Rozdział 14
EDWARD
– Czy ciebie do reszty popierdoliło? Odjebało ci? Co ty do kurwy nędzy opierdalasz tu za szopkę? Gdzie jest Bella? Dlaczego Jacob jest taki załamy, że po raz pierwszy w życiu chyba jest mi go żal? I w ogóle dlaczego masz minę jakbyś kurwa zrobił interes życia albo jakbyś co najmniej wziął dwie działki i teraz był w błogim stanie ukojenia na Hawajach.– i co ja w ogóle mówię. Z wściekłości totalnie mi odjebało. Ale nie mogę wytrzymać.
– Wow… synu to chyba twój najdłuższy monolog wysłany do mnie od trzech lat. Jestem z ciebie dumny. A teraz tak na poważnie to o co ci chodzi. Bo wybacz, ale nie kumam.– nie kumam?? od kiedy mój ojciec tak mówi?
– Ja ci dam nie kumam.– nie wiem jakim cudem ale stałem już twarzą przy nim i miałem ochotę porządnie mu sypnąć.– Gdzie jest Bella?– no dobra może na spokojnie się da.
– A o to ci chodzi. Bella jedzie właśnie do szpitala psychiatrycznego w Pheonix. Tam powinna dojść do siebie.
– Do czego jedzie?? Kurwa!! Miałeś jej tego nie robić. Ona sama sobie tam nie poradzi. Takie miejsca ją przerażają. Będzie jeszcze gorzej!
– Carslie on ma racje. Po raz pierwszy zgadzam się z twoim synem. Ona tam nie wytrzyma dwóch minut. To jej rozwali i tak już rozpierdoloną psychikę. Sprowadź ją tu z powrotem bo sam po nią pojadę i dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny.– no i do akcji wkroczył Jacob, ale jak on to zrobił, że jest taki opanowany. Nie wiem. Jego o to zapytajcie.
– Nie ma mowy. Zostajecie oboje tutaj. Ale zobaczcie tragedia zmusiła was do współpracy. Powinienem się cieszyć.– zaraz mu przyłożę.
– Tato do jasnej cholery! Sprowadź ja tu z powrotem zabijesz ją tym. Nie dociera to do ciebie.– jeny. Jak ja go nienawidzę.
– Carsli oddaj mi ją!! Proszę…– Jacob był załamany. Jakby uszły z niego emocje.
– Jacob nie. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę. A teraz opuście mój gabinet bo mam dużo pracy.
– Nigdzie stąd nie idę do póki nie zadzwonisz do karetki i nie powiesz, ze mają wracać!– chwyciłem ojca za koszulę i już chciałem mu przyłożyć.
– Edward nie rób tego. On nie jest tego wart.– poczułem na dłoni silny uścisk Jacob’a. Byłem mu za to cholernie wdzięczny.
– Tak masz racje, ale jego już nie było w gabinecie, usłyszałem tylko głuchy trzask zamykanych drzwi. Gdzie on kurwa mać poszedł. Puściłem ojca i wyszedłem za starym kumplem. Widziałem jak szybkim krokiem zbliża się do wyjścia. Był zgarbiony tak jakby chciał stłumić jakieś silne uczucie. Był już na klatce schodowej prowadzącej na szpitalny parking.
– Jacob gdzie ty do huja idziesz co??– dogoniłem go już na parkingu i zatarasowałem drogę.
– A jak myśli? Jadę ją odbić. Obiecałem jej, że jej nie zostawię. Ona nie chce tam jechać. Boi się tego. I wiem, że jej tam nie pomogą bo ona zamknie się w sobie i nie da nikomu do siebie dojść. A ja ją kocham i nie dam jej skrzywdzić bardziej niż już jest. Rozumiesz?– był strasznie zmęczony, a jednocześnie widziałem, że podjął już decyzję i że nic z tym nie zrobię. Mogę mu tylko pomóc. Chciałem mu to powiedzieć, ale jego już nie było. Za to zbliżał się do swojego motoru.
– Jacob poczekaj!!– szybko do niego dobiegłem.– chyba nie myślisz, że w takim stanie pozwolę ci prowadzić, a zwłaszcza prowadzić to.– tu wskazałem na jego motor.
– Hehe… nie zatrzymasz mnie. A ja nie chce ci znów skopać tyłka także lepiej już idź.– sięgnął ręką po kask.
– Pomogę ci, ale chodź. W przeciwieństwie do ciebie ja trochę spałem i nie jestem zmęczony. A ty powinieneś się zdrzemnąć. Zadzwonię tylko do Alice, żeby zarezerwowała nam bilety na samolot.
– Dlaczego to robisz?– patrzył się na mnie jak na debila. Hehe… no cóż chyba mimo wszystko nim jestem.
– Bo chce jej pomóc. Widzę, że ci zależy i że mówisz prawdę. Chce pomóc. Chce jej udowodnić, że może mi zaufać tak jak tobie.
– Edward ja ją kocham. Rozumiesz? Nie chce jej stracić.– cierpi a ten widok jest nie do zniesienia nawet jak dla takiego kolesia jak ja.
– Ok… Rozumiem. Chodź.– powiedziałem i ruszyłem w kierunku samochodu. Usiadłem za kierownicą i przekręciłem kluczyk. Widziałem jak stoi na tym parkingu i nie wie co ma robić. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Blady, załamany a czarny strój nadawał mu tylko jeszcze większego zmęczenia. Po jakiś pięciu minutach ruszył w kierunku samochodu i wsiadł do niego.
– No w końcu stary myślałem już, że chcesz umrzeć na tym parkingu.
– Kiepski żart.– odparł sztywno, a ja ruszyłem z piskiem opon.
JACOB
Siedziałem w samochodzie razem z Edwardem. Swoją drogą to dość dziwna sytuacja. Dwaj najwięksi wrogowie od trzech lat starają się uratować dziewczynę, którą oboje skrzywdzili. Totalny absurd. Mimo wszystko i tak nie wiedziałem co robić. Miałem totalny mętlik w głowie, przez którą przewijały się falami obrazy z ostatnich dni.
– Jacob?– usłyszałem gdzieś w oddali
– Jacob?!!– znowu, ocknąłem się z zamyślenia.
– Tak??– byłem trochę zdezorientowany.
– Alice się pyta czy może lecieć z nami. Chce nam pomóc.– jeszcze jej nam brakowało, ale jest dziewczyną może mogłaby nam pomóc. Zrobię wszystko, żeby ją odzyskać.
– Tak, jasne. Każdy się przyda do pomocy.– uciąłem, krótko. A on wrócił do rozmowy telefonicznej z siostrą. Po chwili jednak skończył i przyjrzał mi się uważnie.
– Coś nie tak?– spytałem.
– Nigdy bym nie pomyślał, że oboje moglibyśmy ją ratować.
– Tak ja też…
BELLA
Czułam się jakby mi za chwilę miało rozsadzić czaszkę od środka… Gdzie ja do cholery jestem? Miałam w głowie czarną dziurę. Ostatnie co pamiętam to jakieś urywki kiepskiego filmu. Tylko chwila… dlaczego ja w nim gram główną rolę?! Jacob, Ja, Jacob, Carslie i dwóch łysoli.
Nagle przez moje ciało przeszedł zimny deszcz jakby mnie ktoś nagle z ciepłego pomieszczenia wystawił na dwór i kazał marznąć. Co się u licha dzieje… moje ciało było jak z łupanego kamienia a powieki z ołowiu. Za Chiny ludowe nie chciały się otworzyć. Co się dzieje?
Usłyszałam to samo miarowe pikanie. No tak pewnie znowu jestem podłączona to tych zasranych rurek. Dlaczego to urządzenie nie może zrobić: piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii… i było by po sprawie. Nie wiem ile czasu tak leżałam, ale nagle słyszałam głosy jakiś dwóch facetów.
– Wiesz dlaczego w ogóle Carslie po nas zadzwonił? Przecież ewidentnie było widać, ze ten koleś który koło niej siedział chciał się nią zająć. Boże jego mina była jakby mu ktoś nóż w plecy wbił jak tam weszliśmy. – w jego głosie było czuć jakieś dziwne wyrzuty sumienia, jakby zupełnie nie chciał czegoś robić, ale musiał.
– A co mnie to obchodzi. Stary wzięliśmy ją bo widocznie była taka potrzeba. Spójrz na jej ręce. Nikt normalny nie używa żyletki zamiast głowy! W ogóle, jest całkiem ładna, jak na idiotkę bez życiowego celu. – ok… koleś ma sporo racji, ale mimo wszystko zabolało.
– Oceniasz ludzi tylko po tym jak wygląda Erick? Wydawało mi się, że nie tylko ona ma w tej karetce przeszłość? – zaczyna się robić coraz ciekawiej. Mogłabym nawet stwierdzić, że zawieszenie między dwoma światami jest całkiem zabawne. Oczywiście tylko do pewnego momentu.
– Spadaj! Wiesz, że zapłaciłem już za to co się wtedy stało. To nie moja wina.
– Tak wiem, ale nie osądzaj innych. Nie wiesz co się stało. Więc nie rań kogoś kto mógł przeżyć w życiu o wiele więcej niż ty sam.
– Ok., ok… Jeny coś ty się zrobił taki adwokacina co?
– Nie nic. Nie ważne…
Zoey.Redbird