Fantastyczny rejs.docx

(461 KB) Pobierz

1

 

edwardandbellatwilightseries759224_800_4881

 

Fantastyczny rejs

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

Wprost nie do wiary! Przecież to ona. Cóż za niesłychany zbieg

okoliczności. Nie minęło jeszcze pięć minut, odkąd stanął na pokładzie statku, a

oto z mroku wyłoniła się dziewczyna, którą miał nadzieję spotkać. Prawdziwe

zrządzenie losu.

Zwrócił na nią uwagę już wcześniej, na maskaradzie z okazji Halloween.

Najpierw zaintrygowały go jej długie, zielone włosy i przypięte do nich motyle

skrzydła. Tylko przez chwilę mignęła mu twarz dziewczyny – ładna mimo

ekscentrycznego makijażu w kolorze zieleni.

O wiele lepiej przyjrzał się jej nogom, dobrze widocznym spod spódnicy

z prześwitującego materiału. Zaintrygowany, czyhał na okazję, by zawrzeć z nią

bliższą znajomość.

I oto los się do niego uśmiechnął. Dziewczyna podeszła do barierki i

zaczęła się wpatrywać w wodę, najwyraźniej nieświadoma tego, że na pokładzie

jest jeszcze ktoś oprócz niej. Skrzydła z materiału trzepotały na wietrze,

prześwitująca spódnica wirowała wokół bioder i nóg.

Cullen niedbale oparł się o barierkę i z nie ukrywaną przyjemnością

przyglądał się nieznajomej. Wolno przeniósł wzrok z krągłych bioder na

szczupłe łydki, oplecione jedwabnymi tasiemkami baletek.

Chociaż dziewczynę spowijały koronki i falbanki, te zwykłe sznurowadła

wydały mu się najbardziej kobiecym elementem jej stroju. Przez dłuższą chwilę

wpatrywał się w nie, wyobrażając sobie, jak je rozwiązuje, nim ciekawość

skłoniła go do przyjrzenia się twarzy nieznajomej.

Widział zaledwie jej fragment, blady profil osrebrzony światłem księżyca.

Bardziej wyczuł, niż usłyszał, jak cicho westchnęła i spostrzegł, że zamknęła

oczy.

Uśmiechnął się zadowolony. Edward Cullen nie należał do mężczyzn, którzy

pozwalają, by piękna kobieta była samotna w taką księżycową noc.

Morski wietrzyk muskał policzki Belli Swan i rozwiewał kręcone

loki peruki. Odchyliła głowę do tyłu, zaczerpnęła głęboko oceanicznego

powietrza, by po chwili wypuścić je wolno, czując, jak razem z nim pozbywa się

zmęczenia, Boże, dawno już należał jej się urlop. Nie zdawała sobie z tego

sprawy, póki nie wrzuciła walizki do samochodu i nie odjechała kawałek od

domu; ogarnęła ją ulga na myśl, że nie wróci do niego wcześniej niż za tydzień.

Siedem dni z dala od dzwoniących telefonów, marudnych klientów i

naglących spraw! Sprawiła sobie nowy, wystrzałowy kostium kąpielowy,

zapakowała kilka książek, które już dawno chciała przeczytać, i tubkę kremu do

opalania. W przerwach między przechadzaniem się po eleganckich butikach i

delektowaniem wyszukanymi daniami zamierzała korzystać ze słońca i oddawać

się lekturze.

Spoglądała na bezmiar oceanu: woda była ciemna, tylko gdzieniegdzie

bielały osrebrzone blaskiem księżyca grzywy fal. A więc to jest ów owiany złą

sławą Trójkąt Bermudzki. Mało nie wybuchnęła śmiechem na wspomnienie

mrożących krew w żyłach opowieści. Historie o znikających samolotach,

ginących statkach i innych niepokojących zjawiskach wydawały się absurdalne,

szczególnie w taką cudowną noc.

Patrząc na połyskującą powierzchnię oceanu, Bella czuła wszystko, tylko

nie strach. Ogarnął ją nastrój oczekiwania, jakby miało ją tu spotkać coś

wyjątkowego.

Blask księżyca i bezmiar wody, po której sunął elegancki statek

pasażerski, tworzyły romantyczną scenerię. Jej kostium migotał i powiewał na

wietrze, czuła się atrakcyjna, ponętna i równie tajemnicza jak otaczający ją

ocean.

Czemu nie wypowiedzieć życzenia, patrząc na jedną z tych jasnych

gwiazd nad głową? – pomyślała, obserwując grę światła na łagodnie falującej

wodzie. Fakt, że jej towarzysze podZafrinie – babka, siostra i mali siostrzeńcy –

poszli do łóżek o dziewiątej, wcale nie oznaczał, że ona również musi położyć

się spać. Miała dwadzieścia pięć lat i żadnych zobowiązań, mogła marzyć, jak

by to było przyjemnie dzielić z kimś piękno tego miejsca i tej chwili. Z

mężczyzną silnym, opiekuńczym, w którego ramionach czułaby się zupełnie

bezpiecznie.

Wzdychając, zamknęła oczy i wyobraziła sobie swój ideał mężczyzny –

powinien być ciemnowłosy, przystojny, mieć figlarne ogniki w oczach i

uwodzicielski uśmiech. Czując na policzkach delikatne podmuchy, niemal

wierzyła, że to nie wiatr pieści jej twarz, tylko dłonie kochanka.

Otworzyła oczy i skierowała wzrok na morską toń, próbując na mieniącej

się powierzchni dojrzeć rysy mężczyzny ze swych snów.

Nagle jej uwagę przykuło coś dziwnego. – obszar wody odrobinę

ciemniejszej od tej, która go otaczała. Przypominał wir. Zaintrygowana, nie

odrywała od niego oczu, póki nie zniknął z pola widzenia.

Ale nim zginął, z jego środka uniosła się mgiełka, choć powietrze było

zupełnie przejrzyste. Odniosła wrażenie, że obłok próbuje przybrać jakiś kształt.

Teraz Bellę dobiegło ciche pogwizdywanie, zlewające się z szumem

wiatru. Nagle mgła się rozpłynęła. Bella poczuła ciarki na całym ciele. Nie

mogła się oprzeć wrażeniu, że właśnie to ciche pogwizdywanie przepłoszyło

gęstniejący tuman.

Przepłoszyło? Co jej przychodzi do głowy? Czyżby zaczęła wierzyć w

fantastyczne opowieści o Trójkącie Bermudzkim? Może to efekt wypitego

ponczu, ale przez krótki moment...

Nie siadaj pod jabłonią z nikim innym”. Bella rozpoznała melodię ze

starego filmu o drugiej wojnie światowej. Dziwne, że ktoś gwizdał właśnie tę

piosenkę. Była przekonana, że jest na pokładzie sama.

Odwróciła się i ujrzała mężczyznę – wysokiego, ciemnowłosego,

zabójczo przystojnego, w mundurze oficera marynarki. Stał naprzeciw niej,

opierając się o barierkę.

Bella nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał dokładnie tak jak

mężczyzna z jej marzeń.

Przestał gwizdać, uśmiechnął się i przytknął do daszka dwa palce.

Dołeczki! Nie pomyślała o dołeczkach. Jak można zapomnieć o czymś tak

istotnym?

Powiew wiatru uniósł liście z tiulu, będące elementem jej kostiumu.

Kostiumu na Halloween. Nagle zrozumiała, dlaczego wybrał właśnie tę

piosenkę. Mężczyzna z jej marzeń był nie tylko przystojny, ale również

inteligentny.

Nie jestem jabłonką – powiedziała z uśmiechem.

Skarbie – odparł, obrzucając ją spojrzeniem od stóp do głów – każdy,

kto by cię wziął za jabłonkę, byłby skończonym głupcem.

Mówił z owym tak podniecającym południowym akcentem. I patrzył na

nią łakomie.

Nagle Bella zdała sobie sprawę, jak bardzo obcisłe są jej srebrne rajstopy

i trykot, zaś okrywający ramiona tiul jest cienki jak mgiełka; poczuła się

zupełnie obnażona pod jego przenikliwym wzrokiem.

A właściwie jakim jesteś drzewem? – spytał. Belli zaschło w gardle.

Przełknęła ślinę.

Zaczarowanym.

Powinienem się domyślić – powiedział, uśmiechając się szeroko. –

Jestem oczarowany.

To nie mogło być przywidzenie. Nawet najbardziej bujna wyobraźnia nie

potrafiłaby stworzyć kogoś takiego. W białej czapce zawadiacko przekrzywionej

na bakier i z tymi dołeczkami był wprost nieprzyzwoicie pociągający.

Zatrzymał się pół metra przed nią. Miał ciemne oczy, ale w świetle

księżyca nie można było stwierdzić, jakiego są koloru.

Czy zaczarowane drzewa noszą imiona?

Bella – bąknęła.

Zupełnie a propos.

To rodzinna tradycja – powiedziała, a głos nadal miała zachrypnięty. –

Moja babka ma na imię Zafrina, siostra – Rosalie, a siostrzenica... – urwała w pół

zdania, uświadamiając sobie, że plecie bez ładu i składu. Zazwyczaj mężczyźni

tak na nią nie działali.

A siostrzenica?

Bree – wymamrotała i odwróciła się, żeby uniknąć jego

przenikliwego wzroku.

Stanął obok niej, oparł się o barierkę i spojrzał na wodę.

Dobrze, kiedy rodzina pielęgnuje jakieś tradycje.

Uhm – mruknęła z roztargnieniem. Miał bardzo ładne ręce.

Nazywam się Cullen – przedstawił się. – Edward Cullen.

żartujesz! – wyrwało się Belli, zanim uświadomiła sobie, że jest

nietaktowna. – Przepraszam... To bardzo ładne imię.

Ku jej olbrzymiej uldze odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno.

Również rodzinna tradycja.

No właśnie – zgodziła się Bella, myśląc, że jej rozmówca musi być

jednak prawdziwy. Nigdy nie nazwałaby mężczyzny swoich marzeń Edwardem.

Przyjemny wieczór – zauważył Cullen po chwili milczenia.

Przyjemny – przyznała, ale nie mogła zapomnieć tej dziwnej mgiełki,

która uniosła się z ciemnego, wodnego wiru, przybrała jakiś kształt, a potem

zniknęła.

Dlaczego nie jesteś na maskaradzie?

Byłam, ale... Moja rodzina poszła spać, a ponieważ ja nie byłam jeszcze

zmęczona, postanowiłam popatrzeć na ocean.

Bardzo tu spokojnie – powiedział Cullen, ujmując w palce kosmyk

sztucznych włosów z jej peruki. – Nigdy wcześniej nie spotkałem kobiety z

zielonymi włosami.

Owinął pasemko wokół palca, muskając przy tym dłonią jej policzek.

Równie dobrze mógł jej dotknąć jakimś gorącym przedmiotem – nie

rozpalonym żelazem, ale czymś, co promieniowało przyjemnym, pociągającym

ciepłem.

Bella pochyliła głowę i przesunęła policzkiem po jego ręce, jak łaszący

się kot.

Jaka ulga.

Co masz na myśli? – spytał Cullen, wyraźnie zaskoczony.

Twoje palce są ciepłe. I prawdziwe.

Zrobiło mi się gorąco. Tak zawsze działają na mnie piękne kobiety.

Jeszcze jeden dowód – mruknęła.

Czego? Roześmiała się cicho.

Bałam się, że istniejesz tylko w mojej wyobraźni. Intrygujące.

Skąd taka myśl? – zapytał.

Akurat wypowiedziałam życzę... wyobraziłam sobie, jak przyjemnie

byłoby... dzielić z kimś tę księżycową noc, gdy nagle...

Pojawiłem się – dokończył. To zbyt niesamowite, by mogło być

prawdziwe.

Pogwizdując starą piosenkę – dodała.

Starą? – Zastanowił się chwilę. – Tak, zdaje się, że można ją uznać za

starą. – Uśmiechnął się, a Bellę przebiegł przyjemny dreszczyk. – A więc...

wypowiedziałaś życzenie, żeby ktoś dzielił z tobą tę księżycową noc?

Pomyślałam sobie, jak miło byłoby ją z kimś dzielić – poprawiła go. –

Ujrzałam na wodzie ciemne koło i kłąb mgły, i... – urwała w pół zdania,

zawstydzona.

Ujrzałaś ciemny krąg i... mgłę? – powtórzył Cullen.

Tak – odparła. – Wydało mi się to... dość dziwne w taką pogodną noc.

Szczególnie w tym miejscu.

Objął ją delikatnie. Pomyślała, że przecież się nie znają, że za wcześnie

na takie spoufalanie się, ale pragnęła czuć dotyk tej silnej, męskiej dłoni.

Boże, ale ślicznie pachniesz. To chyba przez te pachnidełka, których

używasz – szepnął jej prosto do ucha.

Bella znalazła w sobie dosyć sił, by odsunąć się od mężczyzny na tyle,

żeby móc na niego spojrzeć.

Pachnidełka?

Perfumy. Pachnidełka.

Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś je tak nazywał.

Stare, marynarskie określenie.

Naprawdę jesteś marynarzem?

Porucznik Cullen do usług. Znany powszechnie jako Ahoj, Cullen.

Ahoj, Cullen? – spytała z niedowierzaniem. Uśmiechnął się grzecznie.

Koledzy wołają na mnie Ahoj.

Stroisz sobie ze mnie żarty.

Moja droga, nigdy sobie nie żartuję z pięknych kobiet – szczególnie w

taką księżycową noc. Czy wszystkie zaczarowane drzewa czynią cuda?

Tylko w Trójkącie Bermudzkim – odparła, uśmiechając się nieśmiało.

W Trójkącie Bermudzkim? Wzruszyła ramionami zawstydzona.

No wiesz... Trójkąt Bermudzki. Znikające samoloty.

statki Widma, tajemnicze pole magnetyczne, zakrzywienie

czasoprzestrzeni...

Zakrzywienie czasoprzestrzeni? – Cullen próbował nie okazać

zainteresowania.

Tunele czasoprzestrzenne, przez które ludzie i statki przenoszą się z

jednej czasoprzestrzeni do drugiej.

Spokojnie. Okaż zainteresowanie, ale nie przesadne.

A więc zdarzają się tu takie rzeczy?

Przynajmniej na filmach – powiedziała. Cullen wzruszył ramionami.

Od lat nie byłem w kinie.

Ja też często czekam, aż film będzie na kasecie – przyznała Bella.

Ale wierzysz, że... że w tym Trójkącie Bermudzkim występują...

niewytłumaczalne zjawiska?

Nie bądź śmieszny! To tylko... No cóż, dziś jest Halloween, a ty

pojawiłeś się nagle, nie wiadomo skąd.

Więc pomyślałaś, że może jestem utkany z mgły?

Niczego takiego sobie nie pomyślałam. – Westchnęła. – To wszystko

przez tę atmosferę Halloween. A wcale by mnie tu nie było, gdyby nie skryte

marzenie mojej babki.

Skryte marzenie? To brzmi intrygująco.

Cóż, to wcale nie takie intrygujące. Wspomniała memu ojcu, że zawsze

skrycie marzyła, by wybrać się na bal kostiumowy przebrana za odaliskę, więc

kiedy przeczytał o tym rejsie, organizowanym w miesiącu jej urodzin, wykupił

bilety dla całej rodziny, – A więc jesteś tu z całą rodziną?

Niezupełnie. Na razie tylko z babką, siostrą i słodkimi maleństwami.

Ojciec i szwagier zaokrętują się w Key West, tuż przed przyjęciem

urodzinowym babki. Mają posiedzenie... – Bella omal nie powiedziała „sądu”,

ale postanowiła zataić, kim jest jej ojciec. Zbyt zależało jej na miłym spędzeniu

czasu, by zaraz na początku znajomości zdradzać, że jest córką znanego

adwokata Charliego Swana. – ...spotkanie służbowe, na którym muszą być –

dokończyła.

Twój ojciec i szwagier pracują razem?

Bella skinęła głową, a potem powiedziała pogardliwie:

Mój szwagier jest jego protegowanym. – Zmarszczyła gniewnie brwi. –

To takie podobne do ojca – przewrócić nasze życie do góry nogami, a potem

beztrosko ogłosić, że on i Emmett nie będą mogli wziąć udziału w trzech

czwartych rejsu. Wpadną tuż przed przyjęciem, ale ojciec i tak przypisze sobie

całą zasługę za zorganizowanie wszystkiego.

Zdaje się, że twój ojciec jest urodzonym przywódcą.

Raczej urodzonym despotą – odparła Bella, a potem dodała: – Nie ma z

nim żartów.

Czy to znaczy, że przystawi mi pistolet do piersi, jeśli spróbuję cię

pocałować? – spytał żartobliwie Cullen.

Bella uśmiechnęła się kokieteryjnie.

Jestem pełnoletnia. Całuję się, z kim mam ochotę i kiedy mam ochotę.

Cullen uśmiechnął się i przysunął bliżej. Bella podniosła rękę, próbując

go powstrzymać.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin