Pierre Barbet - O czym marzą psyborgi.pdf

(621 KB) Pobierz
Pierre Barbet - O czym marza psyborgi
Pierre Barbet
O czym marzą psyborgi
Przełożył: Tadeusz Markowski
ROZDZIAŁ I
- Napije się pan czegoś kapitanie Setni? - zainteresowała się hostessa z promiennym
uśmiechem na twarzy.
- Z przyjemnością - zgodziłem się i wziąłem z tacy szklankę z Koktajlem Komandorskim.
Dziewczyna odeszła, pozostawiając mnie samego. Diabelnie potrzebowałem czegoś
mocniejszego, żeby pozbierać myśli. Wciąż nie mogłem pojąć dlaczego Wielkie Mózgi
wezwały mnie do Kalapolu - siedziby Wielkiej Rady Mędrców, rządzącej wszystkimi
planetami Drogi Mlecznej.
Z jednej strony było mi to na rękę, bo zaczynałem mieć powyżej uszu dowodzenia marnym
garnizonem na końcu Galaktyki. Nie ma nic gorszego dla oficera Floty niż czas pokoju.
Trudno jest awansować, a ja nie miałem zamiaru pozostawać kapitanem aż do emerytury.
Faktem jest, że po ukończeniu Szkoły Kadetów nasza Konfederacja musiała nauczyć moresu
tych z Procjona. Pozwoliło mi to szybko przeskoczyć porucznika i dostać szlify kapitańskie.
Tyle, że od tamtej pory cisza.
W tym momencie usłyszałem nad uchem głośne przekleństwo.
- Do stu tysięcy komet. Przecież to Setni.
- Pentoser! - krzyknąłem, widząc przed sobą sympatycznego olbrzyma - Nie mogłeś lepiej
trafić.
- Lecisz do Kalapolu? - zapytał, siadając przy mnie.
- A jakże. Wezwany przez Wielkie Mózgi...
Wiadomość zrobiła na nim równie wielkie wrażenie, co wcześniej na mnie.
- Ho, ho! Gdzieś musi być niezła rozróba skoro ich obudzili.
Nie różniliśmy się w poglądach. Z reguły Wielka Rada Mędrców nie prosi o opinię Wielkich
Mózgów z byle powodu. Mózgi największych uczonych z całej Galaktyki są hibernowane w
automatycznych pojemnikach. Od czasu do czasu są one budzone w celu przekazania im
ostatnich osiągnięć nauki i techniki, po czym usypia się je ponownie. Przechowuje się je w
laboratorium, umieszczonym setki metrów pod skałami, na których wybudowano Galax -
siedzibę rządu.
- Prawdopodobnie. Ale tak naprawdę, to niczego nie wiem. Wsadzili mnie na priorytetowe
miejsce w liniowym statku nie racząc oczywiście powiedzieć o co chodzi. A ty? Co tu robisz?
- Nic specjalnego. Jestem na urlopie. Mój statek poszedł na dwutygodniowy remont,
więc pomyślałem, że dobrze by było wpaść na drinka do Kalapolu.
- Święta racja. Nie ma nic lepszego niż stolica, jeżeli ktoś chce poszaleć. No i dzięki
temu znowu cię spotkałem. Pamiętasz to pijaństwo po bitwie koło Rigela?
- Masz! Przez tydzień nie mogłem dojść do siebie. Poszło mi wtedy żebro w czasie
bójki z tymi typami z Urzany.
- Tym razem nie licz na to, że cię wyciągnę z opresji. Minie sporo czasu zanim znów
będę mógł sobie poszaleć.
- Cholerny szczęściarz! Załapać się na misję specjalną w czasie pokoju, to prawie
awans. Nie mówiąc już o tym, że trzeba mieć niesamowite notowania, żeby zostać wybranym.
- Prawdopodobnie. Ale z drugiej strony, jeżeli mi się nie uda, to ty będziesz pułkownikiem
wcześniej niż ja majorem.
-
Co nie zmiepia faktu, że z przyjemnością dowiedziałbym się o co w tym wszystkim
chodzi.
Kilka godzin później wylądowaliśmy w Kalapolu. Niby znam doskonale stolicę, ale za
każdym razem robi ona na mnie wrażenie. Gęsty las wieżowców, ponad którymi króluje
Galax; kilometrowej wysokości wieża o ścianach wciąż zmieniających swoją barwę, która
sprawia na przybyszu niezapomniane wrażenie. Kosmodrom huczał od startujących i
-
Tym się nie martw. Już jakbyś miał galony w kieszeni.
lądujących nieprzerwanie maszyn. Nie dano mi zbyt długo podziwiać tego widoku. Jakiś
oficer ze Sztabu Głównego zabrał mnie natychmiast do śmigacza eskortowanego przez
policjantów, który ruszył jak bolid, kiedy tylko zająłem w nim miejsce. Ledwo zdążyłem
pomachać ręką Pentoserowi na do widzenia.
Wylądowaliśmy na jednym z tarasów Galaxu i zaraz po sprawdzeniu tożsamości zaciągnięto
mnie do sali obrad Wielkiej Rady Mędrców.
Wszystko to niepokoiło mnie coraz bardziej. Po co tyle starań dla zwykłego kapitana?
Olbrzymi amfiteatr, będący salą obrad delegatów wszystkich planet, był wypełniony po
brzegi. Było tam w czym wybierać. Oprócz człekokształtnych wiele miejsca zajmowały
istoty, których widok nawet na mnie robi niepokojące wrażenie. Stworzenia te pochodziły ze
światów, na których ewolucja przebiegała zupełnie inaczej niż na Ziemi. Zaowocowało to w
istotach łuskowatych, pierzastych, galaretowatych, z których sporo musiało używać
skafandrów, zęby móc uczestniczyć w obradach. Egzobiologowie co i rusz odkrywali jakieś
nowe formy inteligencji o niespotykanych zdolnościach, które niejednokrotnie okazywały się
doskonałym; pomocnikami ludzi.
Sporo włóczyłem się po Drodze Mlecznej, ale przyznaję, że nie podejrzewałem istnienia co
najmniej jednej trzeciej delegatów.
Już na pierwszy rzut oka Zgromadzenie zrobiło na mnie wielkie wrażenie swoim majestatem.
Na środku sali, na purpurowym podwyższeniu stał Prezydent Kampl. Spojrzał w moją stronę i
poczułem ssanie w dołku tak, jak przed egzaminem. Stałem na baczność czując, że z wrażenia
pot spływa ze mnie strugami.
- Szanowni delegaci - przemówił Prezydent - przedstawiam wam kapitana Setni. Wybraliśmy
go spośród tysięcy za radą Wielkich Mózgów. Stwierdzono, że on najlepiej się nadaje dla
pomyślnego wypełnienia delikatnej misji, o której wam za chwilę powiem.
Kampl zakaszlał i szybko zajrzał do leżących przed nim dokumentów.
- Nasza Galaktyka jest olbrzymia. Nikt nie jest w stanie poznać jej wszystkich planet.
Nasze statki badawcze co tydzień odkrywają nowe systemy gwiezdne. Za każdym razem
postępujemy według sprawdzonego sposobu nawiązania kontaktu. Najpierw katalogujemy
grupę spektralną gwiazdy. Następnie sterylne sondy lądują na planetach jej systemu, żeby
stwierdzić obecność istot żywych lub jej brak. Jeżeli trafimy na cywilizację w
zaawansowanym stadium rozwoju, to sondy badają ją pod każdym względem i gromadzą
dokumentację audiowizualną. Na końcu dopiero, jeżeli nie ma żadnych przeciwwskazań -
lądują nasi kosmonauci, w cel nawiązania bezpośredniego kontaktu z tubylcami. Po okresie
próbnym przyjmujemy ich jako pełnoprawnych członków naszej Konfederacji.
Prezydent przerwał, żeby przepłukać gardło wodą ze stojącej na podium szklanki. Po chwili
kontynuował swoje wystąpienie. Zgromadzenie słuchało go w absolutnej ciszy.
- Miesiąc temu otrzymałem raport aspiranta Alpinosa dowodzącego lekkim statkiem
rozpoznawczym w konstelacji Hydry. Oficer ten odkrył nowy system planetarny posiadający
tylko jedną planetę nadającą się do zamieszkania. Ku jego olbrzymiemu zdziwieniu wysłane
przezeń sondy natknęły się na coś w rodzaju nieprzenikalnej bariery i nie były w stanie
dostarczyć nam żadnych informacji.
Wiadomość ta wywołała wielkie poruszenie wśród delegatów, którzy nie zważając na nic
zaczęli żywo dyskutować między sobą na ten temat. Sam również byłem tym mocno
poruszony. Nasze sondy rozpoznawcze są wyjątkowo nowoczesne. Posiadają urządzenia
pozwalające na praktyczną niewykrywalność i są przystosowane do pracy w skrajnych
warunkach. Musiały więc trafić na barierę wymyśloną przez piekielnie inteligentne istoty, a to
już jest niepokojące samo w sobie.
Kampl szybko uciszył zebranych i kontynuował.
- Oczywiście natychmiast po otrzymaniu tej wiadomości obudziliśmy Wielkie Mózgi.
Równocześnie wysłaliśmy drugą ekspedycję. Tym razem sondy pracowały normalnie.
Przekazały nam informacje, że na planecie nie istnieje żadna forma życia. Cała jej
powierzchnia jest jedną wielką pustynią.
Jednocześnie z przemówieniem Prezydenta na głównym ekranie sali obrad pojawił się film
wykonany przez tę ekspedycję...
- Mimo że planeta spełniała wszelkie warunki do pojawienia się na niej życia, nasze
sondy nie wykryły niczego. A więc w jaki sposób wytłumaczyć istnienie bariery? Czyżby jej
gospodarze opuścili swoją planetę po naszej pierwszej wizycie? Alpinos, dowodzący również
drugą wyprawą, postanowił upewnić się osobiście. Za pomocą promu wylądował na
powierzchni tej planety. Potwierdził jedynie raporty wysłane przez sondy. Żadnych śladów
życia.
Wielkie Mózgi poleciły zbadać gruntownie maszyny użyte w czasie tej wyprawy oraz samego
Alpinosa. Okazało się, że niektóre elementy naszych sond nie pracowały tak, jak powinny.
Alpinos po przebadaniu za pomocą psychosond okazał się jeszcze ciekawszym źródłem
informacji. Niektóre obrazy pobrane z jego podświadomości zupełnie nie pasowały do
raportu, który nam przedłożył. Nie można było niestety z całą pewnością stwierdzić, czy ktoś
manipulował jego pamięcią. Jeżeli miało to rzeczywiście miejsce, to ten ktoś zrobił to prawie
doskonale.
Tak więc Wielkie Mózgi nie zebrały dostatecznej ilości danych do podjęcia decyzji.
Rozważano możliwość wystania Floty. Projekt ten odrzucono, ponieważ niewidzialni
mieszkańcy tej planety posiadali najwyraźniej wielką przewagę technologiczną nad
Federacją. Nikt zresztą, nawet Wielkie Mózgi, nie mógł zdobyć się na podjęcie tak poważnej
decyzji na podstawie tak niepewnych informacji. Postanowiono więc wysłać w największej
tajemnicy następną ekspedycję.
Najważniejszym problemem stało się przezwyciężenie owej hipotetycznej bariery, która
uniemożliwiała naszym agentom zapamiętanie prawdziwych obrazów z planety. Alpinos
posiadał bardzo niski wskaźnik odporności na hipnozę. Nasze komputery przejrzały więc
karty osobowe wszystkich żołnierzy i wybrały tych, którzy są najbardziej odporni na hipnozę.
Następnie wybrano najsilniejszych i posiadających najlepsze opinie z dotychczasowej służby.
Kapitan Setni, którego tu widzicie obok mnie, został uznany za najlepiej nadającego się do
wypełnienia tej misji.
Wiadomość ta bynajmniej mnie nie ucieszyła. Najzupełniej mogłem się obejść bez tych
wszystkich honorów. Z całego wystąpienia Prezydenta wynikało niezbicie, że nikt niczego nie
wie na temat tej planety. Była najprawdopodobniej zamieszkana przez nieznane istoty -
potężne i bez wątpienia niebezpieczne, które nie będą z pewnością nastawione przychylnie do
mojej skromnej osoby. Tylko że nie miałem wyboru. Gdybym odmówił, to żegnajcie wszelkie
sny o awansie.
Westchnąłem więc tylko i dalej słuchałem gadaniny Prezydenta, która przerwały na moment
oklaski na moją cześć.
- Oczywiście kapitan Setni zostanie wyposażony w najnowsze zdobycze techniki i
odbędzie przed odlotem dodatkowe przeszkolenie. Psychologowie rozwiną do maksimum
jego odporność na sugestie hipnotyczne. Jestem przekonany, że po jego powrocie otrzymamy
wreszcie niezbędne informacje i będziemy mogli podjąć jakąś sensowną decyzję. Kapitan
Setni nie raz już udowodnił, że można na nim polegać.
No właśnie - pomyślałem - idzie jak burza. Sam przeciwko całej planecie. Zamieszkanej
przez mnóstwo istot, o których nie mamy zielonego pojęcia, jeśli nie liczyć mało istotnego
faktu, że potrafią zmylić nasze najlepsze sondy i że prawie zrobiły wariata z takiego oficera
jak ten Alpinos.
Kampl zwrócił się w moją stronę i wydawał się oczekiwać aprobaty z mojej strony. Musiałem
coś powiedzieć.
- Panie Prezydencie - wybąkałem - jestem niezmiernie zaszczycony tym wyróżnieniem.
Mimo że zdaję sobie sprawę z trudności, proszę mieć pewność, że zrobię wszystko, żeby nie
zawieść pańskiego zaufania.
Znów dostałem oklaski, potem pozwolono mi odejść. Tylko za drzwi, gdzie strażnicy
poprosili mnie żebym zaczekał. Po wypaleniu trzech papierosów poproszono mnie do
gabinetu Prezydenta. Za biurkiem wydawał się jakby mniejszy niż na trybunie. Tylko wzrok
miał tak samo przenikliwy.
- Drogi przyjacielu - zwrócił się do mnie - cieszę się, że zgodził się pan wykonać to
zadanie.
Całkiem nieźle - pomyślałem - kto by przypuszczał, że wielki Kampl nazwie mnie kiedyś
drogim przyjacielem. Komputery musiały odkryć we mnie nie byle jakie zdolności.
- ...Chciałem się z panem spotkać osobiście, ponieważ nie o wszystkim mówiłem z
trybuny. Prawdę mówiąc może pan spotkać wszystko na swojej drodze. Być może nawet
istoty z zupełnie nieznanej Galaktyki. W rzeczywistości Alpinos wcale nie odkrył nowego
systemu. Posiadamy mapy sprzed wielu lat, które różnią się jedną planetą od dzisiejszego
wyglądu tego zakątka. Nagle pojawiła się tam nowa planeta. Czy zdaje pan sobie sprawę z
poziomu technologii potrzebnej do zrealizowania podobnego wyczynu?
- Jasne. Nie mamy żadnych szans, żeby im dorównać. Czy jest to zjawisko lokalne?
- Jak dotąd nasi astronomowie gdzie indziej niczego podobnego nie odkryli. Na razie
jest to przypadek pojedynczy.
- I psychosondy absolutnie niczego nie mogły wycisnąć z Alpinosa?
- Niczego konkretnego. Wygląda na to, że widział istoty bardzo do nas podobne, ale
mogą to być obrazy pozostałe z jego poprzednich wypraw. Jeżeli ktoś naprawdę wymazał mu
część pamięci, to zrobił to w sposób, który nas przerasta o kilkanaście klas.
- Ciągle zastanawiam się, dlaczego wybrano mnie? Pamiętam, że w czasie egzaminów
do Szkoły Pilotów psychologowie wydawali się być zaskoczeni moją odpornością na hipnozę,
ale przecież to jeszcze o niczym nie świadczy...
- A jednak. Żaden inny pilot nie jest w stanie panu dorównać. Tam, gdzie wszyscy będą
całkowicie zasugerowani, pan zachowa dalej zdolność podejmowania samodzielnych decyzji.
Nasi specjaliści spodziewają się, że nawet jeżeli ktoś będzie panu podsuwał fałszywe obrazy,
to choć może nie zdoła ich pan całkiem odrzucić, mimo wszystko będzie się pan starał je
zanalizować. Oczywiście przeprowadzimy nowe testy. Zostanie pan zaszczepiony i
uodporniony na wszystkie znane choroby i większość trucizn. Egzobiologowie nauczą pana
rozpoznawać wszystkie znane rasy żyjące w naszej Galaktyce. Technicy obiecali wyposażyć
pana w najnowsze urządzenia komandosów zminiaturyzowane do maksimum. Nawet nasze
komando nie posiada jeszcze takiego wyposażenia. Dostanie pan wszystko czym
dysponujemy, żeby tylko zdołał pan wrócić z informacjami. Proszę nie zapominać, że być
może jesteśmy świadkami próby inwazji na Drogę Mleczną.
- Oczywiście, że rozumiem... i proszę być pewnym, że zrobię wszystko żeby wrócić i
zdać raport. Czy mogę jeszcze zadać kilka pytań?
- Proszę bardzo...
- Ile czasu potrwa mój trening?
- Najwyżej dziesięć dni. Nie mamy czasu do stracenia.
- Z trybuny mówił pan o dyskrecji. W jaki sposób dostanę się na tę planetę?
- Moi astronomowie znaleźli doskonały sposób.
- Dziękuję panu...
- Nie odwracajmy ról, mój drogi - Kampl wstał z fotela i poklepał mnie po ramieniu. -
Wszystko zależy od pana. Będę czekał z niepokojem na pana powrót.
Uścisnął mi rękę na pożegnanie i odprowadził do drzwi. Za nimi czekał na mnie jakiś oficer.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin