Pickart Joan Elliott - Każde nowe jutro(1).pdf

(588 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Joan Elliott Pickart
Każde nowe jutro
Przełożyła Anna Łanowy
109880625.002.png
1
– Weź głęboki oddech, kochanie, żebym mogła to zapiąć. Już! Gotowe.
– O rany! – westchnęła Sheridan. – To jest okropnie ciasne! Czy czegoś tu nie
brakuje? Jest dosyć kuse.
– Tak ma być, kochanie. Lepiej się pospiesz. Twój numer na trapezie wchodzi
za kilka minut.
– W porządku – powiedziała Sheridan, podchodząc do lustra, by lepiej się sobie
przyjrzeć.
„O Boże – myślała – to wygląda wulgarnie.” Jej piersi sterczały ponad
dekoltem różowego, satynowego kostiumu, który był również wysoko wycięty po
obu stronach nóg, odsłaniając jej zgrabne uda. Skandaliczne! Sztywne, białe
falbany, spiętrzone z tyłu, przypominały jej parę fantazyjnych, dziecięcych
majteczek.
Krótki śmiech wyrwał się z ust Sheridan, a jej wielkie, niebieskie oczy iskrzyły
się rozbawieniem. To wszystko było tak niesamowicie absurdalne, że mogła tylko
śmiać się z sytuacji, w której się znalazła. Oto ona, doktor Sheridan Todd,
psycholog specjalizujący się w problemach dzieci niepełnosprawnych w jednej z
najpoważniejszych prywatnych szkół w kraju, ma za chwilę zawisnąć na trapezie
ponad tłumem bywalców kasyna w Las Vegas! To było absolutne, totalne
szaleństwo!
– Dobrze, oto wielkie nic – powiedziała, poklepując ciężki kok na głowie, żeby
upewnić się, że jest na swoim miejscu.
Sheridan wyprostowała się do swojej wysokości metra sześćdziesięciu, a potem
wymaszerowała z garderoby. Właściwie nie maszerowała, ale szurała nogami,
kurcząc palce stóp, aby nie zgubić pantofli z różowej satyny, które były na nią
trochę za duże. Pomyślała, że musi pamiętać o tym, żeby skręcić Janet kark za
wpakowanie jej w ten cały cyrk. Janet, ta nędzna kreatura, zagrała na jej sympatii i
przeprowadziła błyskawiczne natarcie trzema szklankami wina na pusty żołądek
tak, że cała sprawa wydała się Sheridan zupełnie naturalna.
„I co w tym trudnego? – mówiła Janet błagalnym głosem.
– Po prostu przez cztery godziny posiedzisz na małej, przyjemnej huśtawce i
pozwolisz Janet pojechać z chłopcem na biwak. Już samo to było szaleństwem.
Ludzie uciekali do, a nie z Las Vegas, poza tym Janet nie miała pojęcia o trudach
życia na łonie natury, ale jej aktualny ukochany był typem plenerowym. „Proszę,
109880625.003.png
Sheridan, proszę, zastąp mnie w Big Topie” – błagała Janet. „Proszę, częstuj się
jeszcze winem.” I w końcu Sheridan pokiwała głową z grymasem na twarzy
mówiąc: „Do diabła, dlaczego nie?”
Hałas w kasynie był ogłuszający, rzędy automatów do gry przewijały małe
obrazki za szklanymi ekranami, ludzie śmiali się i rozmawiali bardzo głośno.
Kelnerki biegały, oferując darmowe drinki, monotonny dźwięk głosów wołających:
„Proszę o zakłady” brzęczał nieprzerwanie wokół stolików pokrytych zielonym
suknem. Wydawało się, że wszyscy świetnie się bawią i Sheridan miała nadzieję,
że nie zauważą szalonej osóbki fruwającej ponad nimi.
– Idź do drabiny, kochanie – powiedziała garderobiana.
– Barney pójdzie z tobą na górę i przygotuje cię do startu.
– Cudownie... kochanie – wymamrotała Sheridan, czmychając w stronę
drabiny. „Na Boga, Janet ma olbrzymie stopy – myślała. – Jak, do cholery, uda mi
się utrzymać na nogach te pantofle?”
– Barney?
– Tak? Och! Ty nie jesteś Janet!
– Zastępuję ją dzisiaj. Jaki mamy plan?
– Wejdziesz na górę i usiądziesz na huśtawce, a ja wprawię w ruch całą tę
maszynerię. Twoje zadanie to po prostu siedzieć.
– I pamiętać, żeby nie spaść.
– To bym szczególnie polecał. Gotowa?
– Nie.
– Hm?
– Tak – westchnęła Sheridan. – Myślę, że tak.
Udało jej się nie zgubić pantofli, kiedy ostrożnie wspinała się na górę. Była
zupełnie świadoma, że Barney jest tuż za nią, wydaje dźwięki nie do opisania i
dostaje oczopląsu z powodu jej pokrytego falbankami tyłeczka. Platforma była
umieszczona na wysokości około dziewięciu metrów nad podłogą i Sheridan
weszła na nią, spoglądając w dół, na kłębiący się tłum.
– Umieść swój zgrabny tyłeczek na huśtawce – powiedział znudzonym głosem
Barney.
Zgodnie z instrukcją, Sheridan usadowiła się na wyściełanym siedzeniu i
mocno uchwyciła liny, biorąc tak głęboki wdech, na jaki pozwolił obcisły kostium.
– Dobrze, laleczko – powiedział Barney. – Miłej przejażdżki.
– O Boże! – pisnęła Sheridan, kiedy nagle znalazła się w pustce. Zamknęła
oczy, czując uderzenie fali powietrza i otworzyła je zaraz, bo poczuła zawrót
109880625.004.png
głowy. „Jestem już martwa – myślała bezładnie. – Nić mojego życia zostanie
zerwana w wieku dwudziestu siedmiu lat. Jestem zbyt młoda, żeby umrzeć! Chcę z
tego zejść! Chcę do domu! Chcę do łazienki!”
Przez następne pięć minut Sheridan usiłowała ocalić życie. Każdy mięsień jej
ciała był napięty do granic możliwości, podczas gdy huśtała się tam i z powrotem,
tam i z powrotem. Powoli zaczęła się odprężać. Stały rytm huśtawki uspokajał jej
napięte jak struny nerwy. Fakt, że maszyneria skrzypiała złowieszczo, nie wpływał
dodatnio na samopoczucie dziewczyny, ale całość wydawała się wystarczająco
mocna.
„Wszystko, co muszę zrobić – zadecydowała Sheridan – to udawać kogoś
innego. Zaplanuję sobie listę zakupów; w myślach napiszę największą powieść
Ameryki; porozmyślam o moim kochanym Dominiku. Boże, gdyby Dominik mógł
mnie teraz zobaczyć, nie uwierzyłby własnym oczom. Albo upadłby na podłogę w
napadzie śmiechu. „
– Wykreślić z myśli słowo „upadek” – powiedziała Sheridan do siebie. – W
ogóle nie brać pod uwagę tej możliwości. O nie! – jęknęła, kiedy jeden z
satynowych pantofli zsunął się z jej pięty.
Wykręciła palce do góry, usiłując utrzymać niesforny materiał, podczas gdy
drugą stopą przyciskała podeszwę. Nic z tego! Miała równocześnie palce wygięte
do środka i nogi ułożone w iks. Nikt nie zwracał na nią uwagi, ale było jej
piekielnie niewygodnie. Powoli przesuwała palcami wzdłuż świecącej tkaniny i
prawie udało się jej wepchnąć go z powrotem na piętę, gdy pantofel nagle ześliznął
się i poszybował w kierunku podłogi.
– Och – powiedziała Sheridan, patrząc w dół i wykrzywiając usta, kiedy
jasnoróżowy obiekt wylądował dokładnie na ramieniu jakiegoś mężczyzny.
Gracz podskoczył zdumiony i przestraszony, ujął w dłonie podarunek z nieba i
spojrzał w górę na Sheridan.
– Dzięki, kochanie – zawołał, machając pantoflem. – Wezmę go do domu jako
pamiątkę.
Sheridan uśmiechnęła się i usiłowała mu pokiwać, ale w ostatnim momencie
przypomniała sobie, że nie może puścić liny.
– Hej, słodziutka, a co dla mnie? – wrzasnął jakiś korpulentny mężczyzna.
– Co, do diabła? – zamruczała Sheridan, potrząsając stopą i patrząc, jak
następny pantofel żeglując spada w pobliżu mężczyzny, który o niego prosił.
– Zdejmiesz coś jeszcze? – krzyknął ktoś, na co Sheridan odpowiedziała
energicznym potrząśnięciem głowy.
109880625.005.png
Podniecające wydarzenie najwyraźniej się skończyło i widzowie wrócili do
swoich spraw, a Sheridan huśtając się jednostajnie, doszła do wniosku, że jeszcze
nigdy w życiu nie była tak znudzona. I naprawdę musiała pójść do łazienki. Ale
cóż, nie mogła po prostu podnieść ręki i prosić o pozwolenie na opuszczenie klasy.
Przez kolejne piętnaście minut Sheridan zabawiała się, obserwując z góry
rodzaj ludzki. Dziwne. Było bardzo wielu łysiejących mężczyzn. Biedactwa! A
kobiety! Blond włosy z ciemnymi odrostami, wielkie brzuchy, zwiotczałe ramiona.
Z drugiej strony były tam też gdzieniegdzie szerokie, męskie bary. Szczególne
wrażenie zrobiły na niej ramiona w ciemnoniebieskim sportowym płaszczu. Masa
włosów na wieńczącej ramiona głowie była równie ciemna jak fryzura Sheridan i
wspaniale lśniła w błyszczących światłach sali. Pomyślała, że może być wysoki,
ale trudno było to stwierdzić na pewno. Każdy wydawał się trochę niewyraźny z jej
korzystnego do obserwacji miejsca. Nie mogła zobaczyć twarzy mężczyzny, ale
jego ręce były duże i opalone. Zdecydowanie przesuwały tam i z powrotem sztony
na czarnym stoliku, przy którym grał.
Z braku czegoś lepszego do roboty Sheridan pozwoliła swojej wyobraźni
wybrać zawód dla przystojnego gracza. Lekarz? Prawnik? Członek mafii? „Byłoby
łatwiej, gdybym mogła zobaczyć jego twarz – pomyślała. – Cóż, stworzę jakąś.
Wystające kości policzkowe, ciemne brwi dokładnie w kolorze włosów, prosty nos,
uśmiech nadający się do reklamowania pasty do zębów. Krótko mówiąc, piękny,
wspaniały, marzenie każdej kobiety. Oczy. Zapomniałam o oczach. Bezdenne
sadzawki, tak ciemne, że ledwie można dostrzec źrenice – myślała Sheridan
dramatycznie. – Oczy, których spojrzenie może stopić cię całkowicie. Tak!”
Obraz był ukończony. Perfekcyjny od czubka głowy po palce stóp, a gdzieś po
drodze wąskie biodra, muskularne uda i stalowa pierś, pokryta ciemnym
owłosieniem. To tyle na jego temat. Znowu była znudzona.
Nagle Sheridan usłyszała hałas inny niż trzeszczenie, do którego prawie już
przywykła. Zaniepokojona rozejrzała się dookoła i jej oczy rozszerzyły się
przerażeniem, kiedy ujrzała, że złączenie liny z siedzeniem otworzyło się
samoczynnie. Zmrożona strachem przez kilka długich chwil patrzyła, jak zatrzask
wysuwa się coraz bardziej i bardziej ze swojej oprawy, wreszcie z jej gardła
wyrwał się przeszywający krzyk. Obiema rękami uchwyciła linę po drugiej stronie
dokładnie w momencie, kiedy siedzenie zerwało się, a ona zawisła ponad
zatłoczoną salą.
– O Boże! – krzyknął jakiś głos. – Popatrzcie do góry! Ta dziewczyna ma
kłopoty.
109880625.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin