Zamach na polskie zasoby naturalne.pdf

(89 KB) Pobierz
Zamach na polskie zasoby naturalne – prof
Zamach na polskie zasoby naturalne – prof. dr hab. Artur
Śliwiński
Aktualizacja: 2011-05-14 6:05 pm
Polska doczekała się chwili przełomowej. Chwilę tę określa, naszym zdaniem, moment
uchwalenia przez władze państwowe bezprecedensowego aktu całkowitej rezygnacji z ochrony
dóbr narodowych oraz oddania w ręce zagranicznych korporacji polskich zasobów naturalnych.
Uchwalenie aktu rezygnacji z ochrony polskich dóbr narodowych i przyzwolenie na ich jawny rabunek
jest działaniem ostatecznie definiującym charakter obecnych władz państwowych w Polsce jako władz
nie respektujących polskich interesów gospodarczych i politycznych. To, iż ten akt rezygnacji starano
się zakamuflować mętnymi zapisami uchwalonej przez Sejm 24 kwietnia 2011 roku ustawy „Prawo
geologiczne i górnicze”, niczego nie zmienia.
Niniejsze opracowanie jest niezbędne dlatego, iż argumentacja oraz oficjalne komentarze do nowej
ustawy „Prawo geologiczne i górnicze” uciekają od oceny społeczno-ekonomicznej zasadności zawartej
w niej regulacji. Niestety, również krytyka tej ustawy była prowadzona raczej z pozycji odległych od
ekonomii, co osłabiało ich trafne i przekonywujące oceny. Dla nas istotne znaczenie ma fakt, że
wspomniana ustawa stanowi kulminację wieloletniego procesu legislacyjnego w Polsce, który
przekształcił się w praktykę legalizacji nieprzejrzystych interesów.
Czujemy się zobowiązani do przypomnienia elementarnych stwierdzeń ekonomicznych, które powinny
być znane i respektowane przez władze państwowe. Przypominamy, że ekonomia przestrzega przed
destrukcyjnym użytkowaniem zasobów naturalnych (w szczególności nieodnawialnych), którym to
mianem określa ich nadmierną, rozrzutną oraz degradującą warunki przyrodnicze eksploatację.
Wszyscy powinni wiedzieć, że w tym zakresie nie może być mowy o stosowaniu liberalnych reguł
„wolnego rynku”. Reguły te nie zapewniają niezbędnej ochrony zasobów naturalnych przed
rabunkowymi metodami i technologiami eksploatacji tych zasobów. Znajduje to potwierdzenie we
współczesnej historii gospodarczej, która szeroko przedstawia negatywne skutki stosowania „zasad”
neoliberalnej ekonomii do gospodarowania zasobami naturalnymi oraz prób kosmopolityzacji własności
tych zasobów.
Współczesna krytyka neoliberalizmu dotyczy szczególnie zagadnień gospodarowania zasobami
naturalnymi. Przede wszystkim wskazuje, że nie wolno lekceważyć konsekwencji rosnącego popytu na
zasoby naturalne – z jednej strony i ograniczonej dostępności – z drugiej strony. Współczesne
społeczeństwa i rządy martwią się rosnącymi wskaźnikami zużycia zasobów naturalnych, zwłaszcza
nieodnawialnych. Pod adresem rządów ze strony ekonomistów kierowane są ostrzeżenia przed
lekceważeniem specyficznych uwarunkowań gospodarki zasobami naturalnymi oraz zachęty do bardziej
racjonalnej i wyważonej eksploatacji zasobów naturalnych. Nie chodzi przy tym o werbalne postulaty
ograniczenia marnotrawstwa i skłanianie do korzystania z efektywnych i bezpiecznych technologii, lecz
przede wszystkim o stosowanie rachunku kosztów i korzyści społecznych; zwłaszcza w zakresie analizy
oddziaływania regulacji prawnej (RIA) oraz analizy oddziaływania na środowisko (EIA ). Rząd w Polsce,
przygotowując projekt regulacji prawnych dotyczących liberalizacji wykorzystania zasobów naturalnych,
tych podstawowych warunków nie dopełnił, mimo międzynarodowych zobowiązań stosowania tych
analiz w procesie podejmowania decyzji istotnych społecznie i gospodarczo. A przecież decyzje
dotyczące losu zasobów naturalnych są bezapelacyjnie istotne. Nawet tak elementarny wymóg, jak
uzasadnienie celowości regulacji prawnej nie został prawidłowo spełniony.
1
Skandal pierwszy: brak strategii wykorzystania zasobów naturalnych
Nowa ustawa Prawo geologiczne i górnicze obnaża brak strategicznego planu wykorzystania
zasobów naturalnych. W sytuacji, gdy otwiera się szeroka perspektywa eksploatacji gazu
łupkowego, jest to fakt ujawniający skrajną nieodpowiedzialność dzisiejszych władz
państwowych (co też jest określeniem zbyt delikatnym i nie wyczerpującym istoty rzeczy).
Przypomnijmy, że według raportu amerykańskiego Departamentu Energii z 5.04.2011 roku Polska
posiada zasoby gazu łupkowego szacowane na ok. 5,3 bilionów metrów sześciennych, co jest
równoznaczne z trzystuletnim zużyciem gazu w Polsce.
Z góry więc można założyć, że jeśli takiego planu nie ma, a w dodatku nie jest on przewidywany,
polskie zasoby naturalne przestaną mieć znaczenie strategiczne i staną się łatwym łupem wielkich
koncernów wydobywczych. Dla Polski mogą mieć one znaczenie tylko wtedy, gdy jest realizowana
przemyślana i realistyczna strategia ich wykorzystania. Z planowaniem strategicznym jest dokładnie jak
z myśleniem: jeśli ktoś nie myśli, nie powinien liczyć na to, że pomoże mu to rozwiązać zasadnicze
problemy.
Oznacza to brak uporządkowania procesów gospodarowania zasobami gazu w czasie i przestrzeni,
czyli puszczenia ich na żywioł. W szczególności, trzeba będzie liczyć się z kolizją między działaniami
koncernów wydobywczych i ładem przestrzennym. Jednak sprawy te nie zostały w ustawie nawet
dotknięte. Jej zapisy umożliwiają bezkarne zakłócenie ładu przestrzennego w skali kraju. Choć art. 7
ustawy zastrzega, że działalność wydobywcza nie może naruszyć „przeznaczenia nieruchomości
określonego w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego oraz w odrębnych przepisach”,
jest to klauzula zbyt werbalna, aby blokowała silne ingerencje w gospodarkę przestrzenną. Zwróćmy
uwagę na określenie „nie może naruszyć przeznaczenia nieruchomości”. Nie oznacza ono, że
działalność wydobywcza nie może dewastować ładu przestrzennego. Taki jest też wydźwięk
deklarowanej przez twórców ustawy (błędnej) zasady podanej w uzasadnieniu projektu ustawy, „że
jeżeli plan miejscowy ani inne powołane wyżej uwarunkowania nie zawierają zakazu wydobywania
kopaliny, nie byłoby przeszkody do podjęcia działalności w tym zakresie”.
Nie zostały wyodrębnione tereny chronione przed ewentualną dewastacją. I wreszcie, zabrakło
budżetowania, umożliwiającego planowanie wpływów i wydatków z tytułu eksploatacji zasobów.
Urzędnikom państwowym możemy zdradzić tajemnicę: jeśli nie ma planu finansowego, to z pewnością
wydatki przewyższą wpływy.
Ustawa została sporządzona w duchu neoliberalnym. Świadczy o tym załączone do niej uzasadnienie.
Jej twórcy zapewniają, iż nadrzędnym celem jest usunięcie barier utrudniających podejmowanie i
wykonywanie działalności w zakresie geologii i górnictwa, pobudzanie przedsiębiorczości i zwiększenie
pewności inwestowania, „co powinno zapewnić racjonalną gospodarkę złożami kopalin w ramach
zrównoważonego rozwoju”. Zazwyczaj takie sformułowania stosowane są wtedy, gdy ktoś stara się
upiększyć niezbyt atrakcyjny produkt. Z tego zapewnienia wynikałoby, że to przedsiębiorcy są
beneficjentami regulacji prawnej, a tymczasem przez wszystkie szczeliny drzwi i okien wciska się
prawda, że to nie przedsiębiorcy, lecz wielkie koncerny amerykańskie są faktycznymi beneficjentami tej
regulacji. Wystarczy przyjrzeć się choćby kryteriom przetargu na koncesje, które spychają zwykłych
przedsiębiorców na margines wielkiego biznesu. W jaki sposób usuwanie barier i „pobudzanie
przedsiębiorczości” mają zapewnić racjonalną gospodarkę złożami i kopalinami? Tego autorzy projektu
ustawy nie wyjaśniają. To właśnie ustawa powinna zapewnić racjonalną gospodarkę zasobami
naturalnymi, a nie jakieś usuwanie czy pobudzanie. Jeśli pod tym uzasadnieniem kryje się przemyślana
koncepcja racjonalności ekonomicznej, należałoby autorów ustawy zgłosić do nagrody Nobla.
2
Skrajnym wyrazem neoliberalnego charakteru ustawy jest wprowadzenie wtórnego obrotu koncesjami
poszukiwawczymi, czyli możliwości ich swobodnej odsprzedaży. Ponieważ do tych koncesji przypisano
prawo pierwszeństwa do koncesji wydobywczych, sytuacja musi wymknąć się spod kontroli: każda
świnia może robić z Polski chlew.
To są rozwiązania sprzyjające rabunkowej eksploatacji tych zasobów. A jednocześnie pomijają one
zagrożenia, które niesie beztroskie traktowanie ekonomicznych aspektów problemu.
Takie podejście może zemścić się dalszą – już mocno zaawansowaną – de-industrializacją polskiej
gospodarki. Mamy na myśli zagrożenie określane mianem choroby holenderskiej : nawet ograniczony
przypływ waluty z tytułu eksportu gazu może skutkować wzrostem kursu złotego, co pośrednio będzie
pogarszać konkurencyjność wyrobów przemysłowych. W dłuższej perspektywie grozi to niechybnym
cofnięciem Polski na pozycje kraju rolniczo-surowcowego, typowe dla gospodarek kolonialnych.
Powinno być inaczej. Mądra strategia wykorzystania złóż gazu łupkowego, oparta na dominacji polskiej
własności, mogłaby stanowić niepowtarzalną szansę wyjścia z permanentnego kryzysu i odrodzenia
gospodarczego.
***
Brak ze strony rządu strategicznego planu wykorzystania zasobów naturalnych nie znaczy, że taki plan
nie istnieje. Jest możliwe (czy raczej pewne), że taki plan wykorzystania polskich zasobów naturalnych
znajduje się w Waszyngtonie jako część strategicznego zabezpieczenia interesów Stanów
Zjednoczonych.
Skandal drugi: zamach na własność prywatną
Ważnym aspektem nowego Prawa geologicznego i górniczego jest bezpardonowy, urągający
konstytucji zamach na własność prywatną. Sprawdziły się obawy, że „wydzielenie” własności
górniczej stanie się furtką do poważnego naruszenie prawa własności, skoro jest ona rzeczowo
podziemną częścią nieruchomości gruntowych stanowiących w znacznej mierze własność
prywatną.
W szczególności świadczy o tym następujący art. 142.1 omawianej ustawy: „Właściciel nie może
sprzeciwić się zagrożeniom spowodowanym ruchem zakładu górniczego, który jest prowadzony
zgodnie z ustawą”.
Jest to zapis bezprecedensowy i dający koncernom wydobywczym nieograniczone możliwości
ingerowania w sferę prywatnej własności nieruchomości. Ustawodawca usiłuje zachować pozory
ochrony własności prywatnej, a czyni to za pomocą dyskretnego sprowadzenia zagadnienia ochrony
własności do kwestii ochrony interesów właściciela. Taki zabieg jest niedopuszczalny, zwłaszcza kiedy
naruszanie praw własności jest niejako wkomponowane w działalność wydobywczą. Jest to de facto
legalizacja naruszeń praw własności na wielką skalę, usprawiedliwiana podrzędnym argumentem
ułatwienia działalności geologicznej i górniczej. I oczywiście jest to także szczególne uprzywilejowanie –
bezkarnością – łamania praw własności. Organy państwa mają chronić własność, a nie wystawiać ją na
zagrożenia ze strony kapitału zagranicznego, który przecież nie jest święty.
3
W przytoczonym art. 142.1 przyznaje się właścicielom ograniczone prawo żądania naprawienia
wyrządzonej tym ruchem (zakładów górniczych – przypis autora) szkody, na zasadach określonych
ustawą. Problem polega na tym, że ustawodawca zasad tych nie wskazuje.
Jakie funkcje związane z ochroną interesów właścicieli nieruchomości (nadzorcze, pomocnicze,
arbitrażowe itp.) przejmują wobec tego organy państwowe? Żadne. Innymi słowy, nie zamierzają one
interweniować nawet w skrajnych przypadkach naruszenia interesów właścicieli nieruchomości,
zagrożonych owym „ ruchem zakładów górniczych” (ustawodawcę powinno stać na nazywanie rzeczy
po imieniu). Ustawa nie zobowiązuje koncesjonariuszy do jakiegokolwiek wynagrodzenia za poważne
uszczuplenie praw majątkowych właścicieli nieruchomości, tylko odsyła żądających naprawienia szkód
do sądu gospodarczego. Każdy, kto ma jakieś pojęcie o funkcjonowaniu polskich sądów gospodarczych
i kodeksie cywilnym wie o poważnej asymetrii występującej między osobami fizycznymi a organizacjami
gospodarczymi, zwłaszcza wielkimi. Procesowanie się o odszkodowania z wielkimi organizacjami
gospodarczymi jest nie tylko obarczone wysokimi kosztami, ale także może wywoływać dodatkowe
retorsje (koncerny mając prawo naruszania własności mogą posunąć się dalej). A przede wszystkim jest
nieskuteczne.
Na domiar złego zgodnie z art. 149.1 sądowe dochodzenie roszczeń jest możliwe dopiero po
wyczerpaniu postępowania ugodowego, a praktycznie po upływie dwóch miesięcy od zgłoszenia
roszczeń. Każdy może się domyślić , jakie to daje koncernom możliwości nacisku na poszkodowanych.
Nie zaniedbano także nadużycia środków administracyjnych. Z gracją słonia w składzie porcelany
zmieniony został art. 125.1 ustawy o gospodarce nieruchomościami, który wskutek tego nabrał
szczególnego znaczenia: „Starosta, wykonujący zadanie z zakresu administracji rządowej, może, w
drodze decyzji, ograniczyć sposób korzystania z nieruchomości niezbędnej w celu poszukiwania,
rozpoznawania, wydobywania kopalin objętych własnością górniczą”. Każdej nieruchomości.
***
Ingerencja w stosunki własności nie może naruszać prawa własności, lecz może jedynie dotyczyć
sposobu wykonania prawa. W tych przypadkach sięga ona znacznie dalej Nie chodzi bynajmniej o to,
czy taka ingerencja jest bardziej lub mniej dolegliwa, lecz o to, że jej wprowadzenie radykalnie zmienia
ustrój społeczno-gospodarczy. Nie ma tutaj mowy o ograniczeniu praw własności prywatnej względami
publicznymi, lecz warunkami pomnażania zysków. To czyni przepisy ustawy zasadniczej
bezużytecznymi (jak w czasach komunistycznych – deklaratywnymi). Dotyczy to szczególnie art. 21,
który w punkcie 1 głosi, że „Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia”, ale także
art. 64 przewidującego ograniczenie własności tylko w zakresie, w jakim nie zostaje naruszona istota
prawa własności.
Skandal trzeci: forsowanie neokolonializmu
Nie ma wątpliwości, że ustawa Prawo geologiczne i górnicze – regulująca gospodarkę polskimi
zasobami naturalnymi – jest jakby wielką pieczęcią z napisem NEOKOLONIALIZM przyłożoną do kart
dwudziestoletniej historii gospodarczej Polski. Nie potrzeba wielkiej wnikliwości, aby w omawianych
zabiegach legislacyjnych rozpoznać typowe wzory ekspansji koncernów naftowych i gazowych na kraje
Ameryki Łacińskiej, Bliskiego Wschodu, Azji Środkowej itp. Nie ma żadnych danych, które
wskazywałyby na ograniczenie sygnalizowanych tendencji ekspansjonistycznych lub oszczędzanie
Polski. Dążenie do krociowych zysków przeważa nad sympatiami politycznymi. Zresztą Polska nie jest
4
darzona szczególnymi sympatiami. Górę bierze raczej hałaśliwy antypolonizm.
Taki punkt widzenia jest źle przyjmowany przez władze polityczne i oficjalne media. Wywołuje on
bowiem wilka z lasu, ujawniając zjawiska składające się na kontinuum przemian zachodzących w
gospodarce i polityce. Jego istotą jest przejmowanie polskich zasobów kapitału przez czynniki
zagraniczne. Dziś nie ulega wątpliwości, że ich przejmowanie nie było rezultatem mądrych koncepcji
ekonomicznych, lecz importem wypróbowanych wcześniej technologii zdobywania terytoriów i władzy. A
towarzyszyły temu dwa charakterystyczne zjawiska: zaciemniania sytuacji ekonomicznej (zwłaszcza
stosunków własnościowych) oraz ograniczanie na różne sposoby polskiego przemysłu i zaplecza
naukowo-technicznego. Przejmowanie zasobów naturalnych może być uwieńczeniem tych przemian.
Pytanie, czy wskutek podporządkowania polskich zasobów naturalnych gospodarka ostatecznie
przekształci się w typową gospodarkę neokolonialną jest więc pytaniem zasadnym.
Jednym z ważniejszych warunków takiego obrotu spraw było znamienne przeorientowanie dyskusji nad
rozwojem społeczno-gospodarczym Polski z rozważań ekonomicznych na spekulacje polityczne.
Poziom wiedzy i realizmu ekonomicznego, który cechuje dotychczasowe spory wokół krytykowanej
ustawy, jest żenujący. W obrębie tych sporów (najchętniej toczonych poza zasięgiem opinii publicznej)
ujawnienie istnienia wielkich złóż gazu łupkowego zrodziło dwie sprzeczne tendencje. Pierwsza z nich –
bardziej lub mniej ostrożnie formułowana – z eksploatacją złóż gazu wiąże wielkie nadzieje, nie
zwracając uwagi na złożone uwarunkowania ekonomiczne i polityczne. Druga przeciwnie, bagatelizuje
znaczenie istnienia i warunków eksploatacji tych złóż. Wyjaśnienie sprzeczności między tymi
tendencjami powinno być bardzo pouczające.
Najpierw jednak warto przyjrzeć się stanowisku rządu Donalda Tuska – inicjatora nowej ustawy Prawo
geologiczne i górnicze. W ogólnym zarysie stanowisko to sprowadza się do bagatelizowania
zagadnienia eksploatacji złóż gazu łupkowego. Przebija się to wyraźnie przez ustawowe zapisy.
Niektóre z nich są sformułowane tak, jakby zagadnienie wykorzystania tego wielkiego bogactwa natury
w ogóle nie istniało. Ale z drugiej strony, ustawa ścieli czerwony dywan dla wejścia koncernów
zachodnich.
Bagatelizowanie zagadnienia eksploatacji złóż gazu łupkowego wyraża się przede wszystkim (co
wcześniej staraliśmy się uwypuklić) w nieprzygotowaniu długookresowego planu strategicznego
gospodarowania tymi złożami. Plan taki powinien jasno określać, czy eksploatacja tych złóż będzie
oparta na dominacji polskiej własności (najlepiej państwowej) i wykorzystaniu własnego potencjału
geologicznego i górniczego, czy przeciwnie – na dominacji kapitału zagranicznego. Tego jasno nie
określono, zdając się pozornie na żywioł rynkowy, a w istocie rzeczy torując drogę i forsując liczne
ułatwienia umożliwiające dominację kapitału zagranicznego. Konsekwencje wyboru strategicznego są w
tym zakresie doniosłe.
Przykładów ukrytej preferencji kapitału zagranicznego w omawianej ustawie jest wiele. Jednym z tych
przykładów jest niespotykany nigdzie dopuszczalny okres ważności koncesji wydobywczych: pół wieku.
Nawet w okupowanym Iraku, gdzie amerykańskie koncerny wydobywcze zbierają obfite żniwo agresji,
okres ten wynosi 30 lat. Drugi przykład dotyczy dostępu do złóż; ustawa przewiduje przetarg publiczny.
Przetarg powinien opierać się na założeniu, że oferenci wchodzą w stosunki konkurencyjne, a więc nie
tworzą spójnej grupy interesu. A przecież powszechnie wiadomo, że koncerny ubiegające się o
wspomniane koncesje nie przypominają pod żadnym względem kolekcjonerów wystawianych na aukcji
obrazów Nikifora. Są to organizacje o zasięgu światowym wspólnie kontrolujące wielkie terytoria i kraje,
a także koordynujące politykę zdobywania nowych terytoriów (mając wielkie doświadczenie w tym
zakresie). Przy tym korzystają z wydajnego wsparcia rządu i dyplomacji, a jeśli trzeba – wojska i służb
specjalnych. To zaś oznacza, iż mogą dyktować warunki koncesji, chyba że stawia się przed nimi próg
opłacalności. Poseł Piotr Cybulski (PiS) na jednym z ostatnich posiedzeń sejmowych komisji
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin