Smith Wilbur - Glodny jak morze.pdf

(966 KB) Pobierz
WILBUR SMITH GŁODNY JAk MORZE
WILBUR SMITH GŁODNY JAK MORZE
Przekład ANDRZEJ MILCARZ
Tytuł oryginału HUNGRY AS THE SEAr
Ilustracja na okładce KEYIN TWEDDELL
Redakcja merytoryczna KRYSTYNA PETRYK
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSK
Korekta JOANNA DZIK
Copyright © 1978 Wilbur Smith
Tlie Author hai> asberted his morał nghts>
Ali nghtb reberved
Pierwsze wydanie 1978 rok
pod tytułem HIJNGRY AS THE SEA
William Hememami Limited, part ofReed Consumer Books
Limited, Michelm House, 81 Fulham Road, London SW3 6RB
For tlie fohsh edition Copyright © 1996 by Wydawnictwo Amber Sp z o o
ISBN 83-7169-098-3
Wydawnictwo Amber Sp z o o Warszawa 1996 Wydanie I
Druk Zakłady Graficzne ATEXT S A Gdańsk ul Trzy Lipy 3 tel (O 58) 32 67 69 (O 58) 32
64 41
Książkę tę poświęcam mojej żonie Daniel
Nicholas Berg wysiadł z taksówki obok rzęsiście oświetlonego basenu portowego i zatrzymał
się, aby popatrzeć na „Warlocka". Przypływ uniósł statek wysoko ponad kamienne nabrzeże i
chociaż portowe dźwigi górowały teraz nad nim, wyglądał potężnie.
Nicholas czuł ze zmęczenia ból w mięśniach i otępienie, ale ten widok podziałał na niego
orzeźwiająco. Wróciła dawna duma, poczucie wartości.
Lśniący i groźny „Warlock" przypominał okręt wojenny, strzelający w górę dziób i rasowa
linia stalowego kadłuba obiecywały bezpieczeństwo w każdych warunkach. Sznury świateł
jarzyły się karnawałowo w pancernym szkle nadbudówek. Mostek nawigacyjny, ze
skrzydłami elegancko wygiętymi do tyłu, dawał pełną osłonę oficerom, którzy muszą tam
pracować przy najokrutniejszej pogodzie i na najzdradliwszych wodach.
Ponad szerokim pokładem rufowym był drugi mostek, z którego wykwalifikowany marynarz
mógł operować potężną windą holowniczą i kabestanami, za pomocą hydraulicznego
ramienia zaczepiać i kontrolować hol, mógł w sztormie lub po jedwabiście gładkim morzu
pewnie prowadzić powaloną wieżę wiertniczą albo śmiertelnie ranny liniowiec.
Zamiast typowego dla staromodnych holowników ratowniczych przysadzistego komina ku
nocnemu niebu sterczały dwie bliźniacze wieże, a złudzenie, że „Warlock" to okręt wojenny,
potęgowały działka wodne na górnym pokładzie, zdolne do wyplucia na gaszony obiekt
tysiąca pięciuset ton wody morskiej w ciągu godziny. Z wież mogły być również wyrzucane
drabinki dla ratowników przechodzących na zagrożoną jednostkę. Koncentryczne kręgi
między wieżami znaczyły lądowisko dla helikoptera. Pokład „Warlocka",
podobnie jak cały kadłub, wykonano z materiałów ogniotrwałych, aby przetrwał piekło
płonącej wokół dziurawego zbiornikowca ropy lub chemikaliów.
Choć Nicholas Berg nogi miał obolałe i sztywne jak sterany życiem starzec, kiedy zbliżył się
do trapu, poczuł, że opuszcza go powoli zniechęcenie i psychiczne wyczerpanie.
„Do diabła z nimi wszystkimi — pomyślał. — Zbudowałem ten statek. Jest silny i dobry".
Mimo że była już jedenasta w nocy, załoga „Warlocka" patrzyła na Nicholasa ze wszystkich
możliwych punktów obserwacyjnych. Nawet moto-rzyści wynurzyli się z maszynowni na
wieść o jego nadejściu i dyskretnie kręcili się po roboczym pokładzie rufowym.
1
David Allen, pierwszy oficer, przy głównej bramie portu postawił marynarza z fotografią
Nicholasa Berga i pięciocentówką do automatu telefonicznego, aby cały statek był w porę
uprzedzony.
Pierwszy oficer i starszy mechanik stali w przeszklonym skrzydle mostka nawigacyjnego i
spoglądali w dół na samotną postać z neseserem, przemierzającą nabrzeże.
— Więc to jest on — w głosie Davida, który ze spłowiałą na słońcu czupryną wyglądał jak
uczniak, brzmiał respekt i nutka lęku.
— To cholerny gwiazdor — prychnął starszy mechanik Yinny Baker, skutkiem czego okulary
zsunęły mu się po długim i cienkim nosie, a opadające spodnie musiał przytrzymać łokciami.
— Cholerny gwiazdor — powtórzył z najwyższą pogardą.
— Był lepszy nawet od Julesa Levoisina — zwrócił uwagę David, a odrobina strachu znów
dała się słyszeć w intonacji — i jest starym ratownikiem.
— To było piętnaście lat temu — Yinny Baker poprawił okulary na nosie i zwolnił ucisk
łokci na spodnie, które natychmiast rozpoczęły powolne, acz nieubłagane zsuwanie się ku
pokładowi. — Potem — dodał — stał się cholernym przystojniakiem i armatorem.
^— Tak — zgodził się David Allen i czoło zmarszczył na myśl o tych dwóch legendarnych
bestiach: kapitanie i armatorze połączonych w jedno monstrum. A monstrum wchodziło
właśnie po trapie na pokład „Warlocka".
— Lepiej byś zszedł i dał mu buzi — mruknął od niechcenia Yinny i odpłynął dwa pokłady
niżej do sterowni maszynowej, swojego sanktuarium, w którym nie mogli go tknąć ani
kapitanowie, ani armatorzy.
Gdy zdyszany i zaczerwieniony David Allen dotarł do trapu, nowy kapitan był już w połowie
kładki. Uniósł głowę i zbliżając się' do burty patrzył uważnie na oficera. Chociaż Nicholas
Berg był mężczyzną wzrostu nieco tylko więcej niż średniego, robił wrażenie niemal
olbrzyma, a pod granato-
\vyrn kaszmirem marynarki zaznaczały się barki szerokie i mocne. Nie miał czapki, a bardzo
ciemne, gęste włosy były zaczesane do tyłu nad szerokim, gładkim czołem. W kościstej
twarzy dominował duży nos i wydatna szczęka, teraz niebieskawa od świeżego zarostu.
Plamy śliwkowego koloru dawały złudzenie, że Nicholas ma podbite oczy.
Najbardziej zdumiała Davida bladość kapitana. Mogła to być twarz człowieka, który przed
chwilą miał krwotok z tętnicy szyjnej. Bladość śmiertelnej choroby lub śmiertelnego
wyczerpania podkreślona przez ciemne oczodoły. Nie tak wyobrażał sobie legendarnego
Golden Prince of Christy Marinę. To nie była twarz, którą tak często widywał w gazetach i
kolorowych tygodnikach z całego świata. Ze zdumienia wręcz zaniemówił.
— Allen? — spytał cicho Nicholas Berg monotonnym głosem, o zaskakującej barwie.
— Tak, panie kapitanie. Witamy na pokładzie, panie kapitanie.
Kiedy Nicholas Berg uśmiechnął się, ślady choroby i zmęczenia widoczne w kącikach ust i na
skroniach zniknęły. Jego dłoń była gładka i zimna, ale uścisk tak mocny, że David aż
przymrużył oczy.
— Pokażę pańską kabinę, panie kapitanie. — David wziął neseser z ręki Nicholasa.
— Znam drogę — powiedział Nick Berg. — Projektowałem ten statek.
Stał pośrodku kapitańskiego saloniku, czuł drżenie ud i wydawało mu się, że pokład kiwa się
pod nogami, chociaż „Warlock" był unieruchomiony przy kamiennym nabrzeżu.
— Jak przebiegł pogrzeb? — spytał Nick.
— On został poddany kremacji, panie kapitanie — odpowiedział David. — Takie było jego
życzenie. Załatwiłem przesłanie prochów do domu, do Mary. Mary to jego żona, panie
kapitanie.
— Tak — powiedział Nick. — Wiem. Widziałem ją przed wyjazdem z Londynu. Mac i ja
byliśmy kiedyś na wspólnym rejsie.
— Opowiadał mi. Szczycił się tym.
2
— Zabraliście wszystkie jego rzeczy? — Nick rozglądnął się po kabinie.
— Tak, panie kapitanie. Spakowaliśmy wszystko. Tu nic nie zostało.
— To był porządny człowiek.
Nick zachwiał się znowu i z wahaniem popatrzył na kanapę. Nie usiadł jednak, lecz podszedł
do bulaja i popatrzył na basen portowy.
— Jak to się stało?
— Mój raport...
— Mów! — głos Nicka był jak smagnięcie biczem.
— Zerwał się hol, panie kapitanie. Mac był na pokładzie rufowym. Lina °bcięła mu głowę jak
gilotyna.
Nick milczał przez chwilę myśląc o tym lakonicznym opisie tragedii. Kiedyś widział, jak
zerwał się naprężony hol. Zginęło wtedy trzech marynarzy.
— Rozumiem — Nick zawahał się. Wyczerpanie sprawiło, że działał wolniej i nie był tak
twardy jak zwykle, toteż omal nie zaczął wyjaśniać, dlaczego sam objął dowództwo na
„Warlocku" zamiast przysłać kogoś na miejsce Maca.
Rozmowa teraz, kiedy był powalony na kolana, zbity, złamany i śmiertelnie zmęczony,
mogłaby przynieść ulgę. Jeszcze moment wahania, po czym przełamał się i przezwyciężył
pokusę. Do tej pory nigdy nikogo nie prosił o współczucie.
— Rozumiem — powtórzył. — Przeproś kolegów. Mało spałem przez ostatnie dwa tygodnie,
a lot z Heathrow był morderczy jak zawsze. Zobaczę się z nimi jutro rano. Poproś kucharza,
żeby przyniósł mi kolację do kabiny.
Kucharz, wielki mężczyzna, ubrany w śnieżnobiały fartuch i operetkową czapę szefa kuchni,
poruszał się jak tancerz. Berg przypatrywał się, jak stawiał tacę na stole. Włosy kucharza były
starannie zebrane w ogon, który spadał na prawe ramię, w lewym uchu tkwił kolczyk z
diamentem, a ciemne rzęsy! wywijały się miękko ku policzkom. Ręką włochatą jak u goryla
zdjął serwetęj z tacy i niespodziewanie lirycznym dziewczęcym głosem, powiedział:
— Proszę. Pot-au-feu, czyli miseczka pysznego rosołku. To jeden z moich małych specjałów.
Będziesz za nim przepadał.
Cofnął się i oparłszy wielkie dłonie na biodrach obserwował Nicka Berga.
— Rzuciłem okiem, kiedy wchodziłeś na pokład, i od razu zorientowałem się, czego
naprawdę potrzebujesz — wykonał gest sztukmistrza i z przepaścistej kieszeni fartucha
wydobył piersiówkę pinch haig. — Strzel sobie, biedaku, jednego do kolacji, a potem,
kochanie, prościutko do łóżeczka.
Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie zwrócił się do niego per kochanie^ ale miał zbyt
skołowaciały język, żeby zdobyć się na jakąkolwiek ripostę| Patrzył więc bez słowa na
kucharza, który oddalał się szeleszcząc białyr fartuchem i błyskając diamentem w uchu. Nick
uśmiechnął się i lekko pod-j rzucił butelkę.
— Niech mnie diabli, jeśli tego nie potrzebuję — mruknął i rozejrzał: za szklanką. Usadowił
się na kanapie i popijał małymi łykami. Zdjął pokrywkę garnka z rosołem. Aromat, który
rozszedł się po saloniku, zaktywizowa ślinianki Nicka.
Po gorącym rosole i mocnej whisky miał ochotę już tylko na jedno; zrzucił buty i chwiejnym
krokiem przeszedł do sypialni.
Obudził się zły. Nie był zły przez dwa ostatnie tygodnie, co najlepiej]
10
dświadczyło, jak bardzo upadł na duchu. Po ogoleniu zdawało mu się wciąż, że w lustrze
widzi cudzą twarz: za bardzo była blada, wymizerowana i martwa, zmarszczki wokół ust zbyt
głębokie. Poranne słońce zaglądające przez bulaj padło na jego ciemną skroń, na której
srebrzyście błysnął szron. Pochylił się do lustra. Po raz pierwszy spostrzegł u siebie siwe
włosy — może do tej pory nie dość dokładnie przyglądał się sobie albo siwizna była rzeczą
nową.
3
„Czterdziestka — pomyślał. — W czerwcu skończę czterdzieści lat".
Zawsze uważał, że jeśli mężczyzna nie schwyta wielkiej fali przed czterdziestką, nie dokona
tego już nigdy. A co z mężczyzną, który dosiadł wielkiej fali, zanim skończył lat trzydzieści,
pędził na niej bez strachu, aż został zmyty i runął w kotłującą się, białą kipiel? Czy nie ma już
szansy na sukces? Nick wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze i czuł, jak gniew staje się
ukierunkowany i mobilizujący.
Wszedł pod prysznic i podstawił pierś pod kłujące uderzenia gorącej wody. Po raz pierwszy
od wielu tygodni wiedział, że pod zmęczeniem i rozczarowaniem tkwi w nim siła. A już w nią
wątpił. Teraz wzbierała na nowo i znowu pomyślał, że jest stworzony do życia na morzu, że
pod stopami musi czuć pokład, a w nozdrzach zapach słonej wody.
Wyszedł spod prysznica i szybko się wytarł. Był na właściwym miejscu. Tu mógł odżyć —
dobrze zrobił decydując się osobiście zastąpić Maca. Tego właśnie potrzebował.
Wiedział dobrze, że aby pędzić na wielkiej fali, trzeba najpierw pojawić się w miejscu, gdzie
ona wzbiera. Sprawa instynktu — po prostu się wie, że to właśnie tam. Nick Berg był
absolutnie pewien, że teraz nie gdzie indziej, lecz dokładnie tu jest takie miejsce, i w miarę
jak potężniała w nim siła, rosło też znajome podniecenie, wracało coraz pewniejsze siebie:
„zobaczymy, kto komu dołoży". Ubrał się szybko i kapitańską zejściówką wyszedł na pokład.
Wiatr natychmiast zrzucił mu czarne, mokre włosy na twarz. Wiała piątka z południowego
wschodu i kotłowało się ponad ogromnymi górami o płaskich wierzchołkach, które
przykucnęły ponad miastem i portem. Nick popatrzył w stronę gór. Gruba, biała chmura,
nazywana „obrusem", zsuwała się z nich, kłębiąc się na szarych, skalistych urwiskach.
— Przylądek sztormów — mruknął. Nawet w osłoniętym basenie portowym woda tłukła się i
wzbierała w białe grzędy, które rozłaziły się jak smugi dymu.
Południowy koniuszek Afryki wcina się w jedno z najzdradliwszych mórz °a całym globie.
Wody dwóch oceanów z impetem wskakują na kamienne klify Przylądka Igielnego i dalej
wściekłe suną przez płycizny Agulhas Bank. Tutaj rozgywa się wiecznotrwały konflikt
pomiędzy wiatrem i prądem morskim. Tutaj
11
powstaje monstrualna fala, zwana przez żeglarzy „falą stulecia", bo statystycznie taka jest
częstotliwość jej występowania.
Tutaj, w pobliżu Agulhas Bank, czaiła się zawsze, czekając jedynie na; odpowiedni układ
wiatru i prądu morskiego, na właściwą częstotliwość ruchu | mas wodnych, aby wreszcie
spiętrzyć się w grzbiet wysoki na trzydzieści] metrów i stromy niczym sama Góra Stołowa.
Nick czytał relacje marynarzy, którzy przeżyli spotkanie z taką falą nie mogąc znaleźć
odpowiednich słów, pisali jedynie o ogromnej dziurze! w morzu. Statek, bez najmniejszej
szansy, wpadał w tę otchłań, a monstrualna] góra wody kręciła nim jak zabawką i pochłaniała
bez reszty. Być może „Waratah Castle" dostał się w coś takiego. Nikt się już tego nie dowie
— j wielka jednostka o nośmości dziewięciu tysięcy ton z dwustu jedenastomaj członkami
załogi przepadła bez śladu na tych właśnie wodach.
A biegnie przecież tędy jeden z najruchliwszych szlaków żeglugowych.! Procesja
gigantycznych zbiornikowców przesuwa się ociężale wokół Przyląd-ka Dobrej Nadziei. Nie
ma chwili przerwy w komunikacji wahadłowej między krajami Zachodu a polami naftowymi
Zatoki Perskiej. Kto wie czy supertankowce, mimo swojego ogromu, nie są najbardziej
kruchymi środkam transportu, jakie zbudował człowiek.
Nick odwrócił się i spojrzał na jeden z nich, zacumowany po drugiej stronie smaganego
wiatrem basenu Duncana. Mógł przeczytać nazwę na rufie, sterczącej w górę niczym
pięciopiętrowy blok mieszkalny. Tankowiec o nośności 250 000 DWT, własność Shell Oil,
nie obciążony ładunkiem, pokazywał czerwone od rdzy dolne partie kadłuba. Przechodził tu
remont, podczas gdy dwa inne monstra czekały cierpliwie w kolejce na redzie Table Bay.
4
Taki wielki, ociężały, potężny, ale słaby — i jaka to pływająca góra pieniędzy. Nick
bezwiednie oblizał wargi. Statek z ładunkiem — to będzie trzydzieści milionów dolarów.
Dlatego właśnie ustawił „Warlocka" tutaj, w Kapsztadzie, na najdalej na południe
wysuniętym koniuszku Afryki. Czuł wzbierającą siłę i podniecenie.
W porządku, stracił swoją falę. Już nie dosiadał jej rozpędzonego grzbietu. Spadł na dół i
miotała nim biała kipiel. Utrzymywał się jednak na powierzchni i na linii, gdzie tworzą się
fale. Wiedział, że zaraz nadejdzie następna wielka. Właśnie zaczęła się spiętrzać. Był pewien,
że nie zabraknie mu sił; schwyta ją, stanie na grzbiecie i popędzi ponownie.
— Zrobiłem to kiedyś i na pewno zrobię jeszcze raz — powiedział głośno i zszedł na
śniadanie.
Przez dłuższą chwilę nikt nie zauważył jego wejścia do mesy. Wszyscy z ekscytacją słuchali
czytanego tekstu. Padały uwagi i pytania.
Starszy mechanik nad talerzem jajecznicy trzymał egzemplarz
12
List". To, co czytał, było wydrukowane na pierwszej stronie. irv niimpr?" — zastanawiał się
Nicholas.
„Gdzie on
znalazł ten stary numer?" — zastanawiał się Nicholas.
Okulary zjechały mechanikowi na czubek nosa, tak że musiał odchylać głowę, aby widzieć
litery. Jego australijski akcent brzmiał jak dźwięki gitary:
We wspólnym oświadczeniu nowy prezes i członkowie Zarządu składają wyrazy szacunku
Panu Nicholasowi Bergowi, który lojalnie służył firmie Christy Marinę przez piętnaście lat.
Pięciu oficerów słuchało chciwie, zapominając o śniadaniu, aż wreszcie David Allen
dostrzegł postać w drzwiach.
— Panie kapitanie — krzyknął, zrywając się z miejsca. Równocześnie wyrwał gazetę z rąk
Vinny Bakera i cisnął zmiętą na swoje krzesło. — Panie kapitanie, pozwoli pan przedstawić
sobie oficerów „Warlocka".
Niepewni, zmieszani uścisnęli mu kolejno dłoń i czym prędzej w milczeniu siedli do
stygnącego śniadania, skupiając się na jedzeniu w sposób wykluczający wszelką konwersację.
Nick zajął fotel kapitański u szczytu długiego stołu. David Allen usiadł na zgniecionej
gazecie.
Steward podał nowemu kapitanowi jadłospis i zaraz potem przyniósł półmisek duszonych
owoców.
— Zamawiałem jajko na miękko — powiedział łagodnie Nick, a z kam-buza wyłoniła się
zjawa w śnieżnej bieli, z przekrzywioną na bakier czapą szefa kuchni.
— Przekleństwem żeglarzy jest zatwardzenie, wielki szyprze. Dbam o moich oficerów; te
owoce są pyszne i dobrze ci zrobią. Zaraz podam ci jajeczka, kochanie, ale zjedz najpierw
troszkę owoców — błysnął diamentem
1 zniknął.
Nick patrzył za nim i nie przerywał dojmującej ciszy.
— To jest fantastyczny kucharz — zagadał David Allen. Na jego jasnej skórze pojawił się
blady rumieniec, a na krześle pod nim zaszeleścił „Lloyd's List". — Dostałby pracę na
każdym liniowcu pasażerskim, Angel by dostał.
— Gdyby kiedyś zszedł z „Warlocka", połowa załogi poszłaby za nim — zaburczał ponurym
tonem starszy mechanik, odruchowo już przytrzymując łokciami spodnie. — Ja na pewno.
Nick Berg uprzejmie zwrócił twarz w stronę rozmawiających.
— On jest niemal jak lekarz — dodał David Allen, zwracając się do starszego mechanika.
— Uczył się pięć lat w szkole medycznej w Edynburgu — przytaknął
2 uszanowaniem starszy mechanik. — Pamiętacie, jak złożył nogę drugiemu? Doktor na
pokładzie to jest cenna rzecz.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin