Erich von Daniken - Dzień Sądu Ostatecznego.pdf

(766 KB) Pobierz
erich von däniken dzień sądu ostatecznego trwa od dawna
1
Erich von Däniken
Dzień Sądu Ostatecznego - trwa od dawna
Wstęp
Erich von Däniken urodził się w 1935 r. w Zofingen (Szwajcaria). W roku 1968 wydał swoją
pierwszą książkę "Wspomnienia z przyszłości", która od razu stała się światowym
bestsellerem. Po niej opublikował jeszcze dwadzieścia tytułów. Książki Ericha von Dänikena
zostały przełożone na 28 języków, a ich ogólny nakład przekroczył 51 milionów
egzemplarzy. Od ponad 20 lat Erich von Däniken jeździ po świecie z wykładami. Za swoje
prace uhonorowany został w różnych krajach licznymi wyróżnieniami. W "Świecie Książki"
ukazały się m.in.: Ślady istot pozaziemskich; Szok po przybyciu bogów; Śladami
Wszechmogących; Z powrotem do gwiazd. "Dzień Sądu Ostatecznego trwa od dawna" to
wędrówka przez różne obszary kulturowe w poszukiwaniu śladów i sygnałów minionego
kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Erich von Däniken interpretuje teksty zaczerpnięte
z Biblii, staro żydowskie legendy i sagi, relacje dawnych dziejopisarzy oraz przekazy
hinduskie, babilońskie i perskie. Przytacza "niewiarygodne" opisy dziwnych mieszańców i
gigantów, relacje o synach bożych parzących się ze zwykłymi kobietami, o podróżach
Abrahama i proroka Henocha do miejsc leżących poza orbitą ziemską. Podąża też tropem
dziwnego faktu, że ludzie najróżniejszych religii i kręgów kulturowych wiążą ideę zbawienia
z powrotem na Ziemię przedstawiciela wyżej rozwiniętych istot, które kiedyś -
niewykluczone - odwiedziły naszą planetę. Być może, powszechna idea Mesjasza jest
pochodną złożonego dawno temu w różnych częściach świata przyrzeczenia: "Powrócimy!"
Kamień Świętego Berlitza W opactwie Świętego Berlitza nowicjuszami zostawały już dzieci
w wieku piętnastu lat. W tym roku ośmiu chłopców i dziesięć dziewczynek miało przejść
inicjację. Opat z troską mówił o "niżu demograficznym". Większość chłopców i dziewcząt
dorastała w opactwie, ich rodzice pracowali na ziemi św. Berlitza. Byli tu nie tylko bracia
zakonni i siostry zakonne, ale także zbieracze jagód, myśliwi, wszelkiego rodzaju
rzemieślnicy oraz akuszerki i opiekunowie zdrowia. Wszystkich ich łączył wspaniały
obowiązek płodzenia możliwie największej liczby dzieci i wychowywania ich na mocne
istoty. Od czasu Wielkiego Zniszczenia w całej okolicy były tylko nieliczne grupy ludzi i opat
przypuszczał nawet, że ich przodkowie mogli być jedynymi, którzy przeżyli Wielkie
Zniszczenie. Nikt, nawet wielce uczony opat i jego Rada Wiadomości nie Wiedzieli, co się
wówczas stało. Niektórzy przypuszczali, że przodkowie rozporządzali jakąś straszliwą bronią
i zniszczyli się nawzajem. Lecz pogląd ten nie znalazł w Radzie Wiadomości większego
uznania. Trudno było sobie bowiem wyobrazić tak straszliwą broń. Ponadto jeden z
dogmatów mówił, że ludzie w zamierzchłych czasach byli szczęśliwi i żyli w świecie
dobrobytu. Dlaczego zatem mieliby prowadzić ze sobą wojny? Było to nielogiczne i
wyglądało na pozbawione sensu. Dlatego w Radzie Wiadomości roztrząsano możliwość, że to
jakaś zagadkowa infekcja pochłonęła całą ludzkość. Ale i tę teorię zarzucono, ponieważ
przeczyła ona przekazom pozostawionym przez pierwsze pokolenie ojców po Wielkim
Zniszczeniu. Trzej Praojcowie i cztery Pramatki opowiadały swoim dzieciom po Wielkim
Zniszczeniu, że katastrofa spadła na ludzkość pewnego spokojnego wieczora. Przekazy te
były niepodważalne. Znajdowały się w świętej "Księdze Patriarchów", spisanej przez Synów
Praojców. Każde dziecko w opactwie św. Berlitza zna Pieśń o Zagładzie. Co roku opat
intonował ją podczas smutnej Nocy Pamięci. Był to jedyny przekaz spisany osobiście przez
2
jednego z Praojców. Brzmiał tak: "Ja, Erich Skaja, urodzony 12 lipca 1984 r. w Bazylei nad
Renem, byłem z żoną oraz moimi przyjaciółmi, Ulrichem Dopatką i Johannesem Fiebagiem,
jak też z ich małżonkami i córką Sylwią, na wycieczce górskiej w Berner Oberland. Ponieważ
było już po godzinie 6 wieczorem, skróciliśmy sobie zejście ze szczytu o nazwie Jungfrau,
korzystając z tunelu kolejki górskiej. Z powodu prac remontowych na szczycie o tej godzinie
nie zjeżdżała już w dolinę żadna kolejka. Nagle zakołysała się ziemia i na tory z hukiem
spadły kawałki granitowej powały. Bardzo się przeraziliśmy, a Johannes, który był
geologiem, pociągnął nas wszystkich do skalnej niszy. Już myśleliśmy, że koszmar minął,
kiedy usłyszeliśmy narastający huk. Ziemia pod naszymi nogami zdawała się pływać,
rozległy się straszliwe grzmoty, jakich nie słyszeliśmy w czasie żadnej burzy. Trzydzieści
metrów przed nami zawaliła się ściana tunelu. Potem wszystko ucichło. Johannes stwierdził,
że albo uaktywnił się jakiś wulkan, co w tej okolicy było raczej nieprawdopodobne, albo
mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. Musieliśmy wspinać się do górnego wylotu tunelu.
Kiedy byliśmy o kilka metrów od wylotu, usłyszeliśmy hałas. Nie znajduję słów na opisanie
rozszalałej natury. Najpierw wicher gnał śnieg i okruchy lodu, potem zaczęły przelatywać
drzewa, skały i całe dachy hoteli z doliny. Rozbrzmiewały trzaski i huki, jakich żaden
człowiek przed nami nie słyszał. Powietrze wypełniało wycie i szum wichru, wszystko
fruwało, wyrzucane na tysiąc i więcej metrów w górę. Ziemia dygotała; huczał rozszalały
żywioł. Granitowe skały zderzały się ze sobą jak tekturowe zabawki. Tylko dlatego, że
znajdowaliśmy się w tunelu, rozszalały wicher nie wyrządził nam żadnej szkody. Chwała
niech będzie Bogu Najwyższemu! Wicher szalał przez trzydzieści siedem godzin bez
przerwy. Opadliśmy z sił i leżeliśmy apatycznie w naszej niszy przytuleni do siebie i objęci
ramionami. Pragnęliśmy, aby skały nad naszymi głowami zawaliły się, ucinając wreszcie ten
koszmar. Nikt nie jest w stanie pojąć, co przecierpieliśmy. Potem przyszła kolej na wodę.
Pośród zawodzenia i wycia wichrów usłyszeliśmy szum i dudnienie. Zupełnie jakby wystąpił
z brzegów niezmierzony ocean. Gigantyczne fontanny wody pieniły się i bulgotały, z sykiem
rozbryzgując się o skały. Jak podczas morskiego sztormu piętrzyły się kolejne ściany wody i
łamiąc się spadały w dolinę, tworząc gigantyczne wiry wciągające w otchłań wszystko, co
napotkały na swej drodze. Zdawało się, że wszystkie wody z całej Ziemi spływały w to jedno
miejsce. Nie pragnęliśmy już niczego innego tylko śmierci, a z piersi wyrywał nam się krzyk
przerażenia. Przez osiem godzin szalał wodny żywioł, potem wicher osłabł i z wolna
powróciła cisza. Ogłuszeni torturą, oniemiali z bólu, patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie
Johannes podczołgał się na czworakach do niewielkiego otworu, jaki pozostał u wylotu
tunelu. Usłyszałem jego rozpaczliwy szloch i z olbrzymim trudem przedarłem się do niego.
Widok, jaki ujrzałem, odebrał mi mowę. Rozpacz rozdzierała mi serce. Potem wybuchnąłem
gorzkim płaczem. Naszego świata już nie było. Szczyty wszystkich gór były ścięte jakby
gigantycznym pilnikiem. Nigdzie nie było widać śniegu ani lodu. Zniknęła też wszelka zieleń.
W mdłym brunatnym świetle połyskiwały mokre nagie ściany. Nie widać było słońca, a w
dolinie, gdzie znajdowała się wypoczynkowa miejscowość Grindenwald, kołysały się wody
jeziora. Stało się to w roku 2016 wg chrześcijańskiej rachuby czasu. Nie wiemy, czy jako
jedyni przeżyliśmy Wielkie Zniszczenie. Nie wiemy też, co się wydarzyło. Niech Bóg
Wszechmogący ma nas w swojej opiece!" `ty * * * `ty Ośmiu chłopców i dziesięć dziewcząt z
nabożnym szacunkiem wysłuchało Pieśni o Zagładzie, którą odśpiewał swym donośnym i
mocnym głosem opat Ulrich Iii. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na refleksję, przemówił do
nowicjuszy w te słowa: - A teraz wejdźcie do Sali Pamięci. Przyjrzyjcie się z nabożnością
relikwiom Praojców. Zostaliście wybrani, aby z waszymi braćmi i siostrami czcić i rozumieć
te relikwie. W nastroju oczekiwania młodzi nowicjusze weszli do długiego drewnianego
budynku, który dotychczas widywali tylko z zewnątrz. Zakonnice zapaliły woskowe świece i
relikwie Praojców rozbłysły w migotliwym blasku. Były tam buty świętego Ericha Skai,
Ulricha Dopatki i Johannesa Fiebaga. Butów ich żon nie było. Buty zrobione były z dziwnego
3
materiału, który wprawdzie w dotyku przypominał skórę, ale nią nie był. Nawet członkowie
Rady Wiadomości nie potrafili wyjaśnić, co to takiego. Jeden z zakonników cierpliwie
tłumaczył, że być może w pradawnych czasach istniały na Ziemi zwierzęta, które miały takie
właśnie futra, ale zginęły w czasie Wielkiego Zniszczenia. Siedemnastoletni Christian,
najstarszy z nowicjuszy, niepewnie uniósł rękę: - Czcigodny bracie, co oznaczają te znaki na
butach świętego Johannesa? - zapytał nieśmiało. Zakonnik odpowiedział z dobrotliwym
uśmiechem: - Wszystko, co zdołaliśmy odcyfrować, to trzy pierwsze początkowe litery REE i
stojącą na końcu literę K. Nie zdołaliśmy ustalić znaczenia tych znaków. Raz jeszcze
Christian uniósł dłoń w górę. - Czcigodny bracie, czyżby w pradawnych czasach żyły
zwierzęta, na których futrach rosły takie znaki? - Inteligentny z ciebie młodzian - odparł lekko
zniecierpliwiony zakonnik. - Za sprawą Boga Wszechmogącego możliwe jest wszystko. W
jednej z nisz pogrążonego w półmroku pomieszczenia znajdowały się mieszki Praojców,
kryjące potrzebne do przeżycia przedmioty. Zakonnik cierpliwie objaśniał, że w świętej
Księdze Patriarchów mieszki te noszą nazwę "plecak". Jak dotąd nie udało się ustalić
znaczenia tego słowa. Jedna z hipotez mówi, że być może chodzi tu o niedokładnie zapisane
słowo "placek", ponieważ po opróżnieniu mieszki Praojców stają się płaskie jak placek. I
znów nowicjusze stanęli przed zagadką, ponieważ mieszki wykonane były z wielobarwnego
płótna, które nie było płótnem. Podobnie jak buty świętego Johannesa, mieszki były miękkie i
elastyczne, a jednak przez 236 lat, jakie upłynęły od Wielkiego Zniszczenia, nie doznały
żadnego uszczerbku. Nowicjusze radośnie wychwalali wszechmocnego Boga - albowiem żyli
w cudownym świecie, w którym wiele jeszcze było do rozszyfrowania. Dotyczyło to na
przykład błyszczącej liny, którą znaleziono w mieszku świętego Ulricha Dopatki. Nikt nie
znał tajemniczego elastycznego, a przecież niezwykle mocnego materiału, z jakiego ją
wykonano. W świętej Księdze Patriarchów napisano, że materiał ten nazywa się "nylon", co
było przypuszczalnie jakimś pojęciem z pradawnych czasów, którego nie rozumieli nawet
nader uczeni bracia z Rady Wiadomości. Niezwykłe uczucie owładnęło nowicjuszy, kiedy
brat zakonny pokazał im skrawek "papieru pakowego". Był on tak samo błyszczący i brązowy
jak ten, na którym święty Erich Skaja nagryzmolił swoją Pieśń o Zagładzie. Jakże musieli
cierpieć owi podziwu godni święci Praojcowie! Jakimiż to cudownymi wiadomościami i
materiałami musiano dysponować w pradawnych czasach! Pierwsze spotkanie z relikwiami
trwało godzinę. Nowicjusze ujrzeli nieznane narzędzia, tajemnicze pałeczki do pisania i
przedmioty, które w świętej Księdze Patriarchów nazywano "zegarkami", m.in. częściowo
przezroczysty "zegarek" z jedną wskazówką, która zawsze wskazywała miejsce zachodu
Słońca. Zademonstrował to brat zakonny: obojętnie, w którą stronę się odwrócił, trzymając
ten "zegarek" w ręku, wskazówka natychmiast zwracała się w kierunku zachodu Słońca.
Uroczystość inicjacji zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Nowicjusze nie mogli się już
doczekać chwili, kiedy wolno im będzie po raz pierwszy spojrzeć na Kamień Świętego
Berlitza. Przy wtórze coraz głośniejszego śpiewu zakonników i zakonnic wkroczyli do
Najświętszego. We wszystkich niszach i na wszystkich występach ścian płonęły lampki
oliwne, powietrze było przesycone ciężkim aromatem żywicy jodłowej. W powale widniał
okrągły otwór. Słup słonecznego blasku rozświetlał ołtarz. A na nim, na niewielkiej
podstawce, spoczywał Kamień Świętego Berlitza - największy skarb opactwa. Opat Ulrich Iii
wzniósł modły dziękczynne. Wszyscy obecni słuchali ich z przejęciem, pochyliwszy głowy.
Uroczysta część obrzędu inicjacji zakończyła się słowami: "Święty Berlitzu, dziękujemy Ci
za ten dar niebios!" Nowicjusze stłoczyli się teraz wokół opata. Ten ostrożnie uniósł Kamień
Świętego Berlitza z podstawki i z wyrazem najwyższego szczęścia na twarzy pokazał go
nowicjuszom. Kamień był mniej więcej wielkości dłoni opata. Był czarny i miał mnóstwo
małych guziczków, na których - przybliżywszy twarz - dostrzec można było pojedyncze
litery. W górnej części Kamienia była wąska szpara o matowoszarym tle. Tuż obok rzucał się
w oczy wyraźny napis BERLITZ, a pod nim - nieco mniejszymi literami - Interpreter 2.
4
Naciskając jednym palcem odpowiednie guziczki, opat Ulrich Iii wystukał słowo "miłość". W
tym samym momencie na szarym tle pojawiły się litery m-i-ł-o-ś-ć. Było to tak niesamowite,
że nowicjusze niemal bali się oddychać. Następnie opat nacisnął inny guzik i oto dokładnie
pod literami m-i-ł-o-ś-ć, niby pisane niewidzialną ręką, pojawiły się litery l-o-v-e. - Halleluja!
- zakrzyknął opat, wznosząc oczy ku słonecznemu blaskowi padającemu z otworu w powale. -
Halleluja! - zawtórowali chórem nowicjusze, zakonnicy i zakonnice. - Moc kamienia trwa
nadal! Niech będzie pochwalony święty Berlitz i jego nieustająca moc! I znów opat Ulrich Iii
zaczął naciskać guziczki. Tym razem pojawiło się słowo ś-w-i-ę-t-y, a zaraz potem h-o-l-y. -
Halleluja! - zakrzyknął opat ku niebu. - Halleluja! - odpowiedział echem zebrany tłum. Coraz
szybciej opat wystukiwał na Kamieniu Świętego Berlitza nowe słowa, i za każdym razem
pojawiały się pod nimi słowa złożone z innych liter. Był to prawdziwy cud - niepojęty dla
ludzkiego rozumu. Nowicjusze spoglądali na siebie okrągłymi ze zdumienia oczami. Zdawali
sobie sprawę, że są świadkami niesłychanego cudu. Zaiste podniosły to był moment.
Wreszcie opat oderwał się od Kamienia Świętego Berlitza i troskliwie umieścił go z
powrotem na podstawce. Z poważnym i uduchowionym wyrazem twarzy zwrócił się do
nowicjuszy w te słowa: - Kamień Świętego Berlitza to kamień tłumaczący słowa. Dzięki
niemu można zamienić mowę świętych Praojców na inne języki używane w pradawnych
czasach. Kamień jest święty, ponieważ zawiera w sobie wieczną moc Słońca. Trzy godziny
słonecznego światła wystarczą, aby kamień mówił przez dwanaście godzin. Nigdy jeszcze nie
zawiódł Rady Wiadomości. Pomógł nam zrozumieć świętą Księgę Patriarchów i pomaga
odcyfrować inne pisma z czasów sprzed Wielkiego Zniszczenia, których strzępy wciąż
znajdujemy. Tym razem to Walentyn, drugi pod względem starszeństwa nowicjusz, zgłosił się
z nieśmiałym pytaniem: - Czcigodny ojcze Ulrichu, a skąd pochodzi Kamień Świętego
Berlitza? - Bystry z ciebie chłopak - pochwalił go opat Ulrich Iii. - Otóż trzeba ci wiedzieć, że
Kamień Świętego Berlitza został znaleziony przez świętego Praojca Ulricha Dopatkę. W
Księdze Patriarchów napisano, w jaki sposób to się stało. Było to w dwa lata, jedenaście
miesięcy i dziewięć dni po Wielkim Zniszczeniu. Święty Ulrich Dopatka wspiął się na
szczątki góry, którą nazywano Jungfrau. Kilkaset metrów poniżej szczytu, który w Noc
Zniszczenia przestał istnieć, były ruiny. W Księdze Patriarchów w rozdziale 16, werset 38,
znajduje się nawet stwierdzenie, że były to ruiny stacji naukowej, która niegdyś istniała pod
szczytem. Opat kilkakrotnie sapnął głośno, a potem kontynuował: - Wiedz, drogi chłopcze, że
święty Ulrich Dopatka wspiął się na ową górę, którą nazywano Jungfrau, w nadziei, iż w
owych ruinach uda mu się znaleźć coś przydatnego. Być może jednak to duch świętego
Berlitza przywiódł go w tamto miejsce właśnie po to, aby znalazł Kamień Świętego Berlitza.
Kręte i niezbadane są ścieżki Opatrzności! Jutro rozpoczniecie czytanie świętej Księgi
Patriarchów. Przez najbliższe lata wiele się nauczycie. Bądźcie ochoczy i pokorni. Głoście
chwałę Boga Wszechmocnego i świętych Praojców! Każdy rozdział Księgi Patriarchów
rozpoczynał się od słów: "Ojciec opowiadał mi..." Pierwotny tekst Księgi został spisany przez
synów Praojców - a więc przez Patriarchów - i liczył łącznie 612 stronic. Z oryginalnych
tekstów zachowała się zaledwie jedna czwarta. Pismo w nich było ledwie czytelne, tak bardzo
wszystko pożółkło i się zabrudziło. Dzięki Bogu siostry i bracia zakonni zawczasu przystąpili
do sporządzania kopii. Wyjątek stanowiło pierwszych osiem stron, które spisał jeszcze święty
Erich Skaja na owym "papierze pakowym", który Praojcowie musieli mieć ze sobą w
mieszkach zawierających rzeczy niezbędne do przeżycia. Stronice były zapisane obustronnie
rzadką czarną farbą, której składu nikt nie potrafił odgadnąć. Nosiły daty według
chrześcijańskiej rachuby czasu. Następnie przez wiele lat niczego nie spisywano, aż pojawiły
się pierwsze dokumenty sporządzone na zwierzęcej skórze. Autorami byli Patriarchowie,
czyli synowie i wnukowie Praojców. Wprowadzili oni nową rachubę czasu i liczyli lata od
chwili Wielkiego Zniszczenia. Starannie i równiutko pisane czerwone litery błyszczały na
ciemnożółtych skórach, przy czym niejednokrotnie było tak, że kilka skór połączono ze sobą
5
sznurkami z włókien roślinnych. Dopiero w roku 116 po Wielkim Zniszczeniu potomkowie
Patriarchów zaczęli używać papieru wapiennego. W celu jego uzyskania pokrywano
splecione z włókien płachty cienką warstwą wapienia. Aby całość nabrała elastyczności,
mieszano wapienną warstewkę z olejami roślinnymi. Studia sprawiały nowicjuszom wiele
radości. Nauczycielami byli starsi zakonnicy klasztoru, a na specjalne, szczególnie głębokie
pytania odpowiadali czcigodni członkowie Rady Wiadomości. Jedna z nowicjuszek już w
czwartym tygodniu spytała: - Czcigodny ojcze, dlaczego ja nazywam się Birgit, mój sąsiad z
ławki Christian, dlaczego jest Walentyn, Markus, Wilhelm i Gertruda? Skąd wzięły się te
wszystkie imiona? - Są to imiona, jakie Praojcowie nadali swoim synom i córkom. Było
trzech Praojców: święty Erich Skaja, święty Ulrich Dopatka i święty Johannes Fiebag. Mieli
razem cztery żony - dziś znamy tylko ich imiona: Sylwia, Gertruda, Elisabeth i Jacqueline.
Praojcowie płodzili z nimi dzieci: w pierwszych latach po Wielkim Zniszczeniu każda kobieta
co roku rodziła jedno dziecko. Wszyscy ci potomkowie otrzymali imiona znane Praojcom z
dawnych czasów. Zadowolona? Teraz z pytaniem zgłosił się Walentyn: - Czytaliśmy wczoraj
Rozdział 19 i nie mogliśmy dojść do porozumienia, o co chodzi z tymi Wielkimi Ptakami.
Czy mógłbyś nam to wyjaśnić, czcigodny ojcze? Czcigodny członek Rady Wiadomości
zawahał się przez moment, potem uśmiechnął i z namysłem podszedł do bocznej ściany,
gdzie na grubych drewnianych kołkach wisiały kopie Księgi Patriarcbów. Odczepił kartę z
Rozdziałem 19, rozłożył ją przed Walentynem i kazał mu przeczytać tekst. - Rozdział 19,
werset 1 : "Ojciec opowiadał mi, że pewnego dnia w południe, gdy nad doliną przelatywał
wielki ptak, jego ojciec Erich wygłosił taką oto przypowieść: werset 2 : "Za moich czasów
istniały ptaki dwieście razy większe od tego ptaka. werset 3 : W brzuchach tych ptaków
siedzieli ludzie, którzy posilali się i pili. werset 4 : Przez małe okienka spoglądali na ziemię
pod sobą. werset 5 : Ptaki te latały na sztywnych skrzydłach przez Wielką Wodę szybciej niż
najpotężniejszy wicher. werset 6 : Po drugiej stronie Wielkiej Wody były domy tak wysokie,
że niektóre z nich dotykały chmur. Dlatego nazywano je Drapaczami Chmur. werset 7 : W
owych miastach z Drapaczami Chmur mieszkały miliony ludzi. werset 8 : Nie wiemy, co się z
nimi stało. Niech Bóg ma w opiece ich dusze."" - No i co sądzisz o tym tekście, Walentynie?
Chłopiec wzruszył ramionami. - Tak naprawdę, to nie wiem - odparł. - Nie potrafię sobie
wyobrazić Wielkich Ptaków, w których ludzie mogą siedzieć, a nawet jeść. - Czy to znaczy,
że wątpisz w prawdziwość słów Księgi Patriarchów? Walentyn milczał. Zgłosiła się za to
rezolutna Birgit. - Tekst jest autorstwa Patriarchy z trzeciego pokolenia po Wielkim
Zniszczeniu. Podkreśla on przecież, że ojciec opowiadał mu, iż jego ojciec wygłosił tę
przypowieść. A określenie przypowieść wskazuje na to, że może to być tylko jakaś
przenośnia. Nowicjusz Christian, który siedział obok Birgit i właściwie rzadko tylko się z nią
nie zgadzał, bo był w niej zakochany, wtrącił się teraz z niezwykłą gwałtownością: - Ja
traktuję święte przekazy dosłownie nawet wówczas, gdy nie potrafię sobie wyobrazić tak
olbrzymich ptaków, aby mogli w nich biesiadować ludzie. Święty Erich Skaja nie okłamał
przecież swego syna, był żywym świadkiem dawnych czasów. Gorącą dyskusję, jaka
wywiązała się po tych słowach, przerwał czcigodny członek Rady mówiąc: - Dość tego,
nowicjusze! Rada Wiadomości wielokrotnie już wypowiadała się na temat Rozdziału 19.
Zapytaliśmy również Kamień Świętego Berlitza. Kamień nie zna innych określeń Wielkich
Ptaków, więc nie mogły istnieć. Natomiast jako odpowiednik Drapacza Chmur pojawiło się
słowo skyscraper. Tak więc istniały pewnie jakieś bardzo wysokie domy czy nawet wieże.
Dlatego dziś obowiązuje dogmat, że słowa o Wielkich Ptakach, w których ludzie mogli się
posilać, wiążą się z wizją świętego Ericha Skai na temat przyszłości. Wiecie przecież, że
ludzie nie potrafią latać, lecz czują pragnienie dorównania ptakom. A zatem święty Erich
Skaja dał wyraz swym pragnieniom i nadziejom dotyczącym odległej przyszłości, w której
ludzie, niby wielkie ptaki, będą fruwać nad wodami, bez wysiłku i bez potu. Przypuszczalnie
młody patriarcha popełnił błąd, spisując tekst. Wersety od 2 do 7 powinny być napisane w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin