej mości jaśniała niczym latarnia, Przypomniała sobie, że jej chlebodawca jest tego wieczoru umówiony z lordem Kendalem. Niepodobna, by Quentin mógł być z nimi w bibliotece. Gdzie więc się schował?

Zaniepokojona dotarła wkrótce do zakola schodów.

- Quentin? - zawołała cicho. - Quentin? - Nikt nie odpowiadał.

Trochę już poirytowana zaczęła poszukiwania, myśląc o możliwych konsekwencjach tego niemądrego żartu. Chłopiec był dość wątły. Właśnie dochodził do siebie po gorączce. Jeśli nie założył kaftana i kapci, powie mu do słuchu.

Gdy przechodziła obok bibliotecznych drzwi, dobiegły ją odgłosy rozmowy. Przystanęła. Nie mogła zrozumieć, o czym była mowa, ale rozpoznała głos Barringtona; był niespokojny. Nieoczekiwanie ogarnęła ją myśl, że coś strasznego przytrafiło się Quentinowi. Już miała dotknąć gałki drzwi, gdy usłyszała słowa lorda Barringtona:

- Pozwól chłopcu odejść-błagał. - Na Boga, miej litość. To przecież dziecko. Bądź człowiekiem. Kendal, lordzie Kendal... Nie rób mu krzywdy! - Głos przybierał na sile, w miarę jak wzrastała udręka mówiącego. - Quentin, ratuj się!

Głuchy odgłos wyrwał Deborę z bezruchu. Broń wypaliła w momencie, gdy guwernantka rozwarła drzwi na całą szerokość, a Quentin wpadł jej w ramiona. Debora dostrzegła jedynie chlebodawcę osuwającego się na podłogę i zacienioną postać kogoś stojącego nad nim. Nic poza tym. Instynkt wziął górę. Zatrzasnęła drzwi i chwyciła Quentina za rękę.

A potem wybiegli z domu i uciekali, uciekali...

 

1

 

John Grayson, hrabia Kendalu, złamał jedną ze swych żelaznych zasad, i właśnie teraz słono za to płacił. W Paryżu przytrafił mu się krótki romans z zamężną kobietą, żoną kolegi z Foreign Office, która teraz wyjątkowo mu się naprzykrzała.

Romans to słowo zbyt wielkie, jak na taki epizod. Spędził z nią noc, i to wszystko. Było mu żal tej kobiety. Niewierność jej męża było powszechnie znana. Kendal był na rauszu, Helena samotna, piękna, no i... dostępna. Tak, ale to było prawie trzy miesiące temu. Wręczył jej pierścionek, oznaczający koniec sprawy. Oczekiwał, że Helena zachowa się zgodnie z regułami i nie będzie nachodzić go w jego własnym domu. Była przecież światową damą, zastęp jej kochanków wyglądał jak lista członków Izby Lordów. Wiedziała, w czym rzecz.

Na swoje nieszczęście hrabia nie mógł jednak zupełnie jej nie widywać. Obracała się w jego sferach. I jakoś znalazła drogę do kręgu przyjaciół jego rodzicielki. Gdy tego wieczora wszedł do salonu matki, stanął twarzą w twarz z Heleną. Wiedział, że jedyny rozsądny sposób traktowania jej to obcesowość. Zaproponował, że odprowadzi ją do domu. Lepiej, by to, co miał jej do powiedzenia, usłyszała na osobności.

Bezwzględność w stosunku do kobiet nie przychodziła mu łatwo. Powinien był już w powozie coś powiedzieć. Teraz siedział wygodnie rozparty w salonie Heleny w domu przy Cavendish Square i popijał najprzedniejszego gatunku koniak z zapasów jej męża; trunek pozostawiał mu w ustach niezbyt przyjemny smak.

- Nie miałem zielonego pojęcia - powiedział - że jesteś na tak przyjacielskiej stopie z moją matką.

Lady Helena Perrin ułożyła się z wdziękiem wśród puszystych poduszek na długiej białej sofie, gdzie jej uroda uwydatniała się najpełniej, z czego doskonale zdawała sobie sprawę.

- Doprawdy, Gray? Spotkałyśmy się w Paryżu i natychmiast przypadłyśmy sobie do gustu.

Przez na wpół przymknięte powieki napawała się widokiem niedawnego kochanka. Promienie słoneczne, wpadające przez okno, dotykały zalotnie jego złotych włosów. Gdy prężył się, by dostosować swą masywną postać do delikatnego wyzłacanego fotela, podziwiała zmysłową grę mięśni i długie, muskularne nogi.

Hrabia zerwał z tancerką, z którą ostatnio był związany, Helena miała więc nadzieję, że uda jej się wskrzesić paryską przygodę. Wiedziała, że domek w Hans Town, który Gray przeznaczył dla swych kolejnych pań, pozostawał pusty już ponad miesiąc. Gray właśnie zakończył romans, jeszcze nie nawiązał następnego, i to dawało jej pole manewru. Wyczuwała niechęć hrabiego, ale składała to na karb skrupułów - Gray i jej mąż byli kolegami. Nie zamierzała jednak dopuścić, by fakt ten stanął jej na drodze.

- Gray - powiedziała miękko - Erik jest wspaniałomyślny. Mogę robić, co mi się żywnie podoba, jestem wolna, tak jak i on.

Gray uśmiechnął się. Dyskrecja była w ich świecie kardynalną zasadą. I choć wszyscy dookoła mogli wiedzieć, że sypia z Heleną, dopóki kochankowie stwarzali pozory, nikt nie mrugnąłby nawet okiem, a już najmniej mąż Heleny, który obnosił się ze swoimi podbojami, jak cennymi trofeami. Taki był ten ich świat. Ale nie świat jego rodziny. Matka Graysona przeżyłaby szok na samą myśl, że syn związał się z zamężną kobietą. Do licha, to było szokujące nawet dla niego.

Lekki odcień ironii zabarwił jego głos.

- Ma się rozumieć, nie jestem takim światowcem, jak on. Heleno, tamta noc w Paryżu była błędem. Już się nie powtórzy. - Nie mógł być już bardziej bezlitosny. Poruszył się w fotelu, jakby chciał już wstać.

- Zapewne spotkam cię wieczorem na przyjęciu - rzekł.

- A co po przyjęciu?

- Po przyjęciu jestem umówiony na party w Carleton House.

- Zatem zobaczę cię u Horshamów w czwartek? Boże, czy ta kobieta nigdy nie daje za wygraną?

- To niemożliwe - powiedział. - Mnie tam nie będzie. Jego ton nie brzmiał zachęcająco, ale Helena była zbyt

doświadczonym graczem, by dała się zbyć w taki sposób.

- Gray - uśmiechem złagodziła wymówkę - dopiero zaczęliśmy rozmowę, a ty już wychodzisz?

- O czym chcesz rozmawiać?

- No... o twoim podopiecznym na początek, i o pannie Weyman. Nie widziałam ich od czasu, gdy wszyscy byliśmy w Paryżu. Co u nich?

Oczy Graya nagle się ożywiły. Spojrzał czujnie na twarz Heleny.

- Nie wiedziałem, że znasz pannę Weyman.

- Spotkałam ją raz, nim wydarzyła się ta tragedia. Jeszcze przed chwilą się spieszył. Teraz jego niedbała

postawa wyrażała coś przeciwnego: był panem czasu. Jedną nogę oparł na niskim mahoniowym stoliku. Drugą niedbale skrzyżował na kostce.

- Spotkałaś ją? - zdziwił się. - Gdzie w Paryżu ją spotkałaś?

Nie może być zainteresowany Deborą Weyman, pomyślała Helena. Po pierwsze, ta kobieta ma co najmniej trzydziestkę, po drugie, jest taka bezbarwna. Jednakże pamiętała, że lord Barrington najwyraźniej ją lubił. Krążył po dziedzińcu, rozdzielając uśmiechy na prawo i lewo, oprowadzając pannę Weyman, jakby była protegowaną, a nie guwernantką jego syna. Biedny lord Barrington. Tydzień później już nie żył, zamordowany przez włamywacza, którego zaskoczył na gorącym uczynku.

To była potworność, przerażająca tym bardziej, że mogła przytrafić się każdemu z nich. Wszyscy mieli powiązania z korpusem dyplomatycznym; wszyscy byli w tym czasie w Paryżu i usiłowali opuścić Francję przed zamknięciem granic. Lord Barrington wysłał do kraju żonę, ale sam zwlekał z wyjazdem z powodu niedyspozycji syna, i zwłoka ta kosztowała go życie.

Francuzi zachowywali się z zadziwiającą wspaniałomyślnością. Chociaż Francja i Anglia wypowiedziały już wojnę, to nie dość, że powiadomili Foreign Office o całej tragedii, to jeszcze wysłali zwłoki lorda Barringtona na pochówek do Anglii. Po pogrzebie męża lady Barrington, macocha Quentina, która zaledwie ukończyła szkołę, powróciła do swej rodziny w Devon. Quentina i jego guwernantki na szczęście nie zatrzymano we Francji na czas trwania wojny, jak niektórych Anglików zwlekających zbyt długo z wyjazdem. Jeszcze raz Francuzi wykazali daleko idącą wielkoduszność, no, może nie tak zadziwiającą, zważywszy, że Gray był przyjacielem Talleyranda, francuskiego ministra spraw zagranicznych. Jakakolwiek jednak była przyczyna, pannie Weyman i Quentinowi zezwolono na opuszczenie Francji. Teraz rezydowali w jednej z posiadłości Graya, dzięki czemu mogli w spokoju dojść do siebie po burzliwych przeżyciach. Helena miała nadzieję spotkać guwernantkę i Quentina na pogrzebie lorda Barringtona, ale zdrowie chłopca przeszkodziło im w przybyciu. Pomyślała o własnych dzieciach i z trudem opanowała dreszcz zgrozy.

- Heleno - zaczął Gray łagodnie, przerywając jej rozmyślania - wspomniałaś o pannie Weyman. Kiedy i gdzie ją spotkałaś?

- W ogrodach domu, który lord Barrington dzierżawił w Paryżu, urządzono piknik. Wszystkie dzieci i ich rodzice zostali zaproszeni. Panna Weyman zadbała, by znalazł się tam syn Barringtona.

Helena i Erik byli tam również ze swymi dziećmi, ale teraz nic o tym nie powiedziała. Nigdy nie wspominała Grayowi o dzieciach, chyba że szczególnie o nie wypytywał. Nie znaczy to, by ich nie kochała. Chciała tylko uniknąć wszystkiego, co mogłoby odwrócić uwagę od niej - kobiety wzbudzającej pożądanie. Nie chciała, by jej wizerunek kojarzył się z matką dwóch dorastających synów, uczących się w Eton, oraz kilkuletniej córki.

- Kiedy to było? - zapytał Gray.

- Pamiętam dokładnie, w maju, tuż przed tym, jak król wypowiedział Francji wojnę. Zapewne pamiętasz zamęt, gdy każdy usiłował wydostać się z Paryża, nim Bonaparte zamknie granice?

- Oczywiście, że pamiętam. Byłem tam,

Lady Helena nie wiedziała, jak pojmować dziwny ton Graya i jego zainteresowanie Deborą Weyman, postanowiła zignorować podejrzenie, jakie zrodziło się w jej myślach.

Gray odstawił szkło.

- Mam szczególny powód, by pytać o pannę Weyman. Czy wspominałem już o tym, że w testamencie Gila panna Weyman i ja jesteśmy wymienieni jako prawni opiekunowie Quentina?

- Lord Barrington wyznaczył kobietę na reprezentantkę interesów syna? Co za dziwna historia.

- Prawda? Skoro ledwie ją znam, a wkrótce mamy naradzić się w sprawie przyszłości chłopca, ciekawi mnie, co to za kobieta. Co prawda nie ma to dla mnie istotnego znaczenia. W prawie angielskim, jak się wkrótce panna Weyman przekona, o ile jeszcze o tym nie wie, funkcja opiekuna w przypadku kobiety jest czysto tytularna.

- Zatem nie znasz panny Weyman? Sądziłam, to znaczy... Lord Barrington był przecież twoim przyjacielem, o ile się nie mylę, współpracownikiem w Foreign Office? Obaj byliście delegatami na rozmowy pokojowe w Paryżu. Musiałeś więc sobie chyba wyrobić jakieś zdanie o tej kobiecie?

Gray wzruszył ramionami.

- Nigdy nie byłem w domu przy Saint Germain i wydaje mi się, że panna Weyman nigdy nie była zapraszana na przyjęcia do ambasady brytyjskiej. Zwykła guwernantka, po co?

- Ale... od tamtego momentu? Odkąd sprowadziła Quen-tina do Anglii?

Gray zaczął żałować, że poruszył temat Debory Weyman.

- Wszystko, czego chcę - zaczął uśmiechając się to kobiecej oceny jej osobowości. Uderzyło mnie w niej... ale nie chcę mówić za ciebie. Jakie jest twoje wrażenie?

Gdy rozpierzchły się już jej podejrzenia, lady Helena zaczęła z ożywieniem mówić o wszystkim, co pamiętała na temat Debory. Niebawem skończyła, bo dziewczynę spotkała tylko raz.

- Czy takie było również twoje wrażenie? - zapytała kokieteryjnie.

Nie zdążył odpowiedzieć, bo od drzwi zabrzmiał czyjś gładki głos.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

Gray wstał, gdy mąż Heleny wszedł do pokoju. Był w tym samym wieku co on, ciemnowłosy i niezwykle przystojny. Uśmiechał się uprzejmie, ale bez ciepła. „Ucywilizowany", pomyślał Gray złośliwie, gdy wymieniali zdawkowe uprzejmości. Kiedyś z pewnej uwagi Perrina Gray wywnioskował, że wie o romansie żony.

Erik Perrin i Gray darzyli się antypatią. Nie miało to nic wspólnego z Heleną, raczej z ich pracą w Foreign Office. Gray awansował i Perrin mu tego nie wybaczył. Kiedy padła uwaga o późnej porze, gość niezwłocznie wyszedł.

Przez kilka minut w pokoju nie padło ani jedno słowo. Helena sączyła sherry. Perrin podszedł do kredensu i napełnił sobie kieliszek.

- Wcześnie wróciłeś-zauważyła.

Wzruszył ramionami i zajął miejsce opuszczone przez Gray’a.

- Każdy ma prawo do obiadu w swoim własnym domu, przynajmniej od czasu do czasu.

Helena nie wiedziała, jak zareagować na tę zgryźliwą uwagę; w końcu ją zlekceważyła.

- Już wszystkie flirciarki cię opuściły?

- Coś w tym rodzaju. A Kendal to twój nowy towarzysz? - odpowiedział bez złości.

- Coś w tym rodzaju. Dlaczego pytasz?

- Bez szczególnego powodu. Bez żadnego powodu. -Wychylił kieliszek do dna i wstał. - Gdybyś mnie potrzebowała, będę w pokoiku u Gweny - powiedział i wolnym krokiem opuścił salon.

Zaraz po przybyciu do Kendal House przy Berkeley Square Gray skierował się wprost do biblioteki. Nie wiadomo dlaczego, perfumy Heleny przylgnęły do jego garderoby, a on nie miał najmniejszej ochoty tłumaczyć się przed matką, hrabinią-wdową, której nos był niezawodny, czy też przed siostrą, lady Margaret, znaną ze skłonności do wykrywania skandali. Jego brat Nick, był jeszcze bardziej nieznośny. Ten szczeniak zaraz założyłby się o duże pieniądze, że odgadnie personalia damy po jednym pociągnięciu nosem. Co gorsza, Gray jak najbardziej wierzył, że jest to możliwe, bowiem sam potrafił tego dokonać. Myśl o tym go rozśmieszyła, ale mina mu zrzedła, gdy okazało się, że Nick jest w Bath i czeka na jego przybycie, by w końcu załatwić porachunki z Deborą Weyman.

Gray wszedł do biblioteki i podszedł do bocznego stolika pomiędzy dwoma wielkimi oknami, żeby nalać sobie kieliszek sherry. Nim to zrobił, odgłosy kaszlu zaalarmowały go o obecności jego sekretarza, Philipa Standisha. Obejrzał się i widząc twarz Philipa, powiedział z niesmakiem:

- Masz rację. Cuchnę potwornie. Kobiety powinny być bardziej wymagające w doborze perfum. I tu mi się coś przypomina. Dopilnuj, by lady Helena otrzymała coś, cokolwiek, jako dowód mej estymy.

- Czy bardzo wielkiej? - dopytywał się sekretarz, walcząc z rumieńcem na twarzy.

- Umiarkowanej - skorygował Gray. Pożegnał się już z pierścionkiem w Paryżu i irytowało go, że uwolnienie się od kobiety okazuje się tak kosztowne.

Standish zagłębił pióro w kałamarzu i z właściwą skrybie pilnością zanotował, że lady ma otrzymać bransoletę z osadzonym w niej rubinem. Wiele można by opowiedzieć na temat prezentów, jakie lord Kendal ofiarowywał swym kochankom.

- Czy masz dla mnie jakieś listy do podpisu?

- Są na pańskim biurku.

- Jak się miewa pastor? - spytał Gray, przeglądając korespondencję.

To pytanie wyraźnie ucieszyło Philipa. Zainteresowanie jego chlebodawcy podwładnymi było autentyczne. Sekretarz zdjął okulary i zaczął je polerować chusteczką.

- Bardzo dobrze, dziękuję panu, przesyła swe uszanowanie.

Gray widząc uśmiech na twarzy Philipa, uniósł brwi. Sekretarz śmiał się i potrząsał głową.

- Dziś otrzymałem od niego list, w którym udzielił mi reprymendy za oparzenie ręki roztopionym lakiem. Czułem się znów jak małe dziecko.

- Rodzice zawsze tak postępują - powiedział Gray. - A przy okazji, jak ręka?

- Całkowicie zdrowa. - Poparzona trzy miesiące temu ręka dawno już się zaleczyła.

Gdy Gray powrócił do czytania listów, myśli Philipa wróciły, jak często bywało, do jego oksfordzkich dni, kiedy to poznał swego chlebodawcę. Już wtedy Gray miał doskonałą Figurę -wysoką, atletyczną, odpowiednią do każdej dyscypliny sportu, jaką tam uprawiano. On zaś miał wątłą klatkę piersiową. Tkwił w książkach. Nie miał, tak jak Gray, możliwości wycofania się ze studiów z powodu niepowodzeń. Nigdy nie przebywał z towarzystwem Graya. Byli zbyt bogaci i, jak dla niego, zbyt hałaśliwi. Ale oni dwaj zaprzyjaźnili się w pewien sposób, gdy Philip podjął się dokształcenia Graya przed końcowymi egzaminami z greki. Gray chciał się zrewanżować i kiedy rok temu zauważył, że Philip klepie biedę jako młodszy urzędnik w admiralicji, niezwłocznie zaproponował mu lukratywniejszą i bardziej prestiżową posadę swego prywatnego sekretarza w Foreign Office.

Ojciec Philipa, świątobliwy pleban, nakłaniał syna do pozostania w admiralicji. Nawet w mieście tak odległym jak Chester, wśród wyższych sfer krążyły pogłoski o erotycznych wyczynach Graya i proboszcz obawiał się wpływu takiego człowieka na moralną postawę syna.

Na szczęście, jak informował ojca Philip, Gray był jednym z członków elitarnej grupy młodych ludzi, którzy zostali zauważeni przez ówczesnego premiera, sir Pitta, i przygotowywani do objęcia stanowisk rządowych. Graya ciągnęło do polityki zagranicznej, toteż w końcu wylądował w Foreign Office, gdzie wywarł całkiem dobre wrażenie na ministrze tego resortu. Pracował długo i ciężko, szczególnie teraz, kiedy wojna z Francją została wznowiona. I żeby proboszcz nie myślał, że jedynak marnuje talent, Philip dawał do zrozumienia, że jego obowiązki dotyczą spraw o wiele poważniejszych niż tylko codzienne błahostki. Ogólnie mówiąc, pracował z Grayem w Foreign Office. Zadania były wysoce poufne. Pracował z ludźmi, którzy stawali się legendą swego czasu. Dzięki protekcji iorda Kendala Philip mógł zajść daleko. Proboszcz dał się przekonać i do sprawy już nie powracano.

- Czy coś jeszcze wymaga mojej uwagi, zanim wyjdę? - zapytał Gray.

Philip wyciągnął dokument i chrząknął.

- Trzeba opłacić dzierżawę domu w Hans Town. Mam ją wznowić, czy też może wygasnąć?

Nie mogły go przecież zajmować takie banały w sytuacji, gdy na głowę spadały sprawy o wiele poważniejszej wagi.

- Wznowić - powiedział Gray. - Czy to już wszystko?

- Jeszcze jedno. Gdzie należy się z panem kontaktować w przyszłym tygodniu, jeśli zajdzie taka potrzeba?

- W Gloucestershire - odparł Gray.

- Jak Quentin? Gray już się podnosił.

- Jak tylko można sobie tego życzyć. Philipie, czy zobaczę cię dziś wieczorem na przyjęciu?

Sekretarz wiedział już, co znaczy ten szczególny ton głosu Graya.

- Nie mogę się doczekać - odparł po prostu.

- Świetnie.

Philip zamyślił się, wpatrując się w drzwi, które zamknął za sobą jego chlebodawca.

Wszedłszy do swego pokoju, Gray cisnął płaszcz i rzucił się na miękki fotel. Myśli miał ponure, choć rozpierała go niespożyta energia. Przez trzy miesiące grał główną rolę, żył w kłamstwie, mówiąc, że wszystko jest w porządku z jego podopiecznym i guwernantką małego. Udawanie wkrótce się skończy i będzie powszechnie wiadomo, że Debora Weyman uprowadziła Quentina i się ukryła. Wyśledzenie jej zajęło agentowi Graya ponad miesiąc i prawie drugi na zweryfikowanie informacji i obserwowanie poczynań guwernantki. Ale dzięki Bogu, znaleźli ją! Tym razem już nie ujdzie; tym razem on będzie tam osobiście, dopatrzy, by niczego nie spaprano.

Podniósł się, podszedł do dzwonka, wiszącego obok kominka, i niecierpliwie pociągnął za sznurek. Kazał lokajowi zejść do piwnicy i przynieść butelkę najlepszego koniaku. Lokaj błyskawicznie wypełnił polecenie. Pierwszy kieliszek Gray wypił jednym długim łykiem. Kręcąc głową na swój brak umiaru, nalał drugi i usadowiwszy się, sączył trunek. Później, zamykając oczy, skupił wszystkie myśli na sekwencji zdarzeń, które doprowadziły do obecnej sytuacji.

Paryż. Wszystko zaczęło się w Paryżu podczas tych ostatnich gorących dni, kiedy ogłoszono wojnę. Wiedzieli, że się zbliża, i ludzie związani z korpusem dyplomatycznym podjęli środki ostrożności, odsyłając żony i dzieci do domów, nim Francuzi zdecydowali się zamknąć granice. Gray był jednym z ostatnich, którzy mieli wyjechać, podobnie jak jego przyjaciel, Gil Barrington. Gil zwlekał, ponieważ Quentin był niezdolny do podróży. W tym burzliwym okresie Barrington zdołał wpaść na jakiś trop. Nim spotkała go śmierć, był bliski zdemaskowania kogoś, kto przekazywał poufne informacje Francuzom podczas rozmów pokojowych.

Gray wiedział o przeciekach do Francji, ale nie udało mu się ustalić ich źródła. Był umówiony z Gilem tej nocy, kiedy go zamordowano. Mieli porównać swe spostrzeżenia. Gil odwołał jednak to spotkanie. Gray nie przywiązywał wtedy do tego wielkiej wagi. Wszystko ogarnął chaos. Każdy usiłował wydostać się z Paryża. Oczekiwał, że spotka się z Gilem w Londynie. Niestety, tydzień po powrocie otrzymał od Talleyranda wiadomość, że lord Barrington został zamordowany przez złodzieja, którego zaskoczył w bibliotece swego domu przy Saint Germain.

Gdy szokująca wieść utraciła już swą ostrość, Gray, rozważając rzecz ponownie, nie mógł przyjąć wersji Talleyranda, dotyczącej śmierci Gila. Była zbyt uporządkowana, zbieg okoliczności zbyt duży, by w niego wierzyć. Przed śmiercią Gil natrafił na coś znaczącego. Nie miał dowodu, ale wiedział kto. Gdyby tylko spotkanie z Gilem doszło do skutku, zdrajca z ich kręgu mógłby już być zdemaskowany, a Gil żyłby. Teraz dopiero Gray zaczął się zastanawiać, czy wiadomość odwołująca ich spotkanie pochodziła naprawdę od przyjaciela?

Postanowił wstrzymać się z osądem do czasu powrotu panny Weyman do Anglii. Nie podejrzewał jej wtedy o nic. Chciał po prostu wypytać ją, jako jedną z ostatnich osób, które widziały Gila żywe...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin