Green Grace - Gdy wybiła dwunasta.pdf

(755 KB) Pobierz
433064220 UNPDF
Green Grace
Gdy wybiła dwunasta
AKTORSTWO NAJWYŻSZEJ PRÓBY
Czy okazywanie uczuć jest oznaką słabości? Na to pytanie Lauren odpowiadała twierdząco,
jednak tylko do czasu gdy los ponownie zetknal ja z Zackiem. Od lat zyli w separacji, teraz
na mocy zapisu testamentowego stali się opiekunami osieroconej córeczki przyjaciol. O
opiekę nad mala Arabellą walczy również jej daleka krewna, oschła i surowa stara panna.
Dla dobra dziecka Lauren i Zack postanowili odgrywać zgodne małżeństwo. Wkrótce
przekonali się, ze udawanie zakochanej pary przychodzi im niezwykle latwo.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Hej, człowieku, co za przyjęcie!
Zack Alexander z wymuszonym uśmiechem spojrzał na chichoczącą rudowłosą dziewczynę
przechodzącą obok ze szklaneczką szkockiej.
Wyglądało na to, że wszystkim podobała się przedświąteczna impreza - wszystkim poza
gospodarzem. Był śmiertelnie znudzony i marzył, żeby goście już sobie poszli.
Zwłaszcza ta zmysłowa brunetka, która przed dziesięcioma minutami przyczepiła się do niego z
bezwzględną determinacją wyposzczonej seksualnie ośmiornicy. Podjął kolejną próbę uwolnienia się
od... nawet nie pamiętał jej imienia. Mehssa? Clarissa? Alyssia?
- Kotku. - Chwycił silnie przeguby jej dłoni, powodując, że wypielęgnowane palce puściły jego włosy.
- Musisz mi wybaczyć. Chyba telefon dzwoni w gabinecie.
Wsunęła mu ręce pod marynarkę od Armaniego. Zanurzyła śmiało palce pod pas jego spodni.
Wyciągnęła tył koszuli. Zdesperowany starał się uwolnić od jej macek.
- Wybacz mi, Melisso. - Wepchnął koszulę z powrotem w spodnie i cofnął się. - Muszę odebrać
telefon. To pewnie sprawa służbowa, może dyrektor.
- Mam na imię Alyssia! - zawołała za nim z wyrzutem. Po wejściu do gabinetu wzniósł oczy do góry.
Jeszcze tego brakowało!
Zamknąwszy drzwi, westchnął z ulgą i podszedł do biurka.
6
GDY WYBIŁA DWUNASTA
Oczywiście kłamał, żadnego telefonu nie słyszał. Poza tym, Jerry Macinaw, naczelny dyrektor
Alexander Electronics", nigdy nie dzwonił do swojego szefa do domu. Najwyżej przekazywał
wiadomość na pager. Jednak ktoś telefonował w czasie jego nieobecności i zostawił wiadomość.
Czerwone światełko automatycznej sekretarki migało natrętnie. Nacisnął czarny klawisz.
- Panie Alexander - odezwał się kobiecy, energiczny głos
- mam na imię Donna. Jest wpół do szóstej, czwartek, siedemnastego grudnia. Dzwonię z polecenia
pana Tylera Braddocka z biura prawnego Braddock, Braddock i Black. Pan Braddock chciałby się z
panem spotkać u siebie jutro o jedenastej w pewnej dość pilnej sprawie. Proszę o zostawienie
wiadomości w naszym sekretariacie, czy ten termin panu odpowiada. Dziękuję.
Tyler Braddock?
Zack zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał o kimś takim. Przysiadł na krawędzi biurka, odgarnął z czoła
kosmyk ciemnych włosów i sięgnął po słuchawkę telefonu.
Nie ma nic słodszego niż sukces!
Błękitne oczy Lauren Alexander jaśniały zadowoleniem, kiedy wchodziła do swojego luksusowego
apartamentu. Przed godziną zaproponowano jej awans. Pracodawca, Jack Perrini z Agencji
Ubezpieczeń na Życie Perrini, dał jej dwa tygodnie na przemyślenie propozycji - jakby potrzeba było
na to aż dwóch tygodni! Ale on nalegał.
- Nie miałaś wolnego od prawie trzech lat - powiedział.
- Kiedy wrócisz po Nowym Roku, będziesz gotowa do przeprowadzki do Toronto, gdzie przejmiesz
jako dyrektor naczelny nasz oddział w Ontario.
Do ostatniej chwili nie miała pewności, czy dostanie to stanowisko. Drugą kandydatką była Angela
Marwick. Ale chociaż
GDY WYBIŁA DWUNASTA
7
Angela, samotna matka dziecka w wieku przedszkolnym, osiągała równie dobre wyniki, to Jack nie
ukrywał, że sytuacja Lauren, osoby bez zobowiązań, miała istotny wpływ na jego decyzję.
Zrzuciła czarny płaszcz, położyła go na fotelu w salonie i weszła do kuchni. Wyjęła z lodówki małą
buteleczkę wytrawnego szampana, kupioną specjalnie na tę okazję.
- Za sukces! - powiedziała chwilę później, podnosząc kryształowy kieliszek.
Za sukces! Triumfalny toast odbił się echem od nieskazitelnie białych ścian.
Ale zabrzmiał jakoś głucho.
Zignorowała to wrażenie. Zdecydowanie odrzuciła niepokojącą myśl.
Popijając szampana, przechadzała się po mieszkaniu, smakując spokój i ciszę, podziwiając
wyrafinowaną surowość wystroju i ciesząc wzrok szeroką panoramą Vancouver rozciągającą się za
oknem wychodzącym na zatokę.
Dopiero teraz, idąc do kuchni, zauważyła migające czerwone światełko automatycznej sekretarki
stojącej na stoliku w przedpokoju.
Przystanęła i nacisnęła biały klawisz.
- Pani Alexander - odezwał się kobiecy, energiczny głos - mam na imię Donna. Jest pięć po wpół do
szóstej, czwartek, siedemnastego grudnia. Dzwonię z polecenia pana Tylera Braddocka z biura
prawnego Braddock, Braddock i Black. Pan Braddock chciałby się z panią spotkać u siebie jutro o
jedenastej w pewnej dość pilnej sprawie. Proszę zostawić wiadomość w naszym sekretariacie, czy ten
termin pani odpowiada. Dziękuję.
Tyler Braddock? - zastanawiała się Lauren. Nigdy o nim nie słyszała.
8
GDY WYBIŁA DWUNASTA
Zanurzywszy się w fotelu stojącym obok telefonu, odgarnęła blond włosy jedną ręką, zaś drugą
podniosła słuchawkę.
Za pięć jedenasta w piątek, osiemnastego grudnia, Zack wjechał swoim czerwonym porsche na
ostatnie wolne miejsce piętrowego parkingu biura Braddock, Braddock i Black w śródmieściu
Vancouver. Po lewej stronie zaparkował dziesięć sekund wcześniej biały mercedes.
Kiedy Zack przekręcał kluczyk, kierowca mercedesa wysiadł i zgrabnym krokiem skierował się ku
frontowym drzwiom wysokiego budynku z różowego granitu.
Zerknął dyskretnie przez boczną szybę - platynowe, mocno ufryzowane włosy, kołysanie czarnego,
zakrywającego łydki płaszcza i srebrzysty połysk pończoch.
Wydostał się z samochodu i niezbyt energicznym krokiem ruszył w stronę wieżowca, rozkoszując się
rześkim powietrzem.
Hol budynku był pusty. Podszedł do wind i nacisnął guzik. W głębi korytarza dostrzegł znikającą w
damskiej toalecie nieznajomą blondynkę.
Pewnie weszła tam, by sprawdzić, czy wszystkie włosy są na swoim miejscu. Widząc, jak się porusza,
uznał, że musi być równie sztywna jak jej włosy.
Czekał na windę dobre trzy minuty. Gdy w końcu przyjechała, wsiadł z uczuciem zniecierpliwienia i
nacisnął przycisk z numerem dziewiętnaście. Drzwi windy zamykały się, kiedy usłyszał szybkie
stukanie szpilek i głos wołający:
- Proszę poczekać!
Posłusznie przytrzymał drzwi windy. Blondynka pośpiesznie wsunęła się za nim, wyrzucając z siebie
zdyszane „dziękuję". Drzwi zamknęły się,
- Które piętro? - zapytał, nie patrząc na nią.
- Dziewiętnaste.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin