Obcy nie mogą wyglądać tak jak my.rtf

(2333 KB) Pobierz

 

 

...

Zgodnie z obietnica zakładam wątek. Moim celem nie jest tu udowadnianie, że życie pozaziemskie istnieje. Każdy kto ma troche oleju w głowie, potrafi liczyć bardziej skomplikowane rzeczy niż tabliczke mnożenia i i coś tam wie na temat statystyki, wie ze prawdopodbieństwo tego, ze jesteśmy jedyna cywilizacja w kosmosiei jest zasadniczo równe zero. A tego, że życie jest unikalne na naszej planecie jest rowne zero.

Tak czy inaczej na początek zachęcam do obejrzenia dwóch filmów:

http://video.google....559786573345621 UFO to Fakt. Standard wypowiedzi ludzi zwizanych z wojskiem. Czesto wysoko postawionych.

http://video.google....393514949778004 Drug. Podobnie jak wyzej. Ale dluzszy i zwieksza iloscia wypowiedzi.

 

Obcy nie mogą wyglądać tak jak my:
 

Dr Harley Lineweaver oświadczył niedawno, iż według jego opinii, nie powinniśmy się spodziewać spotkania z istotami, których inteligencja rozwijała się w sposób podobny do naszego. Spodziewając się sygnałów od istot z kosmosu, powinniśmy szerzej spojrzeć na ich naturę, a także ewolucję, bowiem jak dodał naukowiec: Ludzka inteligencja zdaje się być tym, czym jest z nazwy - specyfiką tego jednego gatunku.

Istoty pozaziemskie nigdy nie skontaktują się prawdopodobnie z nami w sposób, który zrozumiemy, a to z powodu ich inaczej rozwiniętej w procesie ewolucji inteligencji. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy porzucać próby poszukiwania życia w kosmosie – oświadczył niedawno astronom z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego.

Harley Lineweaver w swej przemowie przeanalizował sposoby, poprzez które rozwijało się życie na Ziemi. Wykazał także, że żaden inny organizm spotykany na naszej planecie nie wykształcił inteligencji zbliżonej do człowieka, co czyni wysoce nieprawdopodobnym fakt, iż pozaziemskie formy życia mogą myśleć w sposób zbliżony do naszego czy wręcz rozwijać podobne technologie.

- Jeśli ludzka inteligencja byłaby na tyle użyteczna, powinniśmy widzieć wiele jej niezależnych przykładów w biologii i zarazem moglibyśmy wówczas wskazać wiele stworzeń, które na poszczególnych kontynentach wypełniałyby „niszę inteligencji”. Nie możemy jednak tego zrobić. Ludzka inteligencja wydaje się być tym, czym jest – specyfiką tego gatunku – powiedział Linewaever.

Lineweaver mówił, iż ogólny trend natury w kierunku rozwoju coraz większych mózgów jest dowodem na naturalną ewolucyjną tendencję w kierunku coraz większej inteligencji.

- Skamieliny wskazują wyraźnie, iż ludzka inteligencja nie jest zbieżną cechą ewolucji – czymś, co każda z form życia osiągnie w swoim czasie. W przeciwieństwie do tego, ludzie są unikalni, tak samo jak każdy inny gatunek.

Mimo wątpliwości, co do faktu pojawienia się podobnej do ludzkiej inteligencji na innych planetach, dr Lineweaver wierzy, iż ludzie powinni dalej poszukiwać istot pozaziemskich.

- Jestem zwolennikiem SETI – mówi – ponieważ mogę mylić się, co do tego, jak najlepiej interpretować dowody na istnienie ET i ponieważ SETI jest projektem względnie tanim. SETI jest eksplorowaniem nowych wymiarów kosmosu za pomocą nowych instrumentów – znanym przepisem na naukowe odkrycie.

Tłumaczenie i opracowanie: Serwis NPN

Źródło: Australian National University.

 

Ja tak co prawda uwazam od dawna. Ale większość "ufologów", nie daje sobie przemówić do rozumu. Nie wykluczam co prawda istnienia szarych ludzików, mających problemy z rozmnarzaniem poprzez podział komórki, ale watpliwie zeby wszystkie obce rasy tak mialy wygladac...
 

SETI: Otrzymano tajemniczy sygnał PDF Drukuj Email
17.01.2008.
Radioteleskopy w Australii otrzymały tajemniczy sygnał radiowy, który poruszył wielu naukowców… Mimo braku jednoznacznej odpowiedzi odnośnie tajemniczego krótkiego sygnału, wciąż aktualne pozostaje pytanie jak i gdzie poszukiwać śladów inteligencji pozaziemskiej?


Na całym świecie naukowców poszukujących życia pozaziemskiego poruszyła wiadomość o tajemniczym sygnale radiowym zarejestrowanym w grudniu 2007 roku.

Szef projektu SETI Seth Szostak oświadczył, że krótki sygnał początkowo zainteresował wielu naukowców, którzy uważali go wówczas za odpowiedniego kandydata na sygnał od ET. Jak oświadczyli naukowcy tajemniczy sygnał radiowy zarejestrowano nie na Portoryko, jak wcześniej donoszono, ale w Australii.



Dan Wertheimer z UC Berkeley SETI Project oświadczył, iż jeśli nawet otrzymamy sygnał od pozaziemskiej cywilizacji, może on nigdy nie zostać do końca odczytany.

- Nie będziemy prawdopodobnie w stanie go zrozumieć - dodał. Będziemy wiedzieć, iż ktoś się tam znajduje, ale nie dowiemy się nic o ich cywilizacji.

Tymczasem Seth Shostak uważa, iż w przyszłości nowe techniki pozwolą naukowcom na odnalezienie właściwej drogi.

- Jestem ostrożnie optymistyczny, iż odnajdziemy coś do 2025 roku - powiedział Shostak. Osobiście nie boję się sygnałowania naszej obecności w kosmosie, może obcy są przyjaźni, a może nie - kto wie. A nawet jeśli są wrogo nastawieni, dzieli ich od nas daleka droga.

Zgodnie ze sławnym równaniem Drake'a szacowana liczba inteligentnych cywilizacji tylko w naszej galaktyce wynosić może 10.000. Najbliższa z nich znajduje się zapewne jednak bardzo daleko, zaś naukowcy ostrożnie podchodzą do kwestii nawiązania możliwego kontaktu z ET.

- Nie uważam, że Ziemianie powinni wysyłać teraz sygnały w kosmos - stwierdza Wertheimer. Jesteśmy rozwijającą się cywilizacją, dopiero wchodzącą do gry...

Dan Wertheimer wyraził się o tajemniczym sygnale, iż choć nie jest do końca zrozumiały, może mieć naturalne pochodzenie. Nie został on rozpoznany jako sygnał od inteligencji pozaziemskiej, choć sieć radioteleskopów Allen Array w Kalifornii szuka obecnie większej ilości podobnych mu sygnałów.

Tłumaczenie i przygotowanie: Serwis NPN

 

 

Rownanie Drake'a, trzeba traktowac troche z przymrozeniem oka. Duzo nie wiadomych. Jednak podstawiajac, nawet bardzo psesymityczne dane, mozna dojsc do interesujacych wynikow.
 

Wywiad z prof. Aleksandrem Wolszczanem


"Można sobie wyobrazić istotki, które wykorzystują energię silnych oddziaływań jądrowych. To przecież nieprzebrane źródło energii. Wykorzystują je gwiazdy, które dzięki reakcjom jądrowym mogą świecić" - mówi w wywiadzie dla DZIENNIKA prof. Aleksander Wolszczan, światowej sławy astrofizyk i astronom, odkrywca pierwszych planet poza naszym Układem Słonecznym.



Anna Piotrowska: Pół wieku temu w dziejach ludzkości rozpoczęła się epoka kosmiczna. 50 lat temu wielu osobom wydawało się, że bardzo szybko podbijemy otaczającą nas przestrzeń. Według niektórych założeń do 2000 roku na Księżycu miały powstać wielkie podziemne miasta. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?

Aleksander Wolszczan: Bo tak stać się nie mogło. Oczywiście, mieliśmy różnego rodzaju wizje, które powstały na fali entuzjazmu zrodzonego z faktu, że udało się tej przestrzeni kosmicznej w jakiś sposób dotknąć. Nie dało się jednak ich zrealizować z kilku powodów. Po pierwsze, dlatego że za eksplorację kosmosu odpowiadali politycy. Jednak z drugiej strony to, co się udało osiągnąć w dziedzinie eksploracji Układu Słonecznego na przykład przy pomocy sond, jest także wynikiem politycznej motywacji sowieckiej i amerykańskiej, by brać sie za bary w wyścigu o dominację w przestrzeni okołoziemskiej.
Za wszystkim stali wojskowi, którzy byli zainteresowani projektowaniem oraz budową coraz potężniejszych silników rakietowych, potrzebnych do przenoszenia rakiet balistycznych. W związku z tym w tej eksploracji nie było wizji, gdzie to wszystko ma człowieka zaprowadzić. Istotne było zawojowanie najbliższej przestrzeni, głównie po to, by można było bez przeszkód strącić rakiety balistyczne przeciwnika.

A inne powody, dla których nie mieszkamy jeszcze na Księżycu?
Pieniądze. Tam, gdzie jest motywacja, pojawiają się też fundusze, ale na podbój kosmosu mogły pozwolić sobie jedynie najbogatsze kraje. To na szczęście zaczyna się teraz zmieniać, bo pojawiają się pierwsi prywatni inwestorzy. Uważam, że to bardzo, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że z czasem uda się wytrącić inicjatywę w kwestii badań kosmosu politykom, wojskowym i innym decydentom. Wtedy będzie ciekawie.

No i chyba przede wszystkim nie mamy odpowiedniego sprzętu?
Tak, brak nam odpowiedniej technologii. Nie jesteśmy jeszcze dostatecznie zaawansowani technologicznie, by móc sobie pozwolić na bezpieczne i sprawne podróżowanie po kosmosie, nawet w tej najbliższej przestrzeni okołoziemskiej. Jeśli będzie można poruszać się po orbicie, tak jak po świecie za pomocą samolotów pasażerskich, to wtedy będziemy mogli mówić o zdecydowanym wyjściu człowieka „na zewnątrz” – w kosmos. Na razie każdy start i lądowanie wahadłowca to zaciskanie zębów i trzymanie kciuków. Nasz sprzęt jest jeszcze niesamowicie delikatny i strasznie zawodny. Dzięki niemu daleko nie zajdziemy. A trzeba dążyć do tego, by jego dziesiątki tysięcy elementów działały zawsze bez zastrzeżeń. Niestety, na razie jest jak jest. Trzeba dodać, że już odbywają się mniej lub bardziej śmiałe eksperymenty dotyczące nowatorskich napędów, np. silników jonowych czy fotonowych. Jednak wszystkie te prace są jeszcze bardzo dalekie od ukończenia, to dopiero pierwsze próby.

Ostatnia, czwarta bariera to... my sami. Po prostu nie jesteśmy przystosowani do życia w kosmosie. Jesteśmy istotami bardzo wyspecjalizowanymi, żyjącymi w bardzo wyspecjalizowanym, konkretnym otoczeniu. Paradoks polega na tym, że to kosmos nas przecież stworzył! Jesteśmy produktem biochemicznej ewolucji wszechświata. A tymczasem trudno nawet przewidzieć, jak to będzie, gdy nasi dzielni astronauci polecą na Marsa i spędzą lata w przestrzeni kosmicznej. Nie wiemy, jak taka podróż wpłynie na ich organizmy, czy będzie miała negatywne skutki.

Kiedy kosmiczny wyścig napędzała rywalizacja technologiczna oraz militarna. Co teraz motywuje?
To samo. Nie są to moje własne oryginalne przemyślenia. Sporo osób tak interpretuje założenia nowego planu administracji Busha odnośnie do badań kosmicznych. Mówię o programie powrotu człowieka na Księżyc oraz wyprawie na Marsa. Do pewnego stopnia jest to odpowiedź na chińskie eksperymenty z lotami orbitalnymi oraz rosyjskie plany powrotu na Srebrny Glob. W dalszym ciągu na przeprowadzanie nowych badań kosmicznych namawia amerykańską administrację wojsko. Chodzi o stworzenie kolejnych, coraz potężniejszych napędów rakietowych. Także i dziś program kosmiczny jest doskonałą przykrywką dla tego właśnie rodzaju działań.

Prof. Robert Park z University of Maryland twierdzi, że kosmos nie jest dla człowieka, że powinniśmy go badać wyłącznie za pomocą sond...
To nie jest prawda, poza tym cechuje nas pęd do wracania do miejsc, z których pochodzimy. Teraz tak naprawdę nie wiemy, kim dokładnie jesteśmy. By się tego dowiedzieć, musimy wrócić tam, skąd przyszliśmy. A ponieważ jesteśmy dziećmi Wszechświata musimy znaleźć życie gdzie indziej, porównać je z tym ziemskim.

Robiono wyliczenia, z których wynika, że kosmos powinien tętnić życiem. Ale do tej pory nie udało się go znaleźć. Czy mamy na to szanse?
Optymizm w tej kwestii istniał co najwyżej i nadal istnieje wśród pisarzy science fiction, którzy zaludniają kosmos różnego rodzaju istotami podobnymi do człowieka. Wśród naukowców optymizmu w tej kwestii nigdy nie było. Moim zdaniem mamy dostatecznie dobre powody, by sądzić, że życie, np. w formie mikroorganizmów, jest dość powszechne w kosmosie. Pochodzą one z badań nad ekstremofilami, czyli bakteriami żyjącymi w warunkach ekstremalnych. Jednak nasz przykład dowodzi, że aby powstały istoty inteligentne i rozwinęły zaawansowane technologie, potrzeba specjalnych warunków. Oczywiście, jest to teza pochodząca z tego, co wiemy o nas samych, a jest to statystyka ogromnie niepewna, bo odnosząca się do jednego przypadku.

Z drugiej jednak strony fakt, że jak do tej pory nikt nie odwiedził Ziemi, czyli tzw. paradoks Fermiego (sprzecznoć między wysokimi oszacowaniami prawdopodobieństwa istnienia pozaziemskich cywilizacji a brakiem jakichkolwiek obserwowanych śladów ich istnienia – przyp. red.), jest bardzo wymowny. Może z niego wynikać, że kosmos nie jest zbyt gęsto zaludniony. Może też być tak, że średni czas potrzebny do wykształcenia się cywilizacji istot inteligentnych jest dłuższy od wieku Wszechświata. Niewykluczone też, że nasza cywilizacja rozwinęła się niespotykanie szybko i jest pierwsza we Wszechświecie. A może życie powstaje bardzo szybko, a potem jest bardzo szybko niszczone. Wtedy ten średni czas istnienia cywilizacji byłby krótki. A nam akurat udało się utrzymać wyjątkowo długo. Może być jednak odwrotnie i trzeba poczekać jeszcze kilka miliardów lat, by inteligentne życie zaczęło być powszechne we Wszechświecie.

A może ludzie są zupełnie wyjątkowi? Może ktoś sterował procesem powstania życia na Ziemi ?
Po prostu kosmos mógł tym sterować. Istnieje bowiem wiele dowodów na to, że takie planety jak Ziemia mogą być po prostu zasiewane z kosmosu. Niekoniecznie życiem w gotowej formie, ale związkami organicznymi na tyle zaawansowanymi, by całkiem łatwo mogły z nich powstać pierwociny życia. Oczywiście są to hipotezy, które nie są na 100 procent poparte dowodami. Mamy jednak bardzo ciekawe meteoryty, pieczołowicie rozwalane przez naukowców na drobne kawałki i studiowane pod mikroskopami. Wydobywa się z nich związki organiczne, które są niejako gotowymi półproduktami życia. Wiemy też, że przestrzeń międzygwiezdna jest istnym laboratorium chemii organicznej. Mamy też dość potencjalnych nośników tych produktów. Są nimi meteoryty, komety, planetoidy, które bombardują planety na różnych etapach procesu ich powstawania.

Czy istnieje gdzieś Kosmiczny Siewca?
Wątpię. To znaczy, jak się dotrze do granic poznania i myśli o tym, co jest poza nimi, to można wszystko wymyślić. Nie da się jednak wykluczyć tego, że taki Siewca istnieje. Ale to wszystko dzieje się już poza granicami poznania. Tam nasze metody naukowe nie mają zastosowania, w związku z tym nie da się stwierdzić czegoś na 100 procent. Trzeba poczekać, aż uda nam się pchnąć technikę i metody badawcze trochę dalej do przodu. Z tego punktu widzenia można zwyczajnie powiedzieć, że fakt naszego istnienia na planecie zwanej Ziemią jest konsekwencją chemicznej ewolucji barionowej części Wszechświata, czyli zaledwie 5 procent wszystkiego, co w nim się znajduje. Ale jest to ewolucja od wodoru i helu, poprzez azot, węgiel, tlen, po ciężkie pierwiastki, które powstały w trakcie wybuchów gwiazd supernowych. Niepokojące jest to, że w ten sposób powstało tylko wspomniane 5 procent tego, co nas otacza. Dawni teoretycy nie mieli o tym pojęcia i teraz musimy się borykać z ciemną materią i ciemną energią, które – jak wynika z badań – stanowią 95 proc. zawartości Wszechświata. Tymczasem w ogóle nie wiadomo, co to jest. Nie wiemy zatem, czy jesteśmy w jakiś sposób wyjątkowi i specjalni w sensie pozytywnym. A może my i materia barionowa to wybryk w ewolucji naszego Wszechświata... Warto by się tego dowiedzieć.

Powiedział pan, że podstawowe składniki życia są bardzo powszechne we Wszechświecie. Z kolei uczeni mocno ograniczyli grupę gwiazd, w których sąsiedztwie mogłoby ono powstać. Czy życie może pojawić się na planetach, co do których nie mamy cienia podejrzenia, że może tam przetrwać?
Absolutnie tak! Te wyizolowane przykłady oraz zawężone granice bazują na życiu takim, jakie znamy. To jest dość antropocentryczne podejście do tej sprawy i zupełnie zrozumiałe. Jednak dość często myślę sobie o tym, że tuż obok nas dzieją się różne dziwne rzeczy, których nie dostrzegamy tylko dlatego, że nie jesteśmy wyposażeni w odpowiednie zmysły. Możemy po prostu nie zauważać różnych form życia, zwłaszcza że nie dysponujemy nawet dobrą definicją tego, czym ono jest. Zresztą skąd mieliśmy ją wziąć, skoro znamy tylko jeden przykład życia. Być może istnieje jego bardziej ogólna definicja, generalna i uniwersalna. Zapewne obejmuje ona także istoty, o których istnieniu nie mamy jeszcze pojęcia.

Skoro mogą istnieć formy życia, których nie potrafimy dostrzec, czyż nie istnieje ryzyko, że ich nigdy nie odkryjemy?
Tak, takie stworzenia mogą być obok nas, a my nawet nie przypuszczamy, że to życie. Tak też może być.

To trochę przykre.
Przykre? Raczej fascynujące! Teraz trochę pofantazjuję. To, ile żywych istot jesteśmy w stanie dostrzec wokół nas, zależy od naszego poziomu rozwoju, postępu w nauce. Tak właśnie jest. Zaczęliśmy od postrzegania świata "optycznego", czyli dostrzegalnego w zakresie światła widzialnego. Ludzkie oczy są odpowiedzią ewolucji na rodzaj fal elektromagnetycznych, jakie docierają do Ziemi. Potem stworzyliśmy odpowiednie technologie i poszerzyliśmy granice naszej percepcji. Najpierw przyszła radioastronomia. Dzięki niej zaczęliśmy postrzegać Wszechświat w zakresie fal radiowych. Potem nadszedł czas promieni Roentgena i promieni gamma, znów zobaczyliśmy więcej rzeczy w kosmosie. Dzięki wykorzystaniu technik satelitarnych zaczęliśmy widzieć Wszechświat w zakresie tzw. wysokich energii i dostrzegać cząstki promieniowania kosmicznego. Powstały teleskopy cząstek, dzięki którym rejestrujemy neutrina i inne cząstki elementarne. Teraz jesteśmy u progu narodzin astrofizyki fal grawitacyjnych, wkrótce zaczniemy widzieć Wszechświat w zakresie fal grawitacyjnych (fala grawitacyjna to fala powstająca w polu grawitacyjnym, zmarszczka czasoprzestrzeni przemieszczająca się z prędkością światła – przyp. red.). Ale to nie wszystko. Przypuszczam, że w miarę upływu czasu i postępu w nauce otworzą się kolejne okna, przez które będziemy mogli oglądać Wszechświat i przez które, być może, uda nam się zobaczyć życie.

Już teraz wiemy, że życie może istnieć w warunkach, które wydają się być zabójcze, np.

w kominach hydrotermalnych na dnie oceanów.
To prawda, ale to w dalszym ciągu jest życie bazujące na węglu oraz chemii takiej jak nasza.

Kiedyś pojawiła się idea życia opartego na krzemie?
Tak, to dość popularna idea. Jednak z punktu widzenia definicji życia takiej, jaką dziś się posługujemy, krzemowe życie nie może zbyt dobrze funkcjonować. Jeżeli połączymy jeden atom węgla z dwoma atomami tlenu, otrzymamy dwutlenek węgla, który na Ziemi w temperaturze pokojowej jest gazem. Gdybyśmy podobną operację chcieli przeprowadzić z atomem krzemu, wówczas otrzymalibyśmy piasek, który właściwie do niczego specjalnie się nie nadaje. Choć to kusząca wizja, to z punktu widzenia życia jakie znamy, krzem nie jest dobrym surowcem.

Istnieją jakieś alternatywy?
Trzeba spojrzeć na tę kwestię bardziej ogólnie. Życie zawsze potrzebuje jakiegoś budulca oraz energii, która będzie je napędzała. Dla znanego nam życia ta energia jest potrzebna, by – kolokwialnie mówiąc – trzymać w kupie skomplikowane cząsteczki organiczne, które są bardzo niestabilne. Żeby się nie rozpadły, potrzebny jest ciągły dopływ energii. Na tym opiera się ziemska biochemia na najbardziej podstawowym poziomie. Jesteśmy zatem istotami, które życiodajną energię czerpią z oddziaływań elektromagnetycznych, czyli energii wiązań cząsteczkowych, którą nazywamy po prostu energią chemiczną.
Jeśli uznamy, że ta zasada odnosi się też do tego innego życia, to pojawiają się przed nami nowe możliwości. Można sobie wyobrazić istotki, które wykorzystują energię silnych oddziaływań jądrowych. To przecież nieprzebrane źródło energii. Wykorzystują je gwiazdy, które dzięki reakcjom jądrowym mogą świecić. Te organizmy mogłyby wykorzystywać energię, która spaja jądro atomowe, a to są naprawdę potężne siły. Takie istotki miałyby rozmiary atomów. A skala czasowa ich życia byłaby taka, że chwila, w której wypowiadamy dwa zdania, to wiele generacji tych stworzeń. Można sobie wyobrazić też inne nieprawdopodobne istoty, na przykład całkowicie niematerialne, żywiące się energią grawitacyjną. Mogłyby one zajmować pół galaktyki i żyć dłużej niż Wszechświat. Ale to też jest możliwe, chociaż zdaję sobie sprawę, że brzmi jak science fiction.

Czy te ostatnie istoty mogłyby być Kosmicznymi Siewcami?
Oczywiście. Na temat form życia można niemal dowolnie fantazjować, a przy tym nadal poruszać się w kręgu sensownej nauki.


prof. Aleksander Wolszczan, światowej sławy astrofizyk i astronom, odkrywca pierwszych planet poza naszym Układem Słonecznym, wykłada na amerykańskim Penn State University oraz Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.


Aleksander Wolszczan, ur. 29 kwietnia 1946 w Szczecinku, studiował astronomię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, od ponad 20 lat pracuje w Stanach Zjednoczonych.

We wrześniu 1991 roku odkrył pierwszy układ planetarny poza naszym Układem Słonecznym. Za pomocą największego na świecie radioteleskopu Arecibo (w Portoryko) zaobserwował ciała niebieskie krążące wokół pulsara PSR B1257+12 w konstelacji Panny, którą od Ziemi dzieli ok. 1,5 tysiąca lat świetlnych. Doniesienia na temat tych odkryć opublikowały wiodące tygodniki naukowe "Nature" i "Science".

W lutym 2005 roku ogłosił, że wraz z dr. Maciejem Konackim, innym polskim astronomem pracującym na amerykańskiej uczelni, odkrył w tym samym układzie kolejną, czwartą planetę. Jest ona znacznie mniejsza od pozostałych i spowija ją obłok gazowego pyłu.

W maju tego roku wraz z grupą amerykańskich i polskich astronomów dokonał kolejnego odkrycia. Tym razem zaobserwował planetę oznaczoną symbolem HD 17092 b w gwiazdozbiorze Perseusza. Krąży ona wokół gwiazdy HD 17092, która jest tzw. czerwonym olbrzymem, dziesięciokrotnie większym od Słońca. Wyniki tych badań zostaną opublikowane w listopadzie w specjalistyczny piśmie "Astrophysical Journal".
 

 

A czasami mamy cos takiego. Nie powiem zeby to byli obcy. Ale mozemy sobie postawic hipoteze ze to Aurora albo TR-3B. Albo cos jeszcze innego. Albo zwykly fotomontaz.
No ale tak czy inaczej, kazdy srednio-inteligentny czlowiek wie, ze USA prowadzi wiele nieoficjalnych projektów o których nikt, poza najwyzej postawionymi osobami w rzadze nie ma pojecia.
Tak przeciez powstału U-2 (samolot szpiegowski) SR-71 Black Bird, F-117 i B-2, (ze innych projektów nie wymienie, bo interesowałem sie tylko lotnictwem). Nie jest tajemnica ze Lockheed Martin, posiada wydział do prac nad takimi projektami (Skunk Works).
Nie jest tez tajemnica ze Po dzisiejszy dzien nie sa znane konstrukcyjne szczegoly nt. B-2.
 

 

 

Watykan deklaruje - Obcy istnieją!

Prałat Corrado Balducci, członek watykańskiej kurii teologicznej i informator Papieża wystąpił w ostatnim czasie pięciokrotnie w narodowej włoskiej telewizji proklamując, że pozaziemski kontakt jest autentycznym zjawiskiem.

Balducci dostarczył analizy kosmitów i jak powiedział, twierdzi on, że obraz obcego jest zgodny z teologią kościoła katolickiego. Prałat Balducci podkreślił, że obcy przybysze "NIE są demoniczni, NIE są tu z powodu psychicznego szkodzenia nam, choć spotkania z nimi muszą być studiowane ostrożnie." Odkąd Prałat Balducci jest ekspertem demonologii i doradcą Watykanu i odkąd Kościół historycznie zdemonizował wiele zjawisk które nie były dobrze rozumiane, jego wypowiedzi dotyczące obcych przybyszów i Kościoła są nadzwyczajne w dziejach.

Balducci ujawnił że Watykan cicho śledzi fenomen UFO. Informacje wskazują, że Watykan otrzymuje dużo informacji o pozaziemskich bytach i ich kontaktach z ludźmi na ziemi. Informacje te napływają z Nuncjatur (ambasad Kościoła) z różnych krajów. Balducci jest członkiem grupy, która działa jako doradcy Watykanu do spraw kontaktów i wzięć ludzi przez obce byty. Temat Obcych Cywilizacji leży w zakresie ich działań i co się z tym wiąże prawdopodobnie również duchowe znaczenie tej kwestii.

Równolegle napływające informacje od naukowca Dr. Michaela Wolfa członka Rady Bezpieczeństwa Narodowego oraz podkomisji SSG NSC jak również od watykańskiego specjalisty Ojca Malachi Martina - sugerują, że Watykan jest zaniepokojony, że w jego rękach będzie leżało wyjaśnienie sytuacji doktrynalnej w momencie kiedy światowy rząd autorytatywnie ogłosi za kilka lat, że kontakt został nawiązany.

 

 

 

Cos dla tych co traktuja Watykan/kosciol jak ostateczna wyrocznie.
http://www.ufodisclo...itbalducci.html

Sa jeszcze dostepne odtajnione akta rzadów Irlandii, Francji i zdaje sie ze Wlk. Brytanii. Niestety nie udało mi sie wygooglowac skanów.
 

W marcu 2001 roku, egipski dziennikarz Rose El–Yussuf opublikował to zdjęcie podając je jako jeden z największych dowodów interakcji pozaziemskich istot w starożytny Egipt i możliwość ich wpływu na budowę piramid. W reportażu informuje iż w latach 80, egiptolog Louis Caparat miał odkryć komnatę w wielkiej piramidzie Cheopsa w której, w przezroczystym sarkofagu, z kryształu miała znajdować się mumia humanoidalnej istoty pozaziemskiej.

Wewnątrz grobowca ponoć znaleziono papirus zapisany w języku staro-egipskim. Dokument ten został przetłumaczony i mówił o zejściu na ziemie „istot z gwiazd” i ich koegzystencji z Egipcjanami. Mieli oni zaprojektować piramidy i przekonać Egipcjan do ich konstrukcji, jako miejsce poświęcone świętemu spoczynkowi.

Caparat skontaktował się z biologiem, Francisco de Bragą, który miał pobrać próbki krwi oraz komórek z mumii i zabrać je dla testów DNA. Jednakże gdy doktor Braga zacumował w Kairze został pochwycony przez ministerstwo do spraw bezpieczeństwa Egiptu. Bez żadnych wyjaśnień doktor Braga został zapakowany do samolotu lecącego do Madrytu i zostało mu nakazane zapomnienie o całym zajściu. Mówi się jako że mumia miała zostać skonfiskowana i zabrana przez egipską armię, jednak żadne źródła nie potwierdzają ten informacji. Pozostało jedynie to zdjęcie.

 

 

 

Rzeczona mumia. Nie no wg. mnie to dalej dziecko z wodogłowiem, ale moze kogos zainteresuje.
 

Indie. Kraj czterdziestu tysięcy bogów. Nic dziwnego, że w tak licznym gronie dochodziło do konfliktów, bogowie ścierali się ze sobą wykorzystując do tego najnowocześniejszą technikę, najbardziej niszczycielską broń. Korzystając ze swych latających pojazdów zwanych vimanami siali zniszczenie nie tylko w Kosmosie, ale i na Ziemi, czego barwne opisy znajdziemy w starożytnym tekście Srimad Bhagawatam [Bhagawata Purana].

Pośrodku tych konfliktów zawsze znajdował się człowiek. Nie był li tylko przypadkową ofiarą boskich wojen. Często bywało i tak, że siły bogów wzajemnie się równoważyły i o zwycięstwie decydowała ludzka armia. Wierna rozkazom swych boskich dowódców brała udział w 'świętej [tylko w ich mniemaniu] wojnie', szła do bitwy, która mogła się skończyć tylko masakrą. Do bitwy, w której bogowie wytoczyli najcięższe działo - energię atomu.

Opisy wojen bogów są rzeczą powszednią we wszystkich mitologiach świata. Teksty indyjskie wyróżniają się jednak swoją wymownością i wiekiem. Pierwotne wersje niektórych eposów z subkontynentu datuje się na wiele tysięcy lat. Pora, więc przyjrzeć się wybranym fragmentom tych ksiąg i orzec, czy aby na pewno są to tylko wytwory bujnej wyobraźni naszych przodków, czy też mamy tu do czynienia z zapisem wydarzeń rzeczywistych, z reporterską relacją, którą uznajemy za bajkę, dlatego tylko, że nie dopuszczamy do siebie myśli, iż bogowie istnieją naprawdę - jako istoty z krwi i kości.



1. Mahabharata [księga Mausalaparwan]

Wyrzucono pojedynczy pocisk załadowany całą energią wszechświata. Żarzący się słup dymu i płomienia, jasny jak dziesięć tysięcy słońc, wzniósł się w całej swej wspaniałości... Była to nieznana broń, żelazny grom, gigantyczny wysłannik śmierci, który w popiół obrócił wszelki lud Vrishni i Andhaka... Ciała były tak spalone, ze nie dawały się rozpoznać, włosy i paznokcie odpadły, gliniane naczynia rozpadły się bez żadnej widocznej przyczyny, a pióra ptaków stały się białe. W ciągu jednej godziny wszystkie potrawy stały się niejadalne... w ucieczce od owego ognia żołnierze rzucili się do strumieni, aby obmyć swoje ciała i sprzęt...

[ta bron]...odrzuciła tłumy [wojowników] razem z ich rumakami, słoniami, pojazdami naziemnymi i ich bronią, jak gdyby były to suche liście drzewa. Odrzuceni podmuchem...wyglądali pięknie, jak ptaki w locie... odlatujące z drzew...

I jak? Gdyby nie kilka archaicznych sformułowań można by pomyśleć, że mamy tu do czynienia ze współczesną relacją z ataku nuklearnego na maszerującą armię. Z opisu, który należy datować na jakieś 2 do 6 tysięcy lat jasno wynika, iż Amerykanie bombardujący Hiroszimę nie byli pierwsi - już w starożytności ludzkość miała do czynienia z podobnie niszczącymi działaniami.

Co ciekawe, powyższy fragment pozwala wysnuć szczególnie interesujący wniosek. Osoba, spisująca tę relację zdaje się rozumieć istotę zdarzenia, które opisuje, wydaje się znać zasadę działania bomby atomowej. Bo czyż można lepiej określić istotę reakcji jądrowej, niż słowami 'cała energia wszechświata'? W końcu, zachodząca w czasie wybuchu reakcja jądrowa polega na rozerwaniu wiązań atomowych, a cóż, jak nie ta energia, trzymająca w kupie wszelką istniejącą materię, może być tak określona?

Dalszy opis jest również jak najbardziej rzeczowy i zgodny z faktycznym biegiem wydarzeń w czasie wybuchu jądrowego. Mamy, więc majestatycznie wznoszący się ku niebu słup ognia, a później dymu - któż z nas nie widział wspaniałych [aczkolwiek tylko wizualnie] zdjęć z prób jądrowych na wojskowych poligonach. Mamy spalone, rozpadające się w oczach ciała i przedmioty - dla lepszego wyobrażenia sobie piekła, jakie wywołał taki atak obejrzycie sobie pamiętną scenę z placu zabaw w Terminatorze 2... W tym też filmie użyto sformułowania 'dzieci, jak ze spalonego papieru'. Tu mamy, przy okazji opisu fali uderzeniowej niszczącej wszystko, co stanie jej na drodze równie wymowne określenie: 'jak gdyby było to suche liście z drzewa'.

Co do zastosowanej techniki, mowa o 'żelaznym gromie'. Czy może to być wskazówka, iż chodzi tu o bombę taką, jaką znamy - zamkniętą w metalowej puszce, a nie jakąś super wymyślną machinę rodem ze Star Treka? Być może, faktem jest natomiast to, iż... wiedziano, co robić. Zdawano sobie sprawę ze skażenia radioaktywnego, z tego, iż żywność w obszarze skażenia nie nadaje się do spożycia. Ba, można przypuszczać, iż istniały wówczas przepisy BHP na wypadek takiego ataku, można sobie nawet wyobrazić apel, na którym tysiące żołnierzy wysłuchuje wykładu na temat sposobów zminimalizowania zagrożenia spowodowanego opadem radioaktywnym: 'obmyć swoje ciała i sprzęt'. Potwierdza to kolejny fragment:

Grom opadł i stał się drobnym pyłem. Aby ujść przed tym ogniem, żołnierze rzucili się do rzek, aby obmyć ciała i zbroje.

A propos sprzętu, chciałbym wtrącić tu małą dywagację. Mahabharata mówi nam o 'pojazdach naziemnych', Biblia w księdze Hioba opisuje 'krokodyla' i 'hipopotama', które bynajmniej nie są zwykłymi zwierzętami, ale zbudowanymi z metalu machinami wojennymi. Wreszcie w Chinach odnajdujemy następującą charakteryzację machin wojennych: 'Ich głowy były z brązu, a czoła z żelaza. Miały ludzkie oblicza, ale ciała zwierząt'. Czy tak mogły wyglądać antyczne pojazdy opancerzone?

Oto inny fragment:

Dwa takie pociski spotkały się w powietrzu. Wówczas ziemia wraz z wszystkimi górami, morzami i drzewami zaczęła dygotać, a wszelkie żywe stworzenia zostały porażone energia tej broni i ogromnie ucierpiały. Niebo stanęło w ogniu, a dziesięć stron horyzontu napełniło się dymem...

Tu mamy coś jeszcze lepszego! Coś na miarę systemu wojen gwiezdnych, jaki planują stworzyć Amerykanie, a jeśli nawet nie, to i tak system obrony przeciw rakietowej w czasach odległych o tysiące lat wstecz jest czymś niezwykłym. Przy okazji poprzedniego cytatu sugerowałem, iż mamy do czynienia z bombą atomową. Tu, z całą pewnością mamy opis rakiety balistycznej i jej zderzenia z kontr-pociskiem wystrzelonym przez drugą stronę. Do eksplozji nuklearnej doszło wysoko w atmosferze, a mimo to skutki, jakie zdarzenie to wywołało budzą respekt. Ognista fala uderzeniowa dotarła do powierzchni zasnuwając niebo dymem i płomieniami. 'Wszelkie żywe stworzenia [...] ogromnie ucierpiały' - nawet, jeśli nie zginęły od żaru i płomieni, to wyniszczyła je choroba popromienna...

2. Mahabharata [księga Dronaparwan]

Było tak, jakby wszystkie żywioły zerwały pęta. Słońce kręciło się w kółko. Wypalony ogniem broni świat zataczał się w gorączce. Rozszalałe słonie biegały tam i z powrotem w poszukiwaniu schronienia przed potwornym żarem. Woda stała się gorąca, zwierzęta zginęły, wróg padł jak podcięty kosą, a huk ognia powalił szeregi drzew. Słonie ryczały straszliwie i martwe padały na ziemię, ich ciała ścieliły się na dużym obszarze. Konie i wozy bojowe sp...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin