Tajemnice Srebrnego Globu.rtf

(17 KB) Pobierz

http://www.gwiazdy.com.pl/14_98/2.htm

 

 

Tajemnice Srebrnego Globu
 

Wydawałoby się, że nie ma ciała niebieskiego mniej tajemniczego niż nasz satelita - Księżyc. Co noc widzimy jego tarczę połyskującą na niebie. Znamy z grubsza jego oddziaływanie na Ziemię i żyjące na niej stworzenia i rośliny. Jest jak do tej pory jedynym poza naszą planetą miejscem w kosmosie, gdzie człowiek postawił swą stopę. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że wielu naukowców i badaczy patrzy na Księżyc podejrzliwie, odnotowując skrupulatnie związane z nim tajemnicze zjawiska. Niektóre z nich mają swoją dokumentację fotograficzną, inne wydają się fantazjami. Łączy je jedno - silna wiara, że Księżyc skrywa przed nami niejeden sekret.

 

20 lipca 1969 roku amerykański astronauta Neil Armstrong, który jako pierwszy człowiek postawił nogę na powierzchni Srebrnego Globu, musiał ujrzeć coś niezwykłego po drugiej stronie krateru, w którym wylądował "Apollo 11", skoro nie mogąc opanować podniecenia, krzyknął do mikrofonu: "Widzę statki kosmiczne! Są olbrzymie! Jest ich tu chyba ze dwadzieścia" Ośrodek Kontroli Lotów w Houston natychmiast przerwał połączenie. Czyżby nie tylko od razu uwierzyli kosmonaucie, ale również wiedzieli coś więcej?
Otóż zanim jeszcze Armstrong poleciał na Księżyc, na jego powierzchnię zrzucono wypalone człony napędowe bezzałogowych statków, które dokonywały lotów zwiadowczych i zostawiły na Księżycu sejsmometry (urządzenia reagujące na drgania skorupy).

Urządzenia te za pomocą sygnałów radiowych przekazywały do Houston wyniki pomiarów drgań skorupy Księżyca. Pomiary te kilka razy wywołały zdziwienie naukowców. Okazało się bowiem, że uderzenie o powierzchnię naszego satelity dwunastotonowych członów napędowych rakiet wywołało lokalne "trzęsienie skorupy Księżyca", przy czym zdaniem wielu astrofizyków (m.in. Harolda Ureya z USA czy H. Wilkinsona z Wielkiej Brytanii) wyglądało to tak, jakby pod powierzchnią zbudowaną ze skał znajdowała się metalowa skorupa otaczająca jądro.
Analizując szybkość rozchodzenia się drgań w tej niby metalowej skorupie, określono nawet, iż jej górna warstwa leży ok. 70 km pod powierzchnią globu i ma grubość 60-70 km. Jeden z astrofizyków stwierdził, że wewnątrz Księżyca może się znajdować niewyobrażalnie wielka, "prawie" pusta przestrzeń o objętości 73,5 miliona Pod koniec lat 70. wykonano analizę komputerową składu chemicznego metalu, z którego miałaby być wykonana skorupa otaczająca wnętrze Księżyca. Mierząc szybkość przenoszenia się dźwięku wewnątrz tej warstwy, stwierdzono, iż głównie składa się ona z niklu, berylu, manganu, wolframu, wanadu, a przy tym zawiera stosunkowo mało żelaza. Taki stop byłby idealnym pancerzem odpornym na przebicie mechaniczne i na dodatek całkowicie antykorozyjnym!
Już tylko ta analiza wykazała, iż jest niemożliwe, by skorupa ta powstała jako twór naturalny. Amerykański miesięcznik omawiający tę sprawę w 1979 roku, podał też, że sejsmometry wykryły powtarzający się co 30 minut i trwający 1 minutę ciągły sygnał o wysokiej częstotliwości, który dobiega z wnętrza Księżyca, prawdopodobnie z głębokości około 960 km. Czy znajduje się tam jakieś urządzenie automatyczne, zasilane energią cieplną (lub inną), które raz zaprogramowane wysyła swój sygnał przez wieczność?

 

Resztki Faetona czy sonda kosmiczna?
W tym samym artykule podano sensacyjne doniesienia, iż astronomowie zaobserwowali wydobywającą się co pewien czas z wnętrza Księżyca lawę, a także nikłe chmurki zestalającego się natychmiast jakiegoś gazu. Wysnuto stąd wniosek, iż na Księżycu nie ustała działalność sejsmiczna, co z kolei sugerowałoby, iż Księżyc jest częścią jakiejś rozerwanej na kawałki planety, może nawet mitycznego Faetona, którego orbita miała się jakoby znajdować pomiędzy Marsem a Jowiszem, tam, gdzie obecnie rozpościera się pas asteroidów - mniejszych i większych okruchów skalnych.
Jednakże niektórzy badacze, opierając się na tych obserwacjach, wysuwają zupełnie odmienną hipotezę. Otóż przypuszczają oni, że owa wypływająca z wnętrza Księżyca ciekła substancja, zestalająca się w niskiej temperaturze panującej na jego powierzchni, wcale nie musi być lawą usuwaną w naturalnym procesie sejsmicznym. Zakładają bowiem, że może to być efekt działającego do tej pory źródła energii, które kiedyś zasilało w energię hipotetyczny statek kosmiczny zwany "Luną". "w statek, twór równie hipotetycznej, wysoko rozwiniętej cywilizacji kosmicznej, mógł zostać celowo unieszkodliwiony i pozbawiony życia podczas prawdziwej "wojny kosmicznej" mającej miejsce w zamierzchłej przeszłości.
Przesłanek potwierdzających taką możliwość dostarczyły obserwacje dokonane w czasie dywanowych bombardowań przeprowadzonych przez lotnictwo amerykańskie na terenie III Rzeszy podczas II wojny światowej. Zauważono wówczas, iż największe zniszczenia powstają wtedy, gdy na upatrzone obiekty zrzuca się serie jednakowo dużych bomb w ten sposób, że w miejscu ich upadku tworzy się równy czworokąt (wybuchy następują w jego narożnikach) lub prosta linia utworzona przez 3, 4 lub 5 bomb spadających jedna za drugą. Jest statystycznie niemożliwe, by meteoryty tej samej wielkości i masy wybijały na powierzchni Księżyca tak regularnie rozmieszczone kratery. A jest ich na Srebrnym Globie dużo. Wystarczy obejrzeć jego powierzchnię przez lunetę trzydziestokrotną.
Takie właśnie uszkodzenia powierzchni sugerują z kolei, że jest możliwe, iż kiedyś ktoś zrzucał bomby na Księżyc - być może jeszcze wtedy, gdy nie był on satelitą Ziemi.
 

Gość w dom i... katastrofa gotowa

W najstarszych zapiskach dotyczących astronomii chińskiej, które są datowane na przełom X i XI tysiąclecia przed naszą erą (tak, są takie teksty!), znajdują się opisy nieba, w których nie można znaleźć ani jednej wzmianki o obecności Księżyca na nieboskłonie. Czyżby go jeszcze wówczas nie było?
Bardzo możliwe. Okazuje się bowiem, że na żadnych starożytnych mapach nieba sprzed 9-11 tysięcy lat Księżyc nie jest zaznaczony. Łącząc ten fakt z mitem o potopie (który to mit jest obecny we wszystkich kulturach świata, co oznacza, iż rzeczywiście ok. 11 tysięcy lat temu Ziemię zalały morskie fale, wulkany wybuchały, ziemia się trzęsła i w ogóle był tzw. koniec świata), można wysnuć przypuszczenie, że przyczyną katastrofy było właśnie pojawienie się na ziemskiej orbicie Księżyca. Coraz więcej współczesnych astrofizyków, na podstawie przeprowadzonych różnych badań i pomiarów, skłania się ku tej hipotezie. Księżyc przybył więc do nas z przestrzeni kosmicznej. Lecz czy jest zwykłym małym satelitą czy też czymś zupełnie innym?
Już w latach siedemdziesiątych naszego wieku niektórzy znani astrofizycy, m.in. słynny prof. Teodor Szkłowski z Akademii Nauk ZSRR, wyznawali pogląd, że Księżyc może się okazać martwym, pozbawionym w swym wnętrzu życia statkiem kosmicznym obcej cywilizacji, względnie prastarą, nieczynną sondą kosmiczną.

 

Księżyc, jak wiemy, jest ustawiony ku Ziemi zawsze tą samą stroną. To unikatowe zjawisko. Niektórzy badacze podejrzewają, że jest tak dlatego, ponieważ ktoś chce ukryć to, co znajduje się po jego drugiej stronie. Ukraińska gazeta "Weczernij Charkow" w numerze z 12 lipca 1994 roku opublikowała zadziwiający artykuł pt. "Co lata nad Księżycem?" "Ponad 150 nieznanych obiektów latających zaobserwowano dotychczas nad Księżycem" - twierdzi autor tekstu. Z wypowiedzi rosyjskiego radioastronoma, członka Ukraińskiej Akademii Nauk, Aleksieja Archipowa, dowiadujemy się, że tajemnicze obiekty obserwowano nad Księżycem jeszcze przed 1947 r. Najstarsze obserwacje dokonane zostały za pomocą lunety w... 1715 roku, gdy astronom E. Halley z Londynu (odkrywca komety nazwanej jego nazwiskiem) ujrzał światło migocące w obrębie cienia rzucanego przez księżycowe skały. Również pomiędzy rokiem 1941 a 1946 widziano olbrzymie, silne błyski wydobywające się spoza tarczy Księżyca, z obszaru leżącego po jego drugiej stronie. Jeszcze podczas drugiej wojny światowej, bo w roku 1940, obserwowano przemieszczające się na tle Morza Spokoju i innych okolic "naszej" strony Księżyca szeregi świateł, poruszające się z prędkością od 2 do 7 km na sekundę!
Gdyby te doniesienia pochodziły od nieznanego autora, to można byłoby je zlekceważyć i uznać za wytwór fantazji, ale trudno nie wierzyć w wyniki obserwacji największych astronomów świata!
Wyżej wspomniany A. Archipow, tym razem już na łamach szanowanego brytyjskiego kwartalnika poświęconego badaniom UFO - "Flying Saucer Review" (nr 2/1995) napisał, że jest wielce prawdopodobne, iż właśnie Księżyc może być stacją Obcych obserwujących życie na Ziemi.
Umieszczenie na naszym satelicie jakiejkolwiek aparatury obserwacyjnej gwarantuje jej długą i bezawaryjną pracę - tym lepszą, że nie narażoną na ujemne wpływy atmosferyczne, takie jak deszcze, wiatry, śniegi czy zwykłe, a niszczące utlenianie, którego to zjawiska na co dzień nie zauważamy.

Boskie oko na niebie
W prastarych staroindyjskich eposach "Ramajana" i "Mahabharata" można znaleźć fragmenty opisujące tkwiącą w przestrzeni kosmicznej stację - latające miasto boga Brahmy. Jak wynika z przeliczenia używanych wówczas - czyli około siedem tysięcy lat temu - jednostek miar, stacja ta tkwiła pomiędzy orbitą Księżyca a Ziemią, okresowo przesuwając się za naszego satelitę. Byłaby więc "sztucznym satelitą naszego Księżyca". Nie jest możliwe, by jakikolwiek okruch skalny mógł zostać przechwycony przez pole grawitacyjne Księżyca i krążyć wokół niego - siła przyciągania Ziemi z łatwością by go oderwała. Więc jeśli cokolwiek krążyło wokół Księżyca, musiało być wytworem inteligencji celowo tam umieszczonym. Wszelkie próby zaobserwowania tej hipotetycznej "stacji" sprzed wieków spełzły na niczym, chociaż...? 9 lutego 1982 r., podczas stanu wojennego, gdy nikomu nie przyszło nawet na myśl, żeby obserwować pełne zaćmienie Księżyca widziane w Warszawie, tzw. "Grupa Badań UFO" zauważyła przez dwudziestokrotną lunetę obcy obiekt znajdujący się w kierunku "odsłonecznym" Księżyca, tj. po stronie przeciwnej niż sierp naszego satelity zakrywanego cieniem Ziemi. Wówczas, niestety, nie mieliśmy możliwości sfotografowania tego obcego obiektu. Trzeba było czekać na powtórkę zaćmienia aż do 16 września 1997 roku. Tym razem nie przegapiliśmy okazji. O godzinie 19.34 przez 4 sekundy naświetlano niskoczułą błonę fotograficzną (jest ona zdolna wychwycić i zarejestrować niewidzialną dla oka podczerwień), fotografując to samo miejsce ze statywu przez teleobiektyw o ogniskowej 300 mm. Tym razem bez pudła! Nie mogliśmy jednak wiedzieć, jak daleko ten obiekt będzie się znajdował od zaciemnionej tarczy Księżyca i uchwyciliśmy go już prawie na krawędzi klatki - ale jest, w pięknej malinowej aureoli. Otrzymane w ten sposób zdjęcie jest z całą pewnością pierwszą na świecie fotografią obiektu, który znajduje się w kosmosie w tym samym miejscu co najmniej od 15 lat (biorąc pod uwagę poprzednie zaćmienie) i choćby z tego względu nie można go zaliczyć do kategorii "zwykłych UFO", które by już dawno stamtąd odleciało. Warto czasami popatrzeć na Księżyc, choćby przez lornetkę.

 

KOSMICZNY ORZECH DO ZGRYZIENIA

Wielu naukowców badających Księżyc nawet nie chce słyszeć o Kosmitach, bazach Obcych i o sztucznym pochodzeniu naszego satelity. Próbują znaleźć naturalne przyczyny zagadkowych zjawisk zachodzących na Srebrnym Globie. Jednym z nich są znajdujące się pod powierzchniami księżycowych "mórz" maskony (z angielskiego mas concentration) - wielkie skalne bryły, prawdopodobnie asteroidy, które niegdyś spadły w gorącą lawę i zastygły w niej. Owe maskony, dzięki swojej wielkiej masie, zwiększają siłę księżycowego ciążenia. Pytanie - dlaczego wszystkie 11 maskonów znajduje się po "naszej" stronie Księżyca, a także skąd się wziął jeden maskon ujemny - to znaczy taki, który zamiast zwiększać siłę ciążenia, osłabia ją! Jest też zagadką, dlaczego większość wielkich księżycowych kraterów (20) znajduje się po "naszej" stronie Srebrnego Globu, a tylko 3 z nich po stronie ciemnej. Nie mówiąc już o tym, że geolodzy w żaden sposób nie potrafią wyjaśnić, dlaczego kratery, różniące się tak bardzo rozległością - od kilkunastu centymetrów do kilkuset kilometrów średnicy - mają podobną głębokość. Astronomowie zastanawiają się, dlaczego tak wielki satelita naszej planety zachowuje się jak mała planetoida przechwycona przez olbrzyma. Czasem układ Ziemia-Księżyc bywa nazywany układem podwójnym, a to ze względu na zaskakującą wielkość naszego satelity. Jednak w przeciwieństwie do zwykłych układów podwójnych, oba ciała niebieskie nie obiegają wspólnego środka. Księżyc obiega Ziemię. Takich pytań bez odpowiedzi jest o wiele więcej. Księżycowe zjawiska ujawniają luki w naszej wiedzy i naprawdę dają się wyjaśnić jedynie dzięki fantastycznym hipotezom. Kto wie, może nie są one tak bardzo fantastyczne? Może tak naprawdę znamy już odpowiedź na większość tych i podobnych im pytań, tylko w nie nie wierzymy?

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin