Wylie Jonathan - Zniszczona Ziemia 02 - Mroczne Krolestwo.doc

(1361 KB) Pobierz
...

Jonathan Wylie

 

 

Zniszczona ziemia

 

Księga II

 

Mroczne królestwo

 

Przełożył JACEK KOZERSKI

 

Tytuł oryginału THE LIGHTLESS KINGDOM

 

 

Amber 1994

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Książkę tę dedykuję, z wyrazami miłości, Czwórce...

Christine i Clive'owi, Jonowi (ponownie)

i na końcu

(ale stanowczo nie jako ostatniej -

w rzeczywistości zwykle była pierwsza),

Sue.

 

 

* * *

 

 

Ogromne dzięki za tę chwilę wytchnienia.

 

 

 

 

 

 

Wydarzenia opisane w tomie I...

 

 

Czternaście lat minęło od Zniszczenia, które sprawiło, iż Kai przestał wierzyć w magię jako siłę naturalną. Jego ukochana uczennica, Gemma, stwierdziła, że świat Kaia i rodziny już jej nie wystarcza. Wyrzekłszy się swego królewskiego dziedzictwa odrzuciła przekonania tych, których kochała, i poddała się impulsowi nakazującemu jej popłynąć na niedawno odkryty Południowy Kontynent.

Gemma, bowiem jest pewna, że magia wciąż żyje, lecz nie ma na to dowodu. Nikt nie chce traktować jej poważnie, nawet Arden, sceptyczny awanturnik, który choć jej pomaga, drwi też z jej wiary.

W świecie, gdzie istnieją alternatywne rzeczywistości, gdzie latające miasta przemykają nocą przez obozowiska i gdzie pustynne piaski śpiewają podróżnym ku ich zgubie, Gemma i Arden wykorzystują swe talenty, by uratować dziwną i piękną Dolinę Poznania przed suszą i zniszczeniem. Odkrywają prawdziwe źródło swych snów, zdumiewające tajemnice pustynnego kamienia i odkrywają, że chociaż magii daleko jest do śmierci, to jej pozostałości i sposób, w jaki się je wykorzystuje, są przerażająco niebezpieczne.

 

 

Wszystkie postaci występujące w tej książce są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwa do prawdziwych osób, żyjących lub zmarłych, są czysto przypadkowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Część pierwsza

Wędrowcy

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

(Dlaczego zawsze jest tak ciemno?)

 

 

Widziała go kilka razy. Przeżywała wtedy nadzieję i jej utratę, w chwili, gdy uświadomiła sobie nierealność. Niekiedy oglądała jego oczyma zamazane i napawające strachem obrazy. Pewnego razu przyglądała się, jak pełznie, powoli i boleśnie, czarnym połyskującym tunelem. Słaba, mdła luminescencja sącząca się ze ścian stanowiła jedyne źródło światła.

Potem pojawili się obcy. Nigdy nie widziała ich wyraźnie, lecz wiedziała, że wraz z nimi pojawiają się strach i nadzieja, podejrzliwość, i dominujące nad wszystkim, wręcz namacalne, poczucie odmienności. Nie mogła dostrzec ich twarzy, - jeśli w ogóle je mieli.

Lecz tym razem było inaczej. Leżał na plecach, w miejscu rozleglejszym niż jakiekolwiek przedtem. Było tutaj sucho; żadnej pędzącej obok wody, żadnych kropel ściekających z otaczających go ścian. W przyćmionym, płynącym z góry złamanym świetle nic nie połyskiwało i nic się nie poruszało. Jedynie niezmienna ciemność miała jakąś realną treść.

Nieznośne poczucie osamotnienia wypełniające jej poprzednie wizje zniknęło. Nawet ból zelżał. Pozostała jednak niepewność.

Gdzie jesteś?

Nie miała jakichś zdecydowanych poglądów na temat życia po śmierci, lecz wiedziała, że inni je mają. Jednak z pewnością nie byłoby to nic w tym rodzaju. Wydawało się zbyt okrutne, zbyt nieprzekonywające.

Nie!

Umknęła przed konsekwencjami swoich myśli.

On żyje!

Wierzyła w to wbrew wszelkim świadectwom, wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Ponownie skupiła się na postaci leżącej nieruchomo gdzieś w dole. Jego oczy były zamknięte, a ramiona złożone na piersi; nie wiedziała, czy jeszcze oddycha. Ciało przykryte miał od pasa w dół jakimś materiałem.

Powietrze było chłodne, nieruchome i milczące, a ona unosiła się w nim jak księżyc na niebie, jak widmowa poświata, która niczego nie oświetla. Bez względu na to, czy miejsce to stanowiło część jej świata, czy też innego, jedno było pewne. Gdziekolwiek było, słońce nigdy nie docierało do tego posępnego królestwa. Niewyraźne, czarne kształty pojawiły się w jej polu widzenia i Gemma zastygła w napięciu, targana sprzecznymi uczuciami, jakie zawsze wywoływali w niej ci obcy. Przesunęli się ku odwróconej twarzą do ziemi postaci, zdając się nad nią pochylać, drażniąco nieuchwytni nieomal zasłonili leżącą postać.

Nie krzywdźcie go!

Krzyknęła to odruchowo. Nie miała powodów - z wyjątkiem swego strachu przed nieznanym - by nie ufać tajemniczym istotom. Nie wiedziała, czy są cielesne, czy też są przejawem innej formy życia. Nigdy jednak nie mogła dostrzec szczegółów ich powierzchowności. Przychodziły i odchodziły w milczeniu; cienie wśród cieni.

Po chwili wycofały się, roztapiając w ciemności, taki samo niespiesznie, jak się pojawiły.

Nie poruszył się, lecz jego twarz zdradzała odrobinę więcej siły, a uczucie bólu nie wykrzywiało już tak mocno jej rysów. Odetchnęła z ulgą. Nie zrobili mu krzywdy. Może nawet mu pomogli! Radość, jaką odczuła na tę myśl, szybko zgasła i Gemma uświadomiła sobie brak rzeczywistej wiedzy. Odebrało jej to nikłą nadzieję.

Nie możesz mi dać jakiegoś znaku?

Męka była tak wielka, że nieomal uciekła wzrokiem, narażając się na zerwanie kontaktu. Lecz jej oczy niewoliły potężniejsze moce. Bez względu na to, jaka będzie cena, ona ją zapłaci. Choćby te mroczne wizje obdarzały ją najgłębszym smutkiem, warte były każdej chwili, jaką trwały. Powód był prosty.

Kocham cię.

Jego powieki zadrgały i uniosły się, a ją ogarnęła kolejna fala radości.

Słyszysz mnie?

I wówczas zobaczyła absolutne oszołomienie w jego zielonych oczach. Rozejrzał się nieprzytomnie, choć prawie nie mógł poruszać głową. Znowu zawładnął nimi ból i wizja zgasła.

Kocham cię.

Odszedł. Skończyło się i gdy zapłakała z ulgi wywołanej końcem męczarni, pragnęła już następnego razu, kolejnego kontaktu.

To było wszystko, co jej pozostało.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

 

- Tej nocy znowu śnił mi się Arden - oznajmiła Gemma Mallory następnego dnia rankiem.

- Wiem - odparła jej przyjaciółka. - Słyszałam cię. Wydawałaś się tak nieszczęśliwa, że już chciałam wstać i cię obudzić.

- Nie! - rzuciła gwałtownie Gemma. - Nigdy tego nie rób.

Mallory odwróciła się od swych wypieków i spojrzała na Gemmę z wyrazem troski i smutku na twarzy.

- To tylko sny, Gemmo.

- Nie. To coś więcej.

Nie po raz pierwszy się o to sprzeczały. Mallory miał po swej stronie logikę i zdrowy rozsądek, lecz wiedziała, ż nigdy nie zdoła przekonać Gemmy o śmierci Ardena dopóki nie przedstawi jej oczywistego dowodu. I prawdę mówiąc nie było szansy, żeby taki dowód kiedykolwiek się pojawił.

Arden zaginął w wysokich górach, położonych daleko na południe od doliny. Zniknął w tym samym czasie, kiedy| cała góra została przesunięta na skutek procesu, który Mallory przyjęła do wiadomości, lecz którego nie rozumiała. W grę wchodziła tu magia, a cały proces został wywołany przez Gemmę. Podczas gdy dla doliny, domu Mallory, skutek tego procesu był życiodajny i radosny - rzeka powróciła do ich wyschniętej i umierającej krainy - w górach równało się to trzęsieniu ziemi, z epicentrum dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się Arden. Chociaż Mallory i mieszkańcy pobliskiej wioski przeszukali cal po calu pobliskie okolice, odnaleźli jedynie konia i ekwipunek; sam mężczyzna zniknął bez śladu. Gemma pozostała osamotniona w swym przekonaniu, że przeżył zarówno trzęsienie ziemi oraz towarzyszącą mu skalną lawinę, jak i wzburzoną falę rzeki skierowanej w swe dawne koryto.

Od tych wydarzeń minęły prawie cztery miesiące. Od więcej niż połowy tego czasu Gemma mieszkała w dolinie. Przybyła tam spodziewając się zastać Ardena i wpadła w przygnębienie, kiedy usłyszała opowieść Mallory o jego zaginięciu. Od tego czasu nic, nawet cudowne odrodzenie się doliny i jej niezwykłych mieszkańców, nie wystarczało, by wyrwać Gemmę, choć na chwilę z przygnębienia. Uchwyciła się kurczowo nadziei, że któregoś dnia Arden powróci. Jej sny, przynajmniej dla niej, stanowiły dostateczne świadectwo, że wciąż gdzieś tam żyje.

Mallory wiedziała, że musi przekonać Gemmę, iż jest inaczej; innym wyjściem było pogodzenie się z udręczeniem przyjaciółki. Porzuciła, więc teraz swoje zajęcie i przysiadła się do Gemmy siedzącej przy kuchennym stole. Położyła ręce, wciąż pokryte mącznym pyłem, na dłoniach Gemmy i przyjrzała jej się z troską w oczach. Życie na wolnym powietrzu przyciemniło naturalną, jasną cerę Gemmy i piegi były ledwo widoczne. Jej ognistoczerwone włosy, tak rzadkie w tych południowych krainach, spadały na ramiona. Łagodne szare oczy odzwierciedlały poczucie winy, żal i odrobinę przekory. Widząc to wszystko Mallory poczuła, jak żal ściska jej serce. Na swój sposób kochała Ardena, lecz ból, jakiego doświadczała po jego utracie, był niczym w porównaniu z cierpieniem Gemmy.

- Sny rodzą się wewnątrz twojej głowy - powiedział wolno.

- Zwykłe sny, tak - odparła natychmiast Gemma. - Ale te pochodzą od niego.

- Tak ci się tylko wydaje, bo chcesz tego. Chcesz wierzyć, że Arden wciąż żyje, więc wyczarowujesz go sobie w ten sposób.

- Jeżeli to prawda, to, dlaczego śni mi się w takim strasznym miejscu? - zapytała Gemma. - Dlaczego nie w jakimś przyjemnym, takim jak dolina? To tam chciałabym, aby był.

- Ponieważ sny nie są zależne od naszych życzeń - powiedziała łagodnie Mallory. - Kto wie, skąd biorą się senne marzenia?

- Zawsze jest tam tak ciemno - mówiła dalej Gemma wzdrygając się na samo wspomnienie. - Zawsze.

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin