Michaels Fern - Saga Teksasu 05 - Testament Amelii.doc

(1668 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fern Michaels

 

Testament Amelii

(Texas Fury)

 

Przełożyła Ewa Spirydowicz

Tom 5

cykl

Saga teksasu


Dla Alberta Philipa Kovala,

mojego Tatuśka,

oraz moich sióstr, Louise Crisostomo i Doris Ferensic,

dziś dla mnie straconych, lecz nie zapomnianych

Dink

23 lipca 1987



Rozdział pierwszy

 

Nie była to zwyczajna szeroka wstążka ze sztucznego tworzywa, jaką można kupić w każdym sklepie z pasmanterią, ale wstęga z prawdziwego atlasu, wykonana we Francji na specjalne zamówienie Amelii Coleman Assante i ozdobiona półcalową hiszpańską koronką. Całe jardy tej kosztownej wstążki oplatały zdobne cekinami słupy, przy których straż trzymali dwaj dorodni wartownicy w dobrze skrojonych kobaltowo-błękitnych uniformach. Nożyce, przygotowane na tę uroczystą okazję, nie były przesadnie wielkie, ale za to ze szczerego złota.

– Na naszej uroczystości wszystko musi być w pierwszym gatunku! – szczebiotała Amelia do męża. – Tłumy widzów tego właśnie będą oczekiwać. Uśmiechnij się, kochanie. Życie przed nami!

Cary Assante spojrzał na maleńką figurkę na szczycie Wieżowca Assante. Zauważył, że jeden z kamerzystów dał sygnał sprawozdawcy, stojącemu na ostatniej kondygnacji budowli.

– Tu Dave Harrisem z „Nowości Dnia KBT”. Witam państwa ze szczytu Wieżowca Assante w centrum Austin. Państwo, zagłębieni w tej chwili wygodnie w fotelach, powinni się cieszyć, że stali się świadkami tej uroczystości, mogąc pozostać we własnym ciepłym pokoju. Mamy dziś temperaturę grubo poniżej zera! Mróz bije rekordy, drodzy państwo, ale nic w tym dziwnego, zważywszy, że zbliża się okres przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Zaraz oddam głos mojemu koledze, Nealowi Tylerowi, ale najpierw chciałbym powiedzieć państwu kilka słów na temat dzisiejszej uroczystości. Cary Assante, twórca tego ogromnego zespołu architektonicznego, nowej dzielnicy, która sama w sobie stanowi oddzielne miasto, zwane Mirandą, za chwilę dokona uroczystego przecięcia wstęgi. Zanim weszliśmy na wizję, dowiedziałem się, że ze względu na duży mróz nie spodziewano się zbyt wielkiej liczby widzów, ale zebrało się jednak około tysiąca osób. Cary Assante jest mężem Amelii Coleman, a tu w Teksasie wszystko, co wiąże się z tą rodzina, pojawia się zawsze na pierwszych stronach gazet. Dzisiejsza uroczystość, panie i panowie, przesłoniła nawet kryzys paliwowy, który od tak dawna paraliżuje życie naszego stanu.

Są tu obecni gubernator i jego zastępca, a także nowo mianowany burmistrz Mirandy. Tak, Miranda będzie miała własnego burmistrza, oraz specjalne oznaczenie kodowe. Przybył tu również senator Thad Kingsley ze stanu Vermont wraz ze swą piękną małżonką Billie, która niegdyś była żoną Mossa Colemana. Dostrzegam także dwóch naszych kongresmenów. Wszystkie panie należące do śmietanki towarzyskiej prezentują dziś swe najpiękniejsze futra. Jest z nami również orkiestra z Crystal City, nie zabrakło też drużyny strażackiej i policyjnych służb ratowniczych.

To wspaniały i przełomowy moment w życiu Cary’ego Assante, który trudził się przez ponad dziesięć lat, by stworzyć owo wspaniale miasto w mieście. Dziś wieczorem razem z Nowościami Dnia KBT wejdą państwo do wnętrza Wieżowca Assante, by wziąć udział w galowym przyjęciu, odbywającym się w największej sali balowej. Dekoracje na dzisiejszą uroczystość utrzymane są w barwach czerwonej i srebrnej. Sprowadzono z San Diego ponad pięćdziesiąt tysięcy puensecji. Samoloty i ciężarówki, w których przywieziono rośliny, były specjalnie ogrzewane. Widać wyraźnie, że nie żałowano grosza na dzisiejszą pamiętną uroczystość! Zgromadzonym tutaj tłumom bardzo to przypadło do gustu. Mówił Dave Harrison z Mirandy. Oddaję ci głos, Neal.

Orkiestra z Crystal City po raz trzeci zagrzmiała hucznymi tonami W samym sercu Teksasu, gdy Cary Assante i miejscowi dygnitarze wchodzili na przybrane wstęgami podium, znajdujące się przed Centrum Turystyczno-Informacyjnym Mirandy. Nowo mianowany burmistrz Mirandy wyprostował się na całą długość swych sześciu stóp i czterech cali wzrostu. Z jego ust wydobywały się kłęby pary. Bohatersko próbował opanować dreszcze, ogarniające go na siarczystym mrozie, ale nie bardzo mu się to udawało. Dygotał i zęby mu szczękały, gdy wygłaszał swą krótką mowę, co było świetnie słychać dzięki nagłośnieniu.

– Panie i panowie, mamy wszyscy dzisiaj powód do dumy. Ten stanowiący dzieło sztuki kompleks architektoniczny, którego wzniesienie wymagało dziesięciu lat pracy oraz bilionów dolarów, został zbudowany w obrębie naszego miasta. Ci z państwa, którzy będą mieli szczęście tutaj zamieszkać, nigdy nie odczują potrzeby, by się z Mirandy oddalić. Twórcy tego arcydzieła pomyśleli o wszystkim. Ale nie chcę trzymać państwa dłużej na mrozie; pragnę, żebyście jak najszybciej mogli zaspokoić zrozumiałą ciekawość. Proszę więc pana Assante o bezzwłoczne przecięcie wstęgi! Bardzo rad będę powitać państwa dziś wieczorem na uroczystym przyjęciu w Wieżowcu Assante. A teraz burmistrz podniósł głos – twórca Mirandy, pan Cary Assante!

Cary wystąpił naprzód, z Amelią u boku. Jej uśmiech był olśniewający i pełen dumy, gdy podawała mężowi złote nożyce.

– To chwila twojego triumfu, kochanie. Twoje marzenie stało się faktem!

– Nasze marzenie, dziecinko – szepnął Cary. Ręka mu drżała, gdy przecinał lśniącą wstęgę. Czuł się jakby był na rauszu. Wokół niego rozbrzmiewał gwar gratulacji. Członkowie orkiestry dzielnie starali się go zagłuszyć, wykonując ponownie refren W samym sercu Teksasu. Amelia zrobiła krok do tyłu. To była chwila Caryego, wszystkie pochwały powinny przypaść wyłącznie jemu. Ona sama marzyła tylko o tym, by odszukać Billie i Thada i wejść wraz z nimi do ciepłego wnętrza.

Amelia Coleman Assante odznaczała się pięknością charakterystyczną dla wieku dojrzałego i świadczącą o wewnętrznym spokoju. Była wysoka, ale nie aż tak jak jej wybitnie przystojny mąż. Poruszała się z godnością i ubierała stosownie do typu swojej urody w szyte na zamówienie stroje, maskujące jej chudość, będącą skutkiem niedawnej choroby. Jej łagodne szare oczy, przejrzyste jak woda, doskonale harmonizowały z włosami, w których srebro przeważało nad brązem. Delikatne kreski wokół oczu i głębsze bruzdy po obu stronach nosa świadczyły raczej o mocnym charakterze niż o wieku, o którym świadczyły brązowawe plamki, nie całkiem zamaskowane makijażem. Idealna biel koron lekko pożółkła pod wpływem zażywanych leków i zbyt często pitej herbaty. Amelia przygryzała dolną wargę, starając się opanować wywołane zimnem drżenie ust. Wszyscy tłumnie zebrani goście, którzy znaii, mogli się przekonać, że jest równie olśniewająca i majestatyczna jak dawniej.

Billie Coleman Kingsley uściskała swoją szwagierkę.

– Udało mu się, Amelio! Taka jestem dumna! A ty pewnie pękasz z dumy!

– Oczywiście. Wiesz, Billie, były chwile, gdy wydawało mi się to koszmarem, ale Cary potrafi dopiąć swego, gdy mu na czymś bardzo zależy. A co pan o tym sądzi, panie senatorze?

– Sądzę, że dobrze zrobiłem, inwestując w to przedsięwzięcie. – Thad się roześmiał.

– Jestem tego samego zdania – odparła Amelia z uśmiechem. – Bez twej pomocy zabrakłoby nam pieniędzy już parę lat temu. A propos, gdzie jest pan Hasegawa? Chcę mu gorąco podziękować, że przybył tu aż z Japonii! Tym bardziej że nie ma zdrowia na takie wyprawy. Jemu też powinniśmy być wdzięczni, że zainwestował w nasz projekt. Dzięki wam obu udało się zrealizować nasz zamiar!

– Pan Hasegawa jest razem z Sawyer – powiedziała Billie. – Ona chyba odwiezie go do Sunbridge. Jest bardzo zmęczony długim lotem i w ogóle ma poważne kłopoty ze zdrowiem. Ale wróci wieczorem na przyjęcie. – Billie zamilkła na chwilę, a gdy znów się odezwała, w jej głosie brzmiał zbożny podziw. – Amelio, nigdy w życiu nie widziałam nic równie wspaniałego, a przewędrowaliśmy z Thadem prawie cały świat!

– Wyglądasz na zmęczoną, Amelio – zauważył Thad; brwi miał zmarszczone, a głos pełen troski.

Amelia uśmiechnęła się.

– No no, nie życzę sobie, żebyście koło mnie skakali! – powiedziała. – Czuję się świetnie. Doktor uznał, że całkiem już wróciłam do siebie po operacji. Po prostu, nie znoszę zimna. I zanim zaczniecie mnie do tego namawiać, z własnej woli pójdę na górę i odpocznę przed wieczorną galą. Naprawdę nie mogę się doczekać otwarcia biblioteki! To Cary zaproponował, żeby ją nazwać na cześć mojej mamy, wiecie? Biblioteka imienia Jessiki Coleman. A wy, co macie zamiar zrobić? – spytała Billie, gdy ta całowała ją w policzek.

– Zagonić całą rodzinkę i udać się razem na zwiedzanie Mirandy, jak wszyscy obecni. – Billie patrzyła w ślad za Amelią zmierzającą w kierunku lśniących wind.

– Spotkamy się przy autokarze! – zawołał przez ramię do żony Thad. Zamiast przedzierać się przez tłumy, Billie pozostała na miejscu, myśląc o Amelii. Nie wyglądała najlepiej i było to spowodowane czymś poważniejszym niż zwykłym zmęczeniem. Bez względu na to, co mówiła, operacja wszczepienia bypassów pozostawiła trwały ślad. Na krótką chwilkę ogarnął Billie silny niepokój. Były z Amelią nie tylko szwagierkami: od czterdziestu lat łączyła je zażyła przyjaźń.

Billie była taka młodziutka, gdy po raz pierwszy spotkała Amelię; kochała się wtedy nieprzytomnie w bracie Amelii, Mossie. Bała się natomiast panicznie ojca ich obojga, Setha. Cóż to był za tyran! Amelia zwierzała się Billie ze swoich przeżyć, a ona także dzieliła się z nią całym swym życiem. Były raczej siostrami niż szwagierkami, potrzebującymi siebie nawzajem, złączonymi najszczerszą przyjaźnią, wspólnie przeżywającymi triumfy i porażki.

Wspomnienia owych czterdziestu lat przemknęły przez głowę Billie. Dzień, w którym towarzyszyła Amelii podczas wizyty u pokątnej fabrykantki aniołków – ona sama była wówczas w ciąży, choć nikt o tym nie wiedział. Nienawiść Setha do Amelii, która miała czelność urodzić się dziewczyną! Wsparcie Amelii, kiedy Seth traktował synową jak rozpłodową klacz, żądając, by urodziła chłopca – dziedzica fortuny...

Gdy w Anglii rozgorzała wojna i Amelia nie mogła przyjechać do Ameryki na pogrzeb matki, Billie zastąpiła ją, modląc się za Jessikę równie gorąco, jak uczyniłaby to rodzona córka.

To właśnie Amelia zachęciła Billie po śmierci Mossa do tego, by została projektantką odzieży. Dzięki jej pomocy i wierze w talent przyjaciółki, Billie stworzyła własną firmę, która przyniosła wielki sukces: BILLIE LTD. Przedsiębiorstwo to dawało jej siedmiocyfrowy dochód roczny netto.

Do czasu małżeństwa Amelii z Carym Assante Billie była przekonana, że tylko ona naprawdę rozumie przyjaciółkę. Amelia wytrzymała potop nienawiści ze strony swego ojca. Znosiła jego chełpliwość i przechwałki, że trzyma w garści cały rząd Stanów Zjednoczonych i któregoś dnia stanie się dzięki temu największym z bogaczy. Jakże nienawidziła jego bezczelnej pewności siebie! Przetrwała wojnę w tragicznie dotkniętej nią Anglii; po śmierci męża, przeprowadziła sądownie uznanie jego dziecka za swoje i wychowała chłopca w Sunbridge. Był to Rand – obecnie zięć Billie. Jak skomplikowane były więzi łączące jąz Amelią! Jak długo trwała ich przyjaźń – czterdzieści lat!

Czterdzieści lat więcej niż połowa ich życia. Gdyby mogła przeżyć to wszystko jeszcze raz, nie zrezygnowałaby z niczego – tragedii, smutków i radości, które doprowadziły je do chwili obecnej.

 

Thad wyszedł z oszklonej kabiny windy. Zamiast kierować się w stronę postoju autokarów, zawrócił do głównego wejścia, gdzie zostawił Billie. Wiedział, że żona jeszcze tam będzie. Zatopiona w myślach. Jakże była piękna, jaka pogodna i pełna łagodności! Jego serce wezbrało miłością. Każdego dnia składał Bogu dzięki, że pomógł mu cierpliwie czekać na tę kobietę, cudowną dziewczynę, żonę jego najlepszego przyjaciela. Billie była jego życiem. Nie kariera w marynarce, nie Kongres, nie Senat. Jego życiowy partner, jego żona, jego miłość. Za rok miał zamiar zakończyć swą działalność w Senacie, a potem będą znowu tylko we dwoje w Vermont. Myśląc o niedawnej chorobie Amelii błagał w duszy Boga, by nic nie stanęło na przeszkodzie tym wspaniałym planom.

Znał dziesiątki ludzi, zwłaszcza spośród elity Kapitolu, którzy wytrwali w małżeństwie tylko ze względów politycznych, nie pozwalając, by ich kłopoty rodzinne wyszły na jaw. Tym właśnie najbardziej pogardzał, jeśli chodzi o waszyngtońskich notabli: wszystkie te przepychanki, cały ten fałsz i brednie, w których trzeba było brodzić po kostki, tylko po to, by napotkać kolejne nonsensy. Był wdzięczny Billie za. to, że stanowczo sprzeciwiła się ternu, by życie w akwarium, jak to określała, wtargnęło w ich sprawy prywatne. Wszyscy na Kapitolu wiedzieli, co reprezentuje sobą senator Kingsley i niejeden mu tego zazdrościł. Tak przynajmniej twierdziła Billie, a nie miał powodu, by jej nie wierzyć. Za każdym razem, gdy słyszał plotki o różnych grzeszkach swoich kolegów, potrząsał głową i w duchu dziękował Bogu za Billie. Nie było na świecie innej kobiety, za którą miałby ochotę chociażby po raz drugi się obejrzeć.

Billie była równie atrakcyjna jak jej szwagierka, ale jej uroda miała zupełnie inny charakter. Pociągała przede wszystkim blaskiem oczu i barwnością; to właśnie przyniosło jej sławę w świecie mody. W Billie była dojrzała słodycz i promieniująca z niej radość. Każdy mógł dostrzec, że Billie jest bezgranicznie szczęśliwą kobietą. Jej wysokie kości policzkowe powlekał delikatny rumieniec, a doskonale kształtny nosek stanowił cudowne uzupełnienie ciepłych, piwnych oczu, które, były największym urokiem Billie. Dziś narzuciła zaprojektowany przez siebie olśniewająco szkarłatny szal z szafirową frędzlą. Tryskała wprost życiem i energią.

Niebawem Billie poczuje na sobie jego spojrzenie i odwróci się, Thad był o tym przekonany. Już w następnym momencie dowiodła, że i tym razem trafił w dziesiątkę, jak zwykł mawiać służąc w marynarce, Billie odwróciła się, szukając go oczyma w tłumie. Kiedy dostrzegła męża, na twarzy jej ukazał się szeroki, prześliczny uśmiech. Bezgłośnie polecił jej: – Trwaj w tym uśmiechu! – Gdy przedzierał się przez tłumku niej, czuł, jak Billie dosłownie pulsuje radością.

– Wiedziałem, że tu zostaniesz – powiedział cicho.

– A ja wiedziałam, że się tego domyślisz. I właśnie dlatego nie ruszyłam się ani na krok. Bałam się, że moglibyśmy się pogubić; a gdyby każde z nas wsiadło do innego autokaru?! Chcemy przecież obejrzeć to razem.

Thad zauważył na twarzy żony cień niepokoju.

– Kochany, powinnam była częściej spotykać się z Amelią, a nie ograniczać się do rozmów telefonicznych i listów. Ona wygląda... – zawahała się, szukając taktownego określenia – niezbyt dobrze.

– Najmilsza, Amelia nie znosi, żeby ktokolwiek z wyjątkiem Cary‘ego koło niej skakał. Nie rób sobie żadnych wyrzutów! Ostatni tydzień był dla niej bardzo męczący. Odpocznie przez kilka dni i wróci do formy. – Poczuł rosnące napięcie żony. – Nie, Billie, nie mówię tego tylko po to, żeby cię uspokoić – powiedział, czytając w jej myślach. – Nie bagatelizuję poważnej operacji, którą przeszła, i wiem, jak długo musiała odzyskiwać po niej siły, . ale jestem pewien, że Cary i sama Amelia szepnęliby nam słówko, gdyby coś było... nie całkiem w porządku. Filiżanka ziołowej herbaty i krótka drzemka wystarczą, żeby ją postawić na nogi.

– Sam w to nie wierzysz, tak samo jak ja – powiedziała Billie.

– Musimy w to wierzyć, Billie.

Billie schwyciła go mocno za ramię, oczy jej zwilgotniały.

– Wiem, Thad. Straciliśmy wielu starych przyjaciół, a teraz pan Hasegawa jest taki chory... I Amelia...

Cóż można było na to odpowiedzieć? Thad nawet nie starał się znaleźć odpowiednich słów. Otoczył żonę ramieniem i mocno przytulił do siebie. Billie głęboko odetchnęła i wróciła do równowagi.

– Zbierzmy rodzinę, jeżeli nie wybrali się już sami na zwiedzanie!

– Propozycje nie do odrzucenia. Nie mogę się doczekać, żeby dokładnie obejrzeć Mirandę, którą pomogliśmy zbudować. Nie potrafiłem w pełni ogarnąć wizji architektonicznej Caryego. Oczywiście, widziałem plany, a potem poszczególne budynki w miarę, jak je wznoszono, ale zupełnie nie byłem przygotowany na ten cud ze szkła i stali.

– Oddzielne, samowystarczalne miasto – zauważyła Billie. – Taka zwarta całość. Świat zewnętrzny może wydawać się zupełnie obcy i zbędny komuś, kto zapragnąłby tu żyć i umrzeć. Nie wiem, czy to jest słuszne, Thad.

– Rozmaite wybory. Przeróżne możliwości. Każdy ma do nich prawo. Sądzę, że starszym osobom będzie tu cudownie.

– Jeżeli będą mogły sobie pozwolić na pobyt tutaj. Wiesz, ile płacą lokatorzy Wieżowca Assante? Pięć tysięcy miesięcznie, a do dziś już 85 procent powierzchni mieszkalnej zostało wynajęte!

Ramię przy ramieniu Thad i Billie wspinali się po szerokich stopniach, wiodących do Centrum. Znalazłszy się na górze stanęli, by spojrzeć na przelewający się w dole tłum.

– Jesteśmy na miejscu, ale nie widzę ani śladu Cole a ani Rileya. Przed chwilą wydawało mi się, że dostrzegam Maggie, potem gdzieś mi zniknęła. – Thad odwrócił się i spojrzał żonie w oczy z porozumiewawczym uśmieszkiem.

– Co byś powiedziała, śliczna damo, żebyśmy udali się na tę wyprawę tylko we dwoje? Będę cię trzymał za rączkę, gdyby cię ogarnął strach.

Przewodnik, sprowadzony przez Caryego z Disneylandu, wesoło zagadywał wprowadzając pierwszą grupę zwiedzających do budynku, Thad i Billie przyłączyli się do nich.

– Pozwólcie, państwo, że zacznę od tego, iż pięknie wam wszystkim podziękuję za przybycie na uroczystość zorganizowaną przez ACH – mówił przewodnik. – Dla tych z państwa, którzy nie wiedzą, co ten skrót oznacza, wyjaśnię, że są to pierwsze litery nazwisk: Assante, Coleman i Hasegawa. Pan Cary Assante to twórca Mirandy, którą zbudował przy pomocy korporacji Colemanów i koncernu Hasegawa. Chyba nikomu w Teksasie nie muszę tłumaczyć, kim są Colemanowie!

Większość osób spośród tłumu zachichotała świadoma żartu.

– Tym jednak z państwa, którzy nie wiedzą, kim jest pan Hasegawa – ciągnął dalej przewodnik – wyjaśniam, że jest to dziadek Rileya Colemana i właściciel koncernu wydawniczego Wschodzące Słońce. Od momentu, gdy został wykonany pierwszy szkic Mirandy, do chwili obecnej minęło dziesięć lat i wydano kilka bilionów dolarów. A rezultat tak się właśnie przedstawia – wskazał szerokim ruchem ręki olbrzymią makietę znaj dującą się na stole, ustawionym w samym środku Sali Planowania Miasta Mirandy.

Na stole o powierzchni dwudziestu czterech stóp kwadratowych, ozłocona promieniami słońca, wpadającymi przez górne okno, znajdowała się szczegółowa makieta tego wspaniałego miasta. Thad i Billie uśmiechnęli się, słysząc westchnienie zachwytu całej grupy.

Przewodnik, posługując się długą pałeczką, rozpoczął opisywanie poszczególnych części makiety, zaczynając od szmaragdowozielonego parku, znajdującego siew samym jej środku.

– Tutaj, w centralnym punkcie, znajduje się Park Wytchnienia, zadrzewiona owalna przestrzeń o powierzchni 70 akrów. Jednym z projektantów, specjalistą od formowania krajobrazu, a zarazem wykonawcą był sławny japoński architekt Hing Takinara. Na terenie Parku Wytchnienia znajdują się między innymi: zoo, trzy pierwszorzędne restauracje, ścieżki rowerowe i spacerowe, ptaszarnia, zakątki medytacji. Jeździ też tutaj, w wolnym tempie kolejka przeznaczona dla osób starszych, mających trudności z poruszaniem się albo po prostu leniwych.

W tym momencie wszyscy się roześmieli.

– Pod parkiem przebiega najbardziej nowoczesne metro, dzięki któremu można się błyskawicznie przenieść z centrum Mirandy w różne punkty miasta, we wszystkich kierunkach. Zejście do stacji początkowej znajduje się dokładnie pośrodku parku, obok Biblioteki im. Jessiki Coleman oraz Fontanny Lotosu.

Wskazując magistralę biegnącą wokół parku przewodnik kontynuował:

– Oto Aleja Centralna. Jak państwo widzą, można nią dotrzeć do Saksa, Neimana-Marcusa, Marthy. Smakoszom pragnę oznajmić, że do New Fulton codziennie dowożone są świeżutkie produkty żywnościowe ze wszystkich stron świata. Właśnie tam szefowie kuchni tutejszych filii Maxima, La Tout Suitę i innych znakomitych restauracji zakupują potrzebne wiktuały.

Jak państwo widzą – ciągnął dalej, wskazując kolejny imponujący budynek na południowym obrzeżu parku – Donald Trump zdołał okopać się w pierwszorzędnym punkcie i stworzył tu sobowtóra swej nowojorskiej fumy. Tutejszy nosi nazwę New Trumps.

Miranda może poszczycić się tym, że na jej terenie znajdują się filie wszystkich większych banków i korporacji o zasięgu ogólnokrajowym. Po państwa lewej stronie znajduje się Wieżowiec Assante, o jedno tylko piętro niższy od chicagowskiego drapacza chmur Searsa. Jak widzicie, jest to arcydzieło ze szkła i stali. Na dziesięciu górnych kondygnacjach znajdują się apartamenty, należące do kilku najbogatszych ludzi świata. Trzy luksusowe nadbudówki na dachu stanowią własność: państwa Assante, rodziny Colemanów oraz koncernu Wschodzące Słońce. Ale dość już czasu spędziliśmy przy makiecie: chodźmy teraz obejrzeć, jak się przedstawia Miranda w naturze!

Na zewnątrz budynku, w blasku pogodnego, mroźnego dnia, wszyscy wpakowali się do wnętrza nowiutkiego, lśniącego autokaru. Przewodnik grupy wziął do ręki mikrofon, postukał, by sprawdzić, czy działa, i kontynuował swój hymn pochwalny. Billie i Thad przytulili się do siebie i starali się zamknąć uszy na jego komentarze, gdy autokar powoli kierował się ku głównej magistrali Mirandy.

Po pięciu minutach widok miasta, rozciągającego się przed nimi w całej okazałości, dosłownie zaparł wszystkim dech w piersi. Od południowego obrzeża Parku Wytchnienia i Ulicy Głównej wjechali w Centralną Aleję. Z daleka można było dojrzeć po lewej strome coś w rodzaju skrzyżowania Rodeo Dave z Fight Avenue, raj dla międzynarodowej klienteli, rwącej się do zakupów: wielkie domy towarowe wabiły bogato zdobionym wejściem, którego strzegli portierzy w liberiach, oraz parkingiem dla Rolls-royceów. Po prawej stronie zachwycał aksamitną zielenią park, pyszniąc się kwietną dekoracją poszczególnych alejek, wyposażonych w wygodne ławki.

Autokar zatrzymał się przed frontem Wieżowca Assante. Przewodnik wprowadził swoje oczarowane stadko do wnętrza i jak szkolną wycieczkę skierował w stronę wysokiego parteru. Oczy wszystkich powędrowały w górę, ku pierwszym pięciu kondygnacjom, zdobnym w krzewy dekoracyjne i pnące rośliny, pełnym eleganckim sklepów spożywczych oraz wszelkiego rodzaju butików. Całość osłaniały ściany z połyskującego zielonkawego szkła. Niczym korona ozdabiały budowle pomalowane na turkusowo, kute artystycznie z żelaza galeryjki i balkoniki. W powietrzu rozchodził się cichy szmer spadającej wody. Na znak przewodnika zwiedzający podzielili się na dwie grapy i podeszli do owalnych, , przeszklonych wind, poruszający...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin