Intryga z majowym bzem i konwalią w tle.doc

(73 KB) Pobierz
Do historii chyba przejdą już imprezy, jakie robimy w pracy

Intryga: słowo groźne, niebez­pieczne, wrogie, jakby szczerzyło zęby. Romek twierdzi, że nie posu­nął się do tej nikczemności, ale Grzegorz był innego zdania.

Te wczasy Romek wygrał w ra­diowym konkursie. Znał odpowiedź, zadzwonił tak z głupia frant ­i masz... I miał problem, bo wczasy dla dwóch osób; z kim? Przecież nie z jedną drugą własnych starych. Ko­legów już nie ma, kto mógł, wyje­chał. Dziewczyny Romek nie ma. Nawet gdyby miał, też by nie wziął. Dziewcząt Romek miał potąd! - jak sam pokazywał. Trzeba uczciwie przyznać, że Romek jest przystojny: uroda, sylwetka i tak dalej i że dziewczyny same lgnęły do niego; on po prostu brał to, co one niosły mu niemalże jak na tacy. Gdy kolejny raz, łamiąc własne postanowienia, wsuwał penisa w kolejną dziurkę, taką samą jak wszystkie i z takim samym efektem: dziewczyna traciła oddech, raz nawet cnotę - ale wtedy Romek był bardziej czuły i delikatny, taką miał naturę - wyobrażał sobie, że le­ży... I tu się zaczynał dramat Romka: ukrywał, że bardziej niż nagość dziewczyny pociąga go nagość dru­giego chłopaka. Chcąc zdusić w so­bie te myśli, puszczał się w wir życia, a potem beznamiętnie stwierdzał, że to nuda i monotonia: dziura u dziew­czyny każda taka sama. A spróbuj znaleźć dwóch chłopaków z takimi samymi jajami i takim samym kuta­sem! Męski penis: ile w nim siły!, do­wodził. Każdą dziurę rozepchnie, pokona. I dupa chłopaka: jaka jest kształtna, męska, mocna! Romek to wie, bo kolegów ma wielu. Nikomu z nich do głowy by nie przyszło po­sądzać go o jakieś odchyły, dlatego nikt przed nim, przy różnych typo­wych i nietypowych okazjach ze swoją nagością nie uciekał do kąta. Toteż Romek wie, jakiego niewinnego ptaszka ma Tomcio Paluszek, jak ciężko wiszą grube jaja Mruka czy ja­ką długą żyłę ma Filu. I oni wiedzą, jakim dopracowanym i wypieszczo­nym, jak mówią, cackiem dysponuje Romek i wcale się nie dziwią, że je­mu dziewczyny po prostu dają. Uro­da chłopaka nie zawsze idzie w pa­rze z jego sprawnością w łóżku, czy­li z "jakością usług seksualnych", w tym z wielkością penisa, co za­wsze podkreślał Filu, ale u Romka wszystko to stało - dosłownie i w przenośni - na najwyższym po­ziomie. Sam Romek coraz bardziej uświadamiał sobie, że nie tego po­trzebuje. Dlaczego wówczas, dwa, trzy lata wstecz, nie przyjął propozy­cji pewnego pana i nie poszedł z nim? Dziś żałował, a wówczas z ironicz­nym uśmieszkiem myślał, czy przy­padkiem nie powinien być dumny, że podoba się także chłopakom.­

Wracając do wczasów. Ta myśl przyszła nagle: Grzegorz! Świeżo upieczony maturzysta, podłamany faktem, że start na ekonomię nie powiódł mu się. Romek niedawno go poznał. Jeden telefon... Pani P. z lukrowaną słodyczą dziękowała za pamięć. Jak najbardziej! Chłopak się odpręży, zapomni! Jest na treningu, zadzwoni, jak wróci. Zadzwonił. Nie bardzo kojarzył, kto to go za­prasza. Gdy skojarzył - jasne! Chciał zapłacić, ale Romek się uniósł, że nie ma mowy, to wygrana, on też nie płacił.

Ośrodek prezentował się przy­zwoicie - i pierwsze rozczarowanie. Domek był mały, ciasny, jeden poko­ik, umywalka i WC, bez łazienki. Ro­mek zgrzytnął zębami, a Grzegorz wzruszył ramionami: wiadomo, że ci za darmo porządnego pokoju nie dadzą. I tego samego wieczora w kafejce, gdy opierali sprawę o bu­fet, od kulturalnego koniaczku do zwykłej czystej i od niewinnego "rączka na kolanku" do słodkiego szeptu Estery:

- Kocham wysokich! Czuję się przy nich taka bezpieczna!

Grzegorz mierzył z metr dzie­więćdziesiąt, a buty nosił chyba roz­miar czterdzieści pięć. przy tym po­stawny, zbudowany, sportowa syl­wetka - słowem: koszykarz całą gę­bą i do rzeczy.

- Może byśmy się zabawili? - spy­tała Martyna, jej współtowarzyszka, a pytanie to było skierowane do Romka. Cóż miał odpowiedzieć, gdy Estera dupą prasowała jaja Grzego­rza, a rozpalona dłoń Martyny bez przerwy podchodziła Romkowi pod rozporek?

Zmienili lokal i stało się... (ta scenka nie jest gejom miła, ale tak było). Spodnie na łydkach i dwie go­łe dupy w rytmicznych porusze­niach. Romek robił to bez zaangażo­wania, ale po reakcji Martyny wi­dział, że sieje w niej dokładne spu­stoszenie. Grzegorz natomiast sapał ciężko, ale Esterze coś było nie w smak; czyżby jej nie dawał jak trzeba?

- Bo mi nogi wyłamiesz!

To było do Grześka. Romek na moment zgubił rytm: co on z nią ro­bi? - pomyślał, właśnie wprowadza­jąc Martynę w niebyt ekstazy.

- Nie mogę, skończmy, zejdź... ­to znów Estera.

Grzegorz w tej samej chwili spiął pośladki, cofnął biodra i opadł, i pewnie ozdobił spermą brzuch Es­tery, bo znów sapał, a ona syczała, że mógł to zrobić obok. Romek pa­miętał o gumie; właśnie ją ściągał. W całym domku unosiła się woń bzu; zapachowe. I miękki szept Martyny:

- Jesteś wondeńull. Od początku czułam, jak jedziesz we mnie gorącą falą, daleko, głęboko.

 

Romek lubił komplementy. Za­wsze budowały jego męską dumę. Co prawda nigdy nie dupił w towa­rzystwie i nie wiedział, czy to poma­ga, czy przeszkadza. Przed chwilą był pewien, że to bardziej podnieca. Teraz nie.

Dziewczyny wyszły. Romek wcią­gnął spodnie, zapiął się; nie świecił światła. Teraz patrzył w półmroku, jak Grzegorz siedzi gołym tyłkiem na brzegu tapczanu i rozwiązuje sznurowadła oplecione na kapslach, odciągnął rzepy, zdjął te wielkie ka­jaki, skopał spodnie, wciągnął bok­serki i odetchnął prostując plecy. Po­wiedział, że ma ją w dupie; to pew­nie było o Esterze.

- Nogi wyłamać, ku... jakoś dotąd żadnej nie wyłamałem - mruczał. ­A ten "wonderfull" - to oczywiście było pod adresem Romka. I głośniej: - Latała pod tobą, jakbyś ją prądem głaskał. Gorącą falą, daleko, głębo­ko. No pewnie; takim. Gdyby mnie ktoś tak wyje bał, chuja bym mu ca­łował - odrzucił koc, wyklepał po­duszkę i wyraźnie układał się do snu. - A mój - Grzegorz podniósł wska­zujący palec - żeby łeb zmoczył, musi być w dziurze na styk z jajami! Taki jest. Dobranoc. Ale żeby nogi wyłamać? Cześć! - i padł w pościel, przykrywając się byle jak, a Romek z trudem opanował wesołość.

Grzegorz pochrapywał z lekkim świstem, a Romek rozmyślał, co to znaczy: "Musi być w dziurze na styk z jajami". jaki naprawdę jest Grze­gorz? Ma chłopak, co trzeba, widać przez gatki. A może by tak zająć się Grzesiem i dyskretnie sprowoko­wać to czy tamto?

Grzegorz obudził się i od razu trącił Romka.

- Wstajesz?

- Po co? - wymamrotał Romek, patrząc na zegarek. - Dopiero siód­ma!

- Muszę wsadzić dupę pod wodę.

Jeżeli Grzegorz ma zamiar się ką­pać, to, rzecz jasna, takiej okazji Ro­mek nie przepuści!

- To ja też - i wygrzebał się z po­ścieli.

Tak zwane "publiczne" natryski były pod psem: dwa sitka bez kabin, więc nie wiadomo czy dla jednego, czy dla dwóch. I jeden drewniany wieszak. Ale właśnie chlapało się dwóch, więc musieli poczekać. Ten niższy, widząc ich, spoza spienionej grzywy nad czołem rzucił wesołe: "Minuta, zaraz kończymy", ale Romkowi wcale nie zależało, żeby już kończyli. Ten wyglądał na dwa­dzieścia parę lat: drobny, szczupły, nieduże jajeczka, nieduży penis, ale włos na jajach ładny, gęsty; miły wi­dok. Romek patrzył, panując nad wypiekami na twarzy, które w każ­dej chwili mógł wytłumaczyć zapa­rowaną duchotą. Ten drugi nato­miast - typowy paker: szerokie ra­miona, bary, plecy, uda i ładna okrą­gła dupa, cała owłosiona, razem z udami i łydkami - i właśnie odwró­cił się. I Romek, i Grzegorz jak na komendę spojrzeli w to samo miej­sce: opasły, długi penis wisiał mu nie­mal do połowy uda! Patrzyli, jakby co najmniej ujrzeli zjawę lub ducha, podczas gdy chłopaczek o bardzo[11łodziutkiej twarzy, która zupełnie nie pasowała do jego napakowanego ciała, sięgnął po ręcznik i ze słowa­mi: "Świetna woda!" wycofał się spod natrysku. Starszy powiedział: "już wolne" - i obaj, wytarłszy się byle jak, przepasani ręcznikiem na biodrach, wyszli.

- Widziałeś? - odezwał się Ro­mek, żeby otrząsnąć się z faktu, że jak dureń gapi się w drzwi, które za­mknęły się za wychodzącymi.

- Ale ma! - Grzegorz, wyraźnie poruszony, oblizał wargi. - Słysza­łem, że są tacy, ale gdybym nie zoba­czył...

- Gdzie oni się szukali? - wypalił Romek bez namysłu. - Ten mały ze swoim wyglądał przy nim jak koliber. Nie, stary, coś mi tu pachnie... - Ro­mek nie chciał powiedzieć: śmier­dzi. - Ciekawe, kto kogo używa? ­i ugryzł się w język, widząc rybią mi­nę Grzegorza.

- Myślisz, że oni coś...? - Grze­gorz stał nieruchomo, z głową prze­krzywioną jak szpak, którego uczą gwizdać.

- Stary, to nie jest normalne, żeby ich pały nie były dla nich zasko­czeniem - przekonywał Romek. ­A oni zachowywali się tak, jakby się znali od lat! ja, gdybym przypusz­czał, że ty na przykład masz taki apa­rat jak ten, a ja taki jak tamten, to bym się przy tobie nie rozebrał!

- Ja nie mam takiego. - zaprze­czył Grzegorz z miną podwójnej ry­by na bezdechu i dopiero po chwili sztucznie się roześmiał

- Ja też nie - przyznał Romek wi­dząc, że Grzegorza można łapać na słówkach jak dzieciaka na kłam­stwie. Teraz zdjął spodnie i slipy, po­wiesił je na wieszaku i przemaszero­wał goły pod sitko. Grzegorz odpro­wadził go wzrokiem.

Romek był ciekaw męskości Grzegorza: jakie ma ciężarki, jaka rura zdobi jego wysportowane ko­szykarskie ciało? I ta zagadka o jajach na styk... Romek wiedział, że aby zobaczyć nagość Grzegorza, musi pokazać swoją. Więc pokazał. Cze­kał na reakcję Grzegorza, który wy­dawał mu się w tej chwili mocno speszony. Nareszcie wrzucił swoje dżinsy razem z bokserkami na wie­szak i świecąc białymi pośladkami wszedł obok pod rozpylony stru­mień. Romek prześlizgnął się wzro­kiem po jego nagości i uniósł brwi grymasem zdziwienia. Pośladki Grzegorz na pewno ma atrakcyjne, ale to, co samo natychmiast rzucało się w oczy, to jego penis: bardzo mały. króciutki, taki, że wśród gę­stych łonowych włosów prawie nie było go widać - i duże, zwarte jądra w grubej, pękatej mosznie! Pasowa­ło to jedno z drugim jak pięść do no­sa, jakby nie z tego kompletu były! Romek już chciał coś powiedzieć, co odwróciłoby kierunek jego myśli, tymczasem Grzegorz, odważnie lu­strując jego ciało, rzekł:

- Tobie też niezła lufa urosła.

Romek gładko przełknął komple­ment.

- A ty co? Rusznikarz?

- Ja... Cóż ja? - bąknął Grzegorz w odpowiedzi. - Gdyby o ciężar jaj chodziło, pewnie byłbym w czołów­ce - roześmiał się z wyraźnym dy­stansem do samego siebie. - Bo z małym czasem mam problem. Po wczorajszym już wiesz.

- Nic nie wiem - zaprzeczył Romek spokojnie.

- Słyszałeś.

- Nie słyszałem. Taką mam zasadę. I nic nie widziałem.. Nie tylko dlatego, że było ciemno.

- Masz moje pięć, stary, tu cię nie znałem. - Grzegorz przybił mu "piątkę". - Znasz dowcip, czy moż­na się pieprzyć na odległość? Nie? Otóż można. Pod warunkiem, że odległość nie przekracza długości. Długości pały, oczywiście. jak byś miał małego jak ja, z dolnej półeczki, też byś cudów nie zrobił. Muszę iść mocno na styk, żeby choć trochę w dziurze pojeździć. Ty to co innego - Grzegorz patrzył w kształtnego penisa Romka. - Na pewno jesteś "wonderfull" - westchnął i nieocze­kiwanie wziął mu penisa w dłoń; Romka dreszcz przebiegł.

- Puść, bo mi stanie...

- Wonderfull. Na pewno - powtórzył Grzegorz i speszył się. Cof­nął dłoń. - Tylko raz byłem z dziew­czyną - rzekł ciszej. - Ale w łóżku ­podkreślił. - Cała nago, ja też. I wczoraj ta... Ale z Alicją paluszek, języczek, na końcu twardy malu­szek. I jakoś poszło. Nie mówiła, że jej nogi wyłamuję.

- Aleś się uczepił - przerwał mu Romek. - Wolałbyś mieć takiego, jak tamten? - ruchem głowy wskazał drzwi. - Ma chłopak dobry interes, ale teoretycznie! Teraz go sobie wy­obraź, jak stoi. I wsadź takiego! ­dokończył przewrotnie.

- Hm... A mojego umiałbyś sobie wyobrazić? - Grzegorz zaśmiał się krzywo, pokazując palcami jakiś dzi­waczny kształt. - jakby pszczoła użądliła korniszona!

- Jajcarz do kwadratu - prychnął Romek, przyznając w duchu, że te­mat rozmowy bardzo mu odpowia­da. Podjarać go gadką o dziewczynie i na pewno mu stanie! - Popatrz na nasze. - rzekł, podchodząc bliżej. - Natura wie, dlaczego takich tworzy najwięcej. Przykładasz go między uda, żołędzią blokujesz jej wejście, pochwa się rozszerza, tworzy się podciśnienie i dziurka ci sama wsysa małego, czujesz, jak wpływasz do środka, jak bierzesz ją w posiadanie. I patrz - Romek ułożył swego peni­sa na dłoni - za sprawą tego małego diablika całe jej ciało jest twoje. I na tym polega rozkosz!

- Przestań - Grzegorz zareago­wał niespokojnie. jeszcze przed chwilą był czerwony po uszy, teraz na policzkach miał mocne wypieki z obwódkami białymi jak kreda. Przysłaniał penisa dłonią, lecz żołądź wyraźnie spychała z siebie napletek, wysuwając się w górę; więc... już? I nagle: - Niech szlag trafi! Zimna le­ci! - wyskoczył jak z procy.

- Cholera! - Romek także uskoczył w tył.

- I patrz - Grzegorz wciągał bok­serki i spodnie. - Wcale się nie wy­kąpałem.

- Wcale nie chciałeś. Chciałeś tyl­ko wsadzić dupę pod wodę - przy­pomniał Romek. - No to wsadziłeś.

- Zgrywus. Ty chyba samą gadką dziewczyny rozkładasz. Mojego też byś rozłożył, jak bym cię dłużej słu­chał.

- A to już by był twój problem... - odrzekł, w duchu klnąc na czym świat stoi.

Dzień niczego nowego nie przy­niósł; ani ten, ani następny, oprócz coraz większego wzajemnego luzu w temacie "własna nagość". Prze­bierali się bez skrępowania, przy czym Grzegorz wyraźnie zwlekał z włożeniem czystych spodenek, co Romkowi bardzo odpowiadało. Ro­mek natomiast oświadczył, że jeśli rano znów mały będzie mu stał, to niech się Grzegorz nie szczypie, to nie będzie z jego powodu.

W piątek znów natknęli się na Martynę i Esterę. Grzegorzowi zwa­rzył się humor. Brakło tematu, a gdy chciały nawijać, jak to było miło i tak dalej, odpalił, że nie chce nikomu wyłamywać nóg. Romek dodał, że spóźniły się o dobę: on jebie tylko w dni parzyste.

Wracali po północy. Nieliczne la­tarnie rozświetlały alejkę, w dodat­ku świeciła tylko co druga, co trze­cia. Domki tonęły w ciemności, ale z jednego poprzez niedomknięte okiennice przebijało światło i dolatywał brzęk szkła oraz ściszone głosy.

- Patrz, ci obracają flachę bez przepłacania w bufecie. - powie­dział Grzegorz, podchodząc bliżej. I wtedy obaj wyraźnie usłyszeli...

- Był lepszy ode mnie. Pomyśla­łem: z takim kogutem stanąłbym do walki.

- I stanąłeś?

I Grzegorz, i Romek zatrzymali się. Znali te głosy. To przecież ci dwaj spod natrysków!

- I w kącie za wieszakami - to mówił ten z długim kutasem - wsa­dził mi łapę w jaja i fiuta w gardło. Idziemy, zapytał? Bez dwóch zdań!

... O czym oni rozmawiają?..

- Na parkingu miał brykę. I tutaj na ful. Wpychał jak w siódme piekło, ale jak mi wjebał, świat przestał ist­nieć. Ja też mu nie byłem dłużny. Tak się zaczęło. Aż kiedyś nie przyjechał. I tak się skończyło.

- Mnie jakbyś takiego wpierdolił, to bym chyba wykorkował.

- Mm... Przyhamuj, bo polecę. Gadasz. Nie ma takiej pały, która by nie weszła ani takiej dupy, która by nie zmieściła. Jak trzeba, jestem ak­tywny i nikogo jeszcze nie wykończyłem. Ale wolę być pas... Wkładaj gumę, chodź, potem się jeszcze po­bawisz...

Romkowi naraz było gorąco. Chwycił Grzegorza za rękę.

- Walimy stąd!

- Pedały zajeb...! Mogli przynaj­mniej zamknąć okno! - rzucił Grze­gorz, gdy dobiegli do głównej alejki.

- Byłoby im duszno - odsapnął Romek. - A tu patrz, po deszczu ja­kie powietrze świeże.

- Ty jesteś chyba większy szajbus niż oni! - Grzegorz spojrzał niepew­nie, a widząc, że Romek tłumi śmiech, pierwszy ryknął w głos. Ro­mek za nim!

W pokoju ten temat wciąż go nurtował. Ale nadal był oburzony.

- Jak taki może w męską dupę? ­pytał, wygładzając rozgrzebaną po­ściel.

- Nie wiem, nie pchałem. - odpowiedział Romek.

- I chwała ci za to!

- A może szkoda? - spytał Romek przekornie.

- Coś ty, niepoważny? - Grze­gorz nadal odmawiał "takim" prawa do oddychania tym samym powie­trzem. Teraz położył się, okrywając kocem. - Zrobiłbyś to? - spytał za­dziornie.

- Zależy, z kim. Nie, coś ty. - Ro­mek zmieszał się widząc rozdzia­wioną gębę Grzegorza; po co to mówi? - Ale... - zaczął po chwili ­mój gość od filozofii mówił, że aby mieć własny osąd spraw, wszystkie­go w życiu trzeba spróbować. Co ja mogę o tym powiedzieć, albo ty, jak żaden z nas nie był z chłopakiem? Może to ma jakiś urok...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin